poniedziałek, 29 października 2012

Demokoty, czyli konkurs Friskies i o kocie Mikeszu słów kilka

Ogłoszenie parafialne:

Otrzymałem maila z zaproszeniem do udziału w konkursie Friskies. Konkurs polega na tworzeniu własnych Demokotów (wariacja Demotywatorów) ze zdjęciami kotów i  żartobliwymi/ inspirującymi podpisami. Postanowiłem, że spróbujemy szczęścia. Niewiele myśląc posłaliśmy znany już Wam obraz nędzy i rozpaczy, czyli zdjęcie zaspanego Mefisto, które opatrzyłem stosownym podpisem:


Na naszego demokota oczywiście można oddawać głosy, pod adresem: https://apps.facebook.com/friskies_demokoty/demokot?id=32

Może jednak macie ochotę sami wziąć udział w zabawie? Pod tym linkiem znajduje się aplikacja do tworzenia demokotów: DEMOKOT>>>. Wystarczy przesłać zdjęcie, dodać podpis i gotowe.


Plotki z innych parafii. O Mikeszu, Szuwarku i leśnej znajdzie słów kilka...

W ostatnich postach dosyć obszernie i wyczerpująco przedstawiłem Wam genezę imienia mego kocura.  Myślę, że za imionami niektórych spośród Waszych zwierzaków też kryją się bogate i ciekawe historie.

Np. u Ani Wrocławianki z bloga "Za moimi drzwiami" możecie przeczytać wzruszającą historię suczki Leśnej, której szczęśliwe zakończenie "dopisała" JolkaM. Jak można się domyśleć, suczka została przygarnięta z... no? wytężcie umysły... z la... la..., na bogów niejedynych! z lasu a nie z Laponii czy innego Legolandu! Ostatnio też, przeżywaliśmy wszyscy historię Szuwarka (tutaj>>>), którego na spółkę z Abigail z bloga "Koty, pies i węże" zostaliśmy coś jakby "rodzicami chrzestnymi". Szuwarek został znaleziony, no gdzie? hę? w szu..., w szu... nie, nie w Szuflandii... hejkum kejkum, w szuwarach oczywiście. Poczytajcie koniecznie pod podanymi linkami. To są dopiero historie! Prawdziwe, smutne, ale z happy endem i przywracające wiarę w ludzi.

Zauroczył mnie kocurek przygarnięty przez Amyszkę  z bloga "Kotyszki". Ten rozkoszna znajda, gdy przebywał jeszcze na ulicy zwany Cośkiem, otrzymał w nowym domu imię Mikesz. Jakiś dzwoneczek ciągle brzęczał mi w głowie sugerując, że to nietypowe imię nie jest mi obce. Grzebiąc w zakamarkach pamięci dotarłem do... Jarosława Haszka i jego "Przygód Dobrego Wojaka Szwejka". Książka ta jest mi o tyle bliska, że Szwejk przebywał w Twierdzy Przemyśl podczas pierwszej wojny światowej, jego figurka-ławeczka stoi na przemyskim Rynku a co roku odbywają się tutaj "Wielkie Manewry Dobrego Wojaka Szwejka w Twierdzy Przemyśl". No dobrze, ale co to ma wspólnego z Mikeszem? Otóż, twórca ilustracji, które ukształtowały najbardziej charakterystyczny i znany do dzisiaj wizerunek Szwejka, był pan Josef Lada. Jego autorstwa jet m.in. czteroczęściowa seria... uwaga! werble!... "Kocur Mikesz (w oryginale: "Kocour Mikeš". W miejscowości Hrusice, w której się urodził powstała nawet trasa edukacyjna "Ścieżka kocura Mikesza i Bajkowe Hrusice". A sam kocurek z bajki wygląda tak:



Na podstawie bajki pana Lady powstał nawet serial animowany o przygodach kocura Mikesza:



Ja tej bajki nie pamiętam z dzieciństwa, ale musiała być popularna również w naszym kraju, bo w wojsku "Mikesz" był synonimem "kota", czyli młodego żołnierza. Dodam, że podobne imię nosi również inny kot z serii bajek animowanych "O zvířátkách pana Krbce". Jest to kocur Kokesz (kocour Kokeš). Tak więc, gdyby Mikesz miał brata, mamy gotowe imię również dla niego :)

wtorek, 23 października 2012

Mefisto w muzyce

Dziś trochę nietypowy post, niezbyt koci ale za to bardzo "mefistowaty". Ostatnio opisywałem jak to Heweliusz stał się Mefistofelisem (patrz: "Drugie życie Mefisto"). Przypomnę pokrótce skąd wzięło się jego imię.

