piątek, 10 maja 2013

Kocury w Parku

W ubiegłym roku zwiedziliśmy z Mefisto niemal cały Park Zamkowy. Przeszliśmy go wzdłuż i wszerz (patrz: Park Zamkowy), przemierzaliśmy urokliwe alejki, odpoczywając w parkowych altankach, dotarliśmy do Ciurka (patrz: Park Zamkowy. Ciurek), odwiedziliśmy Pastuszka i Domek Ogrodnika (patrz: Park Zamkowy cz.3), dzielny Mefisto dreptał z nami nawet jesienią wśród kolorowych liści (patrz: Jesień w Parku), kiedy to wdrapaliśmy się aż na Wzgórze Trzech Krzyży (patrz: tutaj).

Teraz dołączył do niego Morfeusz:


Byłem ciekawy jak na Park zareaguje strachliwy Morfeuszek - w końcu to zupełnie nowy, nieznany i znacznie oddalony od domu teren. Pamiętacie jakiego pietra miał Mefisto, gdy po raz pierwszy zabraliśmy go na przemyskie Zniesienie i Kopiec Tatarski? Był przerażony otwartą przestrzenią i pikującą nad naszymi głowami motolotnią, która jawiła mu się jako atak jastrzębia (zobacz: tutaj).

Okazało się, że Morfeusz spisał się świetnie, polubił Park i jego tajemnice, zadowolony dreptał po alejkach i zaglądał do szczelin w wiekowych drzewach. Był bardzo zadowolony i nie chciał w ogóle wracać do domu.



Wydaje mi się, że nie tylko urzekło go bogactwo przyrody wokół ale czuł się zdecydowanie bardziej bezpieczny i zrelaksowany niż podczas wyjść wokół naszego domu - tutaj nie spotkał rozwrzeszczanych, hałaśliwych i nieprzewidywalnych dzieciaków z ich średnio rozwiniętymi matkami!


Niewiele zrobiliśmy wspólnych zdjęć naszych kocurków podczas tego spaceru, bo... Morfeusz poszedł zwiedzać jedną część Parku (czy też bardziej poznawać Park)...


...a Mefisto drugą, odkrywając jego niepoznane dotąd zakątki, jak np. strumyczek, który interesująco szumiał i dał okazję do zabawy w przeskakiwanie z jednego brzegu na drugi:


Do Parku wrócimy jeszcze nie raz - tym bardziej, że nie widzieliście jeszcze znajdującego się tam Zamku Kazimierzowskiego.


20 komentarzy:

  1. super:-) gratuluję odważnych i żądnych przygód Kocurów :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję, dla mnie to wielka radość, że nie są takimi domowymi spaślakami, ale uwagi im trzeba poświęcać dużo i szukać nowych zabaw i zajęć - takie z nich rozrabiaki :)

      Usuń
  2. A jak się skończyła afera z sąsiadem i jego psem?

    Wspaniały spacer :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie skończyła się, bo tam popieprzona rodzinka chyba kanałami zaczęła chodzić i nie mogę ich namierzyć. Z rozmów z sąsiadami wyszło, że podpadli z różnych powodów wszystkim i wyjdzie z tego większa wojna :)

      Usuń
  3. Morfeusz ma bardzo puchaty ogon :)!... Świetni są :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, przy Morfeuszu ogon Mefisto to jak cienka tasiemka jakaś :) W ogóle jest cały puchaty, a tym ogonkiem na spacerze cały czas kręci zygzaczki i wzbudza tym podziw.

      Usuń
  4. Bardzo fajnie wyglada ten i inne spacery,ale ja mam pytanie techniczne:czy jest możliwość,że Kot przestrszywszy się czegoś może uwolnić się z szelek?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może się tak zdarzyć. Wystraszony kot np. rzuca się do ucieczki - można wtedy łatwo z ręki wypuścić smyczkę. Ale też próbując ratować się ucieczką zaczyna robić dziwne wygibasy ciałem, cofać się, itd. Pamiętaj, że kot to bardzo giętkie zwierzę. Miałem taką przygodę z Mefisto w tamtym roku. Siedziałem sobie na murku a Mefisto obok mnie niby się wylegiwał. Nawet nie wiem jak i kiedy - zobaczyłem, że Mefisto mknie jak strzała po ulicy a ja ze smyczą w ręku i z durnowatą miną dalej siedziałem na murku. Wiesz jak to wykombinował? Przy zakładaniu smyczy i szelek w domu napiął mięśnie. Przed wyjściem jak zwykle sprawdziłem czy szelki nie są za luźne lub zbyt obcisłe. Wyszliśmy na zewnątrz, a ten cwaniaczek rozluźnił mięśnie, wypuścił z płucek powietrze i paroma ruchami wyplątał się z tego chomąta :) Zapamiętał tą sztuczkę i czasem jej nadal próbuje, ale po tym doświadczeniu wiem już kiedy planuje ucieczkę i gilgotaniem doprowadzam by przyjął rzeczywiste rozmiary, żeby wymierzyć odpowiedni luz na szelkach :)))

