Takiej kwietniowej pleciugi doświadczyliśmy podczas ostatniego spaceru. Słoneczko smaliło sobie radośnie, Mefisto przeszczęśliwy tarzał się na rozgrzanym chodniku, gdy ni z gruchy ni z pietruchy, lunęło sobie bez ostrzeżenia. Gdy pierwsze krople zaczęły bombardować jego łebek, spojrzał na mnie z wyrzutem pt. "No i co robisz Patafianie?", jakbym to ja użył jakiejś zakamuflowanej sikawki! Następnie dostał przyśpieszenia lux-torpeda, co groziło uduszeniem smyczą albo moim pizgnięciem szczęką o podłoże.
Biorąc pod uwagę, takie pogodowe psikusy pogodowe, postanowiłem zasiać w domu trawkę, by podczas deszczowych dni, dać kocurkowi namiastkę podwórka. Szału nie ma, bo i być nie może, ze względu na to, że nie mamy balkonu a na parapetach królują moje kaktusy i legowisko/punkt obserwacyjny Mefisto.
Przynajmniej przestał dobierać się do kaktusów, jak to bywało dotychczas:
Teraz kilka informacji "po co mięsożernemu kotu właściwie jest trawa" (nie do palenia przecież chyba, choć kto tam właściwie wie, co się kluje w głowie Mefisto):
- trawa uzupełnia dietę, bo zawiera witaminy, aminokwasy, sole mineralne,
- kot nie będzie pogryzał roślin ozdobnych, które mogą być trujące,
- trawa zawiera błonnik, który reguluje procesy trawienne,- trawa pomaga wydalić z organizmu kulki włosów, które gromadzą się w przewodzie pokarmowym kota,
- naturalna trawa to zdrowa namiastka świata zewnętrznego dla niewychodzącego kota.
Nazwa "kocia trawka" jest trochę myląca, ponieważ do domowego wysiewu polecany jest głównie owies, pszenica, jęczmień lub ich mieszanki.