wtorek, 20 grudnia 2011

Z policyjnej kartoteki - Mefisto i choinka


Bladym wtorkowym świtem dnia 20 grudnia 2011 posadami budynku przy ul. Zawiszy Czarnego wtrząsnął donośny huk wyrywając domowników ze snu. Brutalnie zbudzeni mieszkańcy usłyszeli przenikliwy głos: "Ja p..., no i ch... w bombki strzelił"(*). Przybyły na miejsce zdarzenia patrol odnotował zniszczenie mienia prywatnego dokonane przez niewiadomego sprawcę.



Zebrane w toku oględzin ślady, materiał genetyczny oraz dowody popełnienia przestępstwa, jednoznacznie wskazywały na wielokrotnie notowanego za drobne przewinienia Mefisto (Mefistofelis) znanego też w Schronisku dla Nieprzystosowanych Zwierząt jako Heweliusz.





Błyskotliwa akcja poszukiwawcza zakończyła się pełnym sukcesem. Sprawnie i szybko zlokalizowano miejsce pobytu podejrzanego, którym była znana w przestepczym światku dziupla "Pod Taboretem", w której zamelinowanym personom wydaje się, że stają się niewidzialni.

Ze względu na niewielkie straty materialne oraz niską społecznie szkodliwość czynu, odstąpiono od wymierzenia kary. Wobec M. zastosowano pouczenie słowne.

(*) Wyjaśnienie dla pewnego radnego, znanego z cytowania na forum publicznym wypowiedzi z prywatnego profilu innych osób. Cytowane w opisie zdarzenia zdanie ""Ja p..., no i ch... w bombki strzelił" zawiera wykropkowane wyrazy "ch..." oraz "p...", co jednym da pole do wstawienia w miejsce kropek wyrazów powszechnie uznanych za wulgarne lub obelżywe, a dla innych dowolnych wyrazów wystepujących powszechnie w języku polskim, takich jak np.: chomąto, chabeta, pogrzebacz czy paprykarz. Równocześnie informuję, że publiczne odtwarzanie, kopiowanie, rozpowszechnianie na różnych nośnikach, upublicznianie bez zgody autora jest uregulowane prawem autorskim i w związku z tym należy odprowadzić tantiemy autorskie na moje konto, czego pan radny nie dokonał podczas poprzedniego publicznego donosu!


środa, 14 grudnia 2011

Bij Bolszewika tą czerwoną zarazę...

Uświadomiony historycznie i światopoglądowo Mefisto na plakatach propagandowych. Bij Bolszewika tą czerwoną zarazę... (na tą czarną też przyjdzie czas...)

Mephisto: KOTT MIT UNS!
Elitesoldaten gegen den Bolschewismus!


In KOT We Trust!
Mephisto's Squadron of Death
Against Bolshevism!






wtorek, 13 grudnia 2011

Żyrafy wchodzą do szafy... kocury przechodzą przez mury?

Nieodgadniona natura kota, jego tajemniczość oraz nadnaturalne, nie zawsze wtłumaczalne lub logiczne z naszego punktu widzenia właściwości są tym co najbardziej nas w kotach fascynuje. Może nam się wydawać, że dobrze poznaliśmy swego futrzaka, a i tak codziennie dowiadujemy się o nim czegoś nowego.

Mój kocur potrafi np. rozkosznie głośno mruczeć z zadowolenia jednocześnie ostrzegawczo zamiatać ogonem i wysuwać pazury, starając wydostać się z objęć lub głasków, których jednocześnie w danej chwili się domaga, jak i daje do zrozumienia, że uważa je za pedalskie i lepiej byś przestał traktować go jak ciotę. Gdy tak wspomnę Baldricka, to wydaje mi się, że wysyłał wtedy też jakieś sygnały do mojej podświadomości, bo ilekroć położył się na moich kolanach, wyglądając na bezgranicznie szczęśliwego, zaraz czułem, że ciśnie mnie tak bardzo, że muszę w trybie natychmiastowym pędzić do latryny.

