piątek, 30 listopada 2012

Morfeusz na weekend

Jako bywalcy mojej Tawerny, przyzwyczailiście się do przeważnie dosyć rozbudowanych postów. Lubię pisać, bawić się słowem, wystukując w klawiaturę palcem giętkim wszystko to o czym pomyśli głowa, przynosząc przygody moich kocurków, ale i prowadząc z Wami rozmowy, zaglądać i czytać co tam u Was i Waszych zwierzaków.

Ostatnio troszkę zaniedbuję blogową kociosferę, dawno też nie wyszedł spod mojej ręki żaden kotmiks. Zapału mi nie brakuje, tematów do opisania roi się mnóstwo. Sił troszkę tylko brak i czasu. Przez lata prowadziłem ciekawe i aktywne życie, angażując się w różne przedsięwzięcia, ale też się nie oszczędzałem. Odbija się to teraz trochę na zdrowiu i ogólnym samopoczuciu. Jetem zmęczony. Tak po prostu. Zaistniała też potrzeba podjęcia poza normalną pracą dodatkowych zajęć, by dorobić parę pesos, aby móc utrzymać siebie i ten mój sierociniec.

Dziś więc, króciutko. Kilka zdjęć Morfeusza, który już zadomowił się u nas na dobre. Choć jego adopcja była zupełnie przypadkowa, cieszę się, że podjęliśmy tą decyzję. Morfeusz jest cudownym i bardzo pieszczochowatym kocurkiem. To co najważniejsze pchnęło mnie w kierunku dokocenia, to chęć sprawienia kociego towarzysza dla Mefisto. Nikt, nawet najbardziej czuły i odpowiedzialny opiekun, nie da swojemu kotu tego co koci kompan. To zupełnie inny poziom relacji. Morfeusz coraz lepiej dogaduje się z Mefisto - rozkosznie ganiają się po mieszkaniu, które teraz (głównie nocą) rozbrzmiewa tupotem ich łapinek.

Morfeusz, po pierwszym stresie związanym z nowym miejscem, otoczeniem i opiekunami, zaczyna się u nas czuć coraz swobodniej. Nie odstępuje nas na krok i uwielbia pakować się nam do łóżka...





Zwiedza też wszystkie zakamarki naszego domu, wypróbowując, które miejsca najlepiej nadają się na legowisko, kryjówka lub punkt obserwacyjny...





Jak wspominałem poprzednio, czasem dochodzi do awantury między kocurkami. Morfeusz to taka mała, zaczepna weszka, czyhająca tylko na sposobność, by śpiącego Mefisto pacnąć łapką lub ugryźć go w ogon. Do poważnej bijatyki doszło, gdy ten hultaj zajął obserwatorium Mefisto na parapecie. To zmusiło mnie do pozbycia się kolejnych kaktusów, zrobienia drugiego legowiska i udostępnienia kocurkom całego parapetu...



c.d.n.

poniedziałek, 26 listopada 2012

Mefisto i Morfeusz. Pierwsze migawki.

Morfeusz jest z nami od tygodnia. Mefisto, jak można było przypuszczać, obraził się na nas za wprowadzenie do domu nowego lokatora. Nic dziwnego, dotychczas niepodzielnie władał naszą Tawerną i do niego należał każdy kąt, a wraz z przybyciem Morfeusza to poczucie jedynowładztwa zostało zachwiane.

Nie jest agresywny wobec "nowego", bardziej ma żal, że nasza uwaga dotychczas zarezerwowana tylko dla niego, przeniosła się częściowo na "przybłędę". Podejrzewa, że karmimy go lepszymi kąskami więc strzela focha i podjął strajk głodowy.

Nie faworyzuję Morfeusza, choć staram się, by poczuł się u nas komfortowo, bo trafił do nas mocno zestresowany i jak to były bezdomny wystraszony i obarczony chorobami. Są czynności, które wykonuję tylko na nim w związku z jego leczeniem. Jak wiecie, koty niezbyt lubią czyszczenia uszek - jest to mało sympatyczny zabieg i czasem bolesny, gdy przy wierzgającym kocie nawet lekko naruszymy ten delikatny instrument. W każdym razie, Mefisto nienawidzi tej czynności. Jako, że walczymy ze świerzbem u młodego, więc codziennie robię przegląd i czyszczenie jego uszek. Tu dochodzi do zabawnej sytuacji, bo gdy tylko skończę usuwać martwy świerzb z uszek Morfeusza, muszę wziąć na kolana Mefisto i pogrzebać w uszku również jemu, żeby nie czuł się pominięty. Choć to Morfeusz jest pacjentem - na wizyty do weterynarza zabieram również Mefisto jako towarzystwo. Nic mu więc nie umyka, choć nadal są podejrzenia, że gdy czeka na nas w poczekalni to za drzwiami gabinetu serwujemy młodemu jakieś super atrakcje :)

Wczoraj wyskoczyłem na chwilę do rodziców po jakieś pyszności, które mama dla nas przygotowała. Zabrałem ze sobą Mefisto. Po raz pierwszy od tygodnia był naprawdę szczęśliwy. Poczuł się wyróżniony, że zabrałem tylko jego a "znajda" został w domu. Mruczał rozkosznie, przebierał nóżkami, poocierał się o wszystkie meble zostawiając tylko swój zapach, a przez całą drogę siedział mi na kolanach, czego zwykle nie robi, gdy kieruję samochodem.

