piątek, 30 stycznia 2015

Największe pragnienie

Pragnę podziękować wszystkim, którzy nas wspierają zarówno namacalnie (materialnie i finansowo) jak i duchowo, trzymając kciuki za pomyślność leczenia, kibicując naszym zmaganiom, racząc dobrym słowem i myślami.

Mefisto i Piszczałek przeszli bardzo trudne operacje. Rokowania co do przyszłości obu chłopaków są niepewne. Nikt nie może dać gwarancji, że nowotwory nie dokonają przerzutu ale zrobiliśmy wszystko by tę, mam nadzieję nigdy nie powracającą ewentualność, odsunąć jak najdalej w czasie. Nie myślę teraz o tym, staram się nie katować ponurymi scenariuszami. Najważniejsze jest teraz wyleczenie pooperacyjnych ran, które nie goją się najlepiej, oraz przywrócenie komfortu życia obu łobuzów do normalności.

Poprzedni wpis nie będzie już aktualizowany ponieważ stan Mefisto i Piszczałka jest różny (jednego dnia jest lepiej, drugiego znacznie gorzej) i trudno tak opisywać codzienne zmagania, tym bardziej że potrwa to jeszcze długie tygodnie lub nawet miesiące. Po prostu pragnąłbym pewnego dnia poinformować was o pozytywnym przełomie . Na każde pogorszenie sytuacji reagujemy na bieżąco. Obaj są pod stałą, codzienną, kontrolą weterynaryjną oraz oczywiście domową opieką ich Ojczymatki. Przyjmują odpowiednie leki i zastrzyki, opatrywane są im rany i dokonywane zabiegi pielęgnacyjne mające na celu jak najszybsze zagojenie jątrzących się ran.

O stanie zdrowia i bieżących działaniach będę informował w ich kartach pacjenta (zakładka Mefisto tutaj>>> a karta Piszczałka tutaj>>>) oraz w nowych wpisach.

Chcę obu widzieć, nie okaleczonych i cierpiących jak ma to miejsce obecnie, lecz pełnosprawnych, zdrowych i szczęśliwych.

Moje życzenie noworoczne pozostaje wciąż takie samo: móc zakończyć kolejny rok i powitać nowy w tym samym lub powiększonym gronie.

I to jest moje największe pragnienie...

Równocześnie chcę dokładać wszelkich starań by być najlepszym i najbardziej odpowiedzialnym Ojczymatką dla wszystkich moich podopiecznych...






poniedziałek, 19 stycznia 2015

Na ratunek Mefisto i Piszczałkowi

Przynoszę dziś dramatyczne wieści. Mefisto i Piszczałek są nieuleczalnie chorzy. Nie oznacza to jednak, że pozostawię ich w takim stanie i nie podejmę walki o każdy kolejny miesiąc ich życia. Po ponownym wykonaniu serii badań obu łobuziaków podjąłem decyzję o poddaniu ich poważnych operacji ostatniej szansy.

UWAGA! Wpis ten jest na bieżąco aktualizowany. 

Na końcu wpisu codziennie dodaję informacje i zdjęcia obrazujące stan Mefisto i Piszczałka oraz naszych weterynaryjnych poczynań.

Najnowsza aktualizacja wpisu: 29 stycznia, godzina 8.30. 




Mefisto. W badaniu mikroskopowym guzków wyciętych z piersi stwierdzono zmianę nowotworową o charakterze włókniakomięsaka (fibrosarcoma). W jego przypadku jest to taki nowotwór złośliwy gdzie trudno mówić o leczeniu a jedynie o chirurgicznym usuwaniu kolejnych przerzutów. Guzki usuwaliśmy w grudniu i w przeciągu niecałego miesiąca pojawiły się nowe umiejscowione wzdłuż naczyń i węzłów chłonnych. Operacja będzie polegała na wycięciu nie tylko guzków z marginesem zdrowej tkanki ale obejmie bardzo duży obszar klatki piersiowej aż pod pachę z wycięciem węzłów. To bardzo trudna decyzja. Obawiam się zarówno samego zabiegu jak i tego co nastąpi po nim. W momencie, w którym to czytacie Mefisto poddawany jest operacji. Brutalna prawda brzmi tak, że rokowania są niestety niepewne... ale o ile pamiętacie Mefisto trafił do mnie z adnotacją, że jego życie rokuje wątpliwie a już ponad 3 lata nieustannie walczę o zdrowie i życie mojego najdroższego przyjaciela wyprowadzając go z wielu przypadłości...

