Nędzne wynagrodzenie, ta płaczu warta jałmużna, eufemistycznie nazywana wypłatą, powodująca napędzającą się spiralę długów, zobowiązań, zaległych płatności zmusza do podejmowania dodatkowych działań zarobkowych byle jakoś przeżyć kolejny miesiąc, tydzień, dzień. Pomyśleć, że dzięki swoim zdolnościom organizatorskim przez te wszystkie ostatnie lata pomogłem tak wielu ludziom w znalezieniu pracy, w zarobieniu czasem całkiem dużych pieniędzy, zdobyciu atrakcyjnych zleceń czy honorariów. Bez żadnych profitów dla siebie, czasem nawet bez wdzięczności lub zwykłego "dziękuję".
Jak to mówią "szewc bez butów chodzi" - to co przychodzi z łatwością, gdy pomagasz innym, w odniesieniu do samego siebie staje się błądzeniem po polu minowym bez mapy. Gdy stajesz przed problemem, musisz poradzić sobie z nim sam. Pukasz do znajomych drzwi a czujesz się tak jakbyś nagle przemalował się na niewidzialno.
Mam na utrzymaniu moją ukochaną trójkę sierotek, Lui Lu i dwóch M&M'sów - Mefisto i Morfeusza. Pewnie gdyby nie oni rzuciłbym wszystko w czorty, może nawet wyjechał z tego chorego kraju. Zaciskam jednak zęby, łkam i czepiam się wszystkiego co pozwala mi zapewnić im dach nad głową i strawę (a zwierzaczkom dodatkowo opiekę weterynaryjną, bo to dwa przypadki szczególnej troski).
Jednym z moich dodatkowych zajęć ostatnio było podobnie jak w ubiegłym roku dostarczanie decyzji podatkowych. Wymieszane, wybełtane, niepełne, przekazane mi w totalnym chaosie w reklamówkach, rozkładaliśmy te pisma na podłodze w domu, segregowaliśmy numerami obiektów, ulicami, nazwiskami, pakowaliśmy do kopert, wypełnialiśmy jakieś bzdurne i czasochłonne raporty dzienne. Setki kopert, pism, awiz, potwierdzeń odbioru porozkładanych w każdym możliwym kącie - nasza Tawerna wyglądała jak w Pratchett'owskim "Piekle pocztowym".
Brak czasu jakiego nie mogłem poświęcić moim kocurkom rekompensowały sobie same. Nawet z tego całego zamieszania czerpały radość, dzielnie asystując przy kopertowaniu, zasadzając dupalki w kolejnych przytarganych przeze mnie pudłach, wylegując się na urzędowych pismach lub obgryzając koperty.
W tym roku Mefisto w tych czynnościach miał już "pomagiera" w osobie rozkosznego Morfeusza. Jak pamiętacie, w ubiegłym roku, cały ciężar segregowania listów, spoczywał wyłącznie na jego barkach (patrz: Kot pocztowy>>>):
"Mało mnie" ostatnio dla moich kochanych istotek. Dlatego korzystają z każdej okazji, by być razem. Asystują przy wszystkich czynnościach zarówno mi jak i Lui:
Kochane chłopaki...
He, he, koty pocztowe i... kotartony. :) Fajnie się dowiedzieć, co tam u Was. Mniej fajnie skonstatować, że nie bardziej obficie u Was niż u nas. :( No jest dupowato, jest. Na szczęście wiosna nadchodzi, jagody, grzyby i inne korzonki w lesie nie dadzą nam może sczeznąć całkiem w tej naszej ojczyźnie umiłowanej.
OdpowiedzUsuńPozdro Wam i pogłaski - wedle domyślnego rozdzielnika. :)
Mam świadomość, że podobne problemy dotykają nie tylko nas. Wystarczy spojrzeć wokół, ludzie bez radości życia przemykają po ulicach, każdemu w głowach kołaczą szare myśli jak rozwiązać piętrzące się przeszkody. Proponujesz powrót do dziczy - jestem za :) Tyle, że w dzisiejszych czasach to i w lesie pewnie odnaleźliby człowieka: Hela z Gazowni, Krystyna z Elektrowni, Jadzia z Banku czy Brunhilda ze Skarbówki :)
UsuńOj dobrze rozumiem te pracowe problemy :-( Moja praca niestety nie przynosi satysfakcji ani finansowej ani innej :-( Ale nie umiem znaleźć czegoś lepszego na razie i cieszę się, że choć ją mam jak patrzę ile czasu znajomi szukają nowych zajęć. Dobrze, że mam choć swoje hobby, które przynosi mi radość i jakąś satysfakcję.
OdpowiedzUsuńFajnie, że choć dorobić Ci się udaje choć brakiem czasu to skutkuje. Na szczęście masz kocich pomocników :-) Ponieważ nas też mało w domu wiem dokładnie jak to jest z kotami asystującymi - nasze koty oblegają nas korzystając z każdej okazji do spędzenia razem czasu :-)
Mam nadzieję, że w kwestii pracy kiedyś się nam poprawi. Trzymam kciuki!
