środa, 25 lipca 2012

Przesyłka od wrocławskiej Kłamczuchy...

Wygraliśmy w konkursie na kocie fotostory zorganizowanym przez Anię z bloga "Za moimi drzwiami", o czym pisałem już tutaj>>>. Wczoraj wieczorem zapukał do nas sąsiad, byłem przekonany, że "po prośbie", abym ściszył muzykę, zakneblował kota, uśpił Lui Lu, przestawił swój czołg pod domem albo coś. A tu niespodzianka, przyszedł z paczuszką pod pachą zostawioną przez listonosza pod naszą nieobecność. Wrocławski adres nadawcy na paczce jednoznacznie wskazywał, że jest to oczekiwana przez nas nagroda w tymże konkursie (w konkursie na fotostory rzecz jasna, a nie na biegłość w manewrowaniu czołgiem po podwórku).


W tym miejscu krótkie wyjaśnienie tytułu posta. Anka Wrocławianka, redaktorka bloga Za moimi drzwiami", personel obsługujący futrzaki Amisię, Kayrona i Rufiego, organizatorka konkursu, pewnie czyjaś troskliwa matka, żona i kucharka (jej przepisy na blogu zawsze powodują niekontrolowany ślinotok) to kłamliwa i podstępna istota! Na spółkę ze swym JejCiOnym zeżarli, połknęli, wchłonęli, unicestwili sernik wymyślając niezbyt przekonywującą historyjkę o wronach. Przesyłki z nagrodą też się spodziewałem dopiero za kilka dni, bo (p)Anna Pinokio z Wrocławia zmyłki mailowe uskuteczniać zaczęła, że musi się zastanowić, spakować, że wyśle za kilka dni i takie tam zasłony dymne. Trzeba przyznać, że nawet wystrugany przez majstra Dżeppetto taboret skuteczniejszego kłamstewka/zmyłki nie zdołał by użyć. Tak więc, niespodzianka nr 1. Kolejną była zawartość paczki.

Przyznam, że wygrywając konkurs nie zastanawiałem się co może być nagrodą. Odrzucam przeważnie takie myśli, bo po co łamać sobie głowę, nastawiać się na coś, niespodzianki są od tego, aby zaskakiwać. Ale oczywiście skoro to koci konkurs w blogowej kociosferze to i pewnie coś z kocich gadżetów, by mi przyszło do głowy. Ale nie! To byłoby przecież zbyt oczywiste i już nie tak niespodziewane jak wizyta hiszpańskiej Inkwizycji. Tym tropem poszła Anna obdarowując nas...

...m.in. stylowymi kubeczkami...


... jak widać emocje związane z rozpakowywaniem prezentu udzieliły się też Mefisto, który dokładnie sprawdził zawartość paczuszki i oczywiście po kociemu usadowił w niej swój tyłek...


Bez cienia fałszywości muszę przyznać, że kubeczki śliczne, stylowe, z zaparzaczem i gustowną pokryweczką...


Prezent idealnie udany, bo lubimy z Lui kubki (ja kubki i kufle ceramiczne), pijemy tylko z kubków, nawet nie wiem czy w domu mamy jakieś szklanki. A jeśli są jeszcze do tego vintage'owe jak te sprezentowane przez Anię to w gust strzał bezbłędny...

Drugie zaskoczenie co do trafności prezentu, to smakowite pianki :) Nawet nie wiesz Aniu ile razy mi Lui Lu suszyła głowę "kup mi pianki! chcę pianki!"... Dwie gaśnice pianowe z czołgu przyniosłem, pianę z piwa do salaterki zbierać zacząłem, wścieklizną celowo zarazić się próbowałem, co by trochę z pyska mego trollowego utoczyć... a tu o słodkości takie chodziło...