 Usunięty zostanie obszar o kilka centymetrów większy niż to
co widzicie wygolone na zdjęciu po poprzednim zabiegu.
Piszczałek. Nieinwazyjne leczenie guza w uszku okazało się nieskuteczne. Po chwilowej poprawie i znacznym zmniejszeniu się guza nastąpił zwrot. Otoskopia uszek wykazała, że prawe uszko jest zdrowe i czyste, niestety w lewym uszku guz znacznie urósł (praktycznie brak prześwitu). Operacja będzie skomplikowana, być może skończy się nawet usunięciem przewodu słuchowego (to akurat ostateczność której będziemy starali się uniknąć) a proces gojenia się rany i leczenia pooperacyjnego będzie trwał kilka miesięcy.



W komentarzach do poprzedniego wpisu zachwycaliście się naszym portretem wykonanym przez Olimpię. Mała artystka ma nie tylko wielki talent ale również i serduszko. Złożyła nam wzruszającą propozycję. Oddaję głos cudownej Olimpii:

Dzień dobry, tu Olimpia!

Bardzo dziękuję za komentarze na temat naszego obrazka. Cieszę się, że Wam się wszystkim podobał. W związku z tym, że wiemy iż Mefisto i Piszczałek są bardzo chorzy i muszą przejść bardzo poważną i dużo kosztująca operację, chciałabym z moją mamą jakoś pomóc Tawernie.


Wymyśliłam, że pomogę jak umiem, żeby zebrać troszkę pieniążków. Kto chce mieć taki obrazek z własnym kotem lub kotami to mogę Wam taki narysować! Proszę o przysłanie zdjęć kotków na naszego maila. Osobom chętnym Przemek wyśle nasz adres mailowy na pocztę - tak mówi mama.


Chcemy zebrać dużo pieniążków prosimy pomóżcie Mefisto i Piszczałkowi.


Olimpia


Brak mi słów, którymi mogę wyrazić wdzięczność Olimpii. Dzięki niej możecie wesprzeć nas w tej trudnej walce a od artystki otrzymać unikalny obraz. Zamówienia wraz ze zdjęciami proszę przesyłać na mój adres mailowy: baldrickthecat@tlen.pl.

Ja również przygotowałem coś co mam nadzieję pozwoli sfinansować operacje oraz leczenie Mefisto i Piszczałka. Siedem bezsennych i pracowitych nocy spędziłem nad opracowaniem i zaprojektowaniem gry karcianej, którą zatytułowałem "Kocie gangi".

Choć najczęściej koty chadzają własnymi drogami, nie szukając (w przeciwieństwie do niektórych ludzi) powodów do sprzeczek oraz unikając jeśli to możliwe konfliktów,  to są zwierzętami terytorialnymi, mają wyznaczone swoje strefy wpływów i będą zaciekle bronić swojego rewiru, gdy pojawi się na nim jakiś nieproszony gość.

Tu liczy się prawo silniejszego i "szacun" - to największy zabijaka w okolicy staje się "capo di tutti capi", jak Krzysio Jerzyna ze Szczecina "Szef wszystkich szefów"… Bywa jednak, że jakiś młody, ambitny i silny kocur pragnie przejąć władzę w walce z lokalnym kocim bossem i jego gangiem…


Grający w „Kocie gangi” będzie miał okazję wziąć udział w takim konflikcie … wcielając się w rywalizujących ze sobą kocurów Mefisto i Morfeusza oraz ich sprzymierzeńców.


