poniedziałek, 27 stycznia 2014

Grzejemy dupalka

Zima! Nareszcie! Zimno... niekoniecznie... Cóż, takie są prawa natury...



Lubię śnieżnobiałą scenerię za oknem, chrzęst śniegu pod butami i prószące się z nieba płatki. Dla moich kocurów taki widok jest również fascynujący, tyle że z pozycji parapetowej, gdy z atrybutami pani Zimy (lub pana Zimocha - bo przez to zamieszanie wokół gender lub dżęder sam już nie wiem) nie ma bezpośredniego kontaktu.

Nawet mężny Mefisto wytrzymał na spacerze niecałe 15 minut i po kilku "utonięciach" w zaspie (mocno tym poirytowany) sam zaciągnął mnie z powrotem do domu, co mu się nigdy nie zdarza.

Po zdjęciu smyczy, pognał w stronę kaloryfera, by ogrzać sobie łapki i dupalka...




Najcieplej jest jednak we dwójkę. Nie ma to jak wtulić się w drugą kochającą istotkę...



Z zimowych spacerów oczywiście nie zrezygnujemy. Mefisto, gdy tylko wysuszył futerko, rozpoczął swoje tradycyjne arie paszczowe po drzwiami, domagając się ponownego wyjścia. Poczekamy tylko, gdy będzie umiarkowanie mroźno ale mniej wietrznie. Na koniec więc, coś z zupełnie innej beczki - takie tam kocie pierdoletki:




środa, 22 stycznia 2014

Onirim - potęga sennych marzeń

Każdy kto próbował zebrać paczkę znajomych, aby rozegrać z nimi najcudowniejszą nawet grę, wie że właśnie to jest najtrudniejszym wyzwaniem a nie mechanika gry, poziom jej trudności, niezrozumiała lub napisana w jakimś beduińskim języku instrukcja. A co, gdy nawet nasza piękniejsza/brzydsza połówka lub najlepszy przyjaciel/psiapsiółka pod groźbą czy prośbą, łkaniem i przekupywaniem, również nie znajdzie dla nas chwili, by rozegrać partyjkę w jakąś grę? Czy pozostaje tylko samotna zabawa swym grzesznym ciałem?

Niekoniecznie, maniak gier planszowych czy karcianych znajdzie rozwiązanie w postaci "samotników" czyli gier przeznaczonych do rozegrania solo, czyli samemu ze sobą.




Jedną z takich gier jest ONIRIM. To co w niej urzeka to nastrojowy lecz również niepokojący klimat ucieczki z sennego labiryntu. Podczas tej wędrówki zmierzymy się z potęgą sennych marzeń lub ich koszmarnych odpowiedników.



W tej grze jesteś śniącym, który zagubił się w mistycznym labiryncie swoich sennych marzeń. Twoim celem jest odnalezienie drzwi, które pozwolą ci wyzwolić się z targanego koszmarami snu. Musisz tego dokonać zanim twój sen dobiegnie końca - w przeciwnym razie zostaniesz w nim uwięziony na zawsze.



Pakiet oprócz podstawowych kart zawiera też 3 mini rozszerzenia, które urozmaicają grę (wprowadzając m.in. nowe zasady i Karty Relikwii) oraz powodują że nie jest to zwykły jednoosobowy "pasjans".


 Tak swoją drogą, to mają one świetne nazwy: "Wielka Księga Kroków Zagubionych i Odnalezionych", "Wieże" oraz "Mroczne przeczucia i radosne sny".


"ONIRIM" to pozycja na tyle interesująca, że chyba skuszę się na zakup innego tytułu tego samego autora a mianowicie "URBION".

Jak widzicie z powyższych zdjęć, grą jest wielce zainteresowany Morfeusz... nic dziwnego, że oniryczna tematyka tak go pociąga, bo przecież patronem jego imienia jest sam bóg marzeń sennych a gdy kociak trafił do nas rok temu był wielkim śpiochem, potrafiącym zasnąć nawet w kuwecie...






...dobranoc...


piątek, 17 stycznia 2014

Remanent: gość w dom... twój kot wytarmoszony będzie

Dzisiaj króciutki wpis w ramach remanentu dokonanego wśród nie publikowanych jeszcze fotek. Temat przewodni: goście, którzy nas odwiedzili i zostali zaakceptowani przez nasze kocurki.

Wujka Staszka już znacie (poniżej na zdjęciu z moim Mefisto)...


... a oto szanowna koleżanka-małżonka wujka, równie sympatyczna i kociolubna pani, która tak wytarmosiła (z miłości oczywiście) moje kocurki, że na jakiś czas mają dosyć jej wizyt :)



Tak naprawdę dzisiejszy wpis powstał... na złość memu młodszemu bratu, który twierdzi, że nie lubi kotów... Tiaaa... jasne :)))




c.d.n.

