piątek, 23 marca 2012

Mefisto i zabawki

Dziś zaległa kompilacja filmików wideo z Mefisto igrającym z zabawkami różniastymi. Choć niekwestionowanymi hitami dla mego kocura są zabawki zrobione samodzielnie, ot kawałek sznurka, piłeczka, pudełko, to czasem nie mogę się oprzeć, by mu czegoś nie kupić.

Mefisto i miotełka. Sprawiała mu dużo frajdy, ale jej żywot był dosyć krótki. Z ostrymi ząbkami i pazurkami kocura nie miała żadnych szans.


Mefisto i myszki. Największa radocha to zrzucanie ich z biurka. Może dlatego, że łażenie po meblach jest niemile widziane (choć przymyka się na to oczy), więc dreszczyk emocji większy.




Mefisto i grzechotnik. Wąż początkowo budził zaciekawienie, ale szybko poszedł w odstawkę. Może to przez ten jego różowo giejowaty kolor...


cdn...

Na filmikach troszkę widać łysinki mego Mefisto - wygolone łapki i brzuszek, które są wynikiem ciągłych wizyt u weterynarza.


poniedziałek, 19 marca 2012

St. Patrick's Day


Pamietając o tym, że należy dzień święty święcić, na swój sposób uczciliśmy Dzień Świętego Patryka, patrona (będącej przedmiotem moich amatorskich lecz wieloletnich badań historycznych) Irlandii, ale też opiekuna zwierząt domowych.



Od świtu umilaliśmy sąsiadom dzień dźwiękami celtyckiej muzyki, według zasady im głośniej tym fajniej. Pragnąc poszerzyć ich horyzonty i pogłębić wrażliwość muzyczną często zachaczaliśmy o pogranicze bardzo odległych wydawałoby się stylów muzycznych, serwując potężną dawkę dźwięków z mojej bogatej biblioteki zespołów folk, viking i celtic metalowych.



Wybraliśmy się też z Mefisto na długi spacer, z czego nasz kochany śmierdziuch był szczególnie zadowolony.






Jak świętować to w pełni, więc coś dla ducha i coś dla ciała. A że do wszystkiego, a więc również i spożywania trunków wszelakich, podchodzę z dużym namaszczeniem, zaangażowaniem, pieczołowitością, skrupulatnością i profesjonalizmem, to kończę tą krótką relację, bo poprostu... więcej grzechów nie pamiętam.


PS. Niedzielny poranek: miny nieszczęśników zdążających na poranną mszę, gdy ujrzeli snującego się do domu leprechauna, bezcenne.


Zresztą, na niektóre wydarzenia warto chyba spuścić zasłonę milczenia lub niech się w przyszłości staną źródłem dociekań historyków i moich biografów, buehehehe :)

Podobnie, jak wielką niewiadomą, tonącą w pomrokach niepamięci są wydarzenia z wielu poprzednich Dni Świętego Patryka... Na zdjęciu owieczka, która od lat dumnie stoi na szafie, ale źródło jej pochodzenia pozostaje wciąż zagadkowe...




środa, 14 marca 2012

Kot jako Perpetuum mobile...

Mefisto, wprawdzie jest kocurem o niewyczerpalnych chyba zasobach energii, nie posiadającym przy tym wyłącznika ani przynajmniej opcji "wycisz", ale i tak daleko mu jeszcze do perpetuum mobile.

Dziś chciałbym przedstawić, być może już Wam znany, paradoks kota posmarowanego masłem...

Nawiązuje on do dwóch popularnych przekonań, o tym, że kot zawsze spada na cztery łapy, oraz że kromka zawsze spada na podłogę stroną posmarowaną masłem.

Próbowano przeprowadzić eksperyment myślowy polegający na ustaleniu co się stanie z kotem po umocowaniu na jego grzbiecie posmarowanej z wierzchu masłem kromki chleba i spuszczeniu go z wysokości.

Świetnie ilustruje to poniższy rysunek.



W kolejnych fazach eksperymentu:

1. Kot zaczyna spadać na cztery łapy.
2. Kot zaczyna obracać się, aby kromka spadła stroną posmarowaną masłem
3. Kot zaczyna lewitować i wirować w nieskończoność, powstaje siła antygrawitacyjna oraz perpetuum mobile.

