Przeglądając kocie blogi często można natknąć się na nich na wpisy dotyczące testowania różnych kocich produktów, które zostały przesłane blogerom przez firmy lub sklepy zoologiczne. Jest to niewątpliwie dobra praktyka firm, które docierają do bezpośrednio zainteresowanych, dają możliwość spróbowania naszym zwierzakom np. jakichś nieznanych przysmaków czy nowych, wchodzących na rynek produktów a tym samym zapewniają sobie reklamę wśród potencjalnych odbiorców.
Jeśli chodzi zaś o blogerskie wpisy umieszczane na taką okoliczność mam jednak dosyć mieszane uczucia. Mechanizm wygląda mniej więcej tak: ktoś dostaje przesyłkę --> tym samym czuje się zobowiązany do wyrażenia wdzięczności wobec ofiarodawcy --> bez względu na jakość czy przydatność produktu stara się ogłosić swój zachwyt na blogu --> rozpoczyna się eksplozja ochów i achów okraszona serią pozowanych zdjęć. Jak chyba wszyscy lubimy dostawać prezenty. Jednak inaczej postrzegamy te otrzymywane od przyjaciół, znajomych bądź przychylnych nam ludzi a inaczej te ofiarowane nam przez firmy. Te pierwsze to dawane od serca, z sympatii - te drugie zaś, choć również miłe a nawet czasem pożyteczne i użyteczne, tak naprawdę są przesyłkami marketingowymi. Skoro nazywane są prezentami nie powinny pociągać za sobą żadnych zobowiązań. Z wielu propozycji współpracy zrezygnowaliśmy, gdyż wymuszały np. zamieszczenie czołobitnej (ale nie podpartej rzeczywistym "zachwytem" moich kocurów) recenzji jakiegoś produktu.
Podziękowałem też kilkukrotnie za propozycję wymiany banerów lub linków bo niby dlaczego miałbym za darmo czynić reklamę komercyjnych sklepów jeśli nie sponsorują mojego bloga bądź nie sprezentują moim kocurkom jakiejś niespodzianki. Przy sporej oglądalności mego bloga, sama wymiana linkami to chyba trochę za mało. Nie zależy mi na nabijaniu licznika odwiedzin bo najbardziej szanuję tych, którzy poszukują na mym blogu konkretnych informacji (np. na temat chorób, leczenia czy żywienia), prowadzą merytoryczną dyskusję a nie zamieszczają jedno wyrazowe lub jednozdaniowe komentarze typu "śliczny kotek".
Trafiają się też zupełnie nietrafione przesyłki, na temat których ciężko napisać coś pozytywnego poza tym, że je dostaliśmy za darmo. Koty to specyficzne zwierzęta, mają swoje przyzwyczajenia, upodobania, potrzeby, charaktery ale też widzimisię. To co uwielbia jeden kot, przez drugiego może być traktowane z obojętnością bądź pogardą. Czasem coś co było przeznaczone dla moich kocurów nie spotkało się z ich dobrym przyjęciem ale za to skorzystały na tym inne koty. I tak kilkukrotnie np. sprezentowaną bądź kupioną karmą wykarmiłem mniej wybredne niż moje, bezdomne koty, worek naturalnego żwirku (przez który moje kocurki dwa dni omijały kuwetę) trafił do domu z trzema kotkami, które preferują wyłącznie właśnie taki, itd. itp.
Pozostaje jeszcze kwestia uczciwości i wiarygodności zamieszczanych tekstów. Moje kocury, jak to typowe mruczki, lubią próbować nowości ale mają też swoje wymagania. Znam swoje koty na tyle, że wiem o ich kulinarnych "widzi mi się" i nie każdy "smakołyk" będzie przez nich tolerowany. Kocham swoje koty i staram się opiekować nimi odpowiedzialnie. Zanim im coś podam, dużo czytam o jakimś produkcie, zadaję pytania, chcę poznać ich skład czy opinie innych. Moja "Tawerna" znana jest z tego, że piszę uczciwie, czasem kontrowersyjnie i "pod prąd" ale zawsze uczciwie i dzięki temu mam stałe grono wiernych odbiorców. Nie mogę więc komukolwiek obiecać pełnej zachwytu recenzji na moim blogu jeżeli będzie ona nieprawdziwa bądź naciągana.
Umieszczając dzisiejszy wpis prawdopodobnie skazuję się na ostracyzm ze strony przyszłych "sponsorów".
Są jednak tacy, którzy przyjęli moje podejście ze zrozumieniem. I tak otrzymaliśmy ostatnio przesyłkę ze sklepu
NaszeZoo.pl.
W korespondencji mailowej wyjaśniłem, że nie składam czczych deklaracji i przedstawiłem swoje spostrzeżenia dotyczące różnych ofert współpracy. W przeciwieństwie do wielu innych firm, nie zraziło ich to a być może nawet ujęła szczerość. To co mi się bardzo spodobało, to indywidualne podejście do klienta. Zanim
NaszeZoo wysłało nam prezent zostaliśmy "przepytani" na temat preferencji żywieniowych naszych kocurków. A skoro słuchają swoich klientów (co bardzo cenię) to postanowiłem więc, że akurat o nich warto napisać kilka słów.
Wyjaśniłem, że moje kocury, jako istoty iście kotowate o zawartości 100% kota w kocie, są bezwzględnymi mięsożercami i chowają się głównie na diecie mięsnej. Gotowe karmy podaję im również, ale jako uzupełnienie i np. gdy wiem, że dłużej mnie nie będzie w domu lub rano, gdy spieszę się do pracy bo przygotowanie dla nich mięska jest dość czasochłonne. Jeśli chodzi o gotowe karmy, to moje kocurki mają różne preferencje: Mefisto jada tylko mokre karmy i gardzi suchymi a Morfeusz zupełnie przeciwnie - zajada się "chrupkami" (czego staram się go oduczyć).
Sklep
NaszeZoo starał się jak najlepiej dostosować prezent do naszych sugestii i w efekcie Mefisto otrzymał pasztecik w tubce a Morfeusz suchą karmę ale jak widać na poniższych zdjęciach nie odmówili sobie wymiany i spróbowania jedzonka brata.
Sprezentowane żarełko smakowało M&M'som ale z oceną jestem ostrożny. Wprowadzanie nowej karmy do kociej diety trwać powinno co najmniej tydzień. Nigdy nie można się napalać, że skoro coś posmakowało kotu to na pewno stanie się jego ulubionym daniem. Pewnie znacie to z doświadczenia, gdy wydawało się wam, że wreszcie utrafiliście w gust swego wybrednego sierściuszka, zakupiliście większą partię specyfiku i potem niejedna puszka kupiona na zapas poszła w kubeł bo mu się odwidziało. Moje chłopaki w ostatnich dniach nie są też zbytnio wiarygodnymi testerami. Są świeżo po szczepieniu i przeważnie po tym bywają przez kilka dni nieswoi, osowiali i grymaśni. Ale skorzystał na tym kot-pirat, którego poznaliście we wpisie "
Kapitan Morgan". Ten sympatyczny łobuz nadal nas odwiedza i spędza z nami czas na spacerach. Staram się zawsze mieć przy sobie jakiś smakołyk dla podobnych jemu wędrowców a tubka z pasztetem jest bardzo poręczna - nie zostawia okruchów i kawałków jakichś kocich smaczków, na które zawsze natykałem się grzebiąc w swoich kieszeniach :)
A jakie są Wasze doświadczenia we współpracy ze sklepami zoologicznymi lub firmami oferującymi produkty dla zwierząt? Korzystacie z zakupów w internetowych sklepach zoologicznych?