Pierwszy człon imienia - Mefisto - mój kocur otrzymał na cześć upadłego anioła (mephostophiles – z greki "duch ciemności"), który w dziele Goethego toczy walkę o duszę doktora Fausta... będąc "częścią tej siły, która wiecznie Zła pragnąc, wiecznie czyni Dobro”. Drugi zaś - felis - w hołdzie wszystkim kotowatym...

Postać Mefistofelesa często pojawia się w kulturze, malarstwie, rzeźbie, pisarstwie i muzyce. Poświęcone są mu opery, sztuki teatralne, poematy a nawet gry komputerowe czy filmy. Jego obecność w tychże sztukach zbadamy innym razem - dziś zajmę się tematem muzycznym.

MEFISTO W MUSICALU "KOTY"

Zacznijmy od musicalu "Koty" skomponowanym przez Andrew Lloyd Webbera. Dzieło to miało premierę w 1981 roku i należy do najbardziej kasowych przedstawień w historii musicali, pobijając w swoim czasie rekordy długości nieprzerwanego wystawiania zarówno na West Endzie jak i na Broadwayu. Libretto tej musicalowej perełki opiera się niemal w całości na tomie poezji T. S. Eliota "Old Possum's Book of Practical Cats ("Koty. Praktyczny poradnik Starego Oposa") wydanym w roku 1939. Polecam ten tomik gorąco, znajdziecie w nim najpiękniejsze wiersze o kotach jakie kiedykolwiek napisano. Wspomnę tylko, że Stary Opos (tak przezywali T. S. Eliota jego koledzy) w przeciwieństwie do tradycyjnego przedstawiania kota jako rozleniwionego, słodkiego  mruczusia lub uczłowieczonych kocich bohaterów w stylu Kot w Butach, opowiada bardziej o "ukocionych" ludziach, ale też tworzy własną kocioprzestrzeń, zaludnioną przez koty o imionach "niewypowiedzianych", "niedopodziwianych" i "niepowydziwianych".

I tu na scenę wkracza nasz Mefisto. U Eliota w wierszu o kocie magiku, imię to przyjmuje postać Pan Mistofeles, w oryginalnym musicalu "Cats"  jest to Mr. Mistoffelees (określano czasem mianem Quaxo lub Misto), zaś w polskiej wersji Mefistofeliks.

Imię Mistoffelees/Mistofeles/Mefistofeliks pochodzi oczywiście od demona Mefistofelesa. W wierszu Eliota i musicalu "Koty" nie jest jednak przerażającym i podstępnym upadłym aniołem. To czarny jak smoła Kot - Magik, choć mały, tajemniczy i cichy, posiada zdolności magiczne i kuglarskie. Pan Mefistofeliks (będę tu używał polskiego odpowiednika zamiast Mistofeles/Mistoffelees) jest bardzo ważną postacią w musicalu. To on objaśnia widzom cel spotkania kocich rodów na złomowisku, gdzie toczy się akcja. Wykonuje też najtrudniejsze choreografie taneczne w całym przedstawieniu.

Oto piosenka, która o nim opowiada, a śpiewana jest przez kota Ram Tam Tamka (Rum Tum Tugger):


Poniżej wersja polska pochodząca z musicalu "Koty" w wykonaniu Teatru Roma (niestety tylko w wersji audio):


W poprzednim poście (patrz: "Drugie życie Mefisto") przedstawiłem wiersz Eliota, na podstawie którego powstał ten utwór, dziś prezentuję wersję musicalową tego tekstu:


MEFISTOFELIKS - KOT CZARODZIEJ (z musicalu Koty):

Wierz albo nie wierz
Przekonasz się wlot
Mefistofeliks to magik - nie kot

Zaśpiewajmy:
och! ach! to nie do wiary!
co za kot! - to istne czary!
Mefistofeliks nazywa się

Drobny kot i czarny jak tusz
Od koniuszka ogona do stóp
Nie ma szans, by obleciał go tchórz
I przez ścianę przenika jak duch
W kości grasz, ale daje ci w kość
Z talii wyjmie bez słów asa kier
Tracisz czas, kiedy on jak na złość
Mówi: ''mam dobrą łapę do gier''
Robi show z czego tylko się da
A srebrami żongluje jak klown
Łatwo potem stwierdzić ich brak
Ale nie myśl, że znikły do cna

Wierz albo nie wierz, lecz radę ci dam:
w przyszłym tygodniu odnajdziesz je sam

Zaśpiewajmy:
och! ach! to nie do wiary!
co za kot! - to istne czary!
Mefistofeliks nazywa się

Mój styl to w zasadzie bonton
Wychowanie odebrałem staranne
Wak w ogóle skromny ze mnie jest kot
I maniery mam nienaganne
Gdy zdrzemnąłem się raz przy kominku
Ktoś widział, jak idę przez dach
Może był to cień, ale cień w biały dzień
To dość, by obleciał cię strach
A dowodem, że tak robi czarodziej
- Co potwierdza ten fakt bez dwóch zdań -
Jest to, że szukany w ogrodzie
Kot w sieni smacznie spał

