niedziela, 1 lipca 2012

Spacerkiem po Przemyślu. Kopiec Tatarski i Zniesienie.

Zapraszam Was na spacerek po Przemyślu. Jest to miasto o ponad tysiącletniej tradycji, położone w dolinie rzeki San, rozłożone niczym Rzym na siedmiu wzgórzach. Dziś powędrujemy na jedno z takich wzgórz. W roli przewodnika Mefisto, który dzielnie przebierając łapkami samodzielnie wdrapał się na Kopiec Tatarski...

Górujący nad miastem Kopiec Tatarski (zwany również Kopcem Przemysława) jest nie tylko jego najwyższym punktem, ale przede wszystkim najbardziej tajemniczym i otoczonym legendami zabytkiem.



Legendy związane z Kopcem sięgają aż V w., kiedy to miał stać się grobem Attyli, wodza koczowniczego plemienia Hunów. Inne podanie głosi, że jest mogiłą księcia lechickiego Przemysława - Lestka, mitycznego założyciela miasta z VII w. Najbardziej znana opowieść dotyczy najazdów tatarskich. Kopiec służył jako miejsce przekazywania wici (sygnałów za pomocą ognia i dymu) o zbliżających się wrogach.  Gdy Tatarzy najechali na ziemię przemyską, zostali pobici przez wojska polskie, a jak mówi legenda zabitego wówczas chana (wedle wschodniego obyczaju) pochowano w tym właśnie miejscu. Na pamiątkę zwycięstwa nad Tatarami, wzgórze, na którym go usypano nazwano „Zniesienie” („zniesienie” czyli „pokonanie”).



Z pewnością było to pierwotnie miejsce kultu bogów słowiańskich (szczególnie Swarożyca). Przeprowadzone badania archeologiczne na kopcu potwierdziły składanie ofiar z ludzi (u podstawy kopca odkryto czaszki ludzkie i szkielety). W późniejszym okresie, na szczycie Kopca, w miejscu dawnej świątyni i posągu bóstwa postawiono kaplicę pw. św. Leonarda (patrona skazańców) - jako zadośćuczynienie ofiarom tu składanym. Kaplica ta została zniszczona podczas II wojny światowej.

To tutaj, na szczycie Kopca, stała słowiańska świątynia, a potem kaplica pw. św. Leonarda:





Z Kopca rozciąga się wspaniały widok. Z jednej strony mamy u stóp panoramę Przemyśla, dalej pobliskie Bieszczady, a z drugiej... Ukrainę. Tak, tak, za tym pagórkiem, niecałe 10 km stąd jest koniec Unii Europejskiej :)



W czasach Monarchii Austro-Węgierskiej, rozpoczęto budowę Twierdzy Przemyśl (XIX w.). Miasto otaczają pozostałości dwóch pierścieni fortyfikacji, które po wybuchu I wojny światowej przez kilka miesięcy powstrzymywały wielotysięczną armię rosyjską zdążającą na zachód i południe Europy. U podnóża Kopca zachowała się bateria artyleryjska, w pobliżu zaś jeden z fortów rdzenia Twierdzy - Fort XVI "Zniesienie". Pozostałe po zniszczonym forcie szańce, wały, fosy tworzą dziś ciekawe miejsca do spacerów.




Kilka lat temu zagospodarowano ten forteczny teren, wytyczono alejki spacerowe, zbudowano amfiteatr, w którym czasem odbywają się imprezy (w lecie organizowałem tam kiedyś np. nocne kino letnie pod chmurką):



Kolejny charakterystyczny punkt na Zniesieniu to Krzyż Zawierzenia...


... oraz wieża przekaźnikowa:


Ze względu na swe położenie, Przemyśl i okolice, to doskonałe miejsce do uprawiania turystyki aktywnej, głównie pieszej i rowerowej. Są też dogodne warunki do uprawiania myślistwa, jeździectwa, paralotniarstwa i turystyki kajakowej, zaś zimą narciarstwa biegowego i zjazdowego.

Poniżej Lui z Mefisto obserwują krążących pod niebiosami motolotniarzy:




Mefisto nie należy do płochliwych kotów, ale pikująca nad głową motolotnia, napędziła mu niezłego stracha. Wydaje mi się, że to instynkt podpowiedział mu, że to powietrzny atak jastrzębia, a otwarta i rozległa przestrzeń wokół, uniemożliwiała szybkie ukrycie się. Zakończyliśmy więc na tym wycieczkę.

