Przeglądając kocie blogi często można natknąć się na nich na wpisy dotyczące testowania różnych kocich produktów, które zostały przesłane blogerom przez firmy lub sklepy zoologiczne. Jest to niewątpliwie dobra praktyka firm, które docierają do bezpośrednio zainteresowanych, dają możliwość spróbowania naszym zwierzakom np. jakichś nieznanych przysmaków czy nowych, wchodzących na rynek produktów a tym samym zapewniają sobie reklamę wśród potencjalnych odbiorców.
Jeśli chodzi zaś o blogerskie wpisy umieszczane na taką okoliczność mam jednak dosyć mieszane uczucia. Mechanizm wygląda mniej więcej tak: ktoś dostaje przesyłkę --> tym samym czuje się zobowiązany do wyrażenia wdzięczności wobec ofiarodawcy --> bez względu na jakość czy przydatność produktu stara się ogłosić swój zachwyt na blogu --> rozpoczyna się eksplozja ochów i achów okraszona serią pozowanych zdjęć. Jak chyba wszyscy lubimy dostawać prezenty. Jednak inaczej postrzegamy te otrzymywane od przyjaciół, znajomych bądź przychylnych nam ludzi a inaczej te ofiarowane nam przez firmy. Te pierwsze to dawane od serca, z sympatii - te drugie zaś, choć również miłe a nawet czasem pożyteczne i użyteczne, tak naprawdę są przesyłkami marketingowymi. Skoro nazywane są prezentami nie powinny pociągać za sobą żadnych zobowiązań. Z wielu propozycji współpracy zrezygnowaliśmy, gdyż wymuszały np. zamieszczenie czołobitnej (ale nie podpartej rzeczywistym "zachwytem" moich kocurów) recenzji jakiegoś produktu.
Podziękowałem też kilkukrotnie za propozycję wymiany banerów lub linków bo niby dlaczego miałbym za darmo czynić reklamę komercyjnych sklepów jeśli nie sponsorują mojego bloga bądź nie sprezentują moim kocurkom jakiejś niespodzianki. Przy sporej oglądalności mego bloga, sama wymiana linkami to chyba trochę za mało. Nie zależy mi na nabijaniu licznika odwiedzin bo najbardziej szanuję tych, którzy poszukują na mym blogu konkretnych informacji (np. na temat chorób, leczenia czy żywienia), prowadzą merytoryczną dyskusję a nie zamieszczają jedno wyrazowe lub jednozdaniowe komentarze typu "śliczny kotek".
Trafiają się też zupełnie nietrafione przesyłki, na temat których ciężko napisać coś pozytywnego poza tym, że je dostaliśmy za darmo. Koty to specyficzne zwierzęta, mają swoje przyzwyczajenia, upodobania, potrzeby, charaktery ale też widzimisię. To co uwielbia jeden kot, przez drugiego może być traktowane z obojętnością bądź pogardą. Czasem coś co było przeznaczone dla moich kocurów nie spotkało się z ich dobrym przyjęciem ale za to skorzystały na tym inne koty. I tak kilkukrotnie np. sprezentowaną bądź kupioną karmą wykarmiłem mniej wybredne niż moje, bezdomne koty, worek naturalnego żwirku (przez który moje kocurki dwa dni omijały kuwetę) trafił do domu z trzema kotkami, które preferują wyłącznie właśnie taki, itd. itp.
Pozostaje jeszcze kwestia uczciwości i wiarygodności zamieszczanych tekstów. Moje kocury, jak to typowe mruczki, lubią próbować nowości ale mają też swoje wymagania. Znam swoje koty na tyle, że wiem o ich kulinarnych "widzi mi się" i nie każdy "smakołyk" będzie przez nich tolerowany. Kocham swoje koty i staram się opiekować nimi odpowiedzialnie. Zanim im coś podam, dużo czytam o jakimś produkcie, zadaję pytania, chcę poznać ich skład czy opinie innych. Moja "Tawerna" znana jest z tego, że piszę uczciwie, czasem kontrowersyjnie i "pod prąd" ale zawsze uczciwie i dzięki temu mam stałe grono wiernych odbiorców. Nie mogę więc komukolwiek obiecać pełnej zachwytu recenzji na moim blogu jeżeli będzie ona nieprawdziwa bądź naciągana.
Umieszczając dzisiejszy wpis prawdopodobnie skazuję się na ostracyzm ze strony przyszłych "sponsorów".
Są jednak tacy, którzy przyjęli moje podejście ze zrozumieniem. I tak otrzymaliśmy ostatnio przesyłkę ze sklepu NaszeZoo.pl.
W korespondencji mailowej wyjaśniłem, że nie składam czczych deklaracji i przedstawiłem swoje spostrzeżenia dotyczące różnych ofert współpracy. W przeciwieństwie do wielu innych firm, nie zraziło ich to a być może nawet ujęła szczerość. To co mi się bardzo spodobało, to indywidualne podejście do klienta. Zanim NaszeZoo wysłało nam prezent zostaliśmy "przepytani" na temat preferencji żywieniowych naszych kocurków. A skoro słuchają swoich klientów (co bardzo cenię) to postanowiłem więc, że akurat o nich warto napisać kilka słów.
Wyjaśniłem, że moje kocury, jako istoty iście kotowate o zawartości 100% kota w kocie, są bezwzględnymi mięsożercami i chowają się głównie na diecie mięsnej. Gotowe karmy podaję im również, ale jako uzupełnienie i np. gdy wiem, że dłużej mnie nie będzie w domu lub rano, gdy spieszę się do pracy bo przygotowanie dla nich mięska jest dość czasochłonne. Jeśli chodzi o gotowe karmy, to moje kocurki mają różne preferencje: Mefisto jada tylko mokre karmy i gardzi suchymi a Morfeusz zupełnie przeciwnie - zajada się "chrupkami" (czego staram się go oduczyć).
Sklep NaszeZoo starał się jak najlepiej dostosować prezent do naszych sugestii i w efekcie Mefisto otrzymał pasztecik w tubce a Morfeusz suchą karmę ale jak widać na poniższych zdjęciach nie odmówili sobie wymiany i spróbowania jedzonka brata.
Sprezentowane żarełko smakowało M&M'som ale z oceną jestem ostrożny. Wprowadzanie nowej karmy do kociej diety trwać powinno co najmniej tydzień. Nigdy nie można się napalać, że skoro coś posmakowało kotu to na pewno stanie się jego ulubionym daniem. Pewnie znacie to z doświadczenia, gdy wydawało się wam, że wreszcie utrafiliście w gust swego wybrednego sierściuszka, zakupiliście większą partię specyfiku i potem niejedna puszka kupiona na zapas poszła w kubeł bo mu się odwidziało. Moje chłopaki w ostatnich dniach nie są też zbytnio wiarygodnymi testerami. Są świeżo po szczepieniu i przeważnie po tym bywają przez kilka dni nieswoi, osowiali i grymaśni. Ale skorzystał na tym kot-pirat, którego poznaliście we wpisie "Kapitan Morgan". Ten sympatyczny łobuz nadal nas odwiedza i spędza z nami czas na spacerach. Staram się zawsze mieć przy sobie jakiś smakołyk dla podobnych jemu wędrowców a tubka z pasztetem jest bardzo poręczna - nie zostawia okruchów i kawałków jakichś kocich smaczków, na które zawsze natykałem się grzebiąc w swoich kieszeniach :)
A jakie są Wasze doświadczenia we współpracy ze sklepami zoologicznymi lub firmami oferującymi produkty dla zwierząt? Korzystacie z zakupów w internetowych sklepach zoologicznych?