Jak widać na zdjęciach, wygraną w konkursie i otrzymane nagrody uczciliśmy toastem z nowych kubeczków (ja naparem pokrzywowym a Lui zbożówką), przegryzając słodkimi piankami, aż się po norce mej jakieś echo rozchodziło (Ty wiesz o co chodzi ;)

Na koniec oczywiście podziękowania dla Ani za wspaniały prezent, który dał nam tyle radości. Z kubeczków będziemy korzystać codziennie, więc bardzo praktyczny prezent. Pianki natomiast wchłonęła Lui - może ta moja chudzina ciałka przez to nabierze, bo ją nawet fotokomórka zapalająca światło na klatce schodowej nie wyłapuje (Poważnie! Nawet przy Mefisto się włącza, a jak idzie Lui to musi robić pajacyka pod fotokomórką, żeby światło się zapaliło :)

Mimo, że to nagroda w konkursie, więc należała się jak kotu drapak, to jakoś czuję potrzebę odwdzięczenia się za tyle radochy... o czym będę musiał pomyśleć, jak wydobrzeję. Ot co!



sobota, 21 lipca 2012

Spacerkiem po Przemyślu. Park Zamkowy cz.3. Pastuszek i Domek Ogrodnika.

Po raz trzeci zaglądamy do Parku Zamkowego w Przemyślu. Tym razem postanowiliśmy odwiedzić samotnego Pastuszka, który od 114 lat wygrywa w Parku swe melodie...


Figurka "Pastuszka" powstała staraniem Towarzystwa Upiększania Miasta w 1898 r. Jest tak bardzo popularną parkową rzeźbą, że stała się niemal jednym z symboli miasta. 



Oryginał rzeźby stoi w hallu wejściowym Urzędu Miejskiego (budynek w Rynku), zaś w Parku to jedynie kopia, która została wykonana dlatego, że niechlubną tradycją stało się regularne przetrącanie fujarki przez wandali...

To jest oryginał figurki Pastuszka:

Czasem właśnie tak
ubieram się do pracy...

Mefisto poruszony historią okradania Pastuszka z jego fujarki postanowił zbadać, czy nie pozostały jakieś tropy mogące doprowadzić do złoczyńców i dał nura w krzaczory... Wyciąganie Mefisto z listowia zajęło nam dobre pół godziny...


Po odzyskaniu kocura-detektywa skierowaliśmy się pod Domek Ogrodnika...


Jest to kompleks kilku obiektów powstałych na początku XX wieku: neogotycki budynek (zwany własnie Domkiem Ogrodnika), palmiarnia oraz oranżeria. Obiekty te stanowiły jedną z największych atrakcji w Parku. 


Niestety w okresie powojennym domek nie spełniał już swoich funkcji skutkiem czego ulegał stopniowej degradacji. Ten piękny budyneczek stał pusty i niszczał przez lata, sąsiadująca z nim oranżeria była dewastowana przez nocnych chuliganów... Dopiero w 2009 r. Domek Ogrodnika został odrestaurowany i zmodernizowany... Tu mój mały przytyk do tej tzw. modernizacji...


W dawnej oranżerii umiejscowiono restaurację, dziwnie funkcjonującą, dziwnie zarządzaną... W opinii mojej oraz wielu mieszkańców, historyków, czy miłośników miasta, zamiast tworzenia restauracji powinno się przywrócić świetność tego miejsca poprzez odtworzenie pierwotnej oranżerii i palmiarni.. Zdjęcia przy restauracji nie robiliśmy, gdyż irytowały mnie parasolki z logo jakiegoś tam browaru, psujące efekt ładnego bądź co bądź miejsca. Pozostaliśmy więc przy obfotografowaniu uroczego Domku Ogrodnika.


Jako ciekawostkę powiem jeszcze, że na początku XX wieku na terenie Parku funkcjonowało mini zoo. Zaczęło się w 1902 r., gdy w ręce pewnego poborcy podatkowego trafił dorodny jeleń karpacki. Umieszczono go w drewnianej klatce w cieplarni parkowej, a że jeleń ten wzbudzał powszechną ciekawość, tak zaczęły pojawiać się w parku i inne zwierzęta. Niestety trwało to bardzo krótko. Brak funduszy, niefachowy dozór nad zwierzętami ale też chuligaństwo doprowadziły do upadku zwierzyńca. Ptaki i inne zwierzęta przemarzły, a jeleń zmarł, gdy jacyś zwyrodniali dowcipnisie nakarmili go szmatą ze szpilkami... Jak widać wandalizm, chuliganeria i brak wyobraźni nie jest zmorą tylko naszych czasów...