Jest to gra przeznaczona dla dwóch osób. Dwie talie reprezentują rywalizujące ze sobą kocie gangi. Łatwe do przyswojenia zasady i warianty gry (opisane w dołączonej instrukcji) pozwalają na grę nawet z dziećmi lub niedoświadczonymi graczami.

Jesteśmy w dramatycznej sytuacji nie tylko z powodu chorób naszych kotów. Nowy rok nie rozwiązał starych problemów ale dołożył kolejne. Część być może uda się rozwiązać ale wobec niektórych jesteśmy bezsilni. Proszę o zrozumienie.


AKTUALIZACJA. 20.01.2015.

Mefisto po operacji nie mógł niestety wrócić do domu. Był bardzo opuchnięty  i musiał został na noc w lecznicy. Odebrałem go dzisiaj po południu. Usunięto obszar objęty zmianami nowotworowymi w odcinku piersiowym, od pachy aż po szyję (węzły chłonne, część zewnętrznej warstwy mięśni). Wykonano dwa cięcia - na zdjęciu widać jedynie fragment nie obejmujący pachy ale nie będę go męczył by obrócić go na plecy dla zrobienia zdjęcia.


Mefisto czuje się w miarę dobrze. Po powrocie do domu był dość żwawy a przede wszystkim głodny co sygnalizował swoimi głośnymi ariami. Ze względu na rany, szczególnie w okolicach pachy, troszkę niepewnie chodzi ale radzi sobie z przeszkodami, wchodzeniem do pudełka czy wejściem na stołek. Z pewnością jest obolały bo pomiaukuje przy tych czynnościach. 



Niewiele więcej mogę napisać. Mefisto usnął umęczony i nie chcę mu przeszkadzać. Teraz sen jest bardzo ważny a ja co chwilę doglądam go czy nie dzieje się nic złego.


W następnych dniach będzie miał podawane antybiotyki i środki przeciwbólowe. A co będzie dalej?  Rokowania są niepewne. Dziś wypadają jego teoretyczne piąte urodziny. Mam nadzieję, że w "prezencie" dałem mu długie życie - że tym zabiegiem odsunęliśmy na jak najdłużej możliwość kolejnego przerzutu. Oczywiście będę bacznie go obserwował a dalsze działania będą zależeć od stanu jego zdrowia.

Na następny wtorek jestem umówiony na operację usunięcia nowotworu z ucha Piszczałka. To będzie bardzo trudny zabieg i mam świadomość, że proces gojenia się i leczenia będzie długotrwały. O stanie zdrowia obu łobuzów będę na bieżąco informował.

AKTUALIZACJA. 21.01.2015.

Mefisto stracił trochę apetyt. Myślę, że to dlatego, że się "zakorkował" i nie wypróżnił - tak się dzieje w wyniku działania morfiny. Podałem mu parafinę by wreszcie sobie ulżył. Wchodzi do kuwety ale niczego nie robi. Do tego stresuje go Morfeusz, który aż się prosi by go zamknąć w transporterze bo złośliwie zaczaja się na Mefisto gdy ten przebywa w swojej "latrynie". Brak kupala to jedno - jakoś da się pobudzić kota do wypróżnienia różnymi sposobami - ale martwię się o nerki bo nie zauważyłem by Mefisto sikał.


Mefi jest opuchnięty, skóra naciągnęła się a największy obrzęk występuje w miejscach usunięcia mięśni. Stąd znów nie udało mi się zrobić zdjęcia całości bo zaglądam pod pachę delikatnie tylko po to by sprawdzić w jakim stanie są szwy. Dostaje antybiotyk osłonowy i silne środki przeciwbólowe na bazie morfiny. Jutro prawdopodobnie zdejmiemy mu sączki - aż dziw, że do tej pory ich sobie nie wyrwał bo po poprzedniej operacji rozprawił się z sączkiem i bandażami bardzo szybko. 