Strony
- Strona główna
- Spis treści
- Mr BALDRICK
- MEFISTO
- MORFEUSZ
- MOIRA
- MORGAN
- PISZCZAŁEK
- OJCZYMATKA
- Pająki
- Kącik wideo
- Gadżety I
- Gadżety II
- Zrób to sam
- PlaKOTy
- KOTmiksy
- Paszczowisko
- Pacjent: Mefisto
- Pacjent: Morfeusz
- Pacjent: Moira
- Pacjent: Piszczałek
- Pacjent: Baldrick
- Akcje i apele
- KAKTUSY
- Kocie gangi - gra o kotach
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą jadłodajnia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą jadłodajnia. Pokaż wszystkie posty
środa, 19 marca 2014
czwartek, 25 lipca 2013
Słodkie sny... dzięki smacznym poduszeczkom
Jakoś nigdy specjalnie nie przejmowałem się kolejnymi doniesieniami naukowców o zmianach klimatycznych. Na pewno podchodziłem do nich ostrożnie czy wręcz z politowaniem nad ich "geniuszem". Jak tu poważnie traktować tych mózgowców, którzy jednego dnia mówią o globalnym ociepleniu, by następnego przedstawiać dowody na jego oziębienie. To troszkę tak jakby pytać górali o prognozy pogody - w obu przypadkach wystarczy spojrzeć za okno, by wyrobić sobie "naukową" opinię na tematy klimatyczne.
Coś w tym jednak jest... Zmiany klimatyczne są widoczne i odczuwalne ale chyba nie do końca tak jakby wynikało z zapewnień ekspertów. Ten rok jest od samego początku zwariowany. Depresyjnie jesienna zima, śnieżna i mroźna wiosna, burzowe i mokre lato... Nawet Mikołajowi coś się chyba z tego wszystkiego namieszało w grafiku... W zimie do nas nie dotarł... za to w ciągu ostatniego miesiąca (z hakiem) zapukał do naszej Tawerny po raz trzeci...
Przyznam, że nie bywam jakoś specjalnie grzeczny, więc nie mam pretensji o brak prezentów dla mnie. Za to moje kocurki w pełni zasługują na obsypywanie ich podarkami. Tym razem rozkosze podniebienia zapewniły im smakowite poduszeczki otrzymane od Pani Pauliny i firmy Mars Polska:
Po zużyciu prze Lui Lu zawartych w tych buteleczkach żelu i balsamu, nalałem tam mydła w płynie, tak że od teraz mamy dwa sympatyczne dozowniki na umywalce:
Coś w tym jednak jest... Zmiany klimatyczne są widoczne i odczuwalne ale chyba nie do końca tak jakby wynikało z zapewnień ekspertów. Ten rok jest od samego początku zwariowany. Depresyjnie jesienna zima, śnieżna i mroźna wiosna, burzowe i mokre lato... Nawet Mikołajowi coś się chyba z tego wszystkiego namieszało w grafiku... W zimie do nas nie dotarł... za to w ciągu ostatniego miesiąca (z hakiem) zapukał do naszej Tawerny po raz trzeci...
Przyznam, że nie bywam jakoś specjalnie grzeczny, więc nie mam pretensji o brak prezentów dla mnie. Za to moje kocurki w pełni zasługują na obsypywanie ich podarkami. Tym razem rozkosze podniebienia zapewniły im smakowite poduszeczki otrzymane od Pani Pauliny i firmy Mars Polska:
Moje kocurki zostały obdarowane zestawem wszystkich przysmaków Dreamies. W saszetkach znalazły chrupiące poduszeczki wypełnione kremowym nadzieniem o smaku wołowiny, kaczki, kurczaka, łososia a nawet serka. Jest to nowość na rynku i mówiąc szczerze, jeszcze nie widziałem tych przysmaków na sklepowych półkach.
Mefisto, jak to rasowy mięsożerca, owszem koniecznie musiał popróbować różnorodnych smaków, ale znając upodobania Morfeuszka do rarytasów, w swej hrabiowskiej łaskawości pozwala młodemu bez walki rozkoszować się na co dzień przysmakami.
Śmieszne te moje chłopaki. Odkąd wsadziłem saszetki z ich przysmakami do szafki, w której trzymam różne inne produkty spożywcze, zaczęły pakować tam swoje dupalki :) Musiałem saszetki z przysmakami przenieść na lodówkę, by Morfeuszek do nich się ciągle nie dobierał :)
O smakowitych poduszeczkach Dreamies możecie poczytać w dołączonym liście:
A teraz coś z zupełnie innej beczki. Jak każdy kociarz, również i ja mam pewne "zboczenie" polegające na tym, że gdziekolwiek jestem to zawsze wypatrzę jakiś koci gadżet, mniej lub bardziej praktyczną kocią pierduszkę. W ubiegłym roku zamiast pasty do zębów i szamponu, po które wybrałem się do Rossmana, kupiłem dla Lui biało-czarny zestaw kąpielowy w buteleczkach w kształcie kotków.
Parę miesięcy później, znów zamiast niezbędnych zakupów, przytargałem do domu, kolejny zestaw. Tym razem biało-różowy:
Acha, nie wiem czy z początkiem lipca odnotowaliście ciekawe logo Google. Ta wyszukiwarka często raczy nas okolicznościowym logo (tzw. Doodle), które zastępuje oryginalne w danym dniu. 2 lipca, z okazji urodzin Wisławy Szymborskiej, przez cały dzień mogliśmy rozkoszować się takim logo:
Przyznacie chyba, że to śliczne nawiązanie do jej wiersza "Kot w pustym mieszkaniu".
piątek, 21 czerwca 2013
Testujemy prezenty od FELIXa i Magdaleny
O niespodziewanej przesyłce, którą zafundowała nam Magdalena we współpracy z FELIXem, pisałem ostatnio. Bogactwo prezentów w jednej paczce przyprawiła nas o zawrót głowy i sprawiło radość naszym kocurkom. Zawartością paczki już się chwaliliśmy, ale obiecałem, że dokładnie przetestujemy te prezenty i je opiszemy.
Z kotami (dziećmi również) tak już jest, że gdy kupimy im jakąś zabawkę to czasem po pierwszej euforii, szybko idzie w odstawkę i więcej radości z jej użytkowania mają opiekunowie a nie koty. Podobnie jest z jedzeniem. Gdy kot zaczyna wybrzydzać, zatroskany opiekun w pierwszym odruchu zaczyna się martwić, czy mały rozkapryszony śmierdziel czasem nie zachorzał lub czymś się nie struł. Po wyeliminowaniu tej możliwości zaczynamy podejrzewać, że być może dotychczasowe menu już się naszemu kotu przejadło. Najczęściej pędzimy wówczas do sklepu, aby kupić jakiś nowy wynalazek, który powinien posmakować kotku i urozmaicić dotychczasową dietę (pomijając już to, że w lodówce czy szafce zalega nie ruszony prowiant, z którym nie wiadomo co począć ---> pewnie połknie go wszystkożerny kosz zwany przeze mnie Oskarem... jak coś wyrzucam to mówię do niego "Zjedz Oskarku paproszka, zjedz"). Najczęściej jednak nowy produkt dzieli los poprzednich, bo kotek nagle nabiera ochotę na to co przed chwilą wyrzuciliśmy (chociaż ja staram się przy takich kocich fanaberiach obdarowywać ajkiegoś znajomego karmą, na którą akurat moje kocurki mają focha).
Pozwoliłem więc sobie odczekać kilka dni zanim opiszę zainteresowanie moich M&M'sów prezentami. Dziś pierwsze spostrzeżenia. Ale na początek przypomnienie tych wszystkich cudowności, którymi zostaliśmy obdarowani (jedzonko, przysmaki, snack box, miotełka pawie piórko, legowisko na kaloryfer i pudełko-domek):
Jako, że otrzymaliśmy w prezencie pokaźny pakiet Party Mix i saszetek o najróżniejszych smakach, te przysmaki starczą nam na długo jako smaczna nagroda lub przyczynek do zabawy.