To miasto ma bardzo długą historię, jest w nim jakaś magia, która umożliwia nawet podczas takiego zwykłego wydawało by się spaceru po Parku czerpać z bogactwa historii, wydarzeń sprzed wieków, opowieści i legend związanych z takimi miejscami i ludźmi, którzy tu kiedyś stąpali. 

Ale czas już wysiąść z wehikułu czasu i wrócić do domu. No może jeszcze chwilkę poobwąchujemy jakieś drzewko... 

Uroczy zakątek, czujemy się niemal jak w jakimś gaju, w którymś ze słonecznych krajów śródziemnomorskich...


Nie dotarliśmy jeszcze z Mefisto do Wzgórza Trzech Krzyży i najważniejszej atrakcji Parku - Wzgórza Zamkowego, z górującym nad miastem Zamkiem Kazimierzowskim. Niestety jest on właśnie w trakcie remontu, a chcielibyśmy pokazać go Wam w całej okazałości...

Dotychczasowe nasze wyprawy po Przemyślu z kocurem Mefisto:



środa, 18 lipca 2012

Spacerkiem po Przemyślu. Park Zamkowy cz.2 (Ciurek)

Druga część spacerku po Parku Zamkowym w Przemyślu. Ostatnio zwiedzaliśmy dzikie zakątki parkowe, dziś te bardziej "cywilizowane"...

Z naszym dzielnym Mefisto podążaliśmy wzdłuż krętych alejek parkowych, które to wznosząc się, to opadając prowadziły nas do wielu ciekawych miejsc...



Taki spacer z kotem to przyjemna lecz czasem żmudna i czasochłonna wycieczka. Nasz żądny przygód turysta musi przecież obwąchać każdy krzaczek, zbadać każdy zakamarek, pogonić wiewiórkę lub wdrapać się na drzewko...



Chwilę oddechu można złapać odpoczywając na ławeczce...


... lub w jednej z altanek rozsianych wzdłuż alejek... pod warunkiem, że nie jest akurat zajęta przez miłośników trunków wyskokowych...


I tak dotarliśmy do jednej z najpopularniejszych atrakcji przemyskiego Parku, sławetnego Ciurka. Jest to ulubione miejsce parkowych spotkań zarówno w dzisiejszych czasach...




...jak i przed ponad stu laty...


Znów dzień pełen wrażeń. Wracamy do domu, by odwiedzić Park następnym razem...




sobota, 14 lipca 2012

Spacerkiem po Przemyślu. Park Zamkowy cz.1

O tym, że Mefisto jest ciekawym świata, niezmordowanym i dzielnym kotem spacerowym przekonaliście się już czytając moje poprzednie posty. Oprócz codziennych spacerów po najbliższej okolicy (Pierwszy spacer, Na pochyłe drzewo koty skaczą, Reminiscencje z wiosennych spacerów), bez których już ani my ani nasz kocur już sobie nie wyobrażamy rozkładu dnia, wypuszczamy się na dalsze wypady. Ostatnio dotarliśmy na jedno z okalających Przemyśl wzgórz Zniesienie i wdrapaliśmy się na Kopiec Tatarski.

Mefisto najlepiej czuje się na terenie okalającym budynek, w którym mieszkamy (będącym pozostałością po koszarach Austro-Węgierskiej Armii Cesarsko-Królewskiej z końca XIX w.), gdzie czuje się jak pan i władca, niepodzielnie sprawując pieczę nad swoim terytorium. Drugim takim miejscem, do którego coraz częściej się wyprawiamy jest Park Zamkowy (zwany też Parkiem Miejskim).

Jest to miejsce niezwykle urokliwe, posiadające bogatą historię, obfitujące nie tylko w przyrodę, ale również w wiele ciekawych i historycznych miejsc. Choć sam park jako taki został założony dopiero w 1842 r., to czuć tu zarówno powiew średniowiecza - otacza on przecież wybudowany za czasów króla Kazimierza Zamek, ale znajdziemy tu też pozostałości po sławetnej Twierdzy Przemyśl z XIX w., a nawet pamiętające jeszcze założycieli miasta pozostałości rotundy i monasterium z IX w., czy palatium książęce z X w. Kocham to miasto za jego ponad tysiącletnią historię, której pozostałości, ale i wciąż żywe przykłady, wyzierają z niemal każdego zakątka, kocham je też za takie miejsca, gdzie niemal w samym centrum miasta, można poobcować z przyrodą, rozkoszować się zielenią, powietrzem, a nawet widokiem dzikich zwierząt.