Satysfakcji finansowej nigdy nie miałem z pracy, nie dlatego że mam duże bądź wymyślne potrzeby lecz zawsze była to jałmużna. Satysfakcję twórczą za to do niedawna tak. Tyle że, jak długo można robić coś idealistycznie? Satysfakcją z dobrze wykonanej pracy nie napełni się lodówki ani nie popłaci rachunków. A i ludzie potrafią zabić każdą radość z dokonanego dzieła. Nie wpływa to dobrze ani na dalszą motywację do pracy ani też nie przedstawia się optymistycznie na przyszłość. To nie powinno być też tak, że po jednej pracy człowiek leci do drugiej albo po nocach jakieś dodatkowe zlecenia wykonuje - tak przeleci całe życie odbijając się nie tylko na zdrowiu ale też na najbliższych, z którymi traci się kontakt. Człowiek zmęczony, podminowany, sfrustrowany nie jest ani dobrym kolegą ani partnerem.
UsuńRozczula mnie Morfeusz, który siada mi na kolanach, gdy ja "okupuję" latrynę i nie chce się ruszyć i wypuścić mnie do pracy :)
Na temat wysokości wypłat nie będę się wypowiadać, bo cisną mi się na usta różne słowa, szczególnie, kiedy wspominam wypowiedzi na temat kosztów pracy oraz zbyt wysokiej płacy minimalnej.
OdpowiedzUsuńIdzie wiosna, pogoda cudna (przynajmniej u nas), na moich ulubionych blogach nowe wpisy - tylko się cieszyć!
Ninka.
P.s. Podobno albo się Pratchetta uwielbia, albo nie w ogóle nie rozumie. Ja z tych pierwszych.
Ninka.
Miało być: "... albo w ogóle nie rozumie."
UsuńNinka.
Ze stosunku wysokości wypłat (dochodów) do opłat i kosztów utrzymania można by wnioskować, że jesteśmy społeczeństwem mega rozpasanym konsumpcyjnie. Więcej wydajemy niż zarabiamy, zaciągamy pożyczki i kredyty. Wk... mnie utrzymywanie, że nam się tak świetnie powodzi, bo coraz więcej wydajemy. Taki rudy Pinokio przy swoich dochodach i szemranych układach jakby nie rozumiał, że wydajemy więcej nie dlatego, że nasza stopa życiowa się zwiększyła tylko, że wszystko jest droższe. Dla niektórych wizyta nawet w takiej Biedronce, uznawanej za dość tani market, jest jak wyprawa do sklepu z dobrami luksusowymi. Nie ma nic smutniejszego, jak widok ludzi którzy przy kasie lub przed sklepowymi półkami liczą drobniaki i zastanawiają się, czy jak kupią kawałek wyrobu seropodobnego to starczy im jeszcze na parówki z przemielonej tektury!
UsuńLubię Pratchetta, ale nie jestem jego bezkrytycznym wyznawcą. Czasem wydaje mi się, że produkuje te książki jak Chińczycy ryż. Najbardziej lubię pierwsze części Świata Dysku, szczególnie te z Wiedźmami, Strażą Miejską i oczywiście Śmiercią :)
No, jasne; jedne jego książki lubię bardziej, inne mniej, ale zawsze dobrze mnie nastraja ten absurdalny dowcip, ta jego komnata pełna krzywych luster i puszczanie do nas oka, nawet gdy wydaje się śmiertelnie poważny; śmieję się z tego, co widziane "normalnie" mnie wkurza i ten śmiech działa na mnie odświeżająco.
UsuńWiedźmy, Śmierć i straż miejska są super, ale bardzo lubię również "Piekło pocztowe" i "Świat finansjery".
Ninka.
Pratchett był zawsze dla mnie odskocznią od jakichś poważniejszych pozycji. Lubiłem właśnie chwytać za "Świat Dysku" pomiędzy czytaniem jakichś "cięższych" książek, bo daje mnóstwo zabawy. Polecam też "Kroniki żelaznego druida" Kevina Hearne. Bardzo fajna seria o druidzie, który ma dwa tysiące lat, żyje współcześnie i zmaga się z bóstwami i postaciami znanymi z różnych mitologii, od Thora po polskie wiedźmy (jest też Jezusek) :) Aaa, jako towarzysza ma psa Oberona, który wiecznie ma ochotę na francuskie pudlice i świetnie po psiemu komentuje wydarzenia :)
UsuńNie jest ciekawie rzeczywiście dla młodych i w ogóle dla wszystkich w tym naszym absurdalnym kraju -//
OdpowiedzUsuńDobrze że masz takich fajnych pomagierów :-D
Pozdrawiam serdecznie całą Tawernę :-))
To trochę nasza wina. Jesteśmy od dzieciństwa karmieni pewnym honorowym ale jednak kłamstwem: "ucz się pilnie, pracuj ciężko, to cię ktoś doceni". Mija rok, drugi, dziesięć lat, piętnaście, ktoś się pnie po twoich barkach w górę, ty umordowany, wypalony dalej naiwnie zapierdzielasz, tyle że z coraz mniejszą nadzieją na poprawę losu lub tego "obiecanego" docenienia.