Jeszcze potrzeba trochę czasu, by stosunki między kotami się ułożyły. Póki co jest zazdrość, rywalizacja, trochę żalu jednego a bojaźni u drugiego. Podobnie jak rok wcześniej z Baldrickiem, teraz Mefisto z Morfeuszem, urządzają zawody, który z nich więcej zanieczyści kuwetę drugiemu. Zaczynają się też ze sobą bawić, szczególnie w nocy urządzają gonitwy, wspólnie też dokonali dewastacji moich kaktusów na parapecie i dokonali zsynchronizowanego desantu na moją głowę ze stojącej przy łóżku komody.

Czasem też dochodzi do spięć, których siłą sprawczą jest ciekawski i wszędobylski młody. Zaczepia Mefisto, by zachęcić go do zabawy i wspólnych gonitw, ale czasem przesadza. Szczególnie irytujące jest, gdy Mefisto układa się do snu, dokona toalety, wymości i wygrzeje sobie legowisko lub po prostu już śpi. Morfeusz ma jakieś szczególne upodobanie, by pacnąć go wtedy łapką, ugryźć w ogon lub bezczelnie i bez skrępowania spychać go z jego łoża. Rozbudzony Mefisto jest wtedy wściekły (ja też bym był, gdyby ktoś mi pociągnął z bańki w czasie snu). Morfeusz za to kilka razy dosyć solidnie oberwał. Tu nawet nie poszły w ruch pazury ani nie doszło do wymiany ciosów - Mefisto po prostu skoczył na Morfeusza, wbił mu w kark kły, przydusił całym ciężarem do podłoża, aż młodemu gały wyszły. To był widowiskowy skok i pokaz dominacji mej czarnej pantery nad młodym i zadziornym żbikiem...

Nie ingeruję w te ich podchody i utarczki - takie sprawy powinni załatwić między sobą i sami ustalić zasady, hierarchię i zależności. Nie posiadam jak dotychczas zbyt wielu ich wspólnych zdjęć, bo nie chcę biegając z aparatem, przeszkadzać w układaniu tych relacji. Ale jak widać na poniższych, potrafią się już ze sobą bawić, Mefisto przed snem wylizuje Morfeuszowi uszka, a ten drzemiąc ugniata łapką futerko starszego kolegi. Śpią obok siebie, snując kocie sny i marzenia, chyba, że młodemu coś strzeli do głowy, by śpiącego Mefisto ugryźć w ogon, ot taki rozkoszny rozbójnik :)






Na koniec, w ramach wspominek, kompilacja zdjęć sprzed roku, gdy to Mefisto był takim właśnie przygarniętym sierotą jak teraz Morfeusz, a w domu panował nieodżałowany Baldrick...


PS Jeszcze raz listki Amyszki z moimi kocurkami, na pamiątkę cudnych barw jesieni...




PS2 Miło, że ktoś tu jeszcze nas odwiedza, bo po ostatniej "dyskusji" na innym blogu skazaliśmy się na ostracyzm i banicję w większości kociosfery. Być może przez to, że nie zawsze palec giętki wystuka na klawiaturze to co pomyśli głowa, istnieją też różne interpretacje: czy my mamy mózg czy mózg ma nas, jak też "polska języka to trudna języka" a słowo pisane "w polska języka" nie zawsze jest zrozumiałe dla używających tego "języka" na co dzień. A całkiem możliwe, bo postulowane przez większość (a ta jak wiadomo nigdy się nie myli, czego dowodem są wyniki wyborów, w których do władzy w naszym kraju dochodzi ktoś pokroju rudego Pinokia), że to moja wredota, zaprzaństwo, kiepski dezodorant i nieświeże onuce zepsuły radosną atmosferę wirtualnej krainy szczęśliwości. 

W każdym razie, nie mogę spełnić prośby jednej z interlekutorek o jakże niespotykanym w internecie imieniu "Anonim", by padło jakieś magiczne słowo z mojej strony. Na magii się raczej nie znam, nie bawią mnie przygody Harry'ego Potter'a, a i żadne zaklęcie jeszcze nie "wy­pełzło ze swe­go leża w głębi dziewiczych ścieżek umysłu i (nie) sie­działo bez­czel­nie w przedmózgo­wiu, podzi­wiało wi­doki i wy­kony­wało psychiczny od­po­wied­nik jedze­nia prażonej ku­kurydzy".


sobota, 24 listopada 2012

Mechaniczna mrówka

Kocurki i mechaniczna mrówka. W pierwszej części nagrania występuje Mefisto - ujęcia z Morfeuszem dograłem, gdy ten niespodziewanie zamieszkał w naszej Tawernie. Jest to zarazem pierwszy filmik z udziałem Morfeusza. Trwa ponad 7 minut, ale warto pooglądać do końca, choćby aby zobaczyć zarejestrowane spięcie, do jakiego doszło między głównymi aktorami na planie filmowym.