 Park zajmuje powierzchnię około 20 ha, tak więc jest to sporo terenu, a jak widzicie jest w nim wiele ciekawych miejsc do odwiedzenia. Z kotem jako partnerem włóczęgi jest niemożliwością dotarcie do nich wszystkich za jednym razem. Dlatego relacje z naszych spacerów po Parku i Wzgórzu Zamkowym będziemy Wam dawkować, za każdym razem odwiedzając z Mefisto coraz to inny zakątek Parku.



Jest to wymarzone miejsce do spacerów, romantycznych spotkań, ale też posiedzeń libacyjno-rozrywkowych, czy jak się za chwilę przekonacie spacerów z kotem, o ile jest tak dzielny i wytrwały jak nasz Mefisto...



 Z racji tego, że jestem wciąż jeszcze chory (ale też z powodu męczących kocurka upałów) zawiesiliśmy takie dalsze wypady. Jest to więc zaległa relacja ze spaceru jeszcze z czerwca, gdy słoneczko tak jeszcze nie doskwierało.



 Na pierwszy raz wybraliśmy tą część Parku, bardziej "dziką", z dala od alejek spacerowych, tak by wędrówka dla Mefisto była przyjemnością i pozbawiona stresu z powodu hałaśliwie i często dziwnie zachowujących się ludzi.


Pięknie prawda? Wydawałoby się, że jesteśmy gdzieś z dala od miasta, w lesie, a to niemal centrum Przemyśla!



Mefisto pokochał Park. Wokół tyle drzew, roślinek, krzaczków, tyle zapachów, tyle pełzających, skaczących, fruwających, kicających żyjątek, tyle odgłosów wydawanych paszczowo czy dziobowo przez stworzonka wszelakie... Wiecie, że czasem, oprócz jeży, jaszczurek czy wiewiórek, można tu spotkać lisa, sarnę czy jelenia?



Stare pnie kryją w sobie różne tajemnice a wiatr w gałęziach opowiada pradawne historie...


Pora wracać... Prawie trzy godziny spacerku, a odwiedziliśmy zaledwie niewielką część tego przeuroczego miejsca. A gdzie Zamek Kazimierzowski, a gdzie Wzgórze Trzech Krzyży, gdzie Domek Ogrodnika, Pastuszek, Ciurek... Tyle ciekawostek i przecudnych zakątków kryje nasz Park... Ale o tym, następnym razem...



piątek, 13 lipca 2012

Pokonkursowo...się pochwalimy się, a co!

W poprzednim poście (tutaj) przedstawiłem Wam dwa sympatyczne konkursy wakacyjne, zorganizowane na blogach "Za moimi drzwiami" i "Klub Kota Jasna 8". Ten drugi jeszcze trwa, więc gorąco namawiam do wzięcia udziału i wysyłania zdjęć swoich śpiących kotów. W pierwszym zaś... znalazłem się w zacnej trójce zwycięzców :)

Cóż za radocha i to w taki pechowy niby dzień, w końcu dziś piątek trzynastego! Zabrzmi to nieszczerze, bo zawsze to tak brzmi, gdy widzimy jak nasze "gwiazdy" odbierają statuetki ("Nie spodziewałam się, ło matko, dziękuję wujku... eee... panie prezesie")... ale naprawdę nie spodziewałem się! Już drugi tydzień dręczy mnie choróbsko, które razem z upałami i gorączką, sprawiło, że bełkoczę w ciekawym lecz średnio zrozumiałym narzeczu ludów uważanych raczej za prymitywne. Czytanie ze zrozumieniem nie jest też w tych dniach moją mocną stroną i raczej nie wpiszę tego sobie w CV jako umiejętność, którą chciałbym szczególnie podkreślić. Zrobiłem więc sobie przymusową przerwę w czytaniu zaprzyjaźnionych blogów, komentowaniu czy braniu udziału w dyskusjach, za co przepraszam, bo widzę, że pojawiło się tyle ciekawych wpisów. Ale nie chciałem zaprezentować poziomu niektórych celebrytów czy kandydatek na miss parowozowni ("Co jest Pani pasją?"... "Eeee, chciałabym ratować lasy tropikalne"... "A co Pani wie o lasach tropikalnych?"... "Eeeee... kiwi?"). Nie mniej jednak, majacząc w gorączce, nie mogłem się powstrzymać w udziału w obu konkursach. A, że wygranej nie spodziewałem się, to prawda. Pewnie, gdybym był zdrowy, moje zgłoszenie byłoby inne... a może jednak nie, bo przy zdrowych zmysłach to od kołyski chyba nie byłem (to taki mój urok, a nie to że z tej kołyski zrobiłem pierdut!)...