Przed powrotem zdążyliśmy jeszcze popodziwiać piękny zachód słońca nad Przemyślem:



Zauroczony zachodem słońca Mefisto:


Z powodu zapadającego zmierzchu i motolotniowej traumy Mefisto nie zdążyliśmy dotrzeć do stoku narciarskiego, który również jest wybudowany na zboczu Zniesienia. Stok pokażemy Wam przy następnej okazji, bo stamtąd są też urocze widoczki  (wyobrażacie sobie stok narciarski z panoramą miasta u stóp?).

Dodam jeszcze tylko, że podczas tego spaceru, dzięki Mefisto... zarobiłem flaszkę z wysoką zawartością procentów :) Kopiec i Zniesienie to jedno z miejsc, gdzie chętnie nowożeńcy robią sobie sesję zdjęciową. Natrafiliśmy na jedną z takich młodych par, która chciała zrobić sobie zdjęcie z naszym kotem. Dodatkowo żartem napomknąłem, że nasz czarny Mefisto własnie przebiegł im drogę i jak nie chcą, by ich małżeńskie plany poszły w p..du, powinni to odczarować. Żart, żartem, ale pan młody mało butów nie pogubił, byle z bagażnika samochodu czym prędzej przynieść flaszkę, dla odwrócenia niechybnego fatum :)


16 komentarzy:

  1. Piękne zdjęcia i ciekawy pomysł z tym tłem w kolażu :)
    Niezły numer wyciąłeś panu młodemu ;))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Naród przesądny jest, może kramik z relikwiami rozłożę :)

      Usuń
  2. Wyprawa musiała być przednia. Oswajanie ludzi widokiem spacerującego na smyczy Mefista idzie pełną parą :)) Swoją drogą Mefisto rewelacyjnie wygląda w plenerze. Pozdrowionka i miziaki dla futrzaka obieżyświata :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyprawa super, ale najczęściej poza naszym podwórkiem odwiedzamy Park miejski. Tam to dopiero Mefisto ma frajdę, drzewa, ptaszki, wiewiórki, czasem trafi się jakiś lisek...

      Oswajanie ludzi z widokiem kota w szelkach uprawiamy intensywnie. Naród ciemny jednak i oporny. Podśmiechują się, miny dziwne stroją. Np. nasi sąsiedzi, powinni już dawno się przyzwyczaić do naszych codziennych spacerków, a wielu z nich nadal myśli, że my wyprowadzamy kota nie dlatego, że sprawia nam to frajdę, ale żeby zrobił siku lub kupę :/

      Usuń
  3. Urocza fotorelacja:-) Spacer z kotem wygląda zajebiście! Mefisto do Was pasuje. Szczęśliwy kot, szczęśliwych ludzi!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) A potrafisz sobie wyobrazić, że ja przez trzydzieści parę lat życia byłem zdecydowanie antykoci? :)

      Usuń
  4. Nie potrafię! Jak patrzę na Ciebie to widzę samą ekologię, dobroć i łagodność.
    A z drugiej strony, to MójCi też tak miał, a teraz gdybyś Ty widział te wyznania, te pieszczoty! Ten jego zachwyt, rosnący wręcz z każdym rokiem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponoć jest to przypadłość neofitów, za których ja czy TwójCiOn moglibyśmy być postrzegani :) Lecz to nie nadgorliwość czy ostentacja, po prostu wierzę, że jestem odpowiedzialny za tego mojego czorta. Jakby nie było jest to bezbronna, mała istotka, zdana tak naprawdę tylko na mnie. Stąd oprócz zapewnienia mu podstawowych i niezbędnych potrzeb, staram się serwować rożne atrakcje, by ubarwić jego życie, ale bez zbędnej i stresującej tresury. Z pewnością dzięki niemu zmieniło się też moje życie, patrzenie na wiele spraw. Mimo mych własnych ciężkich doświadczeń i dosyć nerwowych, często smutnych i beznadziejnych kilku lat, opieka nad Mefisto daje mi spokój, wyciszenie, trochę pokory - to i całe me serce darowuję memu kochanemu demonkowi.

      Usuń
    2. Gratuluję udanego spaceru :) Niedługo w moim mieszkaniu pojawią się dwie kotki, zamierzam podążać za Twoim przykładem i nie więzić ich w 4 ścianach. Jestem ciekawa, czy Mefisto lubi też spacery zimą. Czy przyzwyczajenie go do smyczy zajęło dużo czasu?