Wierz albo nie wierz
A jednak to on
Wyjął z cylindra sześć kociąt pod rząd

Zaśpiewajmy:
och! ach! to nie do wiary!
co za kot! - to istne czary!
Mefistofeliks nazywa się

Był kot i nie ma kota -
Oto kot na wagę złota
Mefistofeliks nazywa się

Zdecydowanie wolę oryginał - umieszczę go raz jeszcze, ale w komentarzu pod postem, by nie robić zamieszania. Również w warstwie muzycznej bardziej odpowiada wersja z oryginalnego musicalu "Cats". Polskie piosenki z musicalu brzmią troszkę jak dla dzieci. Natomiast dla odmiany kostium Mefisto zdecydowanie lepiej prezentuje się w wersji polskiej. W oryginale chyba zbyt dosłownie wzięto pod uwagę wiersz Eliota ("czarny od uszu do czubka ogona") i ubrano Mefistofeliksa w czarny frak, w którym wcale nie wygląda magicznie tylko jak... kelner. W innych scenach, gdy wykonuje sztuczki magiczne doczepiono mu czarny płaszcz z wczepionymi migającymi światełkami, co również według mnie wygląda dość tandetnie.

Nie wiem dlaczego jego postać w różnych wersjach musicalu stawała się coraz bardziej marginalizowana. W pierwszych londyńskich przedstawieniach Mefistofeliks wykonywał kilka utworów, potem te role przejęły inne koty, w niektórych wersjach zmieniono mu nawet imię na Quaxo. Może dlatego, że wykonując dużo skomplikowanych i z pewnością wyczerpujących elementów tanecznych aktorzy nie radzili sobie ze śpiewaniem.

Więcej o musicalu "Koty" napiszę innym razem, bo ta widowiskowa perełka zasługuje na osobny post. Postaram się przedstawić wtedy całą sztukę, libretto, poszczególne piosenki i postaci tam występujące.



MEFISTO W MUZYCE POWAŻNEJ

Wspominany przeze mnie dramat "Faust" Johanna Wolfganga von Goethego stał się inspiracją dla wielu artystów, m.in. dla Franciszka Liszta. Jego "Symfonia Faustowska w trzech obrazach" uznawana jest za najdoskonalsze z dzieł symfonicznych tego węgierskiego kompozytora. Trzecia część symfonii nosi tytuł Mefistofeles (pozostałe to Faust i Małgorzata).


Mefisto u Liszta występuje również w jego czterech walcach. Poniżej prezentuję chyba najbardziej znany, opatrzony numerem 1:



MEFISTO W HEAVY METALU

Nikogo nie zdziwi, że postać mrocznego Mefistofelesa, znajdziemy w wielu utworach metalowych. Przedstawię poniżej dwa ulubione. Pierwszy, który już kiedyś prezentowałem nazywa się "March of Mefisto". Wykonuje go power metalowa grupa Kamelot.


Piękny, potężny i majestatyczny utwór, prawda? Bardzo lubię takie metalowo-symfoniczne granie, ale najbardziej z utworów z Mefisto w roli głównie podoba mi się ten pochodzący z płyty "Irreligious" zespołu Moonspell, a zatytułowany po prostu "Mephisto":



MEFISTO W MUZYCE POPULARNEJ:

Obecność demonicznego Mefistofelesa w muzyce metalowej wydaje się być jak najbardziej naturalna. Ale jego motyw znajdziemy również w spokojniejszej muzyce, nazwijmy ją dla uproszczenia muzyką popularną. Jest obecny np. w utworze transowej Enigmy (płyta "A Posteriori"):


A pamiętacie pana Falco? To taki austriacki wokalista, przez jakiś czas dosyć popularny również u nas w latach 80-tych. Ot taka śmieszna gwiazdka sezonowa. Pan ten porwał się kiedyś na utwory... Mozarta, które przedstawił w popowej wersji. Poniżej obejrzeć możecie koncertową wersję jego utworu "Dance Mephisto"... po niemiecku... i z udziałem orkiestry symfonicznej :)



Ogłoszenia parafialne:


1. Na początku przykra wiadomość. Krysia z "Klubu Kota Jasna 8" trafiła kilka dni temu do szpitala na kardiologię. Nie mamy od tego czasu od niej żadnych wieści. Mamy nadzieję, że wszystko jest/będzie w porządku i Krysia niedługo wróci do zdrowia, do domu i do swych czworonożnych podopiecznych. Ściskamy kciuki i pazurki za jej szybki powrót do zdrowia. Krysiu, cała blogowa kociosfera wspiera Cię duchem i myślami.