Ogłoszenia parafialne:

Amyszka z bloga "Art-kotki" i "Kotyszki" stworzyła kopczyk kocich liści. Muszę się bezczelnie pochwalić, że to ja wpadłem na ten pomysł, gdy zobaczyłem na amyszkowym blogu jej sympatyczne prace, skrapki i kocie listki. Amyszka zebrała więc zdjęcia kotów zaprzyjaźnionych blogerów i w ten sposób powstał najpiękniejszy jesienny kopczyk:




Amyszce należą się wielkie brawa, za wykonane grafiki. Kopczyki w różnych wariantach możecie podziwiać u niej na blogu: http://art-kotki.blogspot.com/2012/11/z-liscia.html . Niezmiernie nam miło, że w tak uroczej i zacnej "kupie" kocich liści znalazły się moje trzy kocury, a i bez trudu można rozpoznać towarzystwo z innych zaprzyjaźnionych blogów.



Zakończył się konkurs w "Klubie Kota Jasna 8" na najciekawszą kocią minę. Szczegóły tutaj: Oficjalne wyniki konkursu listopadowego>>>. Zwycięzcom gratulujemy i zapraszamy do udziału w kolejnych comiesięcznych konkursach u "Jasnej". Na grudzień zapowiedziano już temat: "Kot w oknie".


czwartek, 22 listopada 2012

Galer Janek

Dziś słów kilka o nowym lokatorze naszej Tawerny.




Jak podają już pradawne kroniki, jeśli wyślesz chłopa na zakupy, może zdarzyć się, że wróci zanietrzeźwiony lub tachając jakąś lafiryndę pod pachą (choć jedno drugiego nie wyklucza, więc często "atrakcje" te występują w dwupaku). Tym razem wybraliśmy się do centrum handlowego razem z Lui, więc o wspomnianych bonusach nie mogło być mowy, ale też wróciliśmy bez zakupów, ale za to z... kotem.

Jak do tego doszło? Otóż, w Galerii Sanowa w Przemyślu odbywała się akcja promująca adopcję zwierząt. Przystanęliśmy na chwilę, ja zagadałem się z pracownikiem schroniska a Lui oglądała prezentowane tam zwierzaczki. W pewnym momencie Lui podniosła na ręce pręgowanego kocurka, a ja pogrążony w rozmowie o Mefisto, którego przygarnęliśmy rok wcześniej ze schroniska, o tym jak przebiega akcja, jakie jest zainteresowanie rzeczywistą adopcją tych zwierzaków, w roztargnieniu wyszczerzyłem zęby, podniosłem kciuk do góry, co Lui odczytała jako "OK, OK, bierzemy". Nie wiem jak i kiedy, ale po chwili już siedziałem przy stoliku podpisując umowę adopcyjną :)



Kocurek jest około 7-mio miesięcznym pręgowanym "żbikiem" - owocem tradycyjnej marcowej kociej rozpusty. Przez pierwsze dni tymczasowo wołałem na niego "Tadek, przygarnięty przez przypadek", a że jeszcze niezbyt ładnie pachniał również "Stinky Tadek". Wśród znajomych rozgorzała dyskusja nad właściwym imieniem dla "Przypadka". Sypały się różne propozycje, jedną z najciekawszych było imię zaproponowane przez krakowskiego barda Roberta Kasprzyckiego, który okoliczności adopcji skojarzył z jednym z "bohaterów" internetu... Galer Jankiem :)

Jak wiecie, wybór imienia dla kota, to poważna sprawa. Żadne tam "Pusie-Srusie" czy inne "Mruczusie" - imię wyznaczać ma koci charakter i oddawać powinno jego naturę, a zarazem intrygować i mieć wydźwięk tajemnicy.

Niełatwa to sprawa z imieniem dla kota,
Trudniejsza niż różne krzyżówki lub gry;
Wariatem się wydam na pierwszy rzut oka,
Gdy powiem: kot najmniej imiona ma trzy!

Wspomniane przeze mnie "Tadki-Przypadki" funkcjonują nadal jako jego przydomki, lecz oficjalnie kocurek został namaszczony jako Morfeusz (ale w ustach Lui Lu brzmi jak Maurycy). Pierwsze zdjęcia Morfeusza nie pozostawiają chyba wątpliwości, dlaczego bóg marzeń sennych stał się patronem jego imienia:



Kocurek jest śpiochem - zupełnym przeciwieństwem Mefisto. Kładę to na karb stresu związanego z procesem adopcyjnym i choroby (jak to u byłego bezdomnego bez problemów zdrowotnych niestety się nie obyło), ale rzeczywiście potrafi zasnąć w każdym miejscu i w każdej pozycji rozkosznie wystawiając języczek:


... pierwszego dnia, gdy pokazywałem mu kuwetę "Oto Twa latryna Morfeuszu", po prostu zwinął się w niej w kłębek i... usnął...