AKTUALIZACJA. 22.01.2015.

Mefisto wreszcie się "odkorkował". Grubo po północy zadziałała parafina - wypróżnił się i oddał mocz. Ulżyło mi szczególnie z tym drugim bo kocie nerki są bardzo delikatnym organem a ich zaburzenia prowadzą do poważnych komplikacji. 


Jak co dzień byliśmy w lecznicy na zastrzykach i oględzinach - dziś też zostały zdjęte sączki. Obszar pooperacyjny wciąż jest obrzmiały i niestety w niektórych miejscach rozeszły się szwy.


Rany zostały zdezynfekowane i "podklejone" magicznym lekarskim sprayem a ja co jakiś czas delikatnie osuszam ranę zbierając krew i wysięki.


Oczywiście to nie było moim jakimś wielkim celem ale podczas tych zabiegów pielęgnacyjnych była szansa na sfotografowanie pozostałych obszarów pooperacyjnych - teraz chyba już możecie sobie wyobrazić ciężar tej operacji...



AKTUALIZACJA. 23.01.2015.

Mefisto czuje się źle. Być może przechodzi "kryzys trzeciego dnia" co czasem się zdarza po operacjach. Jest osowiały, smutny i apatyczny. Problemy z sikaniem jednak wróciły.


Dziś oprócz środka przeciwbólowego dostał kroplówkę by go nawodnić, oczyścić nerki i pobudzić je do działania...

AKTUALIZACJA. 24.01.2015.

Mefi przetrwał wczorajszy kryzys. Dużo śpi ale nie jest już taki apatyczny. Nabrzmiałe miejsca okładam mu kompresem żelowym, który schładzam w lodówce. Widać, że przynosi mu to ulgę bo sam podtrzymuje paszką kompres.

Musiałem zdyscyplinować Morfeusza, który napadł śpiącego Mefisto, w wyniku czego rana pod pachą jeszcze bardziej się otworzyła i krwawiła. Obrzęk jednak zmniejsza się i skóra nie jest już taka naprężona. Smutno na niego patrzeć. Łapię się na tym, że sprawdzam czy oddycha kiedy drzemie...



Cieszę się, że ma apetyt i wraca do swojej wagi ( w dniu operacji: 5,80 kg a dziś 6,05 kg). Dziś do lecznicy razem z nami trafiła Moira jako pasażer na gapę - to już nie pierwszy raz gdy niepostrzeżenie wkradła się do transportera z Mefisto. Przy okazji również ją zważyłem - mała pannica waży 2,5 kg.

AKTUALIZACJA. 25.01.2015.

W związku z niewystarczającą częstotliwością oddawania moczu Mefisto został ponownie przepłukany kroplówką. O ile można tak w ogóle powiedzieć to czuje się lepiej - przynajmniej w porównaniu z kryzysem sprzed dwóch dni. Bardzo dużo śpi, szuka ciepłych i spokojniejszych kątów, zagrzebuje się w pościeli albo w moich ubraniach w szafie. Troszkę chyba jednak wykorzystuje swoją pozycję rekonwalescenta bo obiad zażyczył sobie podać do łóżka..


Morfeusz chyba zrozumiał reprymendę bo ostrożniej podchodzi do Mefisto a gdy widzę, że go korci do jakiegoś psikusa to wystarczy mój karcący wzrok lub krótkie ostrzeżenie słowne.


Zgodnie z obietnicą przez cały weekend ciąłem arkusze kart, kompletowałem talie i przygotowywałem "Kocie gangi" do wysyłki. Jutro z samego rana zostanie wysłana pierwsza partia gier do osób, które je zamówiły. Mam nadzieję, że sprawią Wam dużo radości i nie będziecie zawiedzeni tą moją domową produkcją. Kilka przesyłek zostanie wysłanych w późniejszym terminie ponieważ czekam na zdjęcia od tych, od których Olimpia otrzymała zlecenie wykonania obrazka.