Tak więc widzicie, że prezenty sprawiły nam i naszym kotom dużo radości. Nie wspomniałem tylko o legowisku na kaloryfer. Póki co moje kocurki traktują je niezgodnie z przeznaczeniem... wykorzystując legowisko jako trampolinę do wskoczenia na parapet :) Myślę, że w sezonie jesienno-zimowym, gdy kaloryfery będą nagrzane a moje kocurki bardziej senne (choć moje koty są hiperaktywne bez względu na porę roku czy dnia) - wtedy legowisko spełni swą rolę miejsca do leniuchowania i wygrzewania się.
Cóż, pozostaje nam jeszcze raz podziękować Magdalenie i ekipie FELIXa za wspaniałą niespodziankę. Jesteśmy baaaardzoooo wdzięczni w imieniu Mefisto i Morfeusza za taką dawkę radości oraz za Waszą pamięć Baldricku.
Z kotami (dziećmi również) tak już jest, że gdy kupimy im jakąś zabawkę to czasem po pierwszej euforii, szybko idzie w odstawkę i więcej radości z jej użytkowania mają opiekunowie a nie koty. Podobnie jest z jedzeniem. Gdy kot zaczyna wybrzydzać, zatroskany opiekun w pierwszym odruchu zaczyna się martwić, czy mały rozkapryszony śmierdziel czasem nie zachorzał lub czymś się nie struł. Po wyeliminowaniu tej możliwości zaczynamy podejrzewać, że być może dotychczasowe menu już się naszemu kotu przejadło. Najczęściej pędzimy wówczas do sklepu, aby kupić jakiś nowy wynalazek, który powinien posmakować kotku i urozmaicić dotychczasową dietę (pomijając już to, że w lodówce czy szafce zalega nie ruszony prowiant, z którym nie wiadomo co począć ---> pewnie połknie go wszystkożerny kosz zwany przeze mnie Oskarem... jak coś wyrzucam to mówię do niego "Zjedz Oskarku paproszka, zjedz"). Najczęściej jednak nowy produkt dzieli los poprzednich, bo kotek nagle nabiera ochotę na to co przed chwilą wyrzuciliśmy (chociaż ja staram się przy takich kocich fanaberiach obdarowywać ajkiegoś znajomego karmą, na którą akurat moje kocurki mają focha).
Pozwoliłem więc sobie odczekać kilka dni zanim opiszę zainteresowanie moich M&M'sów prezentami. Dziś pierwsze spostrzeżenia. Ale na początek przypomnienie tych wszystkich cudowności, którymi zostaliśmy obdarowani (jedzonko, przysmaki, snack box, miotełka pawie piórko, legowisko na kaloryfer i pudełko-domek):
Zacznijmy od pudełka, które jak wszystkie pudła różne kwadratowe i podłużne zawsze będą kocią zabawką wszechczasów, w której każdy szanujący się kot musi zasadzić swego dupalka (bez względu na jego wielkość i kształt).
Pudło, w które zapakowane były wszystkie prezenty okazało się składanym kartonowym domkiem, w którym wystarczyło tylko wyciąć drzwiczki, okienka i pozaginać skrzydełka tworzące daszek.
Projektant przewidział jedne drzwiczki ale ja wyciąłem jeszcze drugie po przeciwnej stronie pudełka. Wynika to z mojej obserwacji kotów, które instynktownie wolą chować się w miejsca, które mają przynajmniej dwa wyjścia. Tak podpowiada im instynkt przetrwania, by uciekając przed zagrożeniem mieć w zapasie jeszcze jedną drogę ewakuacji... Ponadto... im więcej otworów, tym lepsza zabawa. Moje kocury uwielbiają wpadać z rozpędu przez jeden otwór w pudle i wypadać z drugiej, tak że czasem pudełka-domki suwają się po całym mieszkaniu.
Z doświadczenia wiem, że za kilka dni moje kocurki będą próbowały dokonać na domku demolki oraz poobgryzać każdy rożek. Tak więc okienka i daszek podkleiłem taśmą dla wzmocnienia.
Domek szczególnie przypadł do gustu Morfeuszkowi, który w nim sobie drzemie, zaczaja się na przechodzącego obok Mefisto aby capnąć go za ogon lub bawi się ze mną przez drzwiczki i okienka miotełką.
Miotełka z pawim piórkiem również znalazła się wśród prezentów. Teraz, gdy upały nie pozwalają nam aż do wieczora wyjść z kocurkami na spacer, więcej czasu poświęcamy na zabawę w domu. Morfeuszek uwielbia miotełki, więc i ta sprawiła mu dużo radości. Mefisto zgrywa poważnego kocura i najczęściej spogląda tylko z boku jak brykamy sobie z Morfeuszem, ale i on w końcu nie jest z kamienia, więc czasem przyłącza się do zabawy.
Szczególnie ciekawi byliśmy jakim zainteresowanie będzie cieszył się snack box, tym bardziej, że przesyłka zawierała mnóstwo kocich przysmaków Party Mix. Snack box posiada trzy otworki, przez które koty mogą sobie wyławiać przysmaki.
Kocurki uroczo wyglądają, gdy swymi łapinkami wyławiają przysmaki ze snack boxa. Morfeuszek śmiesznie przy tym próbuje zakopać część tak wyłowionych przysmaków grzebiąc w panelach w kuchni :)
W prezencie otrzymaliśmy też saszetki z mokrą karmą FELIXa o różnych smakach. Kocurki rzuciły się na nią jakby były głodzone. Zaznaczę, że moje kocurki wychowywane są na diecie mięsnej (taka jest kocia natura - to bezwzględni mięsożercy i tak ich też karmię). Wszelkie inne karmy i przysmaki traktujemy jako dodatek oraz jako smaczne urozmaicenie diety. Gotowe karmy dostają ode mnie przeważnie rano, gdy śpieszę się do pracy. Więc codziennie o poranku moje głodomorki zajadają FELIXa czyszcząc talerzyki do czysta.
Tak więc widzicie, że prezenty sprawiły nam i naszym kotom dużo radości. Nie wspomniałem tylko o legowisku na kaloryfer. Póki co moje kocurki traktują je niezgodnie z przeznaczeniem... wykorzystując legowisko jako trampolinę do wskoczenia na parapet :) Myślę, że w sezonie jesienno-zimowym, gdy kaloryfery będą nagrzane a moje kocurki bardziej senne (choć moje koty są hiperaktywne bez względu na porę roku czy dnia) - wtedy legowisko spełni swą rolę miejsca do leniuchowania i wygrzewania się.
Cóż, pozostaje nam jeszcze raz podziękować Magdalenie i ekipie FELIXa za wspaniałą niespodziankę. Jesteśmy baaaardzoooo wdzięczni w imieniu Mefisto i Morfeusza za taką dawkę radości oraz za Waszą pamięć Baldricku.
Autor:
Tawerna Koci Pazur Baldricka
o
13:36
8 komentarzy:


Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Etykiety:
blog o kotach,
domek dla kota,
FELIX,
jadłodajnia,
koci blog,
kocie gadżety,
kocie zabawki,
kot,
mefisto,
morfeusz,
prezenty
środa, 7 listopada 2012
Kuchenne fanaberie kota Mefisto
"Konserwa? Nie, dziękuję! Czy widziałeś kiedyś mysz w puszce? Nawet w średniowieczu żadna mysz nie biegała zakuta w stalową zbroję! Substancje zapachowe, wynalazki wzmacniające smak, sztuczne barwniki, tfu, paskudztwo, obrzydlistwo! Żywa myszka pachnie i smakuje wystarczająco pysznie, a jej wnętrzności jak dla mnie są w zarąbiastych kolorach - nie widzę więc powodu, by ją faszerować jakimś chemicznym paskudztwem. Sucha karma? Czy widziałeś, by na egipskich hieroglifach przedstawiano boginię Bastet wsuwającą chipsy? Zaprzężone w rydwan nordyckiej Freji koty zrzuciłyby ją na pierwszym lepszym wirażu, gdyby przyszło jej do głowy karmić je tym świństwem. Sam więc sobie wcinaj trociny, lub wymość nimi klatkę chomikowi (mniam, mniam, taki chomik to musi być smakowity).