Ale do rzeczy... konkurs ogłoszony na blogu Za moimi drzwiami  polegał na... chwila przerwy... sprawdzić muszę w galaktyce mej niepamięci... jest... jest... na wstawieniu tekstów w chmurki na zdjęciach, tak by powstało fotostory. Tadam! No i wstawiło mi się, o takie coś...



Szanowne jury uznało, że jest to fajne, więc kłócił się przecież nie będę, ot co! Z dumą odkryłem, że innym blogooglądaczom też się spodobało, więc ma radocha jest tym większa. Jury, czyli Ani Wrocławiance i JejCiOnemu dziękuję za wyróżnienie, a współzwycięzcom, czyli assneg i Klarce Mrozek oraz "konkurencji", dziękuję za współudział, fajne zgłoszenia (swoje ulubione podam w komentarzach pod stosownym werdyktem na Za moimi drzwiami) oraz świetną zabawę, którą nam wszystkim dostarczyliście. Zapraszam właśnie tam, by obejrzeć inne konkursowe prace>>>Rozwiązanie komiksowego konkursu<<<

To jeszcze nie koniec... w ostatnich dniach nasza Tawerna otrzymała też wyróżnienie od "Klubu Kota Jasna 8" i "Retro Koty i Pies"... 


Dziękuję dopiero teraz, choć bez bicia przyznam, że nie dotarłem jeszcze istoty rzeczy, czyli na czym zabaw ta polega :) Mój mały rozumek (nie, nie chodziło mi o Lui), podpowiada mi, że wyróżnieniem obdarowuje się zaprzyjaźnione, lubiane lub godne polecenia blogi, obdarowani zaś wyróżniają innych, ci z kolei... Jeśli tak, to na mojej liście znalazłyby się wszystkie kocie blogi z listy po prawej stronie, a z innych, które pierwsze przychodzą mi do głowy, to Życie na kreskę (blog Marty Zabłockiej z jej życiowymi i zakręconymi rysunkami) i Life Science Corner - przyjemniejsza strona nauki (tak, tak, stamtąd pochodzi jeden z bohaterów moich kotmiksów - gekon Makula :)... To uświadomiło mi, na jak wiele ciekawych i różnych tematycznie blogów natrafiam w necie, ale przeważnie przypadkowo szukając jakiegoś tematu - więc drugi raz nie udaje mi się do nich wrócić.. Czas więc zacząć zapisywać sobie adresy i uzupełnić listę blogów wartych zapamiętania i odwiedzania. Ot co!

PS 1. Jeszcze raz dziękuję za wyróżnienia, świetne pomysły z wakacyjnymi konkursami, a sobie życzę powodzenia w konkursie Jasnej :)

PS 2. Obiecuję solennie nadrobić zaległości w lekturze Waszych blogów.

PS 3. Słowo na dziś...
paraskewidekatriafobia...
czyli lęk przed piątkiem trzynastego... powodzenia w próbach zapamiętania go :)



poniedziałek, 9 lipca 2012

Konkursowo w kociosferze

Jako, że zachorzałem i już drugi tydzień męczę się nie tylko z powodu upałów, ale i wysokiej gorączki, dreszczy, glutów, zapchanych zatok i kaszlu, mózg mój się gotuje, tak że jeszcze trochę zacznie gwizdać jak czajnik. Skupić się nie mogę, przed oczami mroczki a świat wiruje przed oczami jak derwisz w swym psychotycznym tańcu. Sam nie jestem w stanie stworzyć żadnego sensownego posta, ale na szczęście w kociosferze życie toczy się dalej. Zapraszam Was do udziału w sympatycznych konkursach ogłoszonych przez równie sympatyczne blogerki. Konkursy są przyjemne, oczywiście związane z kotami, a wszelkie szczegóły znajdziecie na stosownych kocich blogach:

KONKURS 1: Jak śpią nasze koty? 