2. Wspominany już "Spis powszechny zwierzolubnych", który zorganizowała Ania Wrocławianka z bloga "Za moimi drzwiami" zyskał drugie logo, tym razem prostokątne z dodanymi kilkoma zwierzakami na arce (w tym "uproszonym" przez Ninkę króliczkiem):


Przypomnę, że do Wielkiej blogowej rodziny zwierzolubnych można zapisywać się cały czas.


sobota, 20 października 2012

Różne oblicza Mefisto

Jako, że dziś (20 października) mija dokładnie rok odkąd przygarnęliśmy Mefisto Mefistofelisa ze schroniska, uzupełnienie poprzedniego wpisu, dotyczącego jego urodzin... czy też bardziej narodzin na nowo (Patrz: "Drugie życie Mefisto").

Cudownie jest obserwować go na co dzień, kochać go, podziwiać i otaczać opieką. Wspaniale widzieć jak się rozwija, jak z zabiedzonej i chorej sierotki stawał się postawnym i pięknym kocurem. Wspaniale móc obcować z nim, uczyć się od niego kociego świata, a obdarzając go miłością nabywać szczególnej wrażliwości wobec świata zwierząt i innych żywych istot. Ciekawie jest poznawać jego różne oblicza, te poważne i te zabawne, te typowo kocie i te zaskakujące, te oczywiste i codzienne, jak i te nietypowe. Dziś krótki fotograficzny przegląd kilku z tysiąca oblicz Mefisto, które poznawaliśmy przez ostatni rok...


Mefisto - wojowniczy drapieżnik, nieco diaboliczny i groźny...


...zbójnik, szelma, łotrzyk, nicpoń, ladaco...


... potrafi być również słodkim kocurkiem...


Jak każdy kot jest czyściochem, nieustannie pielęgnującym swe futerko..


...zdarza mu się jednak rozkosznie wyświnić, np. podczas tarzanek na spacerach...


...które intensywnie zalicza w poziomie...


... jak i w pionie...


Choć to bardzo energiczny kocur i daleko mu od wizerunku śpiocha i obżartucha,
to nie ukrywajmy, zdarzają mu się chwile słodkiego lenistwa...


...podkreślone ziewaniem
tak intensywnym jakby zamierzał połknąć cały świat...


Najczęściej jednak czas spędza albo na wspomnianych spacerach, albo na zabawach, hulankach, swawolach, które nigdy mu się nie nudzą i których nigdy nie ma dość
(bez względu na porę dnia czy nocy)...


Dziś nie przypomina już chudzinki z sierocińca. Jest pięknym, dużym kocurem o lśniącym futerku. Można powiedzieć, że prawdziwy z niego koci przystojniak...


... namolni paparazzi potrafią jednak uchwycić jego mniej majestatyczne miny czy pozy...

:)))


czwartek, 18 października 2012

Drugie życie Mefisto

Mefisto pojawił się w naszym życiu rok temu. Wypatrzyłem go na stronie schroniska dla bezdomnych zwierząt. Był wówczas około dwuletnim kocurem czarnym jak sutanna klechy umaszczeniu z nieprzystającym do niego imieniem... Heweliusz. Na zdjęciach prezentował się dosyć diabolicznie - zbójeckie kły, zawadiackie spojrzenie - od razu widać było, że to kocur z charakterem i daleko mu od wizerunku kanapowego śpiocha i żarłoka...

Mefisto (wówczas Heweliusz) na zdjęciach ze schroniska
(październik 2011 r.):



W schronisku, z którego go przygarnęlismy opisywany był tak: 

"Heweliusz to kocur o niby - twardym i niby - nieustępliwym charakterze. Jednak pod wpływem odrobiny czułości z tygrysa przekształca się w potulnego kotka. Najczęściej usytuowany blisko drzwi wejściowych stara się wymruczeć sobie właściciela. Co dotychczas kończyło się dla niego wielkim niepowodzeniem"

Takiego go też tam pierwszy raz ujrzeliśmy, zaczajonego przy furtce wejściowej, częściowo zlęknionego, trochę zaciekawionego, ale też pełnego wojowniczej dumy z błyskiem pirackiego szelmostwa w oku. Zrozumiałem, że jego stałe niemal rezydowanie przy wejściu, nie było próbą wymruczenia sobie nowego właściciela, lecz czekaniem na okazję, by stamtąd prysnąć. Przycupnięty przy furtce rebeliant obmyślał szczwany plan wielkiej ucieczki.