Mówisz, że jestem niewdzięcznym, wybrednym sierściuchem, złościsz się, gdy kolejna puszka ląduje w koszu lub gdy pierdzę ogólnie w kierunku miseczki napełnionej tymi wynalazkami. Czy ja Ci kazałem słuchać tych durnowatych reklam? Przecież to nie koty tworzą te reklamy, tylko takie stwory jak Ty, to do Ciebie one mają trafić, to od Ciebie wyciągnąć pieniądze, ale to nie Ty będziesz to jadł, prawda? Opiekany kurczak, pachnąca wątróbka w galaretce, wołowina w smacznym sosie. Akurat! To coś w ślicznym opakowaniu nawet koło kurczaka nie leżało. Śladowa zawartość mięsa w mięsie. To tak jakbyś sobie kupił dmuchaną lalę i chwalił się, że masz nową dziewczynę! Ot, co! Że niby suche kąski czyszczą mi ząbki i usuwają spomiędzy nich pozostałości jedzenia? A Ty zamiast mycia zębów wcinasz krakersy?
Jestem stuprocentowym kotem, a nie jakąś tajwańską podróbką. Jako stuprocentowy kot z zawartością 100% kotowatości w kocie potrzebuję 100% mięsa - czytaj powoli i ze zrozumieniem, wkońcu skończyłeś studia, nie? STO PROCENT MIĘSA!!! Nie wierzysz swemu kotu? Z pewnością zaś przyjmiesz bez żadnych zastrzeżeń to co mówią podobni Tobie, równie dwunożni jak Ty i homo sapiący ignoranci, których zwiesz naukowcami.
Wszystkie znane mi podręczniki to jakieś nędzne wypociny pseudo znawców kotów - czy ktoś konsultował ze mną lub innym równie mądrym kocurem zawartość merytoryczną takiego podręcznika? Wszystkie zaczynają się tak samo: "chcesz poznać swego kota i jego potrzeby, koniecznie musisz to przeczytać", "kochamy koty, uwielbiamy je, damy Wam wspaniałe rady, kotek lubi to, nie lubi tamtego, kotek uwielbia, kotek pragnie, kici kici, pierdu pierdu, bla bla bla" i tak kilkaset stron, bogato ilustrowanych zdjęciami "szczęśliwych kotków", tak "szczęśliwych", że aż dziw, że nie porobiły im się zajady w kącikach pyszcza od uśmiechania się do fotografa. Ja to od takiej szczęśliwości dostałbym chyba sraczki.
Pozwól, że o tym co lubię, co mi smakuje, a przede wszystkim czego potrzebuje mój organizm, zadecyduję sam. Gdyby mnie ktoś pytał, a nie pytał nigdy, to mój podręcznik o kotach zawierałby jeden tylko akapit: "Kot domowy (łac. Felis catus, również Felis silvestris catus lub Felis (silvestris) domesticus) – udomowiony gatunek małego, mięsożernego ssaka z rzędu drapieżnych z rodziny kotowatych. Koty są zoofagami, ich układ pokarmowy przystosowany jest tylko do pokarmów mięsnych (krótkie jelito cienkie)". Z wyraźnie podkreślonym, wytłuszczonym, wydrukowanym wielkimi jak dla niedowidzących i w oczojebliwym kolorze ostatnim zdaniem. Jeśli będę miał, od czasu do czasu, ochotę na jakieś inne, bezmięsne fanaberie (jajeczko, mleczko, śmietanka), to dam Ci o tym znać. Ok? A teraz, czy mógłbyś mi przyrządzić kurczaczka, tak smakowitego jak tylko Ty potrafisz przygotować? Pamiętaj, nie jestem wybrednym sierściuchem, poprostu jestem baaaaardzo mądrym kotem. Łubu, dubu, łubu dubu! To pisałem ja, Twój Mefisto Mefistofelis".
Powyższe słowa zostały wymiauczane przez Mefisto w jednym z pierwszych moich postów, gdy jeszcze na mego bloga prawie nikt nie zaglądał. Kulinarne kredo mego kocura jest wciąż aktualne, więc pozwoliłem je sobie tutaj przypomnieć.
Mefisto, zgodnie z jego kocią naturą, jest nałogowym mięsożercą. Czasem skubnie suchej karmy, którą zawsze ma świeżą przygotowaną na wypadek, gdybym dłużej przebywał poza domem. Czasem jak to kot ma ochotę na jakieś urozmaicenie, ot pochłeptać mleczka czy śmietanki, zwędzić coś ze stołu z naszych posiłków. Ale mięsna dieta króluje i jest stałym elementem jego posiłków. Nie zawsze tak było. Przygarnęliśmy go ze schroniska bardzo zabiedzonego i chorego. Chudziutki, wynędzniały i wygłodniały pałaszował wszystko jak leci, wyjadając jedzenie ze swojej miski, podkradając to co w misce Baldricka lub na naszych talerzach, domagając się więcej i więcej.
Zanim przeszliśmy na dietę typowo mięsną, mnóstwo jedzenia szło w kubeł. Początkowo złościłem się na to jego wybrzydzanie, kupowałem coraz to nowe smaki. Wściekałem, gdy jednego dnia rzucał się na jakąś karmę i zajadał ją z wilczym apetytem, by następnego obwąchać ją tylko i odejść od miski z wyniosłą pozą i zażenowanym spojrzeniem „Phi! Przecież takie coś to ja wczoraj jadłem, dziś chcę czegoś innego”. Bardzo szybko jednak doszedłem do wniosku, że mój kot nie jest złośliwy (choć często na niego krzyczałem „Hrabia z Sierocińca się wybredny znalazł!”), po prostu mając zapewnione w domu bezpieczeństwo na wszelakich polach, nie musi łakomić się na każdy kąsek, jaki mu się poda. Kot nic nie robi bez przyczyny, całą swą postawą, zachowaniem, mową ciała i odgłosami sygnalizuje nam swoje potrzeby.
Kochając zwierzaka i obserwując go na co dzień możemy nauczyć się te sygnały odczytywać a tym samym zaspokojenie tych potrzeb zapewnić. Tak więc to Mefisto podjął decyzję o takim a nie innym żywieniu, dając mi do zrozumienia, jakie są potrzeby jego kociego organizmu. Poparł to mój weterynarz zalecając wręcz przy jego problemach zdrowotnych bezwzględne stosowanie mięsnej diety.
Mefisto jada głównie drób. Nie smakuje mu natomiast wołowinka, którą zachwyca się większość kotów. Mięso dostaje głównie surowe, ewentualnie lekko sparzone (o tym dlaczego nie gotuję mu mięsa będzie troszkę niżej), obowiązkowo przemrożone kilka dni w zamrażalniku. Pokrojone w cienkie paski, podane w temperaturze pokojowej, dodatkowo mocno namaczam w wodzie. Mój kot sam nie pije wody pod żadną postacią, podaję mu mięso ociekające wodą (ale zawsze i tak na wszelki wypadek ma przygotowaną miseczkę ze świeżą wodą), ponieważ jest to jedyne źródło płynów dla niego.
Czasem dostaje wątróbkę. Niezbyt często jednak, bo zawiera zbyt dużą ilość witaminy A i D. Jest to wręcz bomba witaminowa, a tak to już jest z witaminami - przy ich niedoborze, koty chorują, nadmiar zaś może być szkodliwy. Nadmiar witaminy A może spowodować, że będzie się ona kumulować w wątrobie naszego zwierzaka i prowadzić do poważnych zmian chorobowych. Stała dostawa witaminy A może także prowadzić do skostnienia tkanek miękkich tętnic i nerek, co spowodować może nawet śmierć. Natomiast przy nadmiarze witaminy D może dojść do dziwnego fenomenu - kręgi szyjne mogą się zrastać. Należy dodać, że koty same potrafią wytwarzać witaminę D w skórze z pomocą światła ultrafioletowego z prowitaminy. Nie wolno więc przesadzać, ani z wątróbką ani innymi podrobami. Stosuję je jedynie jako urozmaicenie diety, ale przyznam też, że sprawdzały się, gdy Mefisto przytrafiały się zaparcia. Mój Kocurek przez wiele miesięcy przyjął ogromną dawkę leków w związku z jego chorobami i powikłaniami po nich, więc próbując go „odkorkować” przy zaparciach nie chciałem stosować kolejnych środków farmakologicznych. Po wątróbce zaś jest sranie jak malowanie… też tak mam… po mleku również… Koty też raczej źle tolerują mleko, a właściwie zawartej w nim laktozy. Więc podobnie jak w przypadku podrobów Mefisto czasem chłepcze mleczko lub śmietankę, ale jako urozmaicenie podane jedynie od czasu do czasu.