O tym jak przebiega udomowienie Morfeusza i jak wyglądają jego relacje z Mefisto napiszę wkrótce. Teraz jesteśmy na etapie leczenia i najważniejsze, by na dobre wykurować jego przypadłości (koci katar, świerzb uszny, krwawiące dziąsełka i "orkiestra" w płuckach). O jego zdrówku, podobnie jak dotychczas o Baldricku czy Mefisto, będę na bieżąco informował w jego karcie pacjenta: Pacjent: Morfeusz.

Jak zauważyliście, nasza Tawerna otrzymała nowy baner...
...który zastąpił dotychczasowy:


Na koniec informacja o wynikach akcji adopcyjnej. Nowy dom znalazło 5 psów i 9 kotów... to zaledwie kropla w morzu potrzeb, ale przynajmniej te kilka zwierzaków nie będzie się już tułać po ulicach ani dogorywać w schronisku. Mam nadzieję, że kolejne akcje przyniosą lepszy rezultat. Musze przyznać, że to rozsądne, że takiej akcji nie przeprowadzono tuż przed świętami. Owszem, myślę, że wówczas cieszyły by się większym zainteresowaniem, ale obawiam się, że wielu ludzi podjęło by decyzję o adopcji pod wpływem impulsu, biorąc zwierzaka jako prezent pod choinkę. Czemu jestem zdecydowanie przeciwny, gdyż wiele z tych "prezentów" trafia potem z powrotem na ulicę...

Na stronie schroniska znalazłem zdjęcie kiepskiej jakości, ale dokumentujące moment adopcji Morfeusza przez nas:


A to zaproponowany przez Roberta Kasprzyckiego... Galer Janek :)



wtorek, 20 listopada 2012

Gościnnie na blogu: Kukuś i Monika

Jak już wiecie niespodziewanie dokociliśmy się za sprawą "Stinky Tadka/Przypadka" (zobacz tutaj>>>) i jesteśmy w trakcie "docierania się", ale i leczenia nowego lokatora naszej norki.  Śpieszno mi donieść jak przebiega udomowienie, bo wiem, że jesteście ciekawi skąd w ogóle wziął się u nas "Przypadek" (tyle razy przecież wzbraniałem się przed przygarnięciem drugiego kota), jak się zachowuje w nowym otoczeniu i jak przebiegają jego relacje z Mefisto. Stosowny post umieszczę za kilka dni, gdy ten mały strachajło zaaklimatyzuje się i podleczymy troszkę tą byłą sierotkę a Mefisto przestanie strzelać na nas focha. Ostatnie dni mijają w mgnieniu oka na opiece nad "Przypadkiem", ułaskawieniu naburmuszonego Mefisto, pracy, wizytach u weterynarza i próbach dorobienia trochę grosza na podleczenie tego śmierdziuszka.

Nasza blogowa kociosfera to cudowne miejsce, w którym poznać możemy (choć najczęściej wirtualnie tylko) wielu sympatycznych ludzi (i ich zwierzaki), dzielić z nimi swe pasje, obserwacje, wymienić informacje, podzielić się doświadczeniami, a nawet zaprzyjaźnić. Nasza Tawerna, może i nie ma jakiejś gigantycznej liczby odwiedzin, ale ci, którzy tu zaglądają, czytają i komentują, warci są każdej spędzonej chwili na tworzeniu bloga.

Kilka miesięcy temu napisała do mnie Monika, mieszkająca w przepięknym Karpaczu. Zagląda tu czasem, pisze maile, dzieli się wspomnieniami o swoim ukochanym kotku. Ponieważ Monika nie posiada własnego bloga, przyszło mi do głowy, że mógłbym zaprosić ją do naszej gościnnej Tawerny, aby zaprezentować jej podopiecznego.

Chciałbym zrobić to głównie poprzez zdjęcia, które przesłała mi Monika. Przypomną Wam one ciepłe, letnie dni, gdy można było się rozkoszować spacerami z naszymi podopiecznymi. Tak, tak, Kukuś podobnie jak Mefisto to kot uwielbiający spacerki.


Bez względu na pogodę czy porę dnia Kukuś wciąż domagał się spacerów. Nawet, gdy rzęsiście padało z utęsknieniem czekał na wspólne wyjście z Moniką - wtedy wychodziła choćby na ganek przed dom, by mógł sam ocenić, czy warto w taką pluchę zmoczyć futerko.


Niestraszna mu była jednak niepogoda. Zimową porą, gdy ładnie śnieżek prószy, a wokół wszystko pomalowane jest na biało, przecież jest tak pięknie. Monika często wydeptywała mu ścieżki wokół domu, bo zapadał się w śnieżnych zaspach.


A to i sama Monika z kotem Kukusiem w pięknej scenerii letniego i zimowego Karpacza:


Jak pewnie zauważyliście, pisałem o Kukusiu w czasie przeszłym, a i na zdjęciach widnieje data sprzed kilku lat. 6 listopada 2011 r.  ten piękny niebieskooki burasek odszedł niestety za Tęczowy Most. Spędzili razem 12 wspaniałych lat. Monika do dziś nie może o Nim zapomnieć i ciężko Jej nawet pokochać inne koty. Jakaż to musiała być przyjaźń i przywiązanie! 