Analizę paradoksu oraz próbę naukowego wytłumaczenia znajdziecie tutaj:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Perpetuum_mobile

W skrócie chodzi o to:

Dogłębna analiza paradoksu przy wykorzystaniu błędnego toku myślenia może doprowadzić do powstania wniosku, iż eksperyment wytworzy antygrawitację.

Można bowiem sądzić, iż na początku kot będzie spadać na cztery łapy, jednak w miarę zbliżania się do ziemi zacznie obracać się, aby kromka spadła stroną posmarowaną masłem.

Następnie kot zacznie obracać się w nieskończoność, utrzymując się na małej wysokości ponad powierzchnią ziemi.

Obracanie się kota musiałoby jednak być spowodowane wpływami sił grawitacji – w przeciwnym wypadku naruszałoby to zasadę zachowania energii.

Musiałaby istnieć siła przeciwstawiająca się ziemskiej sile grawitacji, a jeśli kot miałby się dodatkowo obracać wokół własnej osi, musiałaby istnieć dodatkowa siła, a miejsce jej przyłożenia determinowałoby, w którą stronę kot się obraca".

Poniżej filmik animowany "Perpetual Motion", za który w czerwcu 2003 Kimberly Miner wygrała Nagrodę Akademii Studenckiej. Film został oparty na eksperymentach przeprowadzonych przez jej przyjaciela, który badał potencjalne skutki działania paradoksu.




A tutaj, w reklamie "Flying Horse" - kot jako perpetuum mobile:



niedziela, 11 marca 2012

Pierwszy spacer

Mefisto, buntownik i przekora, wszystko robiący na opak, łaknący wolności uciekinier. W schronisku, z którego go przygarnęlismy opisywany był jako: "Heweliusz (tak go nazwano w schronisku) to kocur o niby - twardym i niby - nieustępliwym charakterze. Jednak pod wpływem odrobiny czułości z tygrysa przekształca się w potulnego kotka. Najczęściej usytuowany blisko drzwi wejściowych stara się wymruczeć sobie właściciela. Co dotychczas kończyło się dla niego wielkim niepowodzeniem". Takiego go też tam pierwszy raz ujrzeliśmy, zaczajonego przy furtce wejściowej, częściowo zlęknionego, częściowo zaciekawionego. Poznałem go jednak na tyle dobrze, że wiem, że jego stałe niemal rezydowanie przy wejściu, nie było próbą wymruczenia sobie nowego właściciela, lecz czekaniem na okazję, by stamtąd prsynąć. Przycupnięty przy furtce obmyślał szczwany plan wielkiej ucieczki. Pozostało mu to zresztą do dzisiaj. Przychodząc z pracy do domu sam już nie jestem pewien, czy pobudzony Mefisto wita mnie przy drzwiach wejściowych czy poprostu sposobi się, by prysnąć na zewnątrz.

Od początku założyliśmy, że Mefisto będzie typowo domowym kocurkiem, nie puszczanym samopas poza mieszkanie, które stało się jego królestwem. W mieście czycha zbyt dużo niebezpieczeństw w postaci pędzących samochodów, mechanicznych pułapek, zwierząt (nie tylko nieprzyjaznych psów czy dzikich kotów, bo choć to niemal środek miasta natknąłem się ostatnio na lisa i kunę) a przede wszystkim ludzi. I to nie tylko zwyrodnialców, znęcających się nad zwierzętami, lecz również tych odrażających dla mnie kocich mamusiek, które tak naprawdę nie kochają zwierząt, lecz mają niezłą sieczkę w głowie. Kolekcjonują koty jak przedmioty, potrafią zwinąć z ulicy zadbanego kotka z obróżką, który zgubił się lub czmychnął włascicielowi, by tymczasowo dać upust swemu instynktowi. Ot, kolejny kot-przedmiot do kolekcji. Przed wypuszczaniem Mefisto samego powstrzymuje mnie jeszcze możliwość przywleczenia jakichś choróbsk od innych kotów. Tym bardziej, że leczymy go nieustannie od kilku miesięcy z tego czego nabawił się w schronisku.

