wtorek, 18 września 2012

Spacerowy kodeks cz. 3. Jak prawidłowo wyprowadzać człowieka na spacer

Powoli dochodzimy do finału naszego "poradnika". W poprzednich częściach odpowiedzieliśmy na pytanie "dlaczego wychodzimy z kotem na spacer, a nie puszczamy go samopas", opanowaliśmy trudną sztukę zakładania kotu szelek, a co najważniejsze my i nasz kot wyszliśmy z tego bez większego uszczerbku na zdrowiu, nie skończyło się to ani w ambulatorium ani na kozetce psychoterapeuty, czas więc na część właściwą.



Nie łudźmy się, to nie my wyprowadzamy kota na spacer, lecz on nas. My jesteśmy tylko personelem, prywatną ochroną i irytującym przedłużeniem smyczy. Tak więc nie mogłem nazwać inaczej tej części, niż...

Jak prawidłowo wyprowadzać człowieka na spacer...

Ten pierwszy spacer jest bardzo ważny - to od tego jak przebiegnie, będzie zależeć, czy nasz kot będzie miał ochotę na dalsze wyprawy, czy nie straci do nas zaufania i nie będzie w nas widział swych oprawców, gotujących mu stresujące i niebezpieczne wrażenia. Dacie radę, spokojnie - tylko spokój i rozwaga może Was uratować.

Przy pierwszym spacerze mamy niepowtarzalną okazję udowodnić naszemu kotu, że założyliśmy mu to "chomąto" nie dlatego, by go dręczyć, nie jesteśmy zboczuszkami spod znaku bondage, miłośnikami krępowania innych, nie wkładamy sobie piłeczki pingpongowej do ust, by być poniewieranymi i smaganymi pejczem przez lateksową dominę w podkutych butach, o nie! Robimy to dla zupełnie innej przyjemności.



Nie każdy udomowiony kot będzie dobrze czuł się na zewnątrz. Otwarta przestrzeń, przemieszczający się (często hałaśliwi) ludkowie, warkot pojazdów, kakofonia dźwięków, jednym słowem tętniące życiem miasto może być dla kota zbyt traumatycznym przeżyciem. Opuścił przecież domowe pielesze, bezpieczny azyl, miejsce gdzie dzień toczył się na ogół utartym i spokojnym rytmem. Nie zdziwcie się więc, gdy Wasz kot zacznie pełzać w trawie niczym jaszczurka, trzymać się blisko murów niemal wtapiając się w nie jednym bokiem lub popędzi w największe chaszcze. To naturalna potrzeba schronienia.

Mefisto, choć zaprawiony w spacerowych bojach, też nie wszędzie czuje się dobrze. Nie wiem czy pamiętacie naszą wyprawę na Kopiec Tatarski (tutaj>>>). Latająca nad naszymi głowami motolotnia kojarzyła mu się z atakiem jastrzębia, a otwarta przestrzeń wokół nie dawała możliwości ukrycia się. Zrezygnowaliśmy więc z kolejnych wizyt na Kopcu - wybraliśmy Park Zamkowy jako miejsce spokojniejsze, do którego Mefisto uwielbia chodzić (patrz: Park Zamkowy część 1, część 2: Ciurek, część 3: Pastuszek i Domek Ogrodnika).