Dzisiejszy post jest dedykowany pamięci Kukusia i pięknej miłości między człowiekiem a zwierzęciem...

Choć wiem, jak ciężko pogodzić się z odejściem przyjaciela (rok temu straciłem Baldricka i wciąż myślę o tym, czy mogłem coś jeszcze uczynić, by przy jego chorobie utrzymać go przy życiu), to życzę Monice, aby przelała swą miłość na kotki, które przygarnęła. Kto wie, może w jednym z nich odrodził się Jej ukochany Kukuś...


sobota, 17 listopada 2012

Kot "Tadek" przygarnięty przez przypadek...

Drogie Parafianki, Szanowni Parafianie, pobożni czciele Bastet, wielbiciele boskiej Freyji, bywalcy Tawerny Baldrick'a, dzisiejszy post składać się będzie z kilku ogłoszeń parafialnych...

Jak wiecie w "Klubie Kota Jasna 8" organizowane są comiesięczne konkursy. Listopadowa edycja odbywa się pod hasłem "Najciekawsze mina kota". Z dumą objęliśmy patronat honorowy nad tym konkursem i ufundowaliśmy jedną z nagród. Na konkurs, który po swojemu nazwałem "Paszczowiskiem" wpłynęło 35 zgłoszeń, a od poniedziałku rozpoczynamy głosowanie.

O szczegółach opowiem za chwilkę, a skoro jesteśmy przy "paszczakach" pragnę donieść, że... przybyła mi kolejna paszcza do wykarmienia...

Wybraliśmy się dziś z Lui Lu do galerii handlowej celem zakupu m.in. proszku do prania. Wróciliśmy bez proszku, bez zakupów, ale za to z... kotem. Oto i On, nowy lokator w mojej gościnnej norce:



Trudno mi teraz coś więcej napisać o nowym kocie, gdyż wydarzyło się to zaledwie kilka godzin temu, jesteśmy w trakcie oswajania go z nami, mieszkaniem i Mefisto. Nie mam nawet jeszcze dla niego imienia - tymczasowo wołam go "Tadek, Tadek, przygarnięty przez przypadek" :) 

Jest około siedmiomiesięcznym kocurem, buraskiem z gackowatymi uszkami, szerokimi łapkami i śmiesznym przykrótkim ogonkiem. Jest trochę wystraszony, chowa się w każdej możliwej kryjówce... gdy próbowałem skłonić go do załatwienia się w kuwecie... zwinął się w niej w kłębek i usnął :) 

Mefisto, jak można było się spodziewać, jest obrażony na nas za wprowadzenie tego "Przypadka" na jego terytorium, którym dotąd niepodzielnie władał, kilka razy użył pazurów, by pokazać kto tu rządzi, ale też żałośnie miauczy pod drzwiami jakby chciał zakomunikować "p..lę, tu ju żnie ma na mnie miejsca, wyprowadzam się".


Wróćmy do konkursu u Jasnej. Tak jak wspomniałem w konkursie na najciekawszą, najśmieszniejszą, najdziwniejszą minę kota bierze udział 35-ciu uczestników:


Każdego uczestnika możecie dokładnie obejrzeć na stronie konkursowej:
Zajrzyjcie koniecznie i głosujcie. Nie będzie to łatwe, bo jak się sami przekonacie konkursowe paszczaki są przekomiczne. Głosowanie rozpoczyna się już w poniedziałek (19.11.2012), oczywiście na stronie "Klubu Kota Jasna 8", czyli tutaj>>>.


Obrodziło ostatnio słodkościami na zaprzyjaźnionych blogach.

Najnowsze to Candy u Kotyszków. Do zgarnięcia jest książka dla prawdziwych kociarzy ...  
"Jak żyć z właścicielem neurotycznego kota" + wyśmienite czekoladki + prawdziwie niepowtarzalne świąteczne pocztóweczki z kotyszkami + jak tajemniczo zapowiada Amyszka jakaś niespodzianka... Szczegóły na blogu "Kotyszki", czyli tutaj>>>.


Amyszka tworzy też sympatyczne skrapki. Wpadły mi w oko szczególnie te dedykowate Jej kotom "kocie liście": 


Rzuciłem więc pomysł, że można byłoby zrobić cały kopczyk kocich liści, na których uwiecznione byłyby futrzaki z zaprzyjaźnionych blogów. Amyszka podchwyciła myśl i zaprasza do nadsyłania zdjęć Waszych kotów. To będzie najpiękniejszy jesienny kopczyk liści jaki można sobie wyobrazić. Szczegóły tutaj>>>

Przypominam też, że na blogu "Maskotka i pieska" jest do wygrania niepowtarzalny, ręcznie tzn.łapką malowany przez samego Lucyfera, koci zegar oraz czarny koci kubek malowany przez anonimowego kota ;)


Cudne to prawda? O tym jak wygrać taki zestaw poczytajcie tutaj: http://maskotkaipieska.blogspot.com/2012/11/candy-od-lucyfera.html

Wydaje się, że do Świąt jeszcze kawał czasu. Sami jednak wiecie jak czas szybko leci i zanim się obejrzymy choinka, prezenty, bałwanki. Monique z bloga "Po prostu koci świat" jest bardziej zapobiegliwa, nie czeka na ostatnią chwilę i już sypie prezentami:


Monique podzieli się z wami świątecznymi skarpetkami. Skarpetki są dwie: w wersji dla kotka lub dla pieska, więc zwycięzców też będzie dwóch. Szczegóły na Jej blogu, czyli tutaj>>>.



piątek, 16 listopada 2012

OnePhoto. Heil Honey!