Pierwsze z nim spotkanie potwierdziło to co podpowiadało mi serce oglądając jego zdjęcia jeszcze na stronie schroniska. To ten, jedyny, mój! Charakterny łobuz. Duch niespokojny, typ niepokorny, buntownik, łobuz, mały diabełek, słodki drań... Gdybym miał opisać jakie wrażenie na mnie zrobił, musiałbym się posłużyć słowami, których malowniczo użył Cormac McCarthy:

"Niżej w grotach upadłego światła sunie po bruku z kamienia na kamień kot, przypominający plamę płynnej czerni, jakby przyszytą do własnego gwałtownie odwróconego odbicia na ciemnej od deszczu ulicy i znikającą po chwili jako kot i kontrkot pośród spękanych murów"...

Jedyne co mi nie pasowało do jego wizerunku to nadane mu w schronisku  imię. Wprawdzie Heweliusz to imię godne, dostojne, pochodzące od jakże zacnego naukowca, wybitnego astronoma i konstruktora, lecz nie dla takiego charakternika jakim jawił mi się ten arcyciekawy kocur. Długo nie musiałem łamać sobie głowy nad wyborem imienia dla tej złożonej z materii, antymaterii i fanaberii istoty. Wystarczył jeden rzut oka na tą żywą plamę płynnej czerni z obnażonymi kłami, jedno drgnienie serca, by powołać do życia Mefistofelesa...

...a właściwie Mefistofelisa. Pierwszy człon imienia - Mefisto - kocur otrzymał na cześć upadłego anioła (mephostophiles – z greki "duch ciemności"), który w dziele Goethego toczy walkę o duszę doktora Fausta... będąc "częścią tej siły, która wiecznie Zła pragnąc, wiecznie czyni Dobro”. Drugi zaś - felis - w hołdzie wszystkim kotowatym... 

W podobnych wariacjach to imię występuje w wierszu T.S. Eliota ("Pan Mistofeles") oraz w musicalu "Koty" jako Kot Czarodziej czyli Mr. Mistoffelees/Mefistofeliks/Mefistofelis...

PAN MISTOFELES (T.S. Eliot)

Czy znacie Pana Mistofelesa, 
Oryginalnego Kota-Magika? 
Nie ma co drwiąco uśmiechać się: znika 
Wszelka wątpliwość, bo wiecie, że sam 
Swe sztuki z własnej głowy wykrzesał, 
Że jego magia jest w mieście znana 
I on monopol i patent ma na 
Produkowanie sztuk ekscentrycznych 
I kreowanie złudzeń optycznych. 

W kuglarstwie i żonglerstwie 
Czy prestidigitacji 
Nie da się złapać na szalbierstwie. 
Wymknie się egzaminacji - 
I nawet sztukmistrz największy czerpać może nauki, 
Kiedy Pan Mistofeles swe produkuje sztuki: 

Et voilá! 
Szepczemy: aa! 
To nie do wiary, 
Po prostu czary, 
Nie, tego już za wiele! 
Nie ma drugiego 
Tak magicznego 
Kota, jak Pan Mistofeles! 

Jest spokojny, mały i jak smoła 
Od ogona po oczy swe kocie; 
Przez najcieńszą szczelinę przejść zdoła, 
Po najwęższym spaceruje płocie, 
Umie z talii każdą wybrać kartę, 
W kości gra równie zdradziecko - 
I zawsze cię oszuka, że niby myszy szuka, 
A ty mu wierzysz jak dziecko.

Zna każdą sztuczkę i trik 
Z kłębkiem włóczki lub gąbką do mycia; 
Gdy nagle widelec ci znikł 
I przysięgasz, żeś właśnie go widział, 
Przecież leżał na stole chwilę temu króciutką - 
Po tygodniu go znajdziesz na trawniku przed furtką! 

Nieuchwytny, trzyma się z daleka 
I na pozór nieśmiały ogromnie - 
Gdy głos jego aż z dachu dobiega, 
On się grzeje w pokoju przed ogniem. 
Kiedy słychać jego głos w pokoju, 
To po dachu właśnie sobie chodzi 
(Choć słyszymy wyraźnie, że t u t a j miauczy właśnie), 
Co tylko niezbicie dowodzi 
O jego magicznej potędze; 
I nieraz go długo wołają, 
By wracał z ogródka czym prędzej, 
Gdy właśnie śpi w domu jak anioł! 
Ten kot fenomenalny nie dalej jak wczoraj 
Siedmioro z kapelusza kociąt wyczarował! 

Et voilá! 
Szepnęliśmy: aa! 
To nie do wiary, 
Po prostu czary, 
Nie, tego już za wiele! 
Nie ma drugiego 
Tak magicznego 
Kota, jak Pan Mistofeles! 

Nikt już z Was nie ma chyba wątpliwości, że trafniejszego wyboru imienia nie mogłem dokonać?