Bardzo ważny jest wybór miejsca (szczególnie przy pierwszych spacerach) i pory dnia. Zabierając kota na spacer unikajmy miejsc zatłoczonych i ruchliwych, ale też wybierzmy taką porę dnia, by spacer mógł się odbyć w miarę spokojnie (np. w czasie, gdy większość ludzi jest w pracy lub pod wieczór, gdy ruch uliczny i gwar miasta maleje). Uwierzcie, nie ma nic gorszego i bardziej stresującego dla zwierzęcia niż hałaśliwi, natarczywi, bezmyślni, nieobliczalni i nieprzewidywalni w swym zachowaniu ludzie. Wprawdzie dla nas teraz nie ma  za bardzo znaczenia pora dnia - Mefisto czerpie radość ze spacerów niemal w każdych warunkach - ale i tak zawsze przed wyjściem spoglądam przez okno, czy np. pod budynkiem nie "bawi się" jakaś grupka dzieci. "Bawi się" napisałem celowo w cudzysłowie, bo moje pojęcie zabawy odbiega od tego co obserwuję u współczesnych dzieciaków (i nie mam tu na myśli dobrze zmrożonej flaszeczki czegoś nie koniecznie pysznego lecz mocno poniewierającego). Ryki, piski, bezcelowe darcie ryja, nieskoordynowane ruchy, zaczepki i pyskówki, bezsensowne akty wandalizmu. Mefisto mniej obawia się np. napotkanych psów (zawsze może przecież pizgnąć pazurkami zbyt natarczywemu psu po pysku) niż rozwrzeszczanych dzieciaków, które biegają i tupią tam i z powrotem bez żadnego sensowniejszego celu, wydając przy tym jazgoczące odgłosy paszczowe lub na siłę pchają się, by go pogłaskać czasem szarpnąć, złapać za ogon.

Wydaje mi się, że większość tych, którzy próbowali wychodzić z kotem na spacer, bardzo szybko rezygnuje z tego pomysłu. Tworzą sobie jakąś idealistyczną wizję dostojnie dreptającego przy nodze kota. To tak nie działa, przynajmniej nie na początku. Pierwszy spacer na ogół jest stresującym doświadczeniem zarówno dla kota jak i opiekuna. Kot boi się nowego otoczenia a my irytujemy się, że kryje się gdzieś po krzakach, wierzga na wszystkie strony próbując wyplątać się ze smyczy, uciec do domu lub po prostu leży skulony ze strachu. Zbyt łatwo się poddajemy, jesteśmy niecierpliwi a nasze zdenerwowanie udziela się też zwierzęciu. Kot musi czuć, że jesteśmy jego ostoją, możemy go np. wziąć na ręce, łagodnie przemawiając i tuląc, obejść z nim kawałek najbliższego terenu, by mógł się z nim zapoznać.



 




To co początkowo przeraża przerodzi się w fascynację. Bogactwo zapachów, odgłosów, wreszcie ciekawość świata, który kot oglądał do tej pory tylko przez szybę, stanie się silniejsze od strachu. Próbujmy znaleźć w miarę bezpieczne i spokojne miejsce, nie "wrzucajmy" kota od razu na betonową pustynię, poszukajmy kawałka zieleni, tak by kot miał poczucie, że może w razie czego skryć się np. w trawie.

Zróbmy kilka prób, małymi kroczkami wyruszymy w końcu w daleką i pełną przygód podróż. Jeśli jednak zauważymy, że jest to zbyt stresujące dla nas a przede wszystkim dla kota, nie sprawia mu to przyjemności, a jest tylko źródłem strachu i napięcia to nie zmuszajmy go do tego. Być może jest to kot, który przedkłada domowe ciepełko nad ciekawość świata. Odpuśćmy sobie wtedy spacery - nic na siłę - nie zapominając jednak o tym, by aktywizować jego rozwój w inny sposób (jak najczęstszą zabawę w domu, gonitwy, "walki" na łapki).

Kiedy nasz kot już polubi spacery to uwierzcie - na całego. Nie da Wam żyć, głośnymi miaukami, wystawaniem pod drzwiami, skokami na klamkę będzie domagał się jeszcze, jeszcze i jeszcze. Musicie być tego świadomi. Dla nas spacer jest przyjemnością a nie uciążliwym obowiązkiem, ale paszczowe arie Mefisto pod drzwiami domagającego się spaceru dają czasem nieźle popalić naszemu aparatowi słuchowemu. Nic dziwnego, że pragnienie wyjścia jest tak wielkie, gdy świat zewnętrzny oferuje tyle atrakcji niedostępnych przecież w domu. 