Ostatnio zaś przyłapałem swego Mefisto na... przenikaniu przez ściany, co tylko potwierdza teorię, że kot składa się z materii, antymaterii i fanaberii oraz daje odpowiedzi na taką na przykład taką zagwózdkę: skąd pogrążony w najgłębszej drzemce w oddalonym o kilka pomieszczeń pokoju kot, wie że właśnie postanowiłem sam uciąć sobie drzemkę, popracować na komputerze, poczytać książkę, coś przekąsić, napić się spokojnie kawy lub wreszcie zrobić coś dla siebie. Materializuje się wtedy znienacka, natarczywie miaucząc, kręcąc się koło nóg jak kupal w przerębli, trykając łapką, domagając się rzucenia wszystkiego co zamierzałem w czorty i poświęcenia całej uwagi tylko jemu. Po czym  potrafi się nagle odwrócić i spokojnie poczłapać w kierunku swego legowiska, by kontynuować drzemkę, zostawiając człowieka z niedojedzoną kanapką, na którą nie masz już ochoty lub wyziębłym kubkiem kawy w jednej ręce i kocią zabawką w drugiej , po to tylko, by znów się zmaterializować/teleportować/przeniknąć przez ściany, gdy tylko podejmiesz przerwane czynności.

 Na zdjęciu Mefisto przyłapany na przenikaniu przez ściany. Czyżby był  Kotem Schrödingera? (Nie, nie chodzi o to, że jest żywy i martwy jednocześnie, ale że jest tutaj, a zarazem trochę tam):



niedziela, 11 grudnia 2011

Uzbrojony i niebezpieczny...

Zawsze zastanawiałem się o czym i jak śnią zwierzęta. Ciekawe jakie obrazy tworzą się w główce mego Mefisto. Czy śni o bohaterskich wyczynach, magicznych krainach, zawsze skutecznych łowach, marzy o wiecznie pełnej misce mięsiwa, czy po prostu świntuszy jak ja ;)




Znalazłem w necie coś o czym mogą marzyć nasze kocury.... zbroja kociego wojownika w wersji rycerskiej, samurajskiej, gladiatorskiej, turniejowej, które stworzył Jeff de Boer, kanadyjski artysta, tworzący bardzo oryginalne dzieła (można je obejrzeć na jego stronie: http://jeffdeboer.com/). Jestem pod wrażeniem jego wyobraźni oraz kunsztu.






Jeff de Boer stworzył również zbroje w wersji dla...myszy:





piątek, 9 grudnia 2011

Zwierzę to nie zabawka...

Obserwując wielu samozwańczych miłośników zwierząt, zauważam wiele zachowań patologicznych - głównie w traktowaniu swych zwierzaków jedynie jako zabawki/przytulanki. Pomyślałem o przeprowadzeniu pewnej akcji. Przygotowałem apel/plakat, który mam zamiar udostępnić gdzie się da w internecie, na portalach społecznościowych, forach tematycznych, itp. Nie wiem, może jestem naiwny, ale może ktoś kto to przeczyta, zastanowi się nad swym postępowaniem.

Każdego roku, tysiące bezdomnych zwierząt, umiera na ulicy lub w przepełnionych schroniskach. Porzucone, niechciane, niekochane. Wygłodzone, wyniszczone przez choroby, ofiary ataków innych zwierząt, wypadków drogowych, dręczone, okaleczane i zabijane przez zwyrodnialców, mogłyby przeżyć, gdyby znalazły ciepły, kochający dom.

Każdego roku też, w porywach chwili, wiele osób decyduje się na przygarnięcie kota lub psa i ofiarowanie go swemu dziecku na świąteczny prezent... Czyż rozkoszny kociaczek, nieporadny psiaczek, nie wygląda słodko jako prezent  pod choinką?

Każdego roku też, wiele z tych zwierząt, trafia znów do schroniska, na ulicę lub po prostu są zabijane...