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Kapitan Morgan

Pirackich klimatów ciąg dalszy. Tym razem za sprawą jednookiego kota przybłędy, który upodobał sobie nasze zawadiackie towarzystwo. Poznaliśmy go podczas grudniowego spaceru z Mefisto i już od pierwszego spotkania zapałaliśmy do siebie sympatią co najmniej jakbyśmy wspólnie wypili beczkę rumu w portowej tawernie.


Namierzył go Mefisto, zwabiony pomiaukiwaniem dobiegającym spod samochodu.


Z naszych spacerowych relacji, wiecie już że Mefisto jest bardzo towarzyskim kocurem, który ma już spore grono znajomych kotów i psów w najbliższej okolicy. Przy pierwszych spotkaniach ze względów prestiżowych musi pokazać kto tu rządzi, pusząc się, strosząc ogon, wydając ostrzegawczy syk lub pomruk a czasem nawet przejechać pazurem po pyszczku nowo poznanego delikwenta. Tym razem, obyło się bez demonstracji siły, tak jakby spotkały się dwie bratnie dusze.


Po pierwszym obwąchiwaniu się nawzajem i wymianie kilku miauknięć jednooki przybłęda wyszedł spod samochodu i podążał za nami krok w krok.



Od tej pory, widujemy go codziennie. Stał się naszym stałym towarzyszem spacerów, truptając wszędzie tam gdzie my. Co ciekawe, pojawia się na naszym podwórku dokładnie o tej samej porze, o której spotkaliśmy się po raz pierwszy. Nie zawsze mogę dokładnie o tej godzinie wyjść na spacer - wtedy sąsiedzi pukają do mnie i informują, że pod drzwiami do klatki schodowej siedzi jakiś kotek i głośno miauczy. Zbiegam wtedy czym prędzej na podwórko przynosząc mu jakieś smakołyki. Gdy raz się spóźniłem na "umówione spotkanie" zastałem go siedzącego na oknie w tęsknym wyczekiwaniu...


Świetny kotek. Nazwałem go Kapitan Morgan na cześć znanego korsarza oraz... rumu, który ostatnio namiętnie popijam...

Długo walczyłem z myślą, by go przygarnąć. Zwyciężył rozsądek. Na trzeciego kota mnie po prostu nie stać. Pragnę zapewniać moim M&M'som jak najlepsze warunki i opiekę - Mefisto i Morfeusz wymagają i domagają się dużej uwagi i troski -  na przygarnięciu go ucierpiała by cała trójka. Na decyzji zaważył też fakt, że popytałem tu i ówdzie i dowiedziałem się, że ten łobuziak "należy" już do jakiejś pani... Tyle, że gryzie mnie to, czy rzeczywiście jest ona odpowiedzialnym opiekunem dla Kapitana, który w nieznanych mi okolicznościach jedno oko już stracił a teraz błąka się po okolicy...

sobota, 4 stycznia 2014

Pod piracką banderą (Sylwester 2013/2014)

Podobnie jak przez poprzednie dwa lata, ostatnią noc roku, spędziliśmy we własnym gronie w naszej Tawernie. Choć czas biegnie nieubłaganie a człowiekowi przybywa kolejny krzyżyk na karku... to niekoniecznie jest chęć pozbycia się wewnętrznego dziecka, które drzemie gdzieś w zakamarkach duszy i od czasu do czasu domaga się przejęcia kontroli nad dorosłym ciałem... Nie, nie jest tu mowa o nie trzymaniu moczu lub kreowaniu ciepłego kupala w pieluszkę podczas błogiego snu... choć są pewne podobieństwa, jak np. potrzeba possania kobiecej piersi lub odegrania roli książkowego lub filmowego bohatera... I tak, na tę ostatnią grudniową noc przeistoczyłem się w pirata...



Nie ukrywam, że z pewnością na taki pomysł duży wpływ miał rum, który ostatnio namiętnie popijam... Wizerunek pirata bez papugi na ramieniu wydaje się być jednak niekompletnym... My wprowadziliśmy nową jakość  - prawdziwy morski łupieżca powinien mieć kocura a dla podtrzymania legend uznajmy, że papuga jest... tyle że w kocim brzuszku...


Ta magiczna noc zawsze coś kończy a coś zaczyna. Nie zapomnieliśmy więc o postanowieniach noworocznych, które wykaligrafowaliśmy piórem i atramentem, wsadziliśmy do koperty, którą zalakowaliśmy i wrzuciliśmy do skrzynki, by odczytać je za rok...



Nasze kocurki w tym czasie zajęły najlepsze miejsca przy stole by móc skorzystać z tego co serwowała tawerniana kuchnia....


Resztę wieczoru spędziliśmy bez większych baletów lecz na tym co lubimy robić w wolnych chwilach dla czystego relaksu. Rozegraliśmy kilka partyjek "Zombiaków"...


Rozpoczęliśmy też układanie kolejnych puzzli, które sprezentował nam mój brat. Koty są... cycki są... wszystko się zgadza... następną kolejkę rumu poproszę...



Nie chcę i nie potrzebuję innego Sylwestra. Kolejne pragnę móc spędzić podobnie, w tym samym lub może trochę powiększonym gronie...