Kot bardzo szybko zacznie korzystać z całego ich bogactwa: polując na kryjące się w trawie stworzonka, puszczając się w pogoń za jakimś ptaszkiem, rozgrzebując kretowiska, drapiąc drzewka, obwąchując informacje pozostawiane przez inne zwierzęta, wdrapując się na drzewa, ogrodzenia czy słupki, próbując zgłębić tajemnice każdego zakamarka, dziury, pakując się w największe chaszcze, zaglądać pod samochody, deski, schody, nawiązując kontakty z innymi kotami, próbując ostrości pazurków na pyskach niektórych psów... ufff... spacer z kotem to bardzo intensywne przeżycie.

Spacer z kotem jest o wiele ciekawszy niż z psem.
Kot porusza się nie tylko w poziomie...

 

...ale również w pionie :)

 


Wydaje mi się, że to kolejny aspekt, który powoduje, że ludzie szybko rezygnują ze wspólnych spacerów, nie ogarniając kociej energii i ciekawości, tego futrzanego żywiołu nad którym trudno zapanować. Wielu powołuje się na stereotypowe stwierdzenie, że z kotem nie można sobie tak spokojnie spacerować jak z psem. Czy to jednak prawda? Czy psy na spacerach są rzeczywiście tak potulne a koty nieobliczalne? A guzik tam!

Przygotowując się do pierwszego spaceru z Mefisto odpowiedziałem sobie na własne pytanie: nie jak powinien wyglądać spacer z kotem, tylko jak nie chciałbym aby przebiegał. Obserwowałem ludzi spacerujących z psami. Uświadomiłem sobie wówczas, że większość z nich robi to z "upierdliwego" obowiązku, nie czerpiąc z tego żadnej przyjemności: ot szybko, szybko, pies "skasztani się" w krzakach lub na środku chodnika i powrót do domu. Kot nie musi załatwiać swoich potrzeb fizjologicznych na zewnątrz, to czyste i kulturalne zwierzę, które korzysta ze swojej zawsze wysprzątanej kuwety. Obowiązek wyprowadzania kota, by postawił klocka, nas kociarzy nie dotyczy. Pozostaje więc tylko sama, nieskażona żadnym przymusem przyjemność, jaką powinniśmy czerpać ze spaceru z kotem.

Drwiący z nas psiarze to w moim odczuciu obłudnicy. Dlaczego? Najczęściej widzę taki obrazek: spacer z psem odbywa się w tempie ekspresowym, pies ciągnie opiekuna, albo opiekun psa, czyli jeden chce w krzaki a drugi na maślaki. Ja nie widzę sensu takiego spaceru. Gdzie tu tak zachwalane posłuszeństwo psa (szarpany za smycz i obrożę co najwyżej jest uległy a nie posłuszny), gdzie przyjemność i przyjazna więź - po prawdzie jest to zwykła szarpanina. Jeśli zwierzę cię  irytuje podczas spaceru, to po co z nim wychodzisz, po co w ogóle szczycisz się mianem jego przyjaciela czy opiekuna, tak samo będzie cię irytować jego szczekanie/miauczenie czy drapanie.

Wychodząc z Mefisto nigdzie się nie śpieszymy, nie gonimy, nie jesteśmy na jakichś zawodach, gdy nie czuję chęci na wyjście to po prostu tego nie robię. Po co mam chodzić podminowany czy zmęczony dając kotu jedynie namiastkę spaceru.




Przechodzimy teraz do fundamentu, na którym zbudowałem ten kodeks spacerowy. Nic na siłę - przyjemność przede wszystkim. Wiecie dlaczego Mefisto tak grzecznie drepta obok mnie na spacerze? Odpowiedź jest zadziwiająco prosta... pozwalam mu na prawie wszystko na co ma ochotę. Dokładniej rzecz ujmując stwarzam takie warunki, by Mefisto praktycznie nie odczuwał mojej obecności. Ja doskonale wiem, że trzymam smycz, on doskonale wie, że jestem na jej końcu, ale staram się "przemalować na niewidzialno", tak by dyskomfort związany z noszeniem szelek przez Mefisto jak i moja nieodzowną bytnością w pobliżu był jak najmniejszy.