W naszych przepastnych archiwach zdjęć znajdują się i takie, które nie stworzą złożonego z kilku kadrów foto story, nie znajdą miejsca w tworzonych przeze mnie kotmiksach. Są sympatyczne takie jakie są. Pomyślałem, że stworzę nowy dział zatytułowany "One Photo", gdzie trafią takie własnie zdjęcia. Wesołe, śmieszne, radosne lub przeciwnie: nostalgiczne, jakaś uchwycona chwila, tęskna nuta... Czasem niosące myśl jakąś, skojarzenie, tworzące zabawny "demokot", pojedyncze, opatrzone ewentualnie jakimś podpisem, samym tytułem, cytatem lub nawet zupełnie pozbawione komentarza.

Na początek coś z przymrużeniem oka...


..a dla przypomnienia, prezentowane kiedyś:





...oraz Mefisto przyłapany na przenikaniu przez ściany. Czyżby był  Kotem Schrödingera? (Nie, nie chodzi o to, że jest żywy i martwy jednocześnie, ale że jest tutaj, a zarazem trochę tam):



środa, 14 listopada 2012

Pajęczyca Achaja

Ostatnio poznaliście mroczniejsze oblicze Mefisto. Bezwzględnego eksterminatora, prześladowcę, zabójcę much i pająków. No cóż, Mefisto jest drapieżnikiem - mimo udomowienia, jego natury łowcy nie da się oszukać i nie mnie ingerować w te odwieczne prawa. Dziś, opowieść również o pająkach, jednakże zupełnie inna od poprzedniej.

Podczas naszych licznych spacerów często spotykamy różne stworzonka. Te co skaczą, fruwają czy pełzają, budzą żywe zainteresowanie mego kocura. Przyczaja się w trawie jak wytrawny łowca, puszcza za nimi w pogoń. Przeważnie nie robi im jednak krzywdy (w przeciwieństwie do much czy pająków, które nieproszone naruszyły terytorium naszego/jego mieszkania). Wystarczy mu sam dreszczyk polowania. Czasem przydusi jakąś jaszczurkę, by ją obwąchać, śmiesznie machając łapkami próbuje złapać skaczące wokół pasikoniki, wespnie się na drzewko, by pogonić jakiegoś ptaszka, lub rozkopie kretowisko w poszukiwaniu podziemnego stworka:



Na jednym z takich spacerów wybrali się razem z Lui na pewną zarośniętą chaszczami posesję, która zawsze intrygowała Mefisto. Broniąca do niej dostępu prowizoryczna brama po raz pierwszy była otwarta, gdyż rozpoczęto tam jakieś prace budowlane. Mefisto z radością i właściwym mu zainteresowaniem rozpoczął eksplorację nowego dla niego terenu. Tam, w wysokiej trawie, wywąchał pająka. Był to szczególnie dorodny okaz o przepięknych i niespotykanych tygrysich wzorach na odwłoku.


Nawet bojąca się i brzydząca pająkami Lui Lu została oczarowana, przezwyciężyła opory i zabrała pająka do domu. Chcieliśmy go pokazać mojemu bratu, który jest specjalistą m.in. od pająków, tyle że on hoduje ptaszniki i inne włochate stwory (Hodowlę jego pająków i gekonów możecie obejrzeć na jego blogu: LifeScience Corner). Planowaliśmy zwrócić potem pająka do jego naturalnego środowiska. Nigdy do tego jednak nie doszło, gdyż teren tamten został następnego dnia gruntownie przekopany. Koparki i spychacze zniszczyły tamto siedliszcze różnych żyjątek. W domu zaś zdarzył się cud...

Znajda okazała się być Tygrzykiem paskowanym (Argiope bruennichi), a do tego pajęczycą, co jak zobaczycie za chwilę niosło za sobą brzemienne skutki. Brat był zachwycony znaleziskiem, według niego to najpiękniejszy pająk polskiej fauny. Sami chyba też potwierdzicie, że jest to szczególnie urodziwy okaz. Jego polska nazwa wzięła się od pięknych tygrysich wzorów, ale ze względu na swoje żółto-czarne ubarwienie nazywany również Wasp spider (Pająk-Osa). Po rozpoznaniu płci ochrzciliśmy pajęczycę imieniem Achaja.

