Pierwszy człon imienia - Mefisto - mój kocur otrzymał na cześć upadłego anioła (mephostophiles – z greki "duch ciemności"), który w dziele Goethego toczy walkę o duszę doktora Fausta... będąc "częścią tej siły, która wiecznie Zła pragnąc, wiecznie czyni Dobro”. Drugi zaś - felis - w hołdzie wszystkim kotowatym...
Postać Mefistofelesa często pojawia się w kulturze, malarstwie, rzeźbie, pisarstwie i muzyce. Poświęcone są mu opery, sztuki teatralne, poematy a nawet gry komputerowe czy filmy. Jego obecność w tychże sztukach zbadamy innym razem - dziś zajmę się tematem muzycznym.
MEFISTO W MUSICALU "KOTY"
Zacznijmy od musicalu "Koty" skomponowanym przez Andrew Lloyd Webbera. Dzieło to miało premierę w 1981 roku i należy do najbardziej kasowych przedstawień w historii musicali, pobijając w swoim czasie rekordy długości nieprzerwanego wystawiania zarówno na West Endzie jak i na Broadwayu. Libretto tej musicalowej perełki opiera się niemal w całości na tomie poezji T. S. Eliota "Old Possum's Book of Practical Cats ("Koty. Praktyczny poradnik Starego Oposa") wydanym w roku 1939. Polecam ten tomik gorąco, znajdziecie w nim najpiękniejsze wiersze o kotach jakie kiedykolwiek napisano. Wspomnę tylko, że Stary Opos (tak przezywali T. S. Eliota jego koledzy) w przeciwieństwie do tradycyjnego przedstawiania kota jako rozleniwionego, słodkiego mruczusia lub uczłowieczonych kocich bohaterów w stylu Kot w Butach, opowiada bardziej o "ukocionych" ludziach, ale też tworzy własną kocioprzestrzeń, zaludnioną przez koty o imionach "niewypowiedzianych", "niedopodziwianych" i "niepowydziwianych".
I tu na scenę wkracza nasz Mefisto. U Eliota w wierszu o kocie magiku, imię to przyjmuje postać Pan Mistofeles, w oryginalnym musicalu "Cats" jest to Mr. Mistoffelees (określano czasem mianem Quaxo lub Misto), zaś w polskiej wersji Mefistofeliks.
Imię Mistoffelees/Mistofeles/Mefistofeliks pochodzi oczywiście od demona Mefistofelesa. W wierszu Eliota i musicalu "Koty" nie jest jednak przerażającym i podstępnym upadłym aniołem. To czarny jak smoła Kot - Magik, choć mały, tajemniczy i cichy, posiada zdolności magiczne i kuglarskie. Pan Mefistofeliks (będę tu używał polskiego odpowiednika zamiast Mistofeles/Mistoffelees) jest bardzo ważną postacią w musicalu. To on objaśnia widzom cel spotkania kocich rodów na złomowisku, gdzie toczy się akcja. Wykonuje też najtrudniejsze choreografie taneczne w całym przedstawieniu.
Oto piosenka, która o nim opowiada, a śpiewana jest przez kota Ram Tam Tamka (Rum Tum Tugger):
Poniżej wersja polska pochodząca z musicalu "Koty" w wykonaniu Teatru Roma (niestety tylko w wersji audio):
W poprzednim poście (patrz: "Drugie życie Mefisto") przedstawiłem wiersz Eliota, na podstawie którego powstał ten utwór, dziś prezentuję wersję musicalową tego tekstu:
MEFISTOFELIKS - KOT CZARODZIEJ (z musicalu Koty):
Wierz albo nie wierz
Przekonasz się wlot
Mefistofeliks to magik - nie kot
Zaśpiewajmy:
och! ach! to nie do wiary!
co za kot! - to istne czary!
Mefistofeliks nazywa się
Drobny kot i czarny jak tusz
Od koniuszka ogona do stóp
Nie ma szans, by obleciał go tchórz
I przez ścianę przenika jak duch
W kości grasz, ale daje ci w kość
Z talii wyjmie bez słów asa kier
Tracisz czas, kiedy on jak na złość
Mówi: ''mam dobrą łapę do gier''
Robi show z czego tylko się da
A srebrami żongluje jak klown
Łatwo potem stwierdzić ich brak
Ale nie myśl, że znikły do cna
Wierz albo nie wierz, lecz radę ci dam:
w przyszłym tygodniu odnajdziesz je sam
Zaśpiewajmy:
och! ach! to nie do wiary!
co za kot! - to istne czary!
Mefistofeliks nazywa się
Mój styl to w zasadzie bonton
Wychowanie odebrałem staranne
Wak w ogóle skromny ze mnie jest kot
I maniery mam nienaganne
Gdy zdrzemnąłem się raz przy kominku
Ktoś widział, jak idę przez dach
Może był to cień, ale cień w biały dzień
To dość, by obleciał cię strach
A dowodem, że tak robi czarodziej
- Co potwierdza ten fakt bez dwóch zdań -
Jest to, że szukany w ogrodzie
Kot w sieni smacznie spał
Wierz albo nie wierz
A jednak to on
Wyjął z cylindra sześć kociąt pod rząd
Zaśpiewajmy:
och! ach! to nie do wiary!
co za kot! - to istne czary!
Mefistofeliks nazywa się
Był kot i nie ma kota -
Oto kot na wagę złota
Mefistofeliks nazywa się
Zdecydowanie wolę oryginał - umieszczę go raz jeszcze, ale w komentarzu pod postem, by nie robić zamieszania. Również w warstwie muzycznej bardziej odpowiada wersja z oryginalnego musicalu "Cats". Polskie piosenki z musicalu brzmią troszkę jak dla dzieci. Natomiast dla odmiany kostium Mefisto zdecydowanie lepiej prezentuje się w wersji polskiej. W oryginale chyba zbyt dosłownie wzięto pod uwagę wiersz Eliota ("czarny od uszu do czubka ogona") i ubrano Mefistofeliksa w czarny frak, w którym wcale nie wygląda magicznie tylko jak... kelner. W innych scenach, gdy wykonuje sztuczki magiczne doczepiono mu czarny płaszcz z wczepionymi migającymi światełkami, co również według mnie wygląda dość tandetnie.
Nie wiem dlaczego jego postać w różnych wersjach musicalu stawała się coraz bardziej marginalizowana. W pierwszych londyńskich przedstawieniach Mefistofeliks wykonywał kilka utworów, potem te role przejęły inne koty, w niektórych wersjach zmieniono mu nawet imię na Quaxo. Może dlatego, że wykonując dużo skomplikowanych i z pewnością wyczerpujących elementów tanecznych aktorzy nie radzili sobie ze śpiewaniem.
Więcej o musicalu "Koty" napiszę innym razem, bo ta widowiskowa perełka zasługuje na osobny post. Postaram się przedstawić wtedy całą sztukę, libretto, poszczególne piosenki i postaci tam występujące.
Wspominany przeze mnie dramat "Faust" Johanna Wolfganga von Goethego stał się inspiracją dla wielu artystów, m.in. dla Franciszka Liszta. Jego "Symfonia Faustowska w trzech obrazach" uznawana jest za najdoskonalsze z dzieł symfonicznych tego węgierskiego kompozytora. Trzecia część symfonii nosi tytuł Mefistofeles (pozostałe to Faust i Małgorzata).
Nikogo nie zdziwi, że postać mrocznego Mefistofelesa, znajdziemy w wielu utworach metalowych. Przedstawię poniżej dwa ulubione. Pierwszy, który już kiedyś prezentowałem nazywa się "March of Mefisto". Wykonuje go power metalowa grupa Kamelot.
Obecność demonicznego Mefistofelesa w muzyce metalowej wydaje się być jak najbardziej naturalna. Ale jego motyw znajdziemy również w spokojniejszej muzyce, nazwijmy ją dla uproszczenia muzyką popularną. Jest obecny np. w utworze transowej Enigmy (płyta "A Posteriori"):
1. Na początku przykra wiadomość. Krysia z "Klubu Kota Jasna 8" trafiła kilka dni temu do szpitala na kardiologię. Nie mamy od tego czasu od niej żadnych wieści. Mamy nadzieję, że wszystko jest/będzie w porządku i Krysia niedługo wróci do zdrowia, do domu i do swych czworonożnych podopiecznych. Ściskamy kciuki i pazurki za jej szybki powrót do zdrowia. Krysiu, cała blogowa kociosfera wspiera Cię duchem i myślami.
2. Wspominany już "Spis powszechny zwierzolubnych", który zorganizowała Ania Wrocławianka z bloga "Za moimi drzwiami" zyskał drugie logo, tym razem prostokątne z dodanymi kilkoma zwierzakami na arce (w tym "uproszonym" przez Ninkę króliczkiem):
Nie wiem dlaczego jego postać w różnych wersjach musicalu stawała się coraz bardziej marginalizowana. W pierwszych londyńskich przedstawieniach Mefistofeliks wykonywał kilka utworów, potem te role przejęły inne koty, w niektórych wersjach zmieniono mu nawet imię na Quaxo. Może dlatego, że wykonując dużo skomplikowanych i z pewnością wyczerpujących elementów tanecznych aktorzy nie radzili sobie ze śpiewaniem.
Więcej o musicalu "Koty" napiszę innym razem, bo ta widowiskowa perełka zasługuje na osobny post. Postaram się przedstawić wtedy całą sztukę, libretto, poszczególne piosenki i postaci tam występujące.
MEFISTO W MUZYCE POWAŻNEJ
Wspominany przeze mnie dramat "Faust" Johanna Wolfganga von Goethego stał się inspiracją dla wielu artystów, m.in. dla Franciszka Liszta. Jego "Symfonia Faustowska w trzech obrazach" uznawana jest za najdoskonalsze z dzieł symfonicznych tego węgierskiego kompozytora. Trzecia część symfonii nosi tytuł Mefistofeles (pozostałe to Faust i Małgorzata).
Mefisto u Liszta występuje również w jego czterech walcach. Poniżej prezentuję chyba najbardziej znany, opatrzony numerem 1:
MEFISTO W HEAVY METALU
Nikogo nie zdziwi, że postać mrocznego Mefistofelesa, znajdziemy w wielu utworach metalowych. Przedstawię poniżej dwa ulubione. Pierwszy, który już kiedyś prezentowałem nazywa się "March of Mefisto". Wykonuje go power metalowa grupa Kamelot.
Piękny, potężny i majestatyczny utwór, prawda? Bardzo lubię takie metalowo-symfoniczne granie, ale najbardziej z utworów z Mefisto w roli głównie podoba mi się ten pochodzący z płyty "Irreligious" zespołu Moonspell, a zatytułowany po prostu "Mephisto":
MEFISTO W MUZYCE POPULARNEJ:
Obecność demonicznego Mefistofelesa w muzyce metalowej wydaje się być jak najbardziej naturalna. Ale jego motyw znajdziemy również w spokojniejszej muzyce, nazwijmy ją dla uproszczenia muzyką popularną. Jest obecny np. w utworze transowej Enigmy (płyta "A Posteriori"):
A pamiętacie pana Falco? To taki austriacki wokalista, przez jakiś czas dosyć popularny również u nas w latach 80-tych. Ot taka śmieszna gwiazdka sezonowa. Pan ten porwał się kiedyś na utwory... Mozarta, które przedstawił w popowej wersji. Poniżej obejrzeć możecie koncertową wersję jego utworu "Dance Mephisto"... po niemiecku... i z udziałem orkiestry symfonicznej :)
Ogłoszenia parafialne:
1. Na początku przykra wiadomość. Krysia z "Klubu Kota Jasna 8" trafiła kilka dni temu do szpitala na kardiologię. Nie mamy od tego czasu od niej żadnych wieści. Mamy nadzieję, że wszystko jest/będzie w porządku i Krysia niedługo wróci do zdrowia, do domu i do swych czworonożnych podopiecznych. Ściskamy kciuki i pazurki za jej szybki powrót do zdrowia. Krysiu, cała blogowa kociosfera wspiera Cię duchem i myślami.
2. Wspominany już "Spis powszechny zwierzolubnych", który zorganizowała Ania Wrocławianka z bloga "Za moimi drzwiami" zyskał drugie logo, tym razem prostokątne z dodanymi kilkoma zwierzakami na arce (w tym "uproszonym" przez Ninkę króliczkiem):
Przypomnę, że do Wielkiej blogowej rodziny zwierzolubnych można zapisywać się cały czas.
Wersja wiersza T.S. Eliota, która najbardziej mi się podoba:
OdpowiedzUsuńPAN MISTOFELES (T.S. Eliot)
Czy znacie Pana Mistofelesa,
Oryginalnego Kota-Magika?
Nie ma co drwiąco uśmiechać się: znika
Wszelka wątpliwość, bo wiecie, że sam
Swe sztuki z własnej głowy wykrzesał,
Że jego magia jest w mieście znana
I on monopol i patent ma na
Produkowanie sztuk ekscentrycznych
I kreowanie złudzeń optycznych.
W kuglarstwie i żonglerstwie
Czy prestidigitacji
Nie da się złapać na szalbierstwie.
Wymknie się egzaminacji -
I nawet sztukmistrz największy czerpać może nauki,
Kiedy Pan Mistofeles swe produkuje sztuki:
Et voilá!
Szepczemy: aa!
To nie do wiary,
Po prostu czary,
Nie, tego już za wiele!
Nie ma drugiego
Tak magicznego
Kota, jak Pan Mistofeles!
Jest spokojny, mały i jak smoła
Od ogona po oczy swe kocie;
Przez najcieńszą szczelinę przejść zdoła,
Po najwęższym spaceruje płocie,
Umie z talii każdą wybrać kartę,
W kości gra równie zdradziecko -
I zawsze cię oszuka, że niby myszy szuka,
A ty mu wierzysz jak dziecko.
Zna każdą sztuczkę i trik
Z kłębkiem włóczki lub gąbką do mycia;
Gdy nagle widelec ci znikł
I przysięgasz, żeś właśnie go widział,
Przecież leżał na stole chwilę temu króciutką -
Po tygodniu go znajdziesz na trawniku przed furtką!
Nieuchwytny, trzyma się z daleka
I na pozór nieśmiały ogromnie -
Gdy głos jego aż z dachu dobiega,
On się grzeje w pokoju przed ogniem.
Kiedy słychać jego głos w pokoju,
To po dachu właśnie sobie chodzi
(Choć słyszymy wyraźnie, że t u t a j miauczy właśnie),
Co tylko niezbicie dowodzi
O jego magicznej potędze;
I nieraz go długo wołają,
By wracał z ogródka czym prędzej,
Gdy właśnie śpi w domu jak anioł!
Ten kot fenomenalny nie dalej jak wczoraj
Siedmioro z kapelusza kociąt wyczarował!
Et voilá!
Szepnęliśmy: aa!
To nie do wiary,
Po prostu czary,
Nie, tego już za wiele!
Nie ma drugiego
Tak magicznego
Kota, jak Pan Mistofeles!
Króliczek słodziutki :-)))
OdpowiedzUsuńMefisto jest wspaniały w kazdej odsłonie :-)))
Tak jest! I chyba jest tego świadomy, Hrabia z Sierocińca rozpieszczony jeden! :)
UsuńI'm going slighlty mad... po tych wszystkich pieśniach o Mefisto :) Mam poważne podejrzenia ze mieliście imię zanim mieliście kota, ha! Przyznawac się w te pędy ;)
OdpowiedzUsuńNie, imię pojawiło się potem, ale niemal od razu zaświeciła się lampka z napisem "Mefisto", gdy go ujrzałem. Choć przyznam, że coś w tym jest. To musiało kiełkować w głowie, zanim w ogóle pojawił się kot w moim życiu, głównie za sprawą Goethego, Bułhakowa i utworu Moonspell.
UsuńFantastyczny wpis! Z przyjemnością poczytałam i posłuchałam. Tylko teraz wychodzi mi, że nasze koty to się tak jakoś zwyczajnie nazywają :-)
OdpowiedzUsuńHah, pamiętaj, że z imionami kotów nie jest łatwa sprawa. Przypuszczam, że po prostu oficjalnie stosujesz te pospolitsze, a w zanadrzu masz pozostałe dwa tajemnicze. Jak u Eliota. Kiedyś komuś wrzucałem to już na bloga, ale przypomnę ten kapitalny wiersz:
UsuńImię kota to sprawa, wbrew pozorom, niełatwa,
Toteż w dłoni długopis mi drży,
Gdy mam wskazać, jak bardzo całą kwestię nam gmatwa
Fakt, że kot ma imiona aż TRZY.
Pierwsze — imię słyszane co dzień z ust właściciela:
Piotr, Wiktoria, Ferdynand, Ramona,
Mścisław, Ingmar, Alonzo, James, Fabrycy lub Fela:
Wszystko — zwykłe, rozsądne imiona.
Wymyślniejsze, którymi czasem koty się wabi,
Kiedy pragnie się skąpać je w glorii —
Tucydydes, Elektra, Dżyngis-Chan, Hammurabi —
Też należą do tej kategorii.
Dodam jednak, że koty — o czym mniej się pamięta —
Mają DRUGIE, godniejsze imiona:
Bo inaczej — skąd wąs ten i pierś dumnie wypięta,
Skąd pionowość prężnego ogona?
Mógłbym tu takich drugich imion dać dłuższy przegląd:
Cosanostradamus, Proto-Prot,
Bombalurina, Mustaffson, Egmont von Egglond;
Każde z nich — jeden tylko ma kot.
Ale nie na tym koniec, nie! W najdalszej gdzieś dali
TRZECIE imię majaczy: my, bladzi
Ze znużenia, daremnie sto lat będziem pytali,
Gdyż kot tylko je zna — i nie zdradzi!
Toteż, ilekroć ujrzysz, że twój kot na tapczanie
W coś w rodzaju sfinksa się przemienia,
Powód jest zawsze jeden: błogie kontemplowanie
Własnego sekretnego trzeciego kociego
Upojnie tajemnego,
Utopiotajnionego,
Nie upodobnionego do niczego innego
I upodobanego najbardziej imienia.
Falco już nie dałam rady! Za dużo jak dla mnie:-)
OdpowiedzUsuńO dziwo najbardziej mi się podobają te metalowe brzmienia.
Widać, że imię dla kota miałaś przemyślane i jest trafione w punkt!
Fajnie zrobiłeś te zdjęcia promujące film...
Lubisz Eliota, co? Wstyd się przyznać, ale go nie znam...:(
Wiersz świetny!
Z poezją u mnie jest tak, że często nie potrafię się skupić, wczuć, z pewnością nie jestem w stanie przeczytać całego tomiku wierszy jednym ciągiem. Ale są wyjątki. Uwielbiam nielicznych poetów, raczej mroczniejszych, takich, którzy budują nastrój grozy, niepokoju, czasem dziwacznych bądź pogardzanych, ale też takich, którzy coś mówią niekoniecznie ukrywając to za jakąś ekwilibrystyką słowną. Lubię np. Micińskiego, Baudelaire i właśnie Eliota. Z tym, że nie wszystkie przekłady są dobre. Jeśli chodzi o Eliota to tylko w przekładzie Barańczaka (czasem wydaje mi się, że lepsze od oryginału).
UsuńZ imieniem Mefisto to tak wyszło jak odpisałem Monique. Niby pojawiło się spontanicznie, ale musiało podświadomie kiełkować w głowie dużo wcześniej. Od lat słucham dwie pierwsze płyty Moonspell, jakiś mam do nich sentyment, a późniejsze dokonania tej grupy nie bardzo mi leżą. "Opium" i "Mephisto" ciągle kołaczą mi w głowie. Ulubionego "Mistrza i Małgorzatę" czytuję co kilka lat od nowa i pewnie jeszcze i jeszcze będę wracał do tej książki. Nawiązania do Fausta, czy choćby pochodzący z niego cytat o Mefistofelesie otwierający książkę Bułhakowa, muzyka Moonspell i pierwszy rzut oka na kocurka, myślę że to uwarunkowało jego imię. Ale pamiętam, że rozważałem opcję Kotka Behemotka (też w nawiązaniu do Bułhakowa :)
To zabieram się za szukanie wierszy Micińskiego i Baudelaire.
UsuńDaj znać, czy przypadły Ci do gustu. To raczej tacy poeci "wyklęci". Echa ich poezji słychać w tekstach pierwszych płyt zespołu Kat dopóki Roman Kostrzewski pisał poetycko a poziom jego paranoi i błazenady nie osiągnął dna.
UsuńJa żałuję, że się nie wybrałam "Koty" kiedy grali je w Romie. Zwłaszcza od czasu kiedy zobaczyłam na żywo fragmenty w spektaklu "Najlepsze z Romy". Cóż, widocznie za blisko miałam.. ;))
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o kocie imię to ja mam wrażenie, że niektóre koty same je sobie wybierają. Ja nadałam Luckowi na imię Edek, jeszcze za nim do mnie trafił. Małym Edziulkiem był 3 dni, kiedy bał się trochę psa. Potem okazał się diabłem wcielonym i tak został Lucyferem;) (to taki mój mały ukłon w stronę Mai Kossakowskiej, bo uwielbiam jej pomysł na piekło i niebo).
On po prostu jest Luckiem i nie wyobrażam go sobie z żadnym innym imieniem:))
Hah, tak to jest, czasem jak coś jest "pod nosem" to człowiek żałuje dopiero, gdy już tego nie ma. Na żywo nie widziałem żadnego musicalu, a z Romy to jeszcze "Taniec wampirów" bym chciał kiedyś zobaczyć, z tego co widziałem na youtube to bardzo ładnie zrealizowany i muzycznie ciekawy. Polecam piękne "Totale Finsternis (Na orbicie serc)".
UsuńNiestety u mnie bardzo rzadko jakiś teatr z dobrą sztuką przyjeżdża - a jak już to i tak na bilety nie ma szans, bo całą pulę zgarniają radni, prezesi i inne kutafony, którzy i tak śpią na tych przedstawieniach, bo za trudne dla tych buraków (oczywiście są to darmowe wejściówki sponsorowane im przez miasto #@@^%$%^$!!!!).
Lucek ma piękne imię, razem z Mefisto tworzą braterską parę czarnych, upadłych aniołów.
Jakoś nie miałem chęci zapoznawać się z pisaniem Kossakowskiej, mam ogólnie uraz do współczesnych polskich autorów a szczególnie z "Fabryki Słów". To wydawnictwo rzeczywiście kojarzy się z fabryką, ich "pisarze" tłuką kolejne książki jak kotlety, wydają jedną za drugą, pięknie wydane owszem, ale mam wrażenie jakby to wszystko było tylko dla kasy pisane, szybko, szybko, byle więcej wydać, warsztatowo miałkie, ot "pisać każdy może". Trochę jak zadanie domowe, pisane na szybko, na kolanie, byle oddać w terminie. To wychodzi przy czytaniu kolejnych książek, o ile pierwsze zapoznanie rozbudza apetyt, to potem zaczynają irytować niekonsekwencjami, brakiem budowania nastroju, logicznych rozwiązań, często silenie się na znawcę jakiegoś tematu (a szczegółowe teksty jakby skopiowane z wikipedii). Mało to ma wspólnego z erudycją i wiedzą, raczej wychodzą niedoskonałości warsztatowe i prostactwo. Może się mylę co do Mai, to co napisałem odnosi się do moich wrażeń co do innych polskich autorów z Fabryki.
"Siewca wiatru" i "Obrońcy Królestwa" są świetni. Jeśli nie zaczniesz czytasz kolejnych części to się nie rozczarujesz... ;))
UsuńPierwsza część "Zbieracza burz" jeszcze mi się podobała, potem niestety było tak jak napisałeś.. miało się wrażenie, że książka jest rozwlekana tylko po to żeby więcej zarobić... Innych jej książek nie czytałam więc się nie będę wypowiadać. Ale dwie pierwsze części podobały się większości moich znajomych co je czytali więc mogę z czystym sumieniem polecić:)
Od 4 lat moja znajoma pracuje w Romie więc obecnie mam możliwość oglądania pokazów przedpremierowych i wstyd nie skorzystać, ale niestety na Koty się nie załapałam ;)
Zapoznam się więc z jej twórczością. Niebiańska tematyka, upadłe anioły... W ogóle angelologia jest intrygująca. Lucek z pewnością tam występuje i inne Asmodeusze, ciekawe czy Mefisto również pośród innych upadłych i jak przedstawiona jest tam Bozia. Książkom z Fabryki zazdroszczę wydania, przeważnie świetne okładki, ilustracje, papier, ogólnie design, ale bardzo podraża to ich zakup. Ale zaintrygowałaś mnie.
UsuńA z oferty Romy korzystaj jak tylko masz możliwość, bo szkoda takich okazji.
PS Żeby nie było, że tylko mój upadluch opiewany jest w muzyce. Twojemu Luckowi dedykuję utwór Iron Maiden - Lord of Light:
http://www.youtube.com/watch?v=U8PtGjgkVYs
Oraz piękny wiersz wspominanego przez mnie Micińskiego:
UsuńLucyfer
Jam ciemny jest wśród wichrów płomień boży,
lecący z jękiem w dal - jak głuchy dzwon północy -
ja w mrokach gór zapalam czerwień zorzy
iskrą mych bólów, gwiazdą mej bezmocy.
Ja komet król - a duch się we mnie wichrzy
jak pył pustyni w zwiewną piramidę -
ja piorun burz - a od grobowca cichszy
mogił swych kryję trupiość i ohydę.
Ja - otchłań tęcz - a płakałbym nad sobą
jak zimny wiatr na zwiędłych stawu trzcinach -
jam blask wulkanów - a w błotnych nizinach
idę, jak pogrzeb, z nudą i żałobą.
Na harfach morze gra - kłębi się rajów pożoga -
i słońce - mój wróg słońce! wschodzi wielbiąc Boga.
Aaaa, zapomniałem dodać, że powyższy wiersz został użyty przez Behemotha:
Usuńhttp://www.youtube.com/watch?v=SXFjZvWgaeI
Bardzo ciężki utwór, pewnie nie przypadnie Wam do gustu. Ja za ekstremalnymi formami metalu nieszczególnie przepadam, ale ten podoba mi się, jest ciężki, gęsty i niepokojący. Ciekawostka: w tym teledysku występuje też Maleńczuk, który gra Lucka i recytuje kilka końcowych wersów, od słów "Ja - otchłań tęcz - a płakałbym nad sobą...".