Trzymam się troszkę z tyłu i z boku, nigdy go nie wyprzedzam ale też nie idę bezpośrednio za nim, tak by przypadkowo na niego nie nadepnąć, gdy nagle przycupnie na chwilę oraz gdy straci mnie z pola widzenia nie przestraszył się wywołanego przeze mnie hałasu. Innymi słowy, nie siedzę mu bezpośrednio na ogonie. Nigdy nie szarpię za smycz, nie ciągnę na siłę, by zmienił kierunek. Gdy Mefisto chce wpakować się w jakąś dziurę - przystaję na chwilę - kot poczuje, że nie ma możliwości dalszego ruchu, najczęściej albo zawróci albo przykucnie obserwując co go tam zainteresowało. Czasem delikatnie klepię go w odpowiedni bok, by zmienił kierunek, a gdy mimo wszystko jest uparty próbuję go czymś zainteresować, na tyle by obrał właściwą drogę lub nie zniknął mi w jakichś chaszczach. Wystarczy np. jakiś patyczek, by poszurać nim gdzieś w trawie, odwrócić jego uwagę od np. tajemnego przejścia w ogrodzeniu. My chodzimy na luźnej smyczy - czego nawet spora część psiarzy nie opanowała. Nie szamoczemy się, kiedy zmieniamy kierunek przekładam smycz z jednej ręki do drugiej. Dzięki takim sztuczkom nie ma stresu, nie ma naciągania się z kotem, Mefisto przeważnie grzecznie podąża właściwą drogą, a i ja pozwalam mu w miarę rozsądku pohasać do woli tak jak chce i gdzie chce.  Jeśli nie widzę żadnego niebezpieczeństwa na obranej przez niego ścieżce to nie widzę powodu, dla którego miałbym go z niej zawracać. W końcu to jego spacer.


Nie irytuję się, gdy nagle sobie przysiądzie i ni z gruchy ni z pietruchy gdzieś się gapi, lub odwrotnie gdy zerwie się, by gdzieś popędzić. Ludzie reagują na takie zachowanie swoich zwierząt stwierdzeniem "co za głupi kot, co za głupi pies", odbiło mu, rzuca się gdzieś, albo stoi jak dupa wołowa bez sensu. To nie jest bez sensu. Zwierzę ma bardziej wyczulony słuch, węch i wzrok. Widzi, słyszy i czuje więcej niż my. W tym sensie jesteśmy bardziej upośledzeni niż pies czy kot. Dlaczego więc za naszą ułomność mamy się wyżywać na zwierzaku? Skoro sobie przycupnął niespodziewanie i nie chce się ruszyć, to prawdopodobnie wyczuł coś którymś ze swoich bardzo czułych zmysłów czego my nie jesteśmy w stanie ogarnąć. A wystarczyłoby tylko zechcieć poobserwować swego pupila na codzień, jego mowa ciała powie nam wszystko. Miauczenie, ruchy i kształt ogona, wielkość źrenic, pozycja uszek, postawa całego ciała - gdy nauczymy się rozumieć te sygnały, żadne zachowanie naszego zwierzaka nie będzie zaskoczeniem ani tajemnicą.



Zdarzają się sytuacje, które kryją za sobą mniejsze lub większe niebezpieczeństwa. Niosą je pędzące samochody, inne zwierzęta a szczególnie ludzie. Biorę wówczas Mefisto na ręce, przechodzimy na drugą stronę ulicy, w jakiś bezpieczniejszy i spokojniejszy zakątek. To ludzi należy się obawiać i być ostrożnym, a nie zwierząt. Mefisto dobrze radzi sobie w kontaktach z innymi zwierzętami. Na jedne poluje - z innymi się zaprzyjaźnia. 