Przyjmując dietę mięsną za podstawową dostarczam kocurkowi tauryny, która jest niezbędnym składnikiem w diecie kotów. Jest dla nich aminokwasem egzogennym, czyli takim, którego organizm samodzielnie nie potrafi syntetyzować, więc musi być dostarczany w pożywieniu.
Tauryna jest niezbędna do prawidłowego trawienia tłuszczów, odpowiada za prawidłowe funkcjonowanie serca, bierze udział w procesach związanych z rozrodem, spełnia ważną rolę w prawidłowym funkcjonowaniu wzroku, jest przeciwutleniaczem. Kot potrzebuje tauryny również do wytworzenia kwasów żółciowych. W przeciwieństwie do innych ssaków koty nie są zdolne, w razie braku, wykorzystać do tego celu innego aminokwasu - glicyny.
Niedobór tauryny prowadzi u kotów do degeneracyjnych zmian siatkówki (objawy: zmniejszona ostrość widzenia, rozszerzenie źrenicy, co może prowadzić do utraty wzroku). Niedobór tauryny prowadzi również do zaburzeń pracy mięśnia sercowego (kardiomiopatia rozstrzeniowa), obniżenie płodności kotek, zamieranie płodów, poronienia, małą masę urodzeniową kociąt, mniejszą witalność i przeżywalność, zmniejszenie tempa wzrostu, wady rozwojowe układu nerwowego i szkieletowego.
Tauryna występuje w niewielkich ilościach w pokarmach pochodzenia roślinnego i najprawdopodobniej jest to jedna z przyczyn dlaczego koty są bezwzględnie mięsożercami! Przewód pokarmowy kota w stosunku do długości ciała jest krótki i węglowodany nie są mu potrzebne do życia. Podskubuje wprawdzie czasem trawkę, ale, jak twierdzą naukowcy, nie z powodu jej wartości odżywczych.
Najbogatszym źródłem tauryny dla kotów są... mięśnie myszy, to dlatego koty uwielbiają na nie polować. Gdy poluje, mniejsze ofiary połyka w całości, z większych wyjada najpierw wątrobę, serce i płuca. Jelita, często pełne roślinnej treści, mało go interesują, podobnie jak żołądek.
Naturalnym źródłem tauryny jest przede wszystkim mięso i ryby. Jednak w przypadku mięsa gotowanego, wysoka temperatura podczas gotowania powoduje spadek zawartości tego składnika, nawet aż o 50%. Karmy suche zaś poddawane są różnego rodzaju obróbkom. Podczas takich procesów zawartość tauryny w karmie może nawet spaść do zera! Ale tak jak wspomniałem, mam zawsze pod ręką pudełko z suchą karmą, którą świeżą zawsze rano wsypuję mu do miseczki, na wypadek, gdyby zgłodniał a ja wróciłbym do domu bardzo późno, co się czasem zdarza.
Aby zapewnić Mefisto wszelkie niezbędne związki mineralne i witaminy, podaję mu jako uzupełnienie diety pastę Calo-Pet. Jest to wysokokaloryczny preparat odżywczy z kwasami omega-3 i omega-6, tauryną, witaminami oraz pierwiastkami śladowymi. Dostarcza nienasyconych kwasów tłuszczowych (wątroba halibuta), niezbędnych witamin, składników mineralnych i co najważniejsze tauryny. Początkowo stosowałem Felvital, ale jest on pod postacią tabletek, których Mefisto nie chciał jeść. Czy to w całości, czy pokrojone czy rozdrobnione/sproszkowane po prostu wypluwał.
Musicie przyznać, że mądry kot z tego mojego Mefisto. Mięsna dieta to świadomy wybór i można mówić nie o jego kulinarnych lecz bardziej kuchennych fanaberiach. A przejawia się to nie w wybrzydzaniu nad menu (bo to jest stałe, mięsko, mięsko, mięsko), ale w sposobie lub miejscu podania...
Kącik kuchenny Mefisto. Miejsce, w którym wygłodniały kocurek tradycyjnie jadał wszelakie potrawy w swojej miseczce...
Tu jeszcze widać, że było to w czasie, gdy rozkoszował się gotowymi karmami, ale podane już nie w miseczce lecz na zwykłej papierowej lub styropianowej tacce. Uznał, że wygrzebując jedzonko z dna miseczki drażni to... jego wibrysy. Tak, tak, niektóre koty tak mają. Choć głodny to nie ruszy nic z miseczki, bo go w hrabiowskie wąsy łaskocze...
Dlaczego jednak miałby nie powybrzydzać dalej? Czemu miałby jeść zawsze w tym samym miejscu? Nuda! Dziś ma ochotę na zjedzenie na ludzkim siedzisku. Nie dostarczysz mi jedzonka tutaj? To będę darł się jak opętany!
Ostatnio jada tylko w przedpokoju na domku, który mu skonstruowałem z pudełek. Tutaj Hrabia na wysokościach wyczekujący na obsługę...
Najważniejsze to jednak wybrać strategiczne miejsce w pobliżu stołu, by mieć oko na wszystko co się na nim przyrządza...
Pan Inspektor oczywiście zawsze jest obecny przy przygotowywaniu posiłków nie przeznaczonych dla niego. Lepsze pewnie jedzą, kotu ochłapy jakieś jeno dają...
Kradzione nie tuczy, a smakuje wybornie...
Smacznego!
Ogłoszenia parafialne
Otrzymaliśmy wyróżnienie od zaprzyjaźnionej blogerki Kfiatek z bloga "Mrucząca kraina". Serdecznie dziękujemy, szczególnie za słowa, że moja Tawerna to bardzo ważny dla Niej blog, który zawsze czyta z przyjemnością.
Zasady: "Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana blogom o mniejszej liczbie obserwatorów, co daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im swoje 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował".
I tu muszę niestety nagiąć zasady. Moja Tawerna zyskała stałe, ale dość niewielkie grono czytelników, sam też jestem obecny na zaledwie kilku czy kilkunastu blogach, na które lubię zaglądać, komentować, czytać zawarte tam treści. Jak widzę większość tych blogów już bierze udział w zabawie, ale są i takie, które dają wyraźny sygnał, że nie bardzo chcą się w tą zabawę włączyć. Kfiatku, mam nadzieję, że nie będziesz mieć za złe to moje naruszenie zasad, ale przedstawię tu tylko dwa blogi, które mogą Was zainteresować:
"To dla pamięci" - lubię tam zaglądać w poszukiwaniu wydawnictw bajek z mojego dzieciństwa. Znajdziecie tam mnóstwo skanów wraz z opisami bajek, które są dziś niedostępne, a prezentujące niesamowity i niespotykany już poziom graficzny i literacki.
"Niektóre rzeczy dzieją się naprawdę" czyli "Życie na kreskę" Marty Zabłockiej, która graficznie komentuje różne życiowe (i nie tylko) obserwacje.
A poniżej odpowiedzi na Twoje pytania:
1. Wasza ulubiona pora roku? Nie jestem istotą ciepłolubną. Lato mnie męczy, upały wykańczają. Coś wampirzego może jest we mnie, bo słoneczko powoduje ból głowy i oczu, nie mogę się skupić i jestem rozdrażniony. Lubię zimę, ale taką prawdziwą, siarczyście mroźną i obficie śnieżną. Ale w sumie cieszę się, że mieszkamy w takich warunkach klimatycznych, że możemy doświadczyć wszystkich pór roku z całymi ich bogactwami i przekleństwami. Tu nie zgodziłby się ze mną Mefisto, bo zimniejsze dni oznaczają koniec jego uwielbianych spacerów.
2. Film, który zawsze doprowadza Was do łez to... Numer jeden to "Braveheart. Waleczna Cebula". Szczególnie łzawa scena, gdy go kroją a on krzyczy "Freedom!". Niezaprzeczalnie i każdorazowo też... nie uwierzycie, że mogę kochać ten film, ale jest nim "Wichry namiętności"...
3. Ulubiony sposób na spędzenie wieczoru? Lubię czasem (może zbyt często) porozkoszować się jakimś trunkiem. Bez względu na to jednak, jak spędzam wieczór, musi być obecna muzyka, którą słucham zawsze i wszędzie. Bez względu również na to, jak różnie wieczory się kończą, nawet gdy mogę być nieludzko zmęczony lub orbitować w innych światach, muszę koniecznie przeczytać choćby kilka stron jakiejś książki.
4. Czy macie domowy sposób na przeziębienie? Jeżeli tak to jaki? Nie mam. Jestem wiecznie strofowany przez najbliższych, że kiepsko dbam o swoje zdrowie. Przeziębienie? Katar? Ból głowy? Nie ma czasu na pierdoły, jakoś to przejdzie.
5. Gdybyście mieli zabrać ze sobą na wyjazd do lasu 5 rzeczy byłyby to... Łopata, worek, wapno i "zaprzyjaźnione" zwłoki sztuk co najmniej dwie...
6. Coś czego w tej chwili chcielibyście się nauczyć robić to... Strzelać z łuku, jeździć konno i taką sztuczkę co to sięgasz do portfela a tam zawsze jest jakaś kasa.
7. Jakiego zwierzęcia najbardziej się boicie? Nie ma takiego. Raczej mogę się niektórymi kreaturami brzydzić bądź po prostu nie czuć sympatii, ale nie ma to nic wspólnego ze strachem. Najbardziej przerażającą bestią pozostaje według mnie człowiek.
8. Komedie czy dramaty? Co wolicie? Jeśli komedie to podszyte czarnym humorem a dramaty wstrząsające a nie koniecznie łzawe. Kino europejskie, szczególnie angielskie, łączy często te dwie rzeczy: w komediach często czuć gorzki posmak, a w tragediach groteskę postaci lub sytuacji.
9. Ulubiony kolor na jesień? Jesień sama w sobie niesie ze sobą piękne barwy. Nikt tak pięknie nie operuje kolorami jak Jesień. Jednak bez względu na porę roku, najładniejszy, najbardziej twarzowy, najelegantszy, najradośniejszy to... kolor czarny. "I wanna see it painted black, Black as night, black as coal, I wanna see the sun blotted out from the sky, I wanna see it painted black".
10. Z czym kojarzy Wam się cyrk? Z nieśmiesznymi klownami, kiczowatymi strojami i zniewolonymi zwierzętami, brutalnie tresowanymi i przetrzymywanymi w urągających warunkach (mowa o zwierzętach, a nie o klownach, choć chętnie dokonałbym zamiany ról).
11. Wymarzony kierunek podróży? Mroźna, śnieżnie czysta Skandynawia z całym jej bogactwem mitologii i najlepszych zespołów na świecie! Choć często zastanawiam się, czy nie uciec i nie zaszyć się gdzieś, gdzie nie będę w stanie porozumieć się z tubylcami w żadnym języku, żyjąc w wyniku wymiany dóbr, polując, pasąc kozy i przyjaźniąc się z dużymi i dzikimi kotami.
Duża buźka Kfiatuszku ;*
środa, 25 stycznia 2012
KOTmiks kulinarny
Poruszaliśmy ostatnio temat żywienia naszych kotów, o tym jak producenci karmy czy to puszkowej czy suchej kuszą swymi reklamami (wątki: Jadłodajnia i Konserwa? Sam jesteś konserwa!). Dziś wracam do tematu. Jako, że obrazy łatwiej przemawiają niż słowa - pierwszy KOTmiks kulinarny (a w związku z tym i nowy dział "KO(T)miksy"). W roli głównej, oczywiście Mefisto:
Sam pomysł nie jest nowy. Wykorzystałem go na jednym z pierwszych PlaKOTów, którego jednak jeszcze nie prezentowałem, a do którego "pozował" mi Mr Baldrick:
Nowy Whiskas...
w wersji poziomej:
Sam pomysł nie jest nowy. Wykorzystałem go na jednym z pierwszych PlaKOTów, którego jednak jeszcze nie prezentowałem, a do którego "pozował" mi Mr Baldrick:
Autor:
Tawerna Koci Pazur Baldricka
o
06:00
3 komentarze:


Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Etykiety:
blog o kotach,
jadłodajnia,
KO(T)miks,
KO(T)miks kulinarny,
koci blog,
komiks,
Komiks - Świat według kota,
kot,
kotmiks,
mefisto,
plakat,
plaKOT
poniedziałek, 16 stycznia 2012
Konserwa? Sam jesteś konserwa!!!
"Konserwa? Nie, dziękuję! Czy widziałeś kiedyś mysz w puszce? Nawet w średniowieczu żadna mysz nie biegała zakuta w stalową zbroję! Substancje zapachowe, wynalazki wzmacniające smak, sztuczne barwniki, tfu, paskudztwo, obrzydlistwo! Żywa myszka pachnie i smakuje wystarczająco pysznie, a jej wnętrzności jak dla mnie są w zarąbiastych kolorach - nie widzę więc powodu, by ją faszerować jakimś chemicznym paskudztwem. Sucha karma? Czy widziałeś, by na egipskich hieroglifach przedstawiano boginię Bastet wsuwającą chipsy? Zaprzężone w rydwan nordyckiej Freji koty zrzuciłyby ją na pierwszym lepszym wirażu, gdyby przyszło jej do głowy karmić je tym świństwem. Sam więc sobie wcinaj trociny, lub wymość nimi klatkę chomikowi (mniam, mniam, taki chomik to musi być smakowity).
Mówisz, że jestem niewdzięcznym, wybrednym sierściuchem, złościsz się, gdy kolejna puszka ląduje w koszu lub gdy pierdzę ogólnie w kierunku miseczki napełnionej tymi wynalazkami. Czy ja Ci kazałem słuchać tych durnowatych reklam? Przecież to nie koty tworzą te reklamy, tylko takie stwory jak Ty, to do Ciebie one mają trafić, to od Ciebie wyciągnąć pieniądze, ale to nie Ty będziesz to jadł, prawda? Opiekany kurczak, pachnąca wątróbka w galaretce, wołowina w smacznym sosie. Akurat! To coś w ślicznym opakowaniu nawet koło kurczaka nie leżało. Śladowa zawartość mięsa w mięsie. To tak jakbyś sobie kupił dmuchaną lalę i chwalił się, że masz nową dziewczynę! Ot, co! Że niby suche kąski czyszczą mi ząbki i usuwają spomiędzy nich pozostałości jedzenia? A Ty zamiast mycia zębów wcinasz krakersy?
Jestem stuprocentowym kotem, a nie jakąś tajwańską podróbką. Jako stuprocentowy kot z zawartością 100% kotowatości w kocie potrzebuję 100% mięsa - czytaj powoli i ze zrozumieniem, wkońcu skończyłeś studia, nie? STO PROCENT MIĘSA!!! Nie wierzysz swemu kotu? Z pewnością zaś przyjmiesz bez żadnych zastrzeżeń to co mówią podobni Tobie, równie dwunożni jak Ty i homo sapiący ignoranci, których zwiesz naukowcami.
Wszystkie znane mi podręczniki to jakieś nędzne wypociny pseudo znawców kotów - czy ktoś konsultował ze mną lub innym równie mądrym kocurem zawartość merytoryczną takiego podręcznika? Wszystkie zaczynają się tak samo: "chcesz poznać swego kota i jego potrzeby, koniecznie musisz to przeczytać", "kochamy koty, uwielbiamy je, damy Wam wspaniałe rady, kotek lubi to, nie lubi tamtego, kotek uwielbia, kotek pragnie, kici kici, pierdu pierdu, bla bla bla" i tak kilkaset stron, bogato ilustrowanych zdjęciami "szczęśliwych kotków", tak "szczęśliwych", że aż dziw, że nie porobiły im się zajady w kącikach pyszcza od uśmiechania się do fotografa. Ja to od takiej szczęśliwości dostałbym chyba sraczki.
Pozwól, że o tym co lubię, co mi smakuje, a przede wszystkim czego potrzebuje mój organizm, zadecyduję sam. Gdyby mnie ktoś pytał, a nie pytał nigdy, to mój podręcznik o kotach zawierałby jeden tylko akapit: "Kot domowy (łac. Felis catus, również Felis silvestris catus lub Felis (silvestris) domesticus) – udomowiony gatunek małego, mięsożernego ssaka z rzędu drapieżnych z rodziny kotowatych. Koty są zoofagami, ich układ pokarmowy przystosowany jest tylko do pokarmów mięsnych (krótkie jelito cienkie)". Z wyraźnie podkreślonym, wytłuszczonym, wydrukowanym wielkimi jak dla niedowidzących i w oczojebliwym kolorze ostatnim zdaniem. Jeśli będę miał, od czasu do czasu, ochotę na jakieś inne, bezmięsne fanaberie (jajeczko, mleczko, śmietanka), to dam Ci o tym znać. Ok? A teraz, czy mógłbyś mi przyrządzić kurczaczka, tak smakowitego jak tylko Ty potrafisz przygotować? Pamiętaj, nie jestem wybrednym sierściuchem, poprostu jestem baaaaardzo mądrym kotem. Łubu, dubu, łubu dubu! To pisałem ja, Twój Mefisto Mefistofelis".
Echhhh... cóż począć, tylko przełknąć tą pigułę prawdy i przyjąć jako oczywistość, że Mefisto uznaje tylko dietę mięsną. Mr Balrick natomiast, mimo że miewał swoje zachcianki, to w kwestii karmy z puszki lub suchej, podpisywał się czterema łapami pod zdaniem Mefisto. Baldrick trafił do mnie jako sześcioletni kocur, nie znałem jednak jego upodobań kulinarnych. Ileż to puszek poszło w kubeł nienaruszonych. Rzeczywiście, początkowo zwalałem winę na jego wybredność, kupując coraz to nowe smaki, które i owszem popróbował, skubnął coś tam, następnie odwracał się zdegustowany od miski. Baldrick był też świetnym aktorem, gdy z kapciem w ręku dyscyplinująco pirounowałem go wzrokiem, udawał, że ze smakiem pałaszuje jedzonko z miseczki, oblizywał się i głośno mlaskał. Potrafił to robić tak przekonywująco, że chwaliłem go pod niebiosa, jaki to grzeczny kotek, jak pięknie zajada z miseczki. Gdy tym trikiem, osłabił moją czujność, odchodził od miseczki wolnym krokiem oblizując się popisowo, że nadal nie szczędziłem mu pochwał. Gdy podchodziłem do jego "jadłodajni", by umyć miseczkę, ręce mi opadały a szczęka z hukiem pizgała o podłogę, gdy widziałem, że jedzonko, owszem poroztrącane noskiem dla niepoznaki, jednak nie zjedzone ani grama!
Ciężko mi jednak szczegółowo opisać kulinarne preferencje Baldricka, gdyż miałem przyjemność obcować z nim zaledwie 3 miesiące. Mr Baldrick był chory na przewlekłą niewydolność nerek, która zakończyła się jego przedwczesną śmiercią. Stopniowo tracił apetyt, wymiotował, a praktycznie wszystko co zjadł szkodziło jego nerkom i powoli go zatruwało i zabijało. Wskazana był jedynie dieta niskobiałkowa, której jedzenia nie sposób było na nim wymusić. Stanęliśmy przed bolesnym dylematem, albo go zagłodzić, albo w tych ostatnich tygodniach serwować mu to co lubi. Uwielbiał jajko ugotowane na twardo (dostawał tylko żółtko), już jak się gotowało skakał koło kuchenki niecierpliwie - ileż to razy się poparzyłem obierając gorące jajco, tak się niecierpliwił. Nie pozwalał mi też samemu zjeść wędzonej makreli lub tuńczyka z puszki - zapach ryby nakręcał go jak jakaś używka. Obłęd w oczach! Nieustanna asysta przy obiedzie, może uda się ukraść z talerza kawałek jakiegoś kotleta. O wyjadaniu makaronu i nurkowaniu w garnku z gotującym się rosołem pisałem już poprzednio. Powodzeniem cieszyła się też śmietanka, ale przyłapałem też Baldrick'a na wylizywaniu lodów z pozostawionych na chwilę pucharków. Zauważyłem, że jest smakoszem lodów pod każdą postacią, czy to waniliowych, owocowych lub bakaliowych, ale też serków homogenizowanych.
Dla Mefisto te kulinarne fanaberie są obce. Uznaje tylko mięsko, surowe, gotowane, pieczone. Choć, nie było tak zawsze. Gdy przygarnęliśmy go ze schroniska był bardzo zabiedzony, wychudzony i chory. Jadł wszystko, karmę z puszek i suchą, kradł Baldrick'owi z miski, próbował wyciągać jakieś resztki z kubła na śmieci. Bardzo szybko jednak, gdy doszedł już do siebie, nabrał ciałka, wyzdrowiał, uznał, że dlaczego ma jeść to co mu dają, skoro może jeść tylko to czego on sam chce. Puszki poszły w odstawkę, nawet przegłodzony, będzie miauczał nad miską, ale takiego sztucznie przetworzonego żarcia nie ruszy i koniec. Wprawdzie zawsze na wszelki wypadek ma przygotowaną porcję suchej karmy, gdybym później wrócił z pracy, ale ten "na wszelki wypadek" to Mefisto akurat ignoruje, wiedząc, że prędzej czy później i tak dostanie to co chce.
Mówisz, że jestem niewdzięcznym, wybrednym sierściuchem, złościsz się, gdy kolejna puszka ląduje w koszu lub gdy pierdzę ogólnie w kierunku miseczki napełnionej tymi wynalazkami. Czy ja Ci kazałem słuchać tych durnowatych reklam? Przecież to nie koty tworzą te reklamy, tylko takie stwory jak Ty, to do Ciebie one mają trafić, to od Ciebie wyciągnąć pieniądze, ale to nie Ty będziesz to jadł, prawda? Opiekany kurczak, pachnąca wątróbka w galaretce, wołowina w smacznym sosie. Akurat! To coś w ślicznym opakowaniu nawet koło kurczaka nie leżało. Śladowa zawartość mięsa w mięsie. To tak jakbyś sobie kupił dmuchaną lalę i chwalił się, że masz nową dziewczynę! Ot, co! Że niby suche kąski czyszczą mi ząbki i usuwają spomiędzy nich pozostałości jedzenia? A Ty zamiast mycia zębów wcinasz krakersy?
Jestem stuprocentowym kotem, a nie jakąś tajwańską podróbką. Jako stuprocentowy kot z zawartością 100% kotowatości w kocie potrzebuję 100% mięsa - czytaj powoli i ze zrozumieniem, wkońcu skończyłeś studia, nie? STO PROCENT MIĘSA!!! Nie wierzysz swemu kotu? Z pewnością zaś przyjmiesz bez żadnych zastrzeżeń to co mówią podobni Tobie, równie dwunożni jak Ty i homo sapiący ignoranci, których zwiesz naukowcami.