Wiersz Micińskiego rzeczywiście piękny.
UsuńKawałek Iron Maiden bardzo fajny, chociaż ja za bardzo nigdy ich nie słuchałam, bo mimo że muzycznie brzmią świetnie jakoś nie mogłam przekonać się głosy Dickinsona, a szkoda.
Jeśli zaś chodzi o Behemotha to zawsze się zastanawiałam jak ludzie mogą słuchać takiego śpiewu? Muzykę jestem w stanie znieść nawet z najcięższego kawałka jeśli jestem w stanie zrozumieć co śpiewa wokalista. A tu wychwytuję co dziesiąte słowo! I jak mam stwierdzić co autor miała na myśli? No i jakoś nie mogę nazwać tego śpiewem;) Najcięższa muzyka, której w młodości słuchałam to był Slayer. Zresztą mój poprzedni pies, skoro już jesteśmy przy imionach, miał na imię Aya od ich wokalisty Araya znaczy Arai ;)
Ale Maleńczuk jako Lucek pasuje genialnie! :))
To kwestia osłuchania ale też doboru "repertuaru". Tak jak pisałem wyżej, ja też nie przepadam za ekstremalnym graniem, ale nawet w takim znajduję zespoły czy utwory, które podobają mi się. O dziwo dla wielu, niektóre z nich prezentują mega wysoki poziom muzyczny czy kompozycyjny, choć wydaje się łomotem. Jest też druga strona takiej muzyki. Mnóstwo bełkotliwych, rzępolących bandów, które swoje braki warsztatowe czy nieumiejętność komponowania, śpiewania, pisania tekstów tuszują rykiem i nawalanką. Jest też wielu metalowców, którzy słuchają tylko takiej muzy i uważam, że są biedni, brak im wyobraźni i mają ograniczone horyzonty, ale to w sumie dotyczy i innych takich "twardzieli" czy to grind corowcy, jazzmani czy "wielbiciele" opery czy muzyki poważnej na pokaz.
UsuńNareszcie dopadłam słuchawek, żeby porządnie posłuchać tych wszystkich utworów, które umieściłeś w poście. Metalowe brzmienia bardzo interesujące, ale mnie to (w przeciwieństwie do Anki Wrocławianki) nie zaskakuje, bo zawsze mnie pociągał mroczny rock. I symfoniczne, rozbudowane, piętrowe aranżacje. Zresztą, lubię bardzo różną muzykę, byle - no, powiedzmy to w ten sposób - nie spadała poniżej pewnego poziomu.
OdpowiedzUsuńA co do Hagrida - zdrowo przesadziłeś. Ostatecznie oglądałyśmy (obie z córką) Twoje zdjęcia:)
Ninka.
Super! W takim razie gratuluję muzycznych fascynacji. Rock czy metal nigdy nie umarł - jedynie został zamordowany przez media. A to najbardziej szczera i bezkompromisowa muzyka. Postrzegana i przedstawiana jako porykiwania szarpitrutów niesie ze sobą emocje, klimat, wirtuozerię, skomplikowane kompozycje porównywalne do dzieł klasyków. Większość z tych muzyków to wirtuozi, którym inni mogą glany czyścić.
UsuńHagrid, Hagrid... na zimę się zapuszczam, nie golę, chromolę :)
Dziękuję Ci za to ,że trafiłam nawet do Ogłoszeń Parafialnych :-)))
OdpowiedzUsuńNawet nie wiedziałam :-)))
Dziękuję za całokształt...
A miałam właśnie wpisać jaki świetny wpis
a tu czytam o sobie :-)))
Nie zapominamy o przyjaciołach, choćby wirtualnych. mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku. Uważaj na siebie! Buziaki wielkie od naszej czarciej Trójcy
Usuń