Nie rób tego! Nie traktuj zwierzęcia jak zabawkę, która może się szybko twemu dziecku znudzić!
Pamiętaj, że przygarniasz bezbronną istotę, która ci zaufała, wierząc, że znalazła kochający dom.
Posiadanie zwierzęcia to przede wszystkim odpowiedzialność za jego życie, obowiązek dbania o jego zdrowie, potrzeby miłości i ciepła, a nie tylko okazjonalne “kici kici”...

Jeśli nie jesteś pewien swych możliwości utrzymania zwierzęcia, nie przygarniaj go. Kup dziecku pluszaka, klocki, wypasioną zabawkę, skarpety lub inną pierdołę. Najwyżej to one trafią na śmietnik, gdy się znudzą... Zwierzę nie musi cierpieć przez twój chwilowy kaprys! Kot czy pies to nie zabawka, to żywa, czująca istota!


środa, 7 grudnia 2011

Mefisto imprezowicz

Zadziwa mnie niespożyta energia, która drzemie w Mefisto. Taka z niego niby chora chudzinka, wciąż w trakcie leczenia, które potrwa jeszcze kilka miesięcy. Co za figlarny demon w nim siedzi, że ciągle ma ochotę na zabawę. Zadaje to tym samym kłam powszechnej opinii, że koty to leniuchy śmierdzące, przesypiające większość dnia.

Mefisto budzi mnie już o świcie proszącym miauczeniem zachęcając do zabawy. Gdy wracam z pracy to zastaję mini demolkę, poprzesuwane pudła, porozrzucane wszędzie kocie zabawki, świadczące o tym, że również podczas naszej nieobecności, świetnie bawi się sam ze sobą. Na powitanie znacząco drapie swoją wycieraczkę, kładzie się w pozycji przyczajonego łowcy, zmuszając mnie tym samym do przynajmniej kilkunastominutowej zabawy.

Ten nasz wspólny rytuał odprawiamy kilka razy dziennie, często nawet późno w nocy jakaś mini gonitwa, szybka partyjka ping ponga (zobaczycie na poniższym filmie) lub polowanie przez szparę pod drzwiami, na dobranoc obowiązkowo musi się odbyć. Daję się porywać tym jego "imprezowym" zapędom, mając świadomość tego, że nawiązujemy dzięki temu bliższą więź, kocur rozwija się fizycznie i psychicznie też (choćby poprzez wymyślanie nowych gierek, korzystanie z nowych gadżetów, opracowywanie nowych technik polowań), nie zabija go nuda, a co za tym idzie z braku nudy nie porywa się na demolowanie mieszkania czy drapanie mebli.

Świetne jest to, że potrafi się też sam bawić, gdy jestem czymś innym zajęty lub poprostu nie mam już siły. Ma wprawdzie wtedy do mnie żal, który sygnalizuje żałosnym miauczeniem lub chwilowym fochem, ale wie chyba, że i tak nadrobimy zaległości we wspólnej zabawie kiedy indziej... np. za chwilę ;)

Poniżej filmik - taka kompilacja ulubionych zabaw Mefisto:



wtorek, 6 grudnia 2011

Kocie zabawki wszechczasów cz.2

Z piasku bicza nie ukręcisz, ze sznurka zabawkę uczynić zaś możesz... O tej kociej oczywistości pisałem już w stosownym poście (do przeczytania i obejrzenia TUTAJ>>>), przedstawiając w formie wideo zabawy mego kocurka sznurówką z nawleczonymi na nią korkami od wina i gonitwy za kulkami ze sreberka śniadaniowego. Kolejną zabawką wszechczasów dla większości kotów są kartonowe pudła, zawsze modne, zawsze trendy. Wykorzystywane przez mojego kocurka na setki sposobów: jako legowisko, magiczna skrytka w zabawie w chowanego, bunkier, pojazd opancerzony, partyzancki tunel, baza wypadowa do polowań na drugiego kota, itp., itd. Szeroki wachlarz zastosowań kartonowego pudła, a najlepiej kombinacji kilku pudeł, zależy od wyobraźni i aktywności kota i jego właściciela.