To pierwsze zdjęcia zrobione Heweliuszowi w schronisku:


Kocurka odwiedziliśmy w schronisku na początku października 2011 r. i od razu zdecydowaliśmy się go adoptować. Poradzono nam, by pozostał w schronisku jeszcze kilka dni, tak aby współpracujący ze schroniskiem weterynarz mógł poddać go zabiegowi sterylizacji. Przekładano jednak oddanie go nam co kilka dni. Minął tydzień, drugi, trzeci, rósł nasz niepokój i zaczęły się rodzić podejrzenia co do stanu zdrowia kota. Wreszcie nadszedł ten dzień. 20 października 2011 r. otrzymałem telefon, że kocurek zostanie przywieziony do naszego domu i będziemy mogli sfinalizować adopcję (dokumenty datowane były na dwa dni wcześniej, czyli 18 października).

Wtedy przeżyliśmy szok. Ujrzeliśmy obraz nędzy i rozpaczy, w niczym nie przypominający tego ślicznego zawadiaki sprzed zaledwie trzech tygodni. Nie wiemy co wydarzyło się w schronisku, ale kocurek trafił do nas straszliwie wychudzony, potargany, brudny, śmierdzący i chory. Zaropiałe, przymknięte oczka, paskudna wydzielina z uszek, ślady po pchłach, zaledwie trzykilowy worek skóry i kości. Przez jakiś czas miałem wątpliwości, czy to jest w ogóle ten sam kot, którego widzieliśmy w schronisku. Teraz przypominał bardziej szczurka niż kota...


Krótko mówiąc, było z nim bardzo źle. Na tyle, że nawet w "dokumentacji" medycznej, którą udało nam się wyprosić ze schroniska, tamtejszy weterynarz zapisał: "rokowania niepewne", co w praktyce oznaczało, że szanse na przeżycie miał niewielkie. Większość tego co przeszliśmy razem z Mefisto opisałem w dziale "karta pacjenta", możecie się tam zapoznać na co i czym go leczyliśmy przez te wszystkie  miesiące. Tego nie da się nawet w skrócie wypisać, powstała z tego całkiem pokaźna księga, którą nazwałem M.E.F.I.S.T.O. (Miaucząca Encyklopedia Farmakoterapii Schorzeń Treściwie Opisana). Leczenie Mefisto trwało kilka miesięcy, zarówno z chorób które przywlókł ze schroniska jak i występujących w związku z nimi powikłań. Tabletki, zastrzyki, kroplówki, inhalacje - biedaczek zawsze już będzie chorowity i wymagający szczególnej troski i opieki.

Nie znamy historii Mefisto zanim trafił do schroniska ani dokładnej daty jego narodzin. Dlatego świętować będziemy zawsze 20 października, jako rocznicę dnia, w którym trafił do nas. Wyrwany z objęć śmierci narodził się wówczas niejako na nowo, otrzymując drugie z przynależnych kotu dziewięciu żyć...

Dziś Mefisto jest pięknym, postawnym kocurem. Naszym pięciokilowym kłębkiem szczęścia...



A to my, jego kochający personel...





sobota, 13 października 2012

Candy, kubki, jajca... cudowności!

Prezenty, niespodzianki, nagrody... któż ich nie lubi dostawać? Wspominałem już, że wygraliśmy Candy od Moniki z bloga "Po prostu koci świat", opiekunki sympatycznej i całkiem sporek kociej gromadki: Tosi, Albercika, Zuzi i Rudzia.


Jako, że pocztowy ślimak wreszcie dopełzł z paczuszką do naszej norki, dziś mogę się pochwalić tym cudnym prezentem. Przypomnę, że nagrodą od Moniki był zestaw śniadaniowy, w którego skład wchodzą kubeczki i podstawki do jajek (plus łyżeczki) z wizerunkami kotów. A wszystko to zapakowane w gustowne, oczywiście kocie, pudełka (w tym metalowa puszka), które same w sobie świetnie się prezentują i posłużą nam do przechowywania różnych kocich gadżecików.

Oto ten zestaw, którego pilnował, osobiście nadzorował losowanie a następnie wysłanie nam, podopieczny Moniki kocur Albercik:


Nie wiem, czym sobie zasłużyłem na tak wspaniały prezent - może tym, że jestem tu w tej całej zdominowanej przez sympatyczne kociary blogowej kociosferze, jedynym chyba aktywnym samcem.