UsuńRozkoszne mruczando od moich pomagierów :)
Oj, życie ciężkie (zresztą nikt nie obiecywał, że będzie lekkie) ale mimo to cieszymy się ogromnie z powrotu naszych ulubionych M&M'sów.
OdpowiedzUsuńW miarę możliwości i czasu będziemy snuć tu w Tawernie wątki częściej niż podczas ostatniego zastoju. Fajno, że wciąż tu zaglądasz. Duża buźka!
UsuńCo tu pisać - przykro mi że u Was jest nie najlepiej. Ale musicie być dobrej myśli. Bo raz na wozie raz pod wozem.Najważniejsze że jesteście razem , kochacie się a reszta jakoś się ułoży - wiem,wiem dobrze mówić :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJawohl! Ja nie siedzę i nie jojczę tylko, że jest źle, cały czas coś staram się robić. Prawda, że wiary coraz mniej, sił też już jakby brak. Hah, jednym z następnych moich tatuaży będzie napis "Tiocfaidh ár lá" - Nasz dzień nadejdzie :)
UsuńKurcze, aż strach pomyśleć co to będzie w przyszłości. Póki co siedzę spokojnie na garnuszku rodziców - bo dopiero jestem na etapie liceum, ale studia za pasem... A co z pracą na czesne? Jakiś pokój? I jeszcze przedłużenie wieku emerytalnego? Przecież to już zupełnie nie będzie wolnych miejsc...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że u Was się w końcu wszystko polepszy! Trzymajcie się gorąco i mruczaśnie!
Witaj Marcepanku :) Jest nadzieja, że w przyszłości Ty ani Twoje pokolenie będzie wiodło lepsze życie. Choć jak patrzę dokąd ten kraj i świat zmierza... Ja nie mam dzieci, choć już czas najwyższy. Nie chcę jednak, bym jako ojciec był zmuszony odmawiać dziecku tego co powinno mieć, tłumaczyć, że nie kupię mu czegoś, bo nas nie stać. Nie chcę też pracować i dorabiać dniami i nocami, by mu to zapewnić, bo chciałym być ojcem a nie gościem w domu! Kurcze, powinienem Cię natchnąć czymś optymistycznym na przyszłość...
UsuńA ja się cieszę, że się odezwaliście i że można Was zobaczyć takich pięknych i młodych jak z obrazka.
OdpowiedzUsuńPrzykro mi bardzo, że tak Wam się układa nie najlepiej.. Oby się w końcu odmieniło.
Pozdrawiam serdecznie.
Piękni i młodzi, hihihi, to chyba tylko Lui Lu i M&M'sy :) Postaram się pisać częściej jak też zaglądać do Was. Ale jak sama rozumiesz czasu, sił i humoru trochę brak.
UsuńEch..nie jest lekko.. Aż nie bardzo wiem co napisać, bo staje mi przed oczami moja obecna, nie wesoła sytuacja... Życie czasem nas nie rozpieszcza, ale nie pozostaje nic innego jak przeć do przodu!! Staram się nie tracić optymizmu i wierzę, że będzie lepiej! :))))
OdpowiedzUsuńSerce się raduje jak patrzę na zaprzyjaźnionych M&Msów!:)))
Uściski przesyłam!:))
Nie jest lekko, życie to nie jakieś popowe pitu pitu tylko heavy metal :) No nic, trochę pomarudziłem w tym poście i komentarzach, bo czasem trzeba z siebie zrzucić balast. Ok, bomby zrzucone, głowępodnoszę do góry (nie zadzierając przy tym nosa i bacznie patrząc by nie wdepnąć w psiego kupala). Buźka!
UsuńWitaj po dłuuugiej przerwie,no i poleciałeś z niewesołym tematem,przykro mi:(
OdpowiedzUsuńNie będę się powtarzać,bo prawda oczywista wylewa się z nas.
Trzymam kciuki za lepiej,niż gorzej,albo za całkiem dobrze.
Mefisto i Morfeusz nadal bezkonkurencyjni.Kot pocztowy cudny:)
Cóż każda pomoc jest ważna,nawet kocia,przynajmniej na swoich możesz liczyć.
Pozdrowienia dla Wszystkich:)
Witaj, witaj! Temat niewesoły lecz życiowy. A Rudy Pinokio dalej w telewizji kłamie jak to jest wspaniale. Z tym jego uśmiechem jakby żyletki połknął. Jego i tą całą polityczną mafię zagrzebałbym w kociej kuwecie.
UsuńNo nic, towarzystwo moich M&M'sów (ostatnio nazywam ich Bąbelkami) rozczula mnie i powoduje, że szybko złość czy chmurne myśli przechodzą.
Jak to ujęła Lui: Nasze kotki wyczytały w regulaminie chyba o obowiązku przestrzegania tajemnicy korespondencyjnej, więc nie dopuściły do listów nikogo, ustawiając wartę całodobową- dla zmyłki podgryzając pudełko, by nie było atrakcyjne dla ewentualnego złodzieja, albo przesłaniając całym ciałem listy udając 20 kilowy kamień, którego nie sposób przesunąć!
hm...a kim jestes z zawodu?
OdpowiedzUsuń