Nigdy nie byłem uzdolniony manualnie jeśli w grę wchodziły nożyczki, cyrkiel, linijka, klej czy taśma klejąca. Potrafię dosyć dobrze rysować, projektować różne rzeczy, ale użycie wspomnianych przyrządów zawsze doprowadzało mnie do przemiany z oazy spokoju, wyluzowanego kwiatu na relaksującej tafli jeziora w miotającego przekleństwami trola. Zawsze przytnie mi się nożyczkami coś za bardzo albo za mało, nie w tym miejscu, nie o takiej długości i nie pod tym kątem. Klej i taśma klejąca przyczepiają się do wszystkiego tylko nie do właściwego elementu. Uwalane ręce klejem, zwisające smętnie girlandy pociętej taśmy, najczęściej przyczepione do rękawów, kapcia lub owłosionych części ciała (nie tylko do włosów na głowie, ale też do moich wilkołaczych odnóży górnych i dolnych), frustrująca walka ze znalezieniem końca nawiniętej na szpulę taśmy, znacie to?

Konstrukcja Nr 1. Kartonowy domek z niewielkiego pudełka, oklejony planszami ze starego kalendarza ściennego, z wyciętymi dwoma wejściami i uchylnym daszkiem. Mała rzecz, ale wielka radocha dla mojego kocurka:


Konstrukcja Nr 2. Dwupoziomowa wieża z trzech kartonowych pudeł, z licznymi otworami wejściowymi. Większa rzecz, jeszcze większa radocha dla mojego kocura.

Etap 1: Projekt, szablony, wycinanie, klejenie, czyli gdzie te p... nożyczki:


Etap 2, czyli faza testowa, kocie przymiarki... Mefisto mruczy: "Może być, zaliczone.":


Etap 3. Koci plac zabaw gotowy!


PS. Ciąg dalszy nastąpi :) Zbieram pudła na dodatkową, tym razem trzypoziomową wieżę :)


poniedziałek, 5 grudnia 2011

Koci katar

Heweliusza, bo tak miał pierwotnie na imię Mefisto, przygarnęliśmy ze schroniska dla bezdomnych zwierząt w dniu 20.10.2011 r. (umowa adopcyjna datowana na dwa dni wcześniej).

Nie wiemy, co się wydarzyło w schronisku, bo gdy go tam pierwszy raz oglądaliśmy, wyglądał na zdrowego kotka. Owszem, był trochę wychudzony, ale poza tym wyglądał raczej dobrze. Gdy zecydowaliśmy się na adopcję, obiecano nam, że zostanie wykastrowany i za kilka dni będziemy mogli go odebrać. Dostarczono go nam dopiero po trzech tygodniach i szczerze mówiąc, w pierwszej chwili miałem wątpliwości, czy jest to ten sam kot, którego widzieliśmy w schronisku.

Trafił do nas jeszcze bardziej wychudzony, potargany, z ropiejącymi uszkami, niemal całkowicie zamkniętymi oczami z powodu zapalenia spojówek i cieknącej ropy, wygolonymi łatkami na przednich łapkach, brudnej i niemile pachnącej sierści. Wyglądał jakbyśmy go wzięli prosto z ulicy lub śmietnika. Oczywiście, natychmiast popędziliśmy do weterynarza i rozpoczęliśmy leczenie.

PAŹDZIERNIK/LISTOPAD 2011:

Pierwsza wizyta przyniosła spodziewaną diagnozę: koci katar, zapalenie spojówek i ucha zewnętrznego, kóre mogło być wywołane przez grzyby, pasożyty i bakterie. Nauczyłem się robić samodzielnie przepisane przez weterynarza zastrzyki oraz zakraplać oczy. Stosowaliśmy Betamox i Inmodulen (zastrzyki podskórne przez tydzień, co dwa dni, jeden z nich dosyć bolesny), a do oczek Ateortin (3 razy dziennie). Ponoć w schronisku otrzymywał Oridermyl, ale wszystkie informacje ze schroniska można opatrzeć etykietą "ponoć".

