Przyzwyczailiście się już do tawernowych relacji z naszych wspólnych spacerów z dzielnym Mefisto. Niezbyt często natomiast mieliście okazję podziwiać Morfeuszka, który wychodzi rzadziej i nie zaliczył jeszcze tylu przygód co jego starszy "brat".
Wciąż napawają go lękiem odgłosy miasta, przejeżdżające samochody a szczególnie hałaśliwi ludzie. Ciekawość jest jednak silniejsza od strachu i od jakiegoś czasu Morfeusz domaga się spacerów równie głośno jak Mefisto. Zacząłem więc częściej wychodzić z nim nie tylko późnym wieczorem, gdy gwar miasta jest lżejszy, ale również o innych porach. Do niczego go nie zmuszam, kocurek sam czatuje i jęczy pod drzwiami w przedpokoju lub sugestywnie rozkłada się na butach, jakby ponaglając mnie do wyjścia. Sam też potrafi przynieść mi smycz z szelkami do założenia, choć w jego przypadku zaprzęgnięcie go w to chomąto nie jest takie proste. Morfeusz ma zupełnie inną budowę ciała i kości niż Mefisto. Obaj oczywiście mają swoje własne i odpowiednio dopasowane szelki ale Morfeuszek jakoś dziwnie wysuwa i wygina łopatki, które wystają mu jak pokaźne skrzydła i muszę się trochę nagimnastykować by nie sprawić mu bólu przy zakładaniu "uprzęży".

Morfeusz zaczyna spacery od zwiedzania klatki schodowej, obwąchania drzewek w doniczkach, wycieraczek pod drzwiami i sprawdzenia widoków za oknami.
Ale prawdziwe ciekawostki czekają na zewnątrz - Morfeusz upodobał sobie kratki ściekowe, z których czasem dochodzą odgłosy popiskujących szczurów lub myszy oraz samochody, których opony i tablice rejestracyjne noszą ślady zapachowe pozostawione przez inne zwierzęta.
Morfeuszek coraz dzielniej drepta po podwórku ale chyba nigdy nie będzie tak wytrawnym wędrownikiem jak Mefisto. Gdy tylko czegoś się wystraszy, czmycha szybko do domu. Zdecydowanie woli poruszać się po parku miejskim, gdzie jest o dziwo spokojniej niż na naszym podwórku.
Z Mefisto już drugi rok wypuszczamy się na bliższe lub dalsze wyprawy. Zwiedziliśmy już kawał naszego miasta, w tym tak cudne miejsca jak Park Zamkowy czy Kopiec Tatarski. W tym roku jednak nasze spacