Tadaaaał! Panie i Panowie dziś przedstawiam Wam kolejnego spacerowego kota. A to za sprawą znanej i Wam pani od "trzech taczek"... czyli "czytaczki", "oglądaczki" i "komentaczki" naszej Tawerny - przesympatycznej Ninki z Olsztyna.
Poza tym, że po niecierpliwym oczekiwaniu wreszcie Ninka podzieliła się z nami fotkami jej kocurka Songo, cieszy mnie, że coraz więcej opiekunów uprawia ze swoimi kotami wspólne spacery. Tak więc, po Kukusiu z Karpacza, również Songo dołącza do mojego tawernianego Klubu Kotów Spacerowo Zakręconych :)
Tak, tak, to nie jest Mefisto!
Ale oddajmy głos samej Nince, bo któż może nam lepiej opowiedzieć o swoim kocie niż kochający opiekun?
Ok, Ninka, raz... dwa... trzy... nawijasz teraz Ty:
Czasem nawet wtedy, kiedy padał niewielki deszcz, którym zresztą Songo wcale się nie przejmował. Wychodziliśmy też zimą, przy niewielkim mrozie, ale rzadko i na krótko. W końcu kot przebywający cały czas w ogrzewanym pomieszczeniu nie jest przystosowany do niskich temperatur.
Songo bardzo lubi spacery wokół naszego bloku. Zachowuje się tak samo, jak Mefisto i przyjaźnie odnosi się do wszystkich spotykanych zwierząt.
Szkoda, że nie udało mi się zrobić zdjęcia jak wita się z psem sąsiadki z dołu:) Ale zawsze kontrolujemy sytuację, bo nigdy nie wiadomo, na kogo się trafi; są różne zwierzaki i różni właściciele - na jednym z ostatnich spacerów prawie roczny sznaucerek znajomych usiłował go ugryżć, na szczęście sytuacja (z obu stron!) była pod kontrolą.
Również mniej więcej w tym samym czasie usiłowała zaatakować Songa wychodząca kotka innej znajomej. Kotka mieszka na parterze, wychodzi, kiedy ma ochotę i na tym terenie czuje się panią, więc goni wszystkie inne koty. Ja raczej staram się nie dopuszczać do kontaktów Songa z obcymi zwierzakami, ale mój mąż jest bardziej beztroski, co kilka lat temu źle się dla Songa skończyło, bo zaatakował go kot sąsiadki z dołu. No i naszemu kotu zrobił się ropień na grzbiecie, dostał gorączki, a konsekwencją było kilka wizyt u weterynarza, wyciskanie ropnia i zastrzyki z antybiotykiem.
Jednak na całkiem obcym terenie nasz kot nie czuje się dobrze. Kiedyś zabraliśmy go nad jezioro, a on wcale nie chciał wyjść z koszyka. Być może nie podobał mu się szum fal, był wtedy duży wiatr. Ale w innym domu, na przykład u mojej siostry, czuje się jak u siebie, choć bywa tam rzadko. Także na niezbyt wielkiej ogrodzonej przestrzeni (np. działka) zachowuje się zupełnie spokojnie.
Ponieważ po zezłomowaniu naszego starego samochodu, na kolejny na razie nas nie stać, nie zabieramy Songa w żadne dalsze podróże, ale spacery po okolicy chyba mu wystarczają :)
Ninka! Po tej historyjce chyba nie tylko ja mam ochotę na więcej! Myślę, że nasi czytelnicy-przyjaciele zgodnie zamienią się teraz w prosiaki... To co? Prosimy, prosimy o więcej! Wielkie ukłony dla dzielnego Pana Songo.