 Konkurs zorganizowany przez Klub Kota Jasna 8. Wszystko co trzeba zrobić, to na swoim blogu zamieścić wpis i zdjęcie swojego śpiącego i ledwo żywego z upału kota (plus informacja o konkursie). Następnie na maila klubkotajasna8@gmail.com przesłać: zdjęcie i imię kota biorącego udział w konkursie oraz link do swojego wpisu na blogu. Acha, w komentarzu na blogu Klub Kota Jasna 8 zawiadomić o wysłaniu zgłoszenia na konkurs. Czas przysyłania zgłoszeń do 14 lipca włącznie do godz. 20:00. Szczegóły konkursu tutaj: http://klubkotajasna8.blogspot.com/

Mój Mefisto wywalony kołami do góry

KONKURS 2: Fotostory. 

Ania z bloga "Za moimi drzwiami", wyjeżdżając na wakacje, zapewniła nam rozrywkę w postaci kreatywnego konkursu, polegającego na uzupełnieniu "dymków" w fotostory. O czym rozmawiają futrzaki? Szczegóły konkursu, tutaj: http://zamoimidrzwiami.blogspot.com/



Przy okazji, poza konkursem, zapraszam do zapoznania się z tymi tworzonymi z pasją i miłością do kotów blogami.


piątek, 6 lipca 2012

Ławeczka. KOTmiks spacerowy.

Dziś króciutki kotmiks o tym, co może się przydarzyć podczas spaceru. Niektórzy powiadają, że to przynosi szczęście, ja po prostu mówię... "Shit happens"...

Wersja pionowa:


Wersja pozioma:



Przy okazji tworzenia tego kotmiksu, przypomniałem sobie projekty okładek, które kiedyś wykonałem dla zespołu Pigs Like Pigeons:



Jako ciekawostkę podam, że basista tego zespołu, jest z zawodu lekarzem weterynarii, pracującym w zakładach mięsnych. Któregoś dnia przyglądając się dreptającym świnkom wyobraził sobie, że nagle dostają skrzydeł i odlatują... I tak powstała ta absurdalna ale nietuzinkowa nazwa zespołu...



niedziela, 1 lipca 2012

Spacerkiem po Przemyślu. Kopiec Tatarski i Zniesienie.

Zapraszam Was na spacerek po Przemyślu. Jest to miasto o ponad tysiącletniej tradycji, położone w dolinie rzeki San, rozłożone niczym Rzym na siedmiu wzgórzach. Dziś powędrujemy na jedno z takich wzgórz. W roli przewodnika Mefisto, który dzielnie przebierając łapkami samodzielnie wdrapał się na Kopiec Tatarski...

Górujący nad miastem Kopiec Tatarski (zwany również Kopcem Przemysława) jest nie tylko jego najwyższym punktem, ale przede wszystkim najbardziej tajemniczym i otoczonym legendami zabytkiem.



Legendy związane z Kopcem sięgają aż V w., kiedy to miał stać się grobem Attyli, wodza koczowniczego plemienia Hunów. Inne podanie głosi, że jest mogiłą księcia lechickiego Przemysława - Lestka, mitycznego założyciela miasta z VII w. Najbardziej znana opowieść dotyczy najazdów tatarskich. Kopiec służył jako miejsce przekazywania wici (sygnałów za pomocą ognia i dymu) o zbliżających się wrogach.  Gdy Tatarzy najechali na ziemię przemyską, zostali pobici przez wojska polskie, a jak mówi legenda zabitego wówczas chana (wedle wschodniego obyczaju) pochowano w tym właśnie miejscu. Na pamiątkę zwycięstwa nad Tatarami, wzgórze, na którym go usypano nazwano „Zniesienie” („zniesienie” czyli „pokonanie”).