Kto się lubi...


... ten się czubi...


Czasem dochodzi do wymiany ciosów z innym kocurem (jak na zdjęciu powyżej) lub następuje ostrzegawczy strzał z łapki w pysk jakiegoś upierdliwego psa, czasem gdy trafimy na duże "bydlę" Mefisto salwuje się ucieczką na drzewko, ogrodzenie lub słup wysokiego napięcia. Najczęściej jednak po prostu stroszy się i ostrzegawczo warczy na psy, bądź obserwuje z zaciekawieniem lecz też z kocią pogardą. 

"Gdy kot Twój, stroszy się a ogon jak szczotę postawion mieć będzie,
to wiedz, że coś się dzieje" 




O jego spotkaniach z psami i innym kotami pisałem już w poście "Bliskie spotkania", a o jego pierwszych zalotach do zapoznanych kocic w poście "Do zakochania jedno mrauuu...", więc tam możecie prześledzić historię jego przyjaźni, miłostek czy awantur z innymi zwierzętami.

***

Kończąc niniejszy kodeks chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na kilka rzeczy.

* Kot na smyczy nie jest częstym widokiem, musimy liczyć się z niemiłymi komentarzami, złośliwymi uwagami, drwiącymi spojrzeniami. Uzbroić się musicie w cierpliwość, nie przejmować się, nie słuchać tego, nie wdawać się w dyskusje, bo nie ma sensu. Ciemnoty jedną zapałką nie rozświetlisz, a dać się sprowokować do głupich dyskusji szkoda. To mali ludkowie o bardzo małych i ciasnych umysłach, nie pozwolimy przecież by odebrali nam przyjemność spaceru z naszym czworonożnym przyjacielem.

* To my jesteśmy odpowiedzialni za bezpieczeństwo naszego czworonożnego przyjaciela. Nie pchajmy się więc bezmyślnie z kotem w środek jakiejś podchmielonej grupy lub gromadę durnowatych dzieciaków. Omijajmy miejsca, gdzie spotkać nas może niemiła przygoda, zawsze zachowując czujność i zasadę ograniczonego zaufania do otoczenia.

* Unikajmy spacerów w upały. Koty nie mają zbytnio możliwości wypocenia czy oddania ciepła. Jedynie przez spodnie części łapek (możemy czasem zauważyć mokre ślady pozostawione przez kota mimo że nie wszedł w żaden płyn) lub poprzez zianie (otwarty pyszczek, szybkie oddechy, wysunięty języczek). Przebywającym na palącym słońcu futrzakom grozi nie tylko odwodnienie ale też udar słoneczny, który może skończyć się bardzo źle (nawet śmiercią). Gdy jest gorąco, mam przy sobie zawsze buteleczkę wody i strzykawkę, by podać ją kotu do pyszczka. Mefisto jest czarniejszy niż sutanna plebana, więc wchłania promienie słoneczne i nagrzewa się jak piecyk bardzo szybko. Gdy zauważam, że zaczyna szybciej oddychać i ziać, to mimo jego protestów, natychmiast zabieram go do domu.

* Czynności związane ze spacerem nie kończą się na powrocie do domu i zdjęciu szelek. Za każdym razem zaraz po powrocie ze spaceru powinniśmy kota wyczesać. Nie jest to tylko zwykła kosmetyka, by usunąć z futerka kurz, liście, pajęczyny czy co tam się w naszego sierściucha zaplątało. Jest to okazja, by dokładnie przejrzeć sierść i skórę, czy kot nie został zaatakowany przez pchły lub nie przytargał jakiegoś kleszcza.Nie zapominajmy o tym.