Nasze zabiegi przyniosły dosyć szybko efekty, pierwsze zagrożenie zostało zażegnane, a kocurek w naszym, czyli już swoim, nowym domu, dobrze odżywiony i otoczony opieką, zaczął powoli dochodzić do siebie, przybierać na wadze, jego futerko zaczęło odzyskiwać swój blask i miękkość.

Mimo, że przestały ropieć, to jego oczka wciąż jednak pozostawały szkliste i wrażliwe na światło, a w uszkach wciąż gromadziła się ciemna wydzielina. Postanowiliśmy przeprowadzić bardziej szczegółowe badania, z których wyszło, że choroby, kórych nabawił się w schronisku mają cięższy i bardziej przewlekły charakter niż się wydawało.

Morfologia krwi oraz RTG (29.10.2011 i 25.11.2011) wykazały:
przewlekły koci katar,
świerzbowiec uszny,
zapalenie zewnętrznego przewodu słuchowego lewego,
średniego stopnia przewlekłe zmiany zapalne płuc z odczynem śródmiąższowym płuc (lewe i prawe płaty dogłowowe i doogonowe),
co było wynikiem powikłania infekcji kataru kociego.

Zalecenia: uszy (kontrola i krople w lecznicy (przez sześć tygodni), odrobaczanie (3 x Advocat co 2 miesiące),

GRUDZIEŃ 2011:

Alleluja, po półtoramiesięcznym miesięcznym nagabywaniu, otrzymaliśmy wreszcie kartę informacyjną Mefisto od weterynarza współpracującego ze schroniskiem (5.12.2011). Podaję więc uzupełniające informacje:

5.10.2011, badanie + labolatorium: kastracja, testy na FeLV i FIV (wynik ujemny). Objawy: wydzielina w uszach, łupież, widoczne odchody pchle, morfologia - podwyższone leukocyty świadczące o stanie zapalnym. Rokowanie: niepewne (????) - W przypadku Baldricka orzeczono rokowania jako wątpliwe, co zwiastowało jego rychły zgon, a "niepewne"? Cóż to do kroćset znaczy "niepewne"? Myślę, że nasz lekarz prowadzący nam to wyjaśni i mam nadzieję rozwieje obawy, które wkradły się po tym wpisie...





Notka:
KOCI KATAR

Koci katar to zespół kilku chorób m.in. zapalenia jamy nosowej, odcinków górnych dróg oddechowych, spojówek i jamy ustnej. Najważniejsze dwie choroby składające się na zespół kociego kataru, to zakaźne zapalenie jamy nosowej, wywoływane przez herpeswirus kotów typ 1 i kalciwiroza wywoływana przez kalciwirus kotów. Infekcja najczęściej ma przebieg złożony, oprócz dwóch podstawowych schorzeń dołączają zakażenia różnymi bakteriami i zarazkami. Koci katar nie stanowi jednak zagrożenia dla ludzi.

Nosicielami zarazków są koty. Mogą one zarażać do 3 miesięcy od ustąpienia objawów choroby. Mogą też być bezobjawowymi nosicielami przez całe życie. Zarazki znajdują się w wydzielinach z nosa, gardła i worków spojówkowych, a także w kale i moczu. Do zakażenia kocim katarem może dochodzić bezpośrednio: poprzez kichanie i zlizywanie wydzielin, lub pośrednio - poprzez wspólne kuwety, klatki, miski, ręce właścicieli.

Przy zarażeniu herpeswirusem (FHV-1) kot staje się osowiały, mniej je, ma lekką gorączkę, kicha, z worków spojówkowych wypływa płyn surowiczy. Zwierzę albo ma zmieniony głos, albo niechętnie miauczy bądź wręcz zupełnie traci głos. W miarę nasilania się objawów oczy zalepiają się ropą, skóra pod nosem staje się zmacerowana. Przy gorączce kot się odwadnia co powoduje zgęstnienie wydzieliny. Powoduje to problemy z oddychaniem, charakterystyczną "sapkę". Objawy zazwyczaj ustępują po 10-20 dniach. W przypadku ostrego przebiegu choroby zmiany chorobowe obejmują małżowiny nosowe, jamę ustną, tchawicę, gardło i płuca. Zwierzę przestaje jeść, ma coraz większe problemy z oddychaniem, cierpi na światłowstręt. Zdarza się, że pojawiają się owrzodzenia na języku, zapalenie rogówki, infekcje skóry, a nawet powikłania nerwowe. Po takim przebiegu choroby, mogą pozostać przewlekłe jamy nosowe, a owrzodzenia bardzo długo się goją.