      Usuń
  5. Wlasnie! Nawiazujac do pytania Orki, jak wygladaja przypadkowe spotkania z wolno biegajacymi psami? Na pewno musi byc ich tam niemalo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci, że na spacerach problemem nie są psy tylko... ludzie z psami. Przyjrzyj się bezdomnym psom: nie ma w nich agresji (chyba, że są chore, sprowokowane lub wystraszone). Chodzą sobie albo pojedynczo, własnymi ścieżkami, smutne, ze spuszczonymi głowami, jakby nieobecne - albo jeśli w grupach to wyglądają jak paczka łobuziaków a nie groźna wataha.

      Natomiast to ludzie z psami są niebezpieczni: ich psy są sfrustrowane, pozostawiane cały dzień w domu, jakiś krótki spacer żeby się odsikał i to ciągnięte są za smycz, bo się jednej pańci z drugą strasznie śpieszy do domu. Wystarczy spojrzeć na takie spacery: gdy idzie jedna pańcia z psem a z naprzeciwka druga - awantura na całą ulicę, szczekanie, warczenie, piana z pyska, mohery z głowy! Do tego, jest wielu debili, którzy uczą swe psy agresji i szczują nimi inne zwierzęta - szczególnie koty. Taką niemiłą przygodę miał ostatnio Morfeusz. Mam takiego sąsiada pół debila - napuścił na Morfeusza swego psa, ten znienacka skoczył Luizie na plecy, Morfeusz ze strachu oszalał, rozorał jej twarz, poddusił się na smyczy, potem całą noc siedział w domu za zasłoną!

      Poza tą przygodą, nasze spotkania z psami wyglądają tak, że Morfeusz ucieka przed nimi, bo to jeszcze dosyć strachliwy kotek. Mefisto zachowuje się zupełnie inaczej. Bardzo rzadko rzuca się do ucieczki, jak coś to zamiast uciekać wskakuje na jakieś podwyższenie, np. drzewko, śmietnik, siatkę lub murek i stamtąd obserwuje "napastnika". Przeważnie jednak przyjmuje postawę bojową: stroszy się, ogon robi jak szczotę i bacznie obserwuje. Gdy pies się zaczyna zbytnio zbliżać: ostrzega go fuknięciem i syczeniem. A gdy tamten mimo wszystko jest na tyle tępy, by podejść za blisko do Mefisto to dostaje w nos z kocich pazurów :) Wszystkie okoliczne psy mają ślady pazurów mojego Mefisto i to zarówno te małe psy jak i wielgachne :) Jestem z niego bardzo dumny!

      Ale tak podsumowując: staram się przewidywać niebezpieczeństwa i gdy może zdarzyć się coś rzeczywiście groźnego, to biorę kocury na ręce (Morfeusza) i oddalamy się z tego miejsca lub prowadzę je w zupełnie inne miejsce (Mefisto, bo rozumie moje polecenia i manewry smyczką).

      O różnych spotkaniach Mefisto z innymi zwierzętami (psami i innymi kotami) pisałem m.in. tutaj:

      http://baldricksclaw.blogspot.com/2012/08/bliskie-spotkania.html

      Usuń
  6. Ale wspaniale i te zakamarki do obwąchania :-)))
    Park macie wspaniały ... można spacerkować godzinami ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Park jest cudowny i pełen różnych atrakcji. Uwielbiamy tam chodzić a i kocurki go pokochały. Jestem bardzo zadowolony, że Morfeuszkowi tak się tam spodobało a nie spodziewałem się, bo to taka jeszcze trochę strachliwa istotka :)

      Usuń
  7. Dzięki.Tak myślałam,że to wcale nie łatwa sztuka prowadzać Kota na smyczy.Zbieram wiadomości na zaś.Czasami widuję w moim parku takie spacerujace kociaki ale najczęściej siedzą sobie na jakimś drzewku a ja widząc stojących przy drzewie ludzi sprawdzam czy czasami nie ma na nim kota bo właśnie moja Owczarka mogła by zmusić go do ucieczki.Oczywiście,natychmiast zmieniamy kierunek spaceru,tak na wszelki wypadek:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, niełatwa to sztuka. Aby uniknąć jak najwięcej niemiłych niespodzianek, które mogą zaserwować inne zwierzęta, ludzie, ale też własny zwierzak, stosuję taką zasadę jak przy prowadzeniu samochodu: zasada ograniczonego zaufania - mam oczy i uszy szeroko otwarte, obserwując czy nie zbliża się jakieś niebezpieczeństwo ale też obserwuję swego kocurka, czy czegoś nie kombinuje albo czegoś nie wyczuł (oczka, uszka, postawa ciała to jak tablica informacyjna).