Wszystkie znane mi podręczniki to jakieś nędzne wypociny pseudo znawców kotów - czy ktoś konsultował ze mną lub innym równie mądrym kocurem zawartość merytoryczną takiego podręcznika? Wszystkie zaczynają się tak samo: "chcesz poznać swego kota i jego potrzeby, koniecznie musisz to przeczytać", "kochamy koty, uwielbiamy je, damy Wam wspaniałe rady, kotek lubi to, nie lubi tamtego, kotek uwielbia, kotek pragnie, kici kici, pierdu pierdu, bla bla bla" i tak kilkaset stron, bogato ilustrowanych zdjęciami "szczęśliwych kotków", tak "szczęśliwych", że aż dziw, że nie porobiły im się zajady w kącikach pyszcza od uśmiechania się do fotografa. Ja to od takiej szczęśliwości dostałbym chyba sraczki.
Pozwól, że o tym co lubię, co mi smakuje, a przede wszystkim czego potrzebuje mój organizm, zadecyduję sam. Gdyby mnie ktoś pytał, a nie pytał nigdy, to mój podręcznik o kotach zawierałby jeden tylko akapit: "Kot domowy (łac. Felis catus, również Felis silvestris catus lub Felis (silvestris) domesticus) – udomowiony gatunek małego, mięsożernego ssaka z rzędu drapieżnych z rodziny kotowatych. Koty są zoofagami, ich układ pokarmowy przystosowany jest tylko do pokarmów mięsnych (krótkie jelito cienkie)". Z wyraźnie podkreślonym, wytłuszczonym, wydrukowanym wielkimi jak dla niedowidzących i w oczojebliwym kolorze ostatnim zdaniem. Jeśli będę miał, od czasu do czasu, ochotę na jakieś inne, bezmięsne fanaberie (jajeczko, mleczko, śmietanka), to dam Ci o tym znać. Ok? A teraz, czy mógłbyś mi przyrządzić kurczaczka, tak smakowitego jak tylko Ty potrafisz przygotować? Pamiętaj, nie jestem wybrednym sierściuchem, poprostu jestem baaaaardzo mądrym kotem. Łubu, dubu, łubu dubu! To pisałem ja, Twój Mefisto Mefistofelis".
Echhhh... cóż począć, tylko przełknąć tą pigułę prawdy i przyjąć jako oczywistość, że Mefisto uznaje tylko dietę mięsną. Mr Balrick natomiast, mimo że miewał swoje zachcianki, to w kwestii karmy z puszki lub suchej, podpisywał się czterema łapami pod zdaniem Mefisto. Baldrick trafił do mnie jako sześcioletni kocur, nie znałem jednak jego upodobań kulinarnych. Ileż to puszek poszło w kubeł nienaruszonych. Rzeczywiście, początkowo zwalałem winę na jego wybredność, kupując coraz to nowe smaki, które i owszem popróbował, skubnął coś tam, następnie odwracał się zdegustowany od miski. Baldrick był też świetnym aktorem, gdy z kapciem w ręku dyscyplinująco pirounowałem go wzrokiem, udawał, że ze smakiem pałaszuje jedzonko z miseczki, oblizywał się i głośno mlaskał. Potrafił to robić tak przekonywująco, że chwaliłem go pod niebiosa, jaki to grzeczny kotek, jak pięknie zajada z miseczki. Gdy tym trikiem, osłabił moją czujność, odchodził od miseczki wolnym krokiem oblizując się popisowo, że nadal nie szczędziłem mu pochwał. Gdy podchodziłem do jego "jadłodajni", by umyć miseczkę, ręce mi opadały a szczęka z hukiem pizgała o podłogę, gdy widziałem, że jedzonko, owszem poroztrącane noskiem dla niepoznaki, jednak nie zjedzone ani grama!
Ciężko mi jednak szczegółowo opisać kulinarne preferencje Baldricka, gdyż miałem przyjemność obcować z nim zaledwie 3 miesiące. Mr Baldrick był chory na przewlekłą niewydolność nerek, która zakończyła się jego przedwczesną śmiercią. Stopniowo tracił apetyt, wymiotował, a praktycznie wszystko co zjadł szkodziło jego nerkom i powoli go zatruwało i zabijało. Wskazana był jedynie dieta niskobiałkowa, której jedzenia nie sposób było na nim wymusić. Stanęliśmy przed bolesnym dylematem, albo go zagłodzić, albo w tych ostatnich tygodniach serwować mu to co lubi. Uwielbiał jajko ugotowane na twardo (dostawał tylko żółtko), już jak się gotowało skakał koło kuchenki niecierpliwie - ileż to razy się poparzyłem obierając gorące jajco, tak się niecierpliwił. Nie pozwalał mi też samemu zjeść wędzonej makreli lub tuńczyka z puszki - zapach ryby nakręcał go jak jakaś używka. Obłęd w oczach! Nieustanna asysta przy obiedzie, może uda się ukraść z talerza kawałek jakiegoś kotleta. O wyjadaniu makaronu i nurkowaniu w garnku z gotującym się rosołem pisałem już poprzednio. Powodzeniem cieszyła się też śmietanka, ale przyłapałem też Baldrick'a na wylizywaniu lodów z pozostawionych na chwilę pucharków. Zauważyłem, że jest smakoszem lodów pod każdą postacią, czy to waniliowych, owocowych lub bakaliowych, ale też serków homogenizowanych.
Dla Mefisto te kulinarne fanaberie są obce. Uznaje tylko mięsko, surowe, gotowane, pieczone. Choć, nie było tak zawsze. Gdy przygarnęliśmy go ze schroniska był bardzo zabiedzony, wychudzony i chory. Jadł wszystko, karmę z puszek i suchą, kradł Baldrick'owi z miski, próbował wyciągać jakieś resztki z kubła na śmieci. Bardzo szybko jednak, gdy doszedł już do siebie, nabrał ciałka, wyzdrowiał, uznał, że dlaczego ma jeść to co mu dają, skoro może jeść tylko to czego on sam chce. Puszki poszły w odstawkę, nawet przegłodzony, będzie miauczał nad miską, ale takiego sztucznie przetworzonego żarcia nie ruszy i koniec. Wprawdzie zawsze na wszelki wypadek ma przygotowaną porcję suchej karmy, gdybym później wrócił z pracy, ale ten "na wszelki wypadek" to Mefisto akurat ignoruje, wiedząc, że prędzej czy później i tak dostanie to co chce.
Mefisto i Mr Baldrick na swoich stanowiskach w jadłodajni:
Obrażony na cały świat Baldrick (po przygarnięciu "konkurenta" - kocura Mefisto), przyjmował posiłki tylko w swojej willi:
Nic tak nie łączy, jak wspólny posiłek i pewność, że konkurent, nie dostaje jakichś lepszych smakołyków:
Mefisto z gościnną wizytą w jadłodajni Baldrick'a:
Mefisto asystuje Lui Lu przy robieniu kanapek:
Kocie gadżety, cz. 1 (użytkowo)
Robiąc porządek na blogu, postanowiłem stworzyć nowy dział pt. "kocie gadżety", gdzie będą umieszczane różne przedmioty, zarówno te użytkowe jak domki, legowiska, drapaki, kuwety, czy teżkocie zabawki, jak i nie pełniące żadnej istotnej funkcji czyli typowo dekoracyjne takie kocie pierdułki, którymi upiększamy swe mieszkania.
Dziś, część pierwsza, czyli kocie przedmioty użytkowe, które już prezentowałem w poprzednich postach:
Dziś, część pierwsza, czyli kocie przedmioty użytkowe, które już prezentowałem w poprzednich postach:
Koci domek z drapakiem:
Domek z pudełek (zrób to sam):
Pudła różne, kwadratowe i podłużne:
Legowisko:
Jadłodajnia:
Subskrybuj:
Posty (Atom)