Objawy przy zakażeniu kalciwirusem (FCV) są bardzo podobne. Kot kicha i pojawia się wypływ surowiczy z worków spojówkowych. W przypadku powikłań pojawia się ropny wypływ z nosa i oczu (oczy zaklejone ropą mogą ulec nieodwracalnemu uszkodzeniu), utrudnione oddychanie, brak apetytu i nadżerki w jamie ustnej, wreszcie może dojść do zapalenia płuc. Najczęściej jednak choroba jest wywoływana przez oba wirusy na raz. Często dochodzi też do różnego rodzaju wtórnych powikłań.

Przy leczeniu kociego kataru, przede wszystkim podtrzymuje się siły zwierzęcia. Podaje się antybiotyki i witaminy. Bardzo ważne jest usuwanie wydzielin z okolic nosa i oczu. Przemywanie i otwieranie zaropiałych oczu ratuje wzrok. Oczy zaklejone przez dłuższy czas, mogą wygnić. Kot powinien przebywać w pomieszczeniu o dużej wilgotności lub dodatkowo nawilżanym, gdyż zmniejsza to odwodnienie zwierzęcia i ułatwia oddychanie. Miejsca zmacerowane przez wysięk powinno się pokrywać maścią łagodzącą. Przy braku apetytu należy zachęcać zwierzę do jedzenia, poprzez dawanie silnie pachnącego pokarmu. Jeśli wystąpiło owrzodzenie jamy ustnej podajemy pokarm półpłynny. W wypadku gdy kot zupełnie odmawia przyjmowania pokarmów, konieczne jest odżywianie go dożylne lub podskórne.

Należy też stosować odpowiednio dobrane przez weterynarza leki: środki przeciwbólowe, przeciwzapalne i przeciwgorączkowe, antybiotyki, maści lub krople do oczu, środki wzmacniające odporności, interferon (przy zakażeniu herpeswirusem), środki rozrzedzające wydzielinę w drogach oddechowych.

Aby zabezpieczyć kota przed kocim katarem, należy zaszczepić go na tę chorobę. Zwykle podajemy szczepionkę skojarzoną, czyli taką która zabezpiecza kota również przed innymi chorobami. Należy szczepić zwierzęta zdrowe i odrobaczone. Najważniejszym jednak elementem w zwalczaniu kociego kataru jest odpowiednia higiena i przestrzeganie zasad czystości, by zwalczyć przechodzenie wirusów z jednego kota na drugiego, ograniczyć kontakt z rzeczami przynoszonymi z zewnątrz – butami, ubraniami, itp.,  jak najczęściej dezynfekować miski, klatki, kuwety, zabawki, posłania preparatem zabijającym wirusy (nieszkodliwym dla kotów).



niedziela, 4 grudnia 2011

Niech się mury pną do góry...

...a kominy mają pion, zbudujemy kocurkowi nowy dom :)

Ponoć zwierzęta upodabniają się w zachowaniu do swych właścicieli (lub odwrotnie). To co nas z pewnością łączy z Mefisto to... przymusowe "włóczęgostwo". Nie zliczę razów mych przeprowadzek, jednych na własne życzenie, w większości jednak wymuszone przez los, który nie pozwalał mi przez lata nigdzie zagrzać miejsca na dłużej. Nie znam losów Mefisto, zanim do nas przybył, ale obserwując go, wydaje mi się, że wcześniej miał jakiś "normalny" dom. Może nie do końca normalny, gdyż ktoś się go kiedyś pozbył, wyrzucił na ulicę, skąd trafił do schroniska dla bezdomnych zwierząt, a stamtąd do mnie.