* Na spacerach możemy spotykać inne zwierzęta (psy, koty, jeże, myszki, czasem nawet kury czy łasice). Pomijając możliwą bójkę, istnieje ryzyko, że nasz futrzak może się czymś od innego zwierzęcia zarazić. Rozwaga podpowiada, by nie zbliżać się do zupełnie nam nieznanych zwierząt, dziwnie się zachowujących  - pobudzonych, agresywnych ale też ospałych i niemrawych.  Nie zapominajmy o szczepieniach, nawet gdy nasz kot nie jest wychodzącym. Różne świństwa możemy my sami przynieść do domu, np. na butach, czy ubraniach. Koty bez przerwy pielęgnują swoją sierść, liżąc łapki i futerko. Ryzyko wchłonięcia więc jakiejś zarazy jest u nich wysokie. Mefisto jest szczepiony przeciwko różnym zwierzęcym chorobom zakaźnym i jest pod stałą, bardzo częstą kontrolą weterynaryjną. Pisząc te słowa, uświadomiłem sobie jednak, że nie jestem pewien, czy Mefisto był szczepiony przeciwko wściekliźnie. Przyjąłem za pewnik, że wszystkie zwierzęta w schronisku są szczepione. Muszę to koniecznie sprawdzić!

Mam nadzieję, że przebrnęliście przez ten mój "spacerowy kodeks" z przyjemnością ale też, że znaleźliście w nim ciekawe, ważne i potrzebne informacje. Jak wszystkie teksty na tym blogu, również i ten jest mego autorstwa. Jedynym źródłem mych obserwacji i wiedzy jest mój przyjaciel i najlepszy nauczyciel kociego świata - mój kocur Mefisto.

***

PS zapomniałem jeszcze dodać, że kot na spacerze świetnie sprawdza się jako... latarka :)




...może też popilnować wózka :)




23 komentarze:

  1. Te zdjęcia ze spacerującym kotem są niesamowite.
    Oboje jesteście zdolni.Troje ? :-)))
    Naprawdę kota jest niełatwo przyzwyczaić do szelek, szczególnie dorosłego i po przejściach...
    Gratulacje !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To Mefisto jest świetnym nauczycielem - chyba nawet najbardziej oporny personel chodził by za nim grzecznie na końcu smyczki jak w wojsku :))))

      Zupełnie nie rozumiem, jak ktoś kiedyś mógł go wyrzucić na ulicę - wspanialszego kota chyba nie ma!

      Usuń
  2. Mefisto wiszący na bramie jest bezbłęny!! Natomiast rozbroiła mnie kocia latarka. Byłoby niezłe hasło reklamowe: najnowsze rozwiązanie ekologiczne - kocia latarka! ;))
    Oglądając te zdjęcia uświadomiłam sobie, że mój Lucek chyba ani razu, odkąd jest u mnie, nie zrobił kociego grzbietu! Mam chyba wybrakowanego kota ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koci grzbiet, irokez i szczota zamiast ogona, niesamowicie to wygląda w momencie "przeobrażenia" - trwa to ułamek sekundy, gdy robi się taki puchaty. Lucek nie jest wybrakowany, po prostu nie zauważyłaś. Mefisto w domu rzadko robi koci grzbiet, najczęściej po porządnej drzemce, ale te uskutecznia jak ja jestem w pracy.

      Ta fotka zwisającego z bramy to była ucieczka przed psem, a następna jak się wdrapuje na siatkę to próba dostania się na podwórko, gdzie przycupnęła świeżo zapoznana kotka :)

      Usuń
  3. No cos mi tu nie pasuje. W poprzednim poscie Mefisto wychodził na spacer z Pańciem. A w tym tylko (no prawie)Pańcia popyla ze smyczą. Sprawa się rypła, co? Lui odwala czarną robotę, a pan się leni... :)
    Bardzo mądrze napisane, nie chciałbyś poprowadzić programy pt:Zaklinacz kotów? miałbyś pewne szanse :)
    PS. to nie latarka. To pozdrowienia dla człowieków z planety Ziemia :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieprawdaż to, o nie! Kalumnie, potwarz, oszczerstwa! :) Lui zdecydowanie lepiej prezentuje się na zdjęciach niż taki włochaty Zwierzak jak ja :)

      Zaklinacz kotów - podoba mi się! Tyle, że to ja zostałem zaklęty przez Mefisto. Jeszcze rok temu jakby ktoś by mi powiedział, że będę miał kota, to bym parsknął śmiechem i postukał się w czoło. Czyż to nie magia?