Jak wiecie, mamy z Lui mnóstwo różniastych kubków. Lubimy z nich sączyć napoje, zupki, napary, kawę, herbatę, ziółka i wszelkie inne nadające się do siorbania płyny. Wstyd przyznać, ale nigdy nie mieliśmy żadnego z kocimi motywami. Nie wiem dlaczego, ale przedmioty użytkowe z wizerunkami kotów są przeważnie dosyć tandetne, infantylne i jakieś designersko koślawe. Nie wiem więc skąd Monika wytrzasnęła tak elegancki i sympatyczny zestaw. Choć zazdrość jest nieładną ludzką cechą (a tak czuję, że szpileczka zazdrości gdzieś tam wbija się w Wasze serduszka), ale tym razem jest to wielce usprawiedliwione a wręcz wskazane i zrozumiałe. Na Bogów Moich Niejedynych, nigdzie nie widziałem tak pięknego zestawu śniadaniowego:


Dzięki Monice, przypomniał mi się smak dzieciństwa, gdy na śniadanie bardzo często dostawałem kakałko i jajko na miękko podane w plastikowej podstawce z naklejką wilka i zająca z popularnej wówczas radzieckiej bajki. I wiecie co? Zatęskniłem za takim prostym śniadankiem z odrobiną masełka i soli. Od dzieciństwa nigdy nie zrobiłem sobie jajka na miękko. Pomijając, że nie posiadałem, aż do dziś, takiej gustownej podstawki, to każda próba ugotowania jajka na miękko kończyła się fiaskiem. Ugotować jajko na miękko z lekko ściętym lecz wciąż płynnym żółtkiem to arcytrudna sprawa! Tu liczy się czas. Pilnowanie go przy gotowaniu to podstawa, a też każdy ma inne preferencje co do konsystencji żółtka. Mi zawsze ktoś przeszkodził, albo zadzwonił telefon, albo ktoś zapukał do drzwi, często też sam się zagapiałem robiąc równocześnie coś innego... A wtedy co? D... z dziurką! Żółtko ścina się, staje się twarde jak kamień, a wtedy to można je ewentualnie użyć jako pocisk do procy, ot co!

Zestaw śniadaniowy jest, kubeczki na kakałko są, podstawki na jajca są, łyżeczki do pukania je w jajowate główki są, niezbędne produkty również, ba! nawet "eggtimer" do pilnowania czasu gotowania... Czas więc na śniadanko z czasów dzieciństwa...





Mniaaaam! Jajca na miękko, popijane ciepłym i słodkim kakałkiem, a do tego karmelkowe wafelki, które również zostały dołączone do tego candy. Pysznie, zdrowo, pożywnie i tak sympatycznie kocio! 

Słowa nie wyrażą naszych podziękowań dla Moniki za cudne candy. Niech przynajmniej powyższe zdjęcia będą świadectwem naszej radości. Gdybyś kiedyś była w okolicach Przemyśla - zapraszamy na śniadanko!

Na koniec bardzo ważne ogłoszenia: 

Po pierwsze, chciałbym podziękować również Adrianie, która pośredniczyła w wysłaniu paczki od Moniki do nas. Wiesz, że z Przemyśla do Szczecina jest najdłuższa trasa kolejowa w Polsce?

Po drugie, chciałbym zapewnić Anię Wrocławiankę, że kubeczki (zaparzacze) od Niej (patrz: Przesyłka od wrocławskiej Kłamczuchy>>>), nie poszły w odstawkę! Lui codziennie pija z nich zbożówkę a ja zgodnie z ich przeznaczeniem zaparzam sobie zielska.


Dziękujemy raz jeszcze za cudne prezenty te dzisiejsze i te przeszłe. Przyznacie, że miło jest w tej naszej blogowej kociosferze!


wtorek, 9 października 2012

Jesień w Parku cz. 2. Wzgórze Trzech Krzyży

Wystarczyło zaledwie kilka dni od naszej ostatniej wyprawy do Parku (wczorajszy post: tutaj>>>), by Jesień z coraz większym rozmachem użyła swej palety barw i przemalowała go na różne kolory. Po wiosennych spacerkach po rozległym Parku Zamkowym, podczas których odwiedzaliśmy różne jego zakątki (Spacerkiem po Przemyślu - Park Miejski, CiurekPastuszek i Domek Ogrodnika), wreszcie dotarliśmy na Wzgórze Trzech Krzyży. Pozostało nam jeszcze Wzgórze Zamkowe w Parku z uroczym Zamkiem Kazimierzowskim, ale niestety tenże jest wciąż w remoncie, więc poczekać musimy przynajmniej do następnego roku.

Zanim dotarliśmy na Wzgórze Trzech Krzyży musieliśmy przebyć alejkami drogę przez niemal cały Park. Mefisto jak zwykle dziarsko przebierał nóżkami, zatrzymując się co jakiś czas, gdy zauważył jakieś ciekawe drzewko do podrapania lub wyczuł i usłyszał ptaszka lub wiewiórę. Tym razem był troszkę rozkojarzony a nawet poirytowany szeleszczącymi pod łapinkami liśćmi, które wielobarwnym kobiercem pokryły Park.