Nie mniej jednak, stanąłem przed dylematem, czy "więzić" w domu takiego indywidualistę, tęsknie i z zaciekawieniem oglądającego przez okno świat, podjudzanego przez przelatujące i ćwierkające ptaki. Do tego sam Mefisto zaczął pod drzwiami urządzać niesutanne koncerty na wysokich rejestrach, że dostał nową ksywkę "Pi...ny Pavarotti".  Zakupiłem więc smyczkę i szelki, choć zawsze uważałem paradowanie z kotem na smyczy jako mocno giejowate.


Pierwsza próba założenia tego ustrojstwa okupiona była ostrymi protestami, fukaniem, syczeniem, podrapaniem i niezłą awanturą między mną a Mefisto. Wypchnięty niemal na siłę za drzwi Mefisto przestał kozaczyć. Choć do przodu pchała go ciekawość i wreszcie częściowo spełnione marzenie, to nowość tej sytuacji napędzała mu niezłego stracha. Skulony, z  przyciśniętymi do głowy uszkami, nerwowo zamiatając ogonem, drżąc ni to z podniecenia ni to ze strachu przemykał wzdłuż ścian budynku jak na tajnej akcji. Następnego dnia jednak już sam wpychał główkę w szelki, niecierpliwiąc się tylko, że zakładanie tego "chomąta" tak długo trwa.


Fajnie jest sprawiać radość swemu futrzakowi. Efekt jest jednak taki: koncerty pod drzwiami mam teraz całodobowo - Pavarotti drze non stop mordkę "wypuść mnie, wypuść, chcę na spacer!".




sobota, 3 marca 2012

Przebiśniegi...

Tęskniliście za wiosną? Ja nie bardzo. Kocham zimę, surowe i mroźne krajobrazy, siarczyste mrozy. Może dlatego, że to właśnie w pewną zimową, grudniową noc, obwieściłem światu swe nadejście. Zima ma w sobie jakąś magię, kojarzy mi się z czystością i nieskalaniem. Pierwsze ciepłe dni natomiast ukazały całą szkaradotę naszych miast, miasteczek i wiosek, którą do tej pory litościwie przykrywała śnieżna kopuła. Spod topniejącego śniegu, niczym na stanowisku archeologicznym, zaczęły ujawniać się artefakty naszego (nie)dorozwoju cywilizacyjnego. Sterty śmieci, błoto i pierwsze oznaki wiosny - przebiśniegi, czyli wszędzie walające się psie odchody. Nie ukrywam, że chętnie wytarzałbym twarze właścicieli psów w odchodach ich pupilków. Może to nauczyłoby te wszystkie pańcie z pieskami sprzątania po sobie.



czwartek, 1 marca 2012

Masakra w "Burger Bird Drive"

Miejsce makabry: komora silnika leciwego Peugeota 106, która po zmierzchu zamieniała się w miejsce nielegalnych spotkań grup przestępczych "Niebieskie Ptaki" i "Nocni Łowcy", jak i została upatrzona jako spiżarnio-jadłodajnia, gdzie magazynowano a następnie spożywano nielegalnie z pewnością zdobyte jedzenie.

Poczynione obserwacje przyniosły zebranie materiału dowodowego w postaci resztek jedzenia pozostawionych przez członków obu tych grup. O ile w przypadku "Niebieskich Ptaków" były to w większości przypadków kromki chleba, o tyle posiłkiem "Nocnych Łowców" stali się... członkowie grupy rywali.

Rozważane są następujące wersje wypadków:

Zarówno koty jak i ptaki niezależnie od siebie i nie mając początkowo świadomości o rywalach zaczęły wykorzystywać cieplutkie pomieszczenie jako schowek na zdobyte z trudem ziomową porą pożywienie. Tak powstała nielegalna melina "Burger Bird Drive Bar". Ptaki znosiły sobie tam patyczki do uwicia gniazdka, skórki chleba, kartofelki, a koty grzały się na ciepłym silniku. Znaleziono też ogryzione kości, ale pewności nie ma czyja strona je tam zakamuflowała. W pewnym momencie musiało dojść do nieuniknionej konfrontacji. Prawdopodobnie niczego nieświadomy ptak został zaskoczony przez równie nieświadomego i równie zaskoczonego kota i tym samym ten pierwszy stał się posiłkiem dla tego drugiego. Wersja druga zakłada, że do maskary nie doszło w "Burger Bird Drive", a bezgłowe ciało ptaka zostało pod osłoną nocy tam podrzucone. Sprawa jest rozwojowa....