      Usuń
  8. Ale im dobrze ,takie atrakcje mają :-))

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie myślałeś nad tym, żeby je wyprowadzać z pomocą takiego czegoś: http://www.abckarma.pl/images/zaltowary_1741_dwojnik.jpg ? Nie rozlazłyby się tak i mogłaby je prowadzić jedna osoba :). Co prawda to trochę mniej wygodne niż żeby koty prowadziły 2 osoby, ale jak już miałabym tylko jednego kota wyprowadzić a drugi miałby wtedy siedzieć w domu, to już wolę wyprowadzić na dwójniku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie nie. Podstawowa zasada naszych wspólnych spacerów jest taka, że ma być to przyjemność dla kocurków. Każdy z nich ma inne preferencje: Morfeusz lubi inne miejsca niż Mefisto, zupełnie inaczej się poruszają, Mefi lubi kontakty z innymi zwierzętami a Morfeusz ich unika, jeden chce sobie podrapać drzewko drugi pogonić świerszcza, itd. itp. więc z każdym chodzę zupełnie inaczej a ten dwójnik to troszkę jak konie w kieracie :)

      Usuń
  10. He he, no tak, dwójnik by się nie sprawdził w takiej sytuacji. Sama nie wiem, czy bym używała gdybym miała więcej kociastych. Pewnie uczyłabym je zgodnie chodzić koło siebie, ale większość spacerów przespacerowałyby na osobnych smyczach. Podobnie jak z chodzeniem przy nodze, niby taka niepotrzebna sztuczka, ale czasem się przyda żeby kot umiał. Lu ogólnie jak ją zapnę na krótką smycz ładnie chodzi i trzyma się na długość smyczy, ale ostatnio zaczęłam ją uczyć chodzenia przy nodze (na razie przez kilkanaście metrów). Świetnie jej idzie :). Sama nie wiem, czy to się kiedyś przyda, bo nie chodzimy przy ulicy ani ogólnie w jakiś miejscach gdzie by musiała się mnie trzymać. Ale fajnie się kota tresuje, dodatkowo zawsze to jakieś ćwiczenie skupiania uwagi w środowisku pełnym rozproszeń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla kota idealnie byłoby gdyby w ogóle pozbył się szelek ale są one nieodzowne choćby ze względów bezpieczeństwa. Gdybym miał domek, podwórko, ogrodzenie to hasały by pewnie bez tej "uprzęży". A widziałaś mój KOTmiks o szelkach?

      http://baldricksclaw.blogspot.com/2012/09/kotmiks-spacerowy-alternatywa.html

      Usuń
  11. Właśnie obejrzałam KOTmiks. I prawie spadłam z krzesła :D. Skąd pomysł na takie nosidełko?

    Moja kota raczej nie ma problemu z szelkami, czasem tylko stara się z nich uwolnić kiedy uwiążę ją na lince i nie zdążę z odplątywaniem :). Teraz najczęściej wychodzi w szelkach typu norweskie (zdjęcia są na moim blogu w poście o zdjęciach ze spaceru i w poradniku spacerowym cz. I). Sama je uszyłam. Są bardzo wygodne, kota nic nie obciera, nie krępuje ruchów. Jak pociągnie za smycz (bardzo rzadko nam się to zdarza) ciężar rozkłada się na klatce piersiowej, a nie na szyi jak to jest w zwykłych szelkach. Szelki norweskie to świetna sprawa :).
    Teraz do szelek zwykle dopinam sznurek 5m i kota sobie go ciągnie za sobą. W razie czego mogę ją złapać, a jak nie ma takiej potrzeby Lu może włazić we wszystkie krzaki jakie tylko zapragnie, po prostu jak wyjdzie z drugiej strony krzaka łapię za smycz i przeciągam ją na drugą stronę. W bardziej odludnych miejscach to się świetnie sprawdza, a w razie gdyby było to potrzebne w kieszeni noszę krótszą smycz.

    OdpowiedzUsuń