W drodze na Wzgórze Trzech Krzyży można spotkać rozproszone pozostałości po jednym z fortów Twierdzy Przemyśl, wybudowanej za czasów Cesarstwa Autro-Węgierskiego w XIX w. Widoczne na zdjęciach ruiny to pozostałości ziemno-murowanego Fortu XVIc „Trzy Krzyże" należącego do rdzenia Twierdzy (części Twierdzy leżącej w granicach miasta Przemyśl).




Wzgórze Trzech Krzyży odegrało szczególną rolę w historii miasta. Jest bowiem miejscem, na którym ponad tysiąc lat temu prawdopodobnie powstały podwaliny grodu Przemyśl. Stare grodzisko przetrwało do czasów króla Kazimierza Wielkiego, który wybudował murowany zamek na innym wzgórzu po drugiej stronie obecnego Parku.

Archiwalne zdjęcia Wzgórza z lat międzywojennych:


Wzgórze było również symbolem walki z zaborcą austriackim, okupantem sowieckim, a po wojnie z reżimem komunistycznym. Krzyże stały tam już za czasów austriackich, a także w okresie II Rzeczypospolitej. Usunęli je dopiero Sowieci po zajęciu miasta w 1939 roku. Za czasów PRL-u również usuwano powstające tu spontanicznie krzyże, zaś samo Wzgórze stało się miejscem spotkań przemyskiej opozycji antykomunistycznej. Krzyże wróciły na nie dopiero w 1984 roku. Wtedy pierwszy, największy z drewnianych krzyży postawili ministranci z przemyskiej katedry wspierani przez działaczy opozycji.

O ile działania okupantów (jakby nie było wrogów zarówno polskości jak i wiary katolickiej) można jakoś wytłumaczyć, o tyle wybryki współczesnych wandali już nie. Dwa lata temu, ktoś ściął i porzucił w pobliżu dwa z tych trzech drewnianych krzyży. Ostał się tylko jeden... krzyż "dobrego łotra" - tego, który wisząc obok Chrystusa według Ewangelii uznał swoje winy przed śmiercią.

Wzgórze Trzech Krzyży obecnie
(w miejsce tych ściętych drewnianych postawiono nowe, metalowe):



Wycieczka z Mefisto nie była oczywiście pełna, gdyby nie tradycyjne zwierzęce spotkanie towarzyskie. Tym razem, nie kura ani wiewióra, lecz przycupnięty na obrzeżach Parku biały kocur:


Ogłoszenia parafialne:

Ogłoszenie parafialne pierwsze. Na blogu "Po prostu koci świat" wygraliśmy cudowne candy dla kociarzy: zestaw kubeczków i podstawek do jajek z wizerunkami kotów:


O Bogowie Moi Niejedyni, toż to szczęście niepojęte! To najładniejszy zestaw z kocimi motywami, jaki widziałem. Wstyd przyznać, mimo że u nas w domu troszkę kocich pierduszek jest, ale kubeczków z kotami nie mamy. Zawsze widziałem takie badziewne kocie motywy, dziecinne w większości, a tu takie cudo! Pomijając to, że wizualnie ten zestaw się świetnie prezentuje, to Monique z bloga "Po prostu koci świat" zafundowała mi podróż do dzieciństwa: jajco na miękko i gorące "kakałko". Dzięęęęękuuuujeeeeemyyyyy!!!! O tym, napiszę więcej wkrótce, nawet nie dlatego, że prezent do nas jeszcze nie dotarł, ale po prostu to cudo zasługuje na osobny post :)

Ogłoszenie parafialne drugie. Anka Wrocławianka zorganizowała na swym blogu "Za moimi drzwiami" wielki spis powszechny zwierzaków pod patronatem kotki Amisi. Zgłosiło się mnóstwo opiekunów zwierząt, a sam rezultat spisu powszechnego, możecie obejrzeć tutaj: Spis powszechny zwierzaków. Z tej okazji zaprojektowałem logo "Należę do wielkiej blogowej rodziny zwierzolubnych":




Przyznam, że ciekawe zadanie zadała mi Ania, choć było to na gorąco, z poleceniem "Trollu, to ma być na wczoraj", to i trochę wczorajsze i na szybko jest zrobione :) Ania zachęca osoby, które wzięły udział w spisie do umieszczenia loga na swoich blogach z podlinkowaniem go do strony: Spis powszechny zwierzaków. Z tego co wiem, można jeszcze dopisywać swoje zwierzaki jeśli ktoś zaspał.

Ogłoszenie parafialne trzecie. W "Klubie kota Jasna 8" jak zwykle ciekawie. Tym razem konkurs z psami w roli głównej.


Przypomnę, że w "Klubie kota Jasna 8" co miesiąc organizowane są konkursy z sympatycznymi nagrodami. Tematy konkursów na najbliższe kilka miesięcy  tutaj >>>. Zachęcam do udziału i tym samym prezentacji swoich futrzaków.