Z pewnością było to pierwotnie miejsce kultu bogów słowiańskich (szczególnie Swarożyca). Przeprowadzone badania archeologiczne na kopcu potwierdziły składanie ofiar z ludzi (u podstawy kopca odkryto czaszki ludzkie i szkielety). W późniejszym okresie, na szczycie Kopca, w miejscu dawnej świątyni i posągu bóstwa postawiono kaplicę pw. św. Leonarda (patrona skazańców) - jako zadośćuczynienie ofiarom tu składanym. Kaplica ta została zniszczona podczas II wojny światowej.

To tutaj, na szczycie Kopca, stała słowiańska świątynia, a potem kaplica pw. św. Leonarda:





Z Kopca rozciąga się wspaniały widok. Z jednej strony mamy u stóp panoramę Przemyśla, dalej pobliskie Bieszczady, a z drugiej... Ukrainę. Tak, tak, za tym pagórkiem, niecałe 10 km stąd jest koniec Unii Europejskiej :)



W czasach Monarchii Austro-Węgierskiej, rozpoczęto budowę Twierdzy Przemyśl (XIX w.). Miasto otaczają pozostałości dwóch pierścieni fortyfikacji, które po wybuchu I wojny światowej przez kilka miesięcy powstrzymywały wielotysięczną armię rosyjską zdążającą na zachód i południe Europy. U podnóża Kopca zachowała się bateria artyleryjska, w pobliżu zaś jeden z fortów rdzenia Twierdzy - Fort XVI "Zniesienie". Pozostałe po zniszczonym forcie szańce, wały, fosy tworzą dziś ciekawe miejsca do spacerów.




Kilka lat temu zagospodarowano ten forteczny teren, wytyczono alejki spacerowe, zbudowano amfiteatr, w którym czasem odbywają się imprezy (w lecie organizowałem tam kiedyś np. nocne kino letnie pod chmurką):



Kolejny charakterystyczny punkt na Zniesieniu to Krzyż Zawierzenia...


... oraz wieża przekaźnikowa:


Ze względu na swe położenie, Przemyśl i okolice, to doskonałe miejsce do uprawiania turystyki aktywnej, głównie pieszej i rowerowej. Są też dogodne warunki do uprawiania myślistwa, jeździectwa, paralotniarstwa i turystyki kajakowej, zaś zimą narciarstwa biegowego i zjazdowego.

Poniżej Lui z Mefisto obserwują krążących pod niebiosami motolotniarzy:




Mefisto nie należy do płochliwych kotów, ale pikująca nad głową motolotnia, napędziła mu niezłego stracha. Wydaje mi się, że to instynkt podpowiedział mu, że to powietrzny atak jastrzębia, a otwarta i rozległa przestrzeń wokół, uniemożliwiała szybkie ukrycie się. Zakończyliśmy więc na tym wycieczkę.

Przed powrotem zdążyliśmy jeszcze popodziwiać piękny zachód słońca nad Przemyślem:



Zauroczony zachodem słońca Mefisto:


Z powodu zapadającego zmierzchu i motolotniowej traumy Mefisto nie zdążyliśmy dotrzeć do stoku narciarskiego, który również jest wybudowany na zboczu Zniesienia. Stok pokażemy Wam przy następnej okazji, bo stamtąd są też urocze widoczki  (wyobrażacie sobie stok narciarski z panoramą miasta u stóp?).

Dodam jeszcze tylko, że podczas tego spaceru, dzięki Mefisto... zarobiłem flaszkę z wysoką zawartością procentów :) Kopiec i Zniesienie to jedno z miejsc, gdzie chętnie nowożeńcy robią sobie sesję zdjęciową. Natrafiliśmy na jedną z takich młodych par, która chciała zrobić sobie zdjęcie z naszym kotem. Dodatkowo żartem napomknąłem, że nasz czarny Mefisto własnie przebiegł im drogę i jak nie chcą, by ich małżeńskie plany poszły w p..du, powinni to odczarować. Żart, żartem, ale pan młody mało butów nie pogubił, byle z bagażnika samochodu czym prędzej przynieść flaszkę, dla odwrócenia niechybnego fatum :)