środa, 27 lutego 2013

Koty pocztowe

Witam Was (wielko)postnie zakoceni Bracia i Siostry po kolejnej dłuższej przerwie. Jak zauważyliście od jakiegoś czasu u nas w Tawernie rzeczywiście bardzo "postnie", czego wyrazem jest brak nowych postów w tym poście. Nie posypujemy jednak głów popiołem, nie przywdziewamy włosienicy, nie umartwiamy się, nie przechodzimy też przemiany duchowej i nie miewamy przecudnych objawień na grzankach, szybach czy papai. Post na naszym blogu nie wynika z odpału religijnego lecz jest skutkiem nędzy i beznadziei jakiej doświadczamy nie tylko my dzięki plugawym i niewolniczym praktykom pracodawców i kolejnej wyniszczającej naród i kraj ekipie polityków.

Nędzne wynagrodzenie, ta płaczu warta jałmużna, eufemistycznie nazywana wypłatą, powodująca napędzającą się spiralę długów, zobowiązań, zaległych płatności zmusza do podejmowania dodatkowych działań zarobkowych byle jakoś przeżyć kolejny miesiąc, tydzień, dzień. Pomyśleć, że dzięki swoim zdolnościom organizatorskim przez te wszystkie ostatnie lata pomogłem tak wielu ludziom w znalezieniu pracy, w zarobieniu czasem całkiem dużych pieniędzy, zdobyciu atrakcyjnych zleceń czy honorariów. Bez żadnych profitów dla siebie, czasem nawet bez wdzięczności lub zwykłego "dziękuję".

Jak to mówią "szewc bez butów chodzi" - to co przychodzi z łatwością, gdy pomagasz innym, w odniesieniu do samego siebie staje się błądzeniem po polu minowym bez mapy. Gdy stajesz przed problemem, musisz poradzić sobie z nim sam. Pukasz do znajomych drzwi a czujesz się tak jakbyś nagle przemalował się na niewidzialno.

Mam na utrzymaniu moją ukochaną trójkę sierotek, Lui Lu i dwóch M&M'sów - Mefisto i Morfeusza. Pewnie gdyby nie oni rzuciłbym wszystko w czorty, może nawet wyjechał z tego chorego kraju. Zaciskam jednak zęby, łkam i czepiam się wszystkiego co pozwala mi zapewnić im dach nad głową i strawę (a zwierzaczkom dodatkowo opiekę weterynaryjną, bo to dwa przypadki szczególnej troski).

Jednym z moich dodatkowych zajęć ostatnio było podobnie jak w ubiegłym roku dostarczanie decyzji podatkowych. Wymieszane, wybełtane, niepełne, przekazane mi w totalnym chaosie w reklamówkach, rozkładaliśmy te pisma na podłodze w domu, segregowaliśmy numerami obiektów, ulicami, nazwiskami, pakowaliśmy do kopert, wypełnialiśmy jakieś bzdurne i czasochłonne raporty dzienne. Setki kopert, pism, awiz, potwierdzeń odbioru porozkładanych w każdym możliwym kącie - nasza Tawerna wyglądała jak w Pratchett'owskim "Piekle pocztowym".

Brak czasu jakiego nie mogłem poświęcić moim kocurkom rekompensowały sobie same. Nawet z tego całego zamieszania czerpały radość, dzielnie asystując przy kopertowaniu, zasadzając dupalki w kolejnych przytarganych przeze mnie pudłach, wylegując się na urzędowych pismach lub obgryzając koperty.





W tym roku Mefisto w tych czynnościach miał już "pomagiera" w osobie rozkosznego Morfeusza. Jak pamiętacie, w ubiegłym roku, cały ciężar segregowania listów, spoczywał wyłącznie na jego barkach (patrz: Kot pocztowy>>>):


"Mało mnie" ostatnio dla moich kochanych istotek. Dlatego korzystają z każdej okazji, by być razem. Asystują przy wszystkich czynnościach zarówno mi jak i Lui:



Kochane chłopaki...