W swoim nowym domu też długo szukał swego miejsca. Początkowo zaanektował stojący w naszej kuchni domek należący do Baldricka, skąd został przepędzony przez prawowitego kociego właściciela.

"Przepędzony" to niewłaściwe określenie, gdyż nie doszło do żadnej wojny ojczyźnianej - Baldrick poprostu widząc, zainteresowanie domkiem "przybłędy", zaczął go pilniej strzec i spędzać w nim więcej czasu, dopóki skutecznie dał do zrozumienia Mefisto, że to jego wyłączna własność. Po czym stracił zainteresowanie domkiem, którego tak bohatersko bronił i przeniósł się na parapet, gdzie pomiędzy swymi kaktusami utworzyłem mu legowisko.

Na zdjęciu obok:
Mefisto i jego póba zawładnięcia domkiem Baldricka.




Domek przestał pełnić swoją funkcję i teraz stoi praktycznie nie używany - Mefisto odebrał ostrzegawcze sygnały od Baldricka i już się do domku nie zbliża, tym bardziej, że Baldrick od czasu do czasu ostrzył sobie pazurki na drapaku, będącym na wyposażeniu tego siedliszcza, zostawiając tym samym przypominające wiadomości dla Mefisto.

Nie ma już niestety z nami Baldricka, a Mefisto czasami zagląda do tego domku, żałosnymi miauknięciami nawołując swego nieżyjącego już kompana.


Nie mieszałem się do ich psychologicznej wojny terytorialnej, jak też postanowiłem, że pozwolę Mefisto wybrać samemu odpowiednie miejsce do spania. Przygotowałem wprawdzie dla niego legowisko - przytargałem ze strychu dużą, drewnianą szufladę, wymościłem ją gazetami, miękkimi gąbkami izolacyjnymi, wszystkie twardsze kanty owinąłem swymi... podkoszulkami, całość zaś pokryłem ładnym i ciepłym kocykiem.

Początkowo legowisko zostało umiejscowione w kuchni, jednak zauważyłem, że Mefisto upodobał sobie przedpokój: najpierw stołeczek przy szafie, z którego po przebudzeniu mógł się przeglądać w lustrze, potem wycieraczkę także w przedpokoju (Mefisto okazał się maniakiem wycieraczek wszelakich, na kórych ucina sobie drzemki, tarza się po nich nawołując mnie do zabawy lub używa jako drapaka).

Dziwne miejsce, najmniej komfortowe, mało przytulne i najchłodniejsze w całym domu. Przez przedpokój ciągle ktoś przecież przemyka tam i spowrotem, zapala światło, otwiera drzwi, wybijając z drzemki. Jednak to było jego miejsce i koniec. Może poprostu tak dokonał się podział terytorialnym między nim a Baldrickiem, a może w kocim rozumieniu przedpokój stanowi idelane miejsce, by mieć wszystko pod kontrolą, na to kto wchodzi do domu, czy coś smakowitego nie przyniesie, rzut oka na pobliską łazienkę, gdzie stoi kuweta, rzut drugim okiem na kuchnię, gdzie warzą się kocie potrawy. Tam też więc przeniosłem wspomniane legowisko.

W jednym z poprzednich postów pisałem o przejęciu przez moje kocury parapetu i konieczności usunięcia stamtąd części mojej kolekcji kaktusów: patrz "Parapetówa". Wiązało się to też z koniecznością stworzenia im odpowiedniego stanowiska, by mogły komfortowo podziwiać świat za oknem. Kolejne więc szuflady zmieniły swe przeznaczenie i stały się legowiskami, pełniącymi rolę tarasu widokowego.


Obecnie nie ma więc pomieszczenia w naszym domu, w którym nie znalazły by się kocie gadżety. Prawdziwe okazało się powiedzenie, które mówi:
"Ten dom należy do kota... my tylko spłacamy kredyt"...