Obrzęk na piersi Mefisto zmniejsza się ale otwarte rany po pachą gorzej się goją bo po prostu w tym miejscu się zaparzają. Przygotowałem zestaw pielęgnacyjny: roztwór z szarego mydła (do przesuszenia rany), wodę z solą fizjologiczną do przemycia rany oraz rivanol dla odkażenia. Asystowała mi w tym wszędobylska Moira.


AKTUALIZACJA. 26.01.2015.

Mefisto nie lubi jeździć w transporterku. W końcu przez te trzy lata odbyliśmy tyle wspólnych spacerów, zwiedziliśmy pół Przemyśla i na wyraźne życzenie Mefiego odbyliśmy wiele przejażdżek samochodem ot tak by sobie pojeździć. Z powodu ran pod pachą nie mogę mu założyć szelek więc zdecydowałem, że pojedzie do lecznicy luzem. To bardzo grzeczny kocur, siedzi grzecznie w fotelu pasażera oglądając widoki za oknem i nie przeszkadza mi podczas jazdy. Taka przejażdżka osłodziła mu choć troszkę dyskomfort kolejnego zastrzyku. Przy okazji ponownie go zważyłem i zauważyłem spadek wagi - zupełnie odwrotnie niż dwa dni temu. Spadła do 5,70 kg. Oczywiście, bez paniki bo wiem, że to choróbsko go zjada a Mefi ma w miarę przyzwoity apetyt.

Rany na brzuszku nie wyglądają już tak źle ale pod pachą goją się kiepsko. Przemywam je "zestawem pielęgnacyjnym", który prezentowała Wam Moira wczoraj.





Jutro czeka nas ciężki dzień. Koło południa Piszczałek zostanie zawieziony na operację. To bardzo trudny zabieg. Proszę Was o ciepłe i pozytywne myśli w kierunku Piszczałeczka ale nie zapominajcie też o dzielnym Mefisto.

AKTUALIZACJA. 27.01.2015.

Piszczałek jest po operacji. Udało się dotrzeć do guza poszerzając przewód słuchowy i usunąć nowotwora w całości przy pomocy noża laserowego dokonując jak najmniejszych "spustoszeń" wokół. Cała trudność polegała na trudnym położeniu guza na wewnętrznej ściance przewodu słuchowego przysłoniętej w tym miejscu kością czaszki i blisko błony bębenkowej.



Gdy przyjechałem po Piszczałka był jeszcze zamroczony po narkozie więc bardzo spokojny i po raz pierwszy nie powitał mnie swą paszczową arią na wysokich rejestrach.



Aby nie rozdrapać uszka i szwów będzie musiał niestety nosić kołnierz ściągany tylko na czas jedzenia i korzystania z kuwety. To duża niedogodność dla każdego kota a jeszcze z takim temperamentem jak Piszczałek to rzecz wręcz nie do przyjęcia, którą będzie chciał się jak najszybciej pozbyć. Ale ten kołnierz właśnie ze względu na jego temperament jest konieczny.


Nie został na noc w lecznicy bo nie było takiej potrzeby. Jest już całkiem wybudzony i przytomny. Myślę, że wszyscy sąsiedzi w bloku u Sylwii wiedzą już dlaczego nadałem mu imię Piszczałek. Płacze na cały głos jak dziecko. Nie potrafi pogodzić się z kołnierzem, rana w uchu z pewnością doskwiera ale mam nadzieję, że przeciwbóle będą trzymać do rana. 