Zaledwie kilka dni po jej zadomowieniu obserwujący Achaję brat był świadkiem cudu. Okazało się, że w momencie zabrania jej z naturalnego środowiska Achaja była już zapłodniona. Coś co wyglądało na proces tworzenia pajęczyny w rzeczywistości stanowiło budowę kokonu dla jej maleństw! Achaja zbudowała specjalną tubę, misternie plotąc ją swymi odnóżami, następnie wstrzyknęła do niej "jajo" z substancjami odżywczymi i wypełnionymi nią jajeczkami. Następnie zgrabnie przytrzymując ciecz odnóżami, zaczęła ją oplatać dookoła tworząc wrzecionowaty kokon.




Cały proces możecie obejrzeć na blogu mego brata: LifeScience Corner (tutaj>>>), gdzie udało mu się uwiecznić krok po kroku etapy budowania kokonu i składania "jaja", ale również nagrać film wideo! Jest to ewenement na skalę światową! Prawdopodobnie jest to jedyny taki filmik dostępny w internecie. To naprawdę niesamowite, że Jarkowi udało się zobaczyć na własne oczy i udokumentować ten cud. Cały proces trwał zaledwie 20-30 minut, więc można było go najzwyczajniej przegapić.

Zachęcam gorąco do obejrzenia tego filmiku. Przyznam szczerze, że się wzruszyłem nad tym misterium. Precyzja, piękno, cudny akt, celebracja życia. Natura jest wspaniała!



Poniżej wersja bez dźwięku, gdyż poprzez roszczenia co do ścieżki dźwiękowej w niektórych krajach filmik był niedostępny:

 

Achaja, była potwornie wycieńczona po tym tytanicznym wysiłku, wychudzona, stała się apatyczna, przestała polować i ostatecznie po kilku dniach zdechła. Cóż, taka jest kolej rzeczy i tak Achaja została "zaprogramowana" przez naturę. Oddała życie - dając je swojemu potomstwu. Taki jest cykl:  Dorosłe pająki nie potrafią przeżyć zimy i kiedy ta nastaje, po prostu giną. Warunkiem przetrwania gatunku jest właśnie ich potomstwo, które wylęgnie się ze złożonych w kokonie jajeczek, odżywiając się substancjami odżywczymi z wtłoczonego przez matkę "żółtka" aż do wiosny.

Brat wyjechał na studia. Kokon z potomstwem Achaji jest teraz pod moją opieką. Przygotowałem nowe lokum, do którego delikatnie przeniosłem kokon:


Jestem niezmiernie podekscytowany i ciekawy tego co zdarzy się dalej, czy jajeczka przetrwają w kokonie, czy wyklują się z nich małe pajączki. Prawdopodobnie tam w kokonie już tętni życie. Od złożenia jaj przez samicę, z jajeczek wylęgają się małe pajączki już po czterech tygodniach. Zimują one w kokonie i wychodzą z niego dopiero wiosną. Biorąc jednak pod uwagę to, że w domu mają zdecydowanie bezpieczniejsze warunki (z pewnością żadna koparka czy buciory nie zniszczą ich fortecy, nie zginą też w wyniku bezmyślnego wypalania traw przez ludzi), są bezpieczne od drapieżników (chyba, że dorwie się do nich Mefisto), wiatr czy mróz im również nie grozi, a przez sezon grzewczy kaloryfery dostarczą ciepełka - proces ten może ulec przyspieszeniu. Nie znam jeszcze odpowiedzi na pytanie, co począć, gdy maleństwa się wreszcie wylęgną.... Samica złożyła, aż około 300 - 400 jaj! Gdyby przeżył tylko ułamek jej potomstwa to i tak będzie spora armia...


Na koniec kilka faktów i ciekawostek dotyczących Tygrzyka paskowanego.


Systematyka:

Domena: Eukarionty
Królestwo: Zwierzęta (Animalia)
Typ: Stawonogi (Arthropoda)
Podtyp: Szczękoczułkowce (Chelicerata)
Gromada: Pajęczaki (Arachnida)
Rząd: Pająki (Araneae)
Podrząd: Opisthothelae
Infrarząd: Araneomorphae
Rodzina: Krzyżakowate (Araneidae)
Rodzaj: Argiope
Gatunek: Argiope bruennichi

* Nieprawdą jest, że tygrzyk paskowany znajduje się pod ochroną. Jeszcze do niedawna był objęty ochroną gatunkową - przez długi czas nie zdejmowano go z listy zagrożonych gatunków, nawet gdy stał się gatunkiem pospolitym. Obawiano się, że ze względu na swe piękne ubarwienie zostanie wyłapany przez hodowców a tym samym jego populacja przetrzebi się.

* Jeszcze 200 lat temu, pająk ten występował jedynie w rejonach basenu Morza Śródziemnego. Stopniowo zaczął się jednak rozprzestrzeniać na północ, by w drugiej połowie XIX wieku dotrzeć do naszego kraju. Jak trafił do Polski? Można powiedzieć, że go dosłownie przywiało. Młode osobniki podróżują bowiem unosząc się na pojedynczych nitkach pajęczyny, wysnuwanej z tylnej części odwłoka. Są w stanie przemieścić się na bardzo duże odległości właśnie dzięki prądom powietrznym. Prawdopodobne jest również bierne przenoszenie kokonów przez wezbrane wiosną rzeki, których prąd porywa całe kępy traw.