      Usuń
    3. Popieram! Zobaczysz jaką radość sprawisz swoim kotom - choć niektóre koty są bardziej bojaźliwe, ale to sama zauważysz, czy podoba im się taka wyprawa czy nie. Miej też świadomość, że jak raz im się spodoba, to już nie ma zmiłuj :) Uwierz, żyć Ci nie dadzą, jeśli zaprzestaniesz spacerów. Przygotuj się na głośne koncerty pod drzwiami :)

      Zimą jeszcze nie wychodziliśmy. Nasz pierwszy spacer odbył się dopiero na wiosnę. Przypuszczam, że ciężko będzie utrzymać Mefisto w domu podczas mrozów. Będę musiał znaleźć zajęcie zastępcze dla tego ancymona na zimę. Mefisto był bardzo chory, gdy go przygarnęliśmy ze schroniska, ma słabe płuca, podatne na zachorowanie (dusi się od czasu do czasu), więc zimowe wypady raczej nie wskazane. Przypuszczam, że mróz go i tak by nie odstraszył, skoro wcale nie ma zamiaru wracać nawet gdy pada deszcz (trochę fuka wtedy na mnie, bo myśli że to ja mu jakieś prysznice z ukrycia serwuję :)

      Co do przyzwyczajenia do smyczy. Pierwsza próba założenia szelek była metodą siłową, wyrywał się, bo nie miał pojęcia co go czeka. Ale następne już bezboleśnie, gdy zrozumiał z jaką przyjemnością wiąże się założenie szelek. Teraz to już idzie sprawnie, wskakuje na kolana, czasem sam przynosi smycz jak piesek w zębach. Czasem się szamoczemy, gdy jest bardzo spodniecany możliwością spaceru i nie usiedzi spokojnie podczas zakładania. Gorzej z powrotami, rany jak on płacze, gdy się spacer kończy :)

      Usuń
  5. Świetnie razem wyglądacie, wszyscy fotogeniczni :-)
    Mefisto miał mega szczęście trafiając do Was. Nie tylko ma kochających ludzi, wikt i opierunek ale jeszcze świat zwiedza :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, tak się jakoś dobraliśmy :)

      Postrzeganie świata, szczególnie jego rozmiaru, zdecydowanie zmieniło się u Mefisto. Teraz już wie, że świat jest większy i ciekawszy niż mieszkanie i to co widzi za oknem. Ale muszę zaznaczyć: nic na siłę. Jeśli jakaś wycieczka nie sprawia mu radości, nie czuje się w danym miejscu bezpiecznie i komfortowo to kończymy spacer i tam już nie wracamy drugi raz. Tak jak w przypadku Kopca, zauważyłem, że ten zbyt rozległy i odsłonięty teren, nie do końca przypasował Mefisto. Z jednej strony pchała go ciekawość, a z drugiej troszkę stresika miał - ta motolotnia, ogromna przestrzeń wokół, wysokość nad poziomem morza pewnie też nie bez znaczenia. Spacer ma być przyjemnością, więc staram się taką mu zapewnić. Na Kopiec pewnie nie wrócimy z Mefisto, ale do Parku z pewnością nieraz, bo czuje się tam dobrze, mimo że to też kawał terenu do zwiedzenia.

      Usuń
  6. Fantastyczne te zdjęcia!
    Mi by nie przyszło do głowy, że można tak podróżować z kotem. Ale wiele zależy od charakteru futrzaka. Mefisto wygląda na zrelaksowanego w czasie wojaży:) Z Luckiem raczej by to nie przeszło, bo on jest strachliwy nawet w domu i w dodatku nie lubi jak go się trzyma na rękach...
    Ale straszliwie miło jest patrzeć, że gdzie Wy tam Wasz kot:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Rzeczywiście "gdzie my, tam nasz kot", czyli według motto, które mamy na lodówce "Tam dom Twój, gdzie kot Twój" :) Mi trudno sobie wyobrazić, że mógłbym zostawić go na dłużej niż jeden dzień samego. A wspólne spacery to już codzienny rytuał. Oczywiście, zależy to od charakteru kota, nie każdy udomowiony kot będzie dobrze czuł się na zewnątrz. Czasem jest tak, że z jednej strony instynkt i ciekawość pcha kota do natury, a z drugiej stres czy strach powstrzymuje (może jakaś przeżyta wcześniej trauma ma na to wpływ). Nasz akurat należy do tych odważnych i ciekawskich.

      Usuń
    2. Dokładnie, nasz Kacper już na widok smyczy ucieka gdzie popadnie, a jak już znajdzie się w ogrodzie chowa się gdzieś pod krzakiem i potrafi tam przesiedzieć cały dzień!

      Usuń
    3. tak, tak, co kot to inny charakterek. Nie każdy musi być zdobywcą czy obieżyświatem. Zajrzałem na Twoją stronę, cudne koty! szczególnie urzekł mnie demonicznie piękny Medard.

      Usuń