      PS. A może to taki rentgenek w oczach? Mały zboczuch podgląda bezkarnie wszystkich na golasa :)

      Usuń
  4. Normalnie ja sobie zamawiam, żeby być Twoim kotem w następnym wcieleniu! Pojęcia nie mam czy jestem na to wystarczająco grzeczna, ale wygląda na to, że Mefisto był, skoro trafił na taki personel!
    Poradnik można wydać jako uniwersalny, dla kotów i dzieci, no może z ta różnicą, że dziecka nie trzeba wyczesywać po spacerze (choć czemu nie?):)
    Zdjęcia super, ale z taką modelką ludzką i kocią, to nic dziwnego:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. WITAM PANIE PRZEMKU,DOSKONALY PORADNIK SPACEROWY,PRZECZYTALAM WSZYSTKO BARDZO DOKLADNIE,CZUJE SIE TAK JAKBYM TO JA GO NAPISALA,WSZYSTKO SI ZGADZA...WRACAJA WSPOMNIENIA Z MOICH SPACEROW.NAPISAL PAN TAK ,JAKBYM BYLA JESZCZE RAZ NA SPACERKU Z MOIM KOCURKIEM....TESKNIE ZA TYM WSZYSTKIM,TESKNIE...W PORADNIKU JEST WSZYSTKO NAPISANE,TO CO JA PRZECHODZILAM..POZRAWIAM SERDECZNIE...

      Usuń
    2. @Ania: Zamówienie przyjęte! Nie wiem, czy to kwestia grzeczności w poprzednim wcieleniu, Mefisto to przecież niezły łobuziak! W schronisku określany był jako nieprzystosowany zbój. A mnie właśnie tym urzekł, był taki na bakier z regułami, z charakterkiem.

      Poradniki mają to jedną ważną wadę... nie są pisane i czytane przez koty :) One mogłyby mieć zupełnie inne zdanie na wszelkie porady :)

      Z tym dziećmi to się nie zgodzę. Moi wszyscy sąsiedzi są na etapie wychowywania, płodzenia lub planowania rozrodu. Jak obserwuję ich "pociechy" to chętnie zamontowałbym przy wejściu do klatki schodowej coś na kształt myjni samochodowej: obracające się duże szczoty, woda pod dużym ciśnieniem :)

      Usuń
    3. Hura! Mam szansę na bycie Twoim kotem:) Ciekawe tylko kim Ty będziesz w następnym wcieleniu...
      :))

      Usuń
  5. PISALAM WCZESNIEJ,ALE MI KOMENTARZ ZNIKNAL....POZDROWIENIA DLA MEFISTO..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj :) Komentarz nie zniknął, tylko chyba wyświetlił się "piętro" wyżej :)
      Dziękuję za przeczytanie "poradnika" w całości i przebrnięcia przez tą moją "słowną sraczkę". Moje wpisy spacerowe mogą już niektórych nużyć, ale raz, że chciałem się podzielić swymi doświadczeniami i obserwacjami (może ktoś skorzysta), a dwa, że korzystamy z pogody ile wlezie. Zbliża się jesień, jak zrobi się mokro, zimno i ponuro, nasze spacerki niestety się skończą. Mefisto jest zbyt chorowity, więc w sezonie jesienno-zimowym będziemy musieli odpuścić, ku rozpaczy mego kocurka.

      Usuń
  6. A jeszcze pytanie o Maciusia: ktos sie zajal jego oczkiem
    ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam o Maciusiu dobrych wieści, wręcz są bardzo niemiłe i smutne. Ale o tym napiszę wkrótce, bo w związku z nim jest kilka niepokojących kwestii do wyjaśnienia...

      Usuń
    2. O matko, strasznie sie martwie teraz. On taki smutne futerko ma, takie zmierzwione:( a to taki piekny kotek z potencjałem na kanapowca. Daj znac co z nim.

      Usuń
  7. Doskonały poradnik! I muszę powiedzieć - choć już to zostało napisane: NAPRAWDĘ WIESZ, O CO CHODZI Z KOCIMI SPACERAMI. Wcale mnie to zresztą nie dziwi.
    A ja długo musiałam tłumaczyć, że kota na smyczy się nie ciągnie...
    Fajne zdjęcia kota. I Pani z kotem. Wiele razy żałowałam, że nie mamy aparatu (te zdjęcia, które wysłałam, były robione aparatem służbowym). Teraz już mamy.
    Ninka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jest, nie ma żadnego ciągania na siłę. nawet gdy musimy go wyciągnąć z jakiejś dziury, są inne sposoby poza szarpaniem za smycz. Czasami personel poobija sobie przy tym kolana lub łokcie :)

      Fajno, że macie już aparat - koty są niezwykle wdzięcznym "obiektem" fotografii. Ale robienie zdjęć swoim kotom przeradza się szybko niemal w zboczenie :)

      Usuń
  8. Dobraliście się wszyscy troje w korcu maku ;))
    Świetny kodeks i foty ! :)))

    A ja też mam co wspominać ...
    Nigdy o tym nie pisałam(chyba ? ),ale z moim poprzednim kotem -Figą (był piękny -niebieskooki i w kolorze kawy z mlekiem...)chodziliśmy na spacery do pobliskich parków i to od maleńkości :)Był bardzo odważny i chodził na smyczce jak piesek :))Ze 20 lat temu -to mało kto coś takiego widział ,więc wywoływaliśmy niezłą sensację ...;) Córcia jeszcze wtedy była mała i to ona zazwyczaj z nim biegała ,a ja próbowałam nadążyć :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dobraliśmy się, jak trzy mole w ramonesce heavy metalowca :)

    Ooo, Twoje przygody z Figą są mi zupełnie nieznane. Wyobrażam sobie reakcje ludzi na Wasz widok. To było 20 lat temu, ale do dziś niewiele a może nawet nic się nie zmieniło. Naród nadal ciemny jest. Pewnie nie masz zbyt wielu fotek z tamtych czasów, ale jak znajdziesz, to pochwal się :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety ze spacerów z kotem nie mam fot :( Jakoś wtedy nie miałam chopla na tym punkcie ;) A szkoda ...
      Mam parę fot i filmy ale domowe i to by trzeba z VHS-ów przegrać . Kiedyś to zrobię i pokażę moje niebieskookie serduszko ...

      Usuń
  10. Świetny tekst,ja właśnie zaczynam spacery na szelkach z moim Rudym Andrzejem i póki co jest bardzo przestraszony.
    A Mefisto pięknie spaceruje, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Anno. Można powiedzieć, że Mefisto jest już weteranem spacerowym i niczego się nie boi. Zeszliśmy razem niemal całe miasto ale najbardziej lubimy zwiedzać park i okolice zamku.

      Życzę powodzenia w przyuczaniu Rudego do spacerów w szelkach. Ale tak jak radzę wszystkim: nic na siłę i lepiej zacząć wyprowadzanie o jakieś takiej porze, gdy nie ma zbyt dużo ludzi oraz oczywiście w spokojniejszym miejscu bez aut, hałasujących dzieciaków. Myślę, że wkrótce się sam przekona ile radości daje wyjście z domu bez względu na porę i miejsce. Ciekawość świata powinna być silniejsza od strachu. Pozdrawiam serdecznie - daj znać za jakiś czas jak idzie przyuczanie spacerowe.

      Usuń