* Samice tygrzyka osiągają wymiary do 2,5 cm - przy nich samce nie wyglądają już tak okazale, bo dorastają do zaledwie 5,5 mm. Bardzo często zdarza się, że samica bierze takiego mikrego zalotnika za... posiłek i go po prostu zjada.

* Głowotułów samicy pokryty jest gęstym srebrzystym włosem, a na jaskrawożółtym odwłoku posiada czarne poprzeczne prążki. Ten paskowany wzór upodabnia ją nieco do osy. Samiec nie dość, że niepozorny  jeśli chodzi o wielkość, to również jest mniej atrakcyjny wizualnie. Jego srebrzystoszary odwłok urozmaica jedynie szara podłużna łata na środku i ciemniejsze kropki po bokach. Młode tygrzyki są srebrzystoszarego koloru bez czarnych pasów na odwłoku. 

* Okres godowy te pająki przechodzą pod koniec lata. Malutkie samce wysyłają sygnały – szarpnięcia nici, ostrożnie zbliżając się do samicy. Ta, jeśli jest gotowa do kopulacji, pozwala mu wśliznąć się pod odwłok. Na ogół... zjada samca po kopulacji, czasami nawet w czasie jej trwania, zaś jego członek pozostaje w narządzie rozrodczym samicy! Można powiedzieć, że poprzez kanibalizm seksualny, samiec poświęca w ten sposób swe życie, aby dostarczyć samicy dodatkowej energii potrzebnej jej, by stworzyć kokon i złożyć jajeczka.

* Jesienią samica buduje od jednego do kilku kokonów,w których składa do 400 jaj, po czym osobniki dojrzałe giną - czyli proces ten dokładnie nastąpił w przypadku Achaji o czym pisałem wyżej.

* Po miesiącu od złożenia przez samicę jaj wylęgają się młode tygrzyki, które pozostają w oprzędzie kokonu aż do końca zimy. Na początku maja małymi grupami w ciągu kilku dni opuszczają one kokon. Jeżeli warunki pogodowe są sprzyjające, każdy z nich przygotowuje się do rozprzestrzenienia, dokonując lotu na pojedynczych nitkach pajęczyny, unosząc się na wietrze i docierając do nowych terenów. Maleństwa zwykle odbywają swój pierwszy lot już do godziny od opuszczenia kokonu. Jednak, gdy warunki pogodowe nie pozwalają na start, grupa pająków buduje jedną wspólną sieć, czekając na poprawę pogody. Indywidualną sieć budują dopiero po odbyciu pierwszego lotu.

* Tygrzyk paskowany występuje najczęściej na ciepłych, mocno nasłonecznionych, głównie pokrytych wysoką trawą łąkach, zarówno suchych, jak i wilgotnych łąkach, nieużytkach, nad brzegami zbiorników wodnych, a nawet w ogrodach, krzewach owocowych i  zbożu. Jak widać, ten pochodzący z południa Europy pająk odnalazł w naszym klimacie mnóstwo miejsc do bytowania.

* Zwykle można go spotkać w dość dużym, jak na pająki, zagęszczeniu - przeciętnie 3 osobniki na 1 m2. Jest to ciekawostka, gdyż większość pająków to zwierzęta prowadzące samotny tryb życia, wręcz nie tolerujące towarzystwa innych przedstawicieli swojego gatunku.

* Pajęczyna tygrzyka paskowanego jest duża, kolista, gęsto upleciona w płaszczyźnie pionowej, z charakterystycznym zygzakowatym szwem wzmacniającym (stabilimentum). Najczęściej są to dwa zygzaki (górny i dolny). Starsze osobniki konstruują tylko dolny zygzak, a czasami rezygnują z obu. Młode zaś częściej tkają okrągły, centralnie położony wzór. Zygzaki pełnią funkcję wzmacniającą sieć. Jest to związane z pożywieniem tygrzyka. Jest on bardzo wybredny, gdyż poluje tylko na owady z rzędu prostoskrzydłych i ważek, które charakteryzują się stosunkowo dużymi rozmiarami. Sieć łowna rozpinana jest najczęściej w niższych partiach roślinności, na wysokości około 30 cm nad ziemią.

* Tygrzyk paskowany z upolowanymi ofiarami postępuje inaczej niż inne krzyżaki. Najpierw zarzuca on na owada lepką pajęczynę, a następnie, gdy ofiara jest już unieruchomiona, kąsa ją i dokładniej omotuje. Dotyczy to dużych ofiar, natomiast małe ofiary są kąsane od razu i przenoszone w centrum sieci lub inne miejsce, gdzie zostają zjedzone. Takie zachowanie ma związek z niskim efektem paraliżującym jadu tygrzyka paskowanego. Jeden owad wystarczy tygrzykowi nawet na tydzień; gdy jest głodny, wisi sam na środku sieci i czeka na ofiarę.