Co dalej? Guz został w całości usunięty i wysłany do badań histopatologicznych. Z doświadczenia Mefisto wiem, że na wyniki przyjdzie nam czekać około miesiąca. W tym czasie podobnie jak w przypadku Mefisto będzie codziennie dostawał zastrzyki (na zmianę antybiotyk i przeciwbólowy). Ucho jest takim miejscem gdzie gojenie będzie następować bardzo powoli bo jest bardzo narażone na infekcje a zaszytego przewodu nie można ruszać i nie ma jak oczyścić rany np. z ropy. Piszczałka czekają długie tygodnie rekonwalescencji. 

A jakie są rokowania? Podobnie jest u obu łobuziaków, tzn. nie ma gwarancji że u Mefisto nie nastąpi przerzut a u Piszczałka guz nie odrośnie. Obaj oczywiście będzie pod stałą kontrolą weterynaryjną - co miesiąc będziemy wykonywać kontrolne badania a na co dzień uważnie ich obserwować  Nie chcę myśleć o tym co może nastąpić w przyszłości - teraz skupiamy się na wyleczeniu ran i przywróceniu im komfortu życia. Kocham ich...

AKTUALIZACJA. 29.01.2015.

Wybaczcie brak wczorajszej aktualizacji. Miałem ciężki dzień zarówno w pracy jak i w domu. Dzisiejszy nie zapowiada się lepiej szczególnie ze względu na toksyczną atmosferę jaka od dłuższego czasu panuje u nas w biurze ale też z powodu niepewnej sytuacji moich podopiecznych.

Piszczałek ciężko zniósł pierwszą noc po operacji. Uszko jest opuchnięte a kołnierz zabezpieczający przed rozdrapaniem szwów bardzo mu przeszkadza. Wczoraj zmieniliśmy kołnierz na mniejszy i lżejszy co wpłynęło na jego lepsze samopoczucie. Przestał się tak szarpać, panikować i płakać w niebo głosy. Paradoksalnie tuba na głowie Piszczałka może pozytywnie wpłynąć na jego relacje z dwoma innymi kotami w domu Sylwii, które do tej pory terroryzował. Wreszcie powychodziły z ukryć i ostrożnie badają teren bardzo zdziwione, że Piszczałek ich nie atakuje, nie gryzie, nie drapie i nie zaczaja się na nie jak to do tej pory robił. Jego relacje z suczką Kropką są nadal przyjacielskie. Pani Dyrektor nie odstępuje go na krok jakby chciała go bronić przed ewentualnym odwetem ze strony terroryzowanych do tej pory kotów. Piszczałek ma duży apetyt a na czas posiłków zdejmowany jest kołnierz - choć i w tym chomącie dobrze radzi sobie przy misce.


Niestety gorzej jest z Mefisto. Rany pod pachą nie chcą się goić, zaparzają się, jątrzą a wpływa na to też jego nieustanne lizanie tych miejsc. Swym szorstkim języczkiem podrażnia te okolice, skóra jest czerwona, zdarta i nabrzmiała. 


Wczoraj powinien mieć ściągane szwy ale nie jest to możliwe z powodu otwartych ran. Rozpoczęliśmy drugą serię silniejszego antybiotyku. Zarzuciłem używanie mego zestawu pielęgnacyjnego bo powoduje on, że Mefisto jeszcze bardziej intensywnie się liże. Do przemywania ran używam teraz tylko soli fizjologicznej. Aby rany się zagoiły i nie doszło do poważnej infekcji będziemy musieli użyć środków stosowanych zewnętrznie ale wiąże się to z założeniem mu kołnierza czego w przypadku Mefisto kompletnie sobie nie wyobrażam.

Stan Mefisto i Piszczałka jest różny (jednego dnia jest lepiej, drugiego znacznie gorzej) i trudno tak opisywać codzienne zmagania, tym bardziej że potrwa to jeszcze długie tygodnie lub nawet miesiące. Po prostu pragnąłbym pewnego dnia poinformować was o pozytywnym przełomie . Na każde pogorszenie sytuacji reagujemy na bieżąco. Obaj są pod stałą, codzienną, kontrolą weterynaryjną oraz oczywiście domową opieką ich Ojczymatki. Przyjmują odpowiednie leki i zastrzyki, opatrywane są im rany i dokonywane zabiegi pielęgnacyjne mające na celu jak najszybsze zagojenie jątrzących się ran.

O stanie zdrowia i bieżących działaniach będę informował w ich kartach pacjenta (zakładka Mefisto tutaj>>> a karta Piszczałka tutaj>>>) oraz w nowych wpisach.


Na koniec coś poza tematem a związane z moją pracą, w której troszkę narobiłem zaległości w związku z naszymi problemami:

Proszę o głos na moją aplikację "Mobilny Przemyśl", która została nominowana do prestiżowej nagrody Mobile Trends Awards 2014. Kategoria "Miasto z najlepszą stroną lub aplikacją mobilną".

Nagrody Mobile Trends Awards przyznawane są corocznie przez kapitułę konkursową. W jej skład wchodzą eksperci ze świata IT oraz mobilnych technologii zaproszeni do współpracy przez organizatorów.

Już teraz jesteśmy w finałowej czwórce ale trzy projekty z największą ilością głosów otrzymują nagrodę specjalną. Ogłoszenie wyników odbędzie się podczas Gali Mobile Trends Awards.


Głosowanie internautów trwa od 20 do 30 stycznia 2015. Każdy internauta, po zalogowaniu się za pomocą konta Facebook może oddać głos na jeden projekt z każdej kategorii.

wtorek, 13 stycznia 2015

Tawerna okiem Olimpii

Dzisiejszy wpis jest nietypowy ponieważ nie znajdziecie tu ani relacji z poczynań moich kotów ani też nie będzie tu bogatego fotoreportażu o psotach tychże. Wpis zostanie zdominowany przez jeden jedyny obrazek...


Teraz już wiecie dlaczego. Nie będę przecież psuł odbioru tego dzieła żadnym zbędnym słowem czy foto migawkami z naszych poczynań.

Autorką naszego portretu jest Olimpia, córeczka naszej blogowej przyjaciółki Ateny a obie te sympatyczne istoty są opiekunkami równie cudownej kotki psotki Karboni.

Od zachwytu nad obrazkiem odebrało nam mowę, sztukę sprawnego formułowania myśli i nawet Mefisto nie jest w stanie wydobyć ze swego gardziołka arii śpiewanych tradycyjnie pod drzwiami. Oddaję więc głos Wam. Podziwiajcie... :))))


czwartek, 8 stycznia 2015

Kot na planszy. Gramy w Strife

Dziś zaprezentuję Wam karciankę "Strfie", o której wspominałem w poprzednim wpisie sylwestrowym.


Strife: Legacy of the Eternals (bo tak brzmi jej pełny tytuł) to świetna i pięknie wydana dwuosobowa gra karciana. Od strony graficznej i estetycznej prezentuje się bardzo dobrze: w poręcznym, kompaktowym pudełku otrzymujemy duże karty (wymiarowo zbliżone do kart Tarota) z ładnymi i klimatycznymi ilustracjami postaci i miejsc biorących udział w grze. Tych kart wydawało by się jest niewiele: dwie talie po 10 kart czempionów i 10 kart miejsc (lokacji) plus klika kart punktacji. Ich mała liczebność nie wpływa negatywnie na rozgrywkę ponieważ dzięki rewelacyjnej mechanice oferują one niezliczone możliwości kombinacji taktycznych.



Każdy z graczy dysponuje identycznym zestawem kart czempionów, na których poza wizerunkiem postaci widnieje wartość ich siły oraz dwie zdolności (zdolność bitewna i zdolność dziedzictwa). Czempioni biorą udział w walce o miejsca, które przedstawione są na kartach lokacji leżącymi przed graczami. Karty miejsc mają różne wartości punktowe oraz dają różne bonusy dla biorących udział w danej bitwie czempionów.



Punkt wyjścia stanowią trzy lokacje (miejsca/krainy). Po jednej stronie rzędu kart lokacji wykładani są czempioni dziedzictwa a po drugiej czempioni bitewni. Gracze wybierają ze swojej talii czempionów, których chcą wystawić do bitwy w danej lokacji. Ten, który posiada większą siłę pierwszy aktywuje i rozpatruje swoją zdolność bojową. Po rozpatrzeniu zdolności czempionów bitewnych możemy dostać wsparcie czempionów leżących na stosie kart dziedzictwa poprzez aktywowanie ich zdolności. Daną lokację przejmuje gracz kontrolujący najsilniejszych czempionów i uzyskuje ilość punktów wskazanych na karcie danej krainy. Do gry włączane są kolejne miejsca, o które będzie toczyć się następna walka a czempioni bitewni opuszczają daną lokacją - lądując na stosie dziedzictwa i stając się tym samym postaciami wspierającymi bohaterów bitewnych.



Chociaż zawsze wiemy jakie karty czempionów ma do dyspozycji przeciwnik to główkowania jest co nie miara. Musimy pomyśleć jakiego czempiona bitewnego najlepiej użyć w danej lokacji, która daje pewne profity określonym wojownikom, przekalkulować czy użyć danej zdolności bitewnej mając na względzie czempionów wspomagających i ich zdolności dziedzictwa (nie tylko swoich ale i przeciwnika), pamiętając że obecny czempion bitewny po rozegranej bitwie w danej lokacji staje się czempionem dziedzictwa w następnej turze (nowy czempion bitewny wybierany jest przez graczy "z ręki"), wreszcie czy nie lepiej odpuścić daną lokację mając w zanadrzu jakieś rozwiązanie taktyczne w następnej turze dającej nam więcej punktów.



Różni czempioni mają swoje unikalne zdolności: jedni blokują użycie zdolności przeciwnika, inni potrafią przenosić ich do innej lokacji, jeszcze inni zwiększają lub osłabiają siłę bojową czempionów biorących udział w walce, itp.  Do tego dochodzi ciekawy sposób rozstrzygania remisów. Służy do tego dziesięciościenna kostka przeznaczenia - gracz będący w danym momencie w jej posiadaniu każdy remis "odczuwa" jako przegrany... chyba, że przekaże kostkę przeciwnikowi. Wydawałoby się, że kolejne remisy skłaniałyby graczy do ciągłego przekazywania kostki bo przecież nikt nie chce przegrać danej bitwy. I tu jest kolejny smaczek - każde przekazanie kostki przeciwnikowi aby dany remis przekuć w swoje zwycięstwo wiąże się  z obróceniem kostki na ściankę z jej wartością liczbową o oczko wyższą. Na koniec gry ten jej uczestnik, który posiada kostkę przeznaczenia otrzymuje dodatkowo tyle punktów ile na niej widnieje.


Może brzmi to trochę wszystko skomplikowanie ale takim nie jest. Reguły gry da się przyswoić już po pierwszej rozgrywce a sama gra daje dużo frajdy dzięki niezliczonym możliwościom rozwiązań taktycznych i co najważniejsze każda kolejna rozgrywka nigdy nie będzie taka sama. Występuje tu znikoma losowość i tak naprawdę jak potoczą się kolejne batalie zależy tylko i wyłącznie od nas, od tego jaką kartę zagramy, jak przewidzimy ruch przeciwnika i jakiego blefu zastosujemy. Polecam!

Ten opis gry byłby bardziej strawny gdybym mógł zilustrować go zdjęciami przedstawiającymi rozłożenie kart i przebieg rozgrywki ale tradycyjnie już moje koty rozłożyły swe dupalki na kartach a Moira przejęła kostkę przeznaczenia :)

 PS Morfeusz zaprasza na rozgrywkę kolejnej naszej gry - "Mr Jack Pocket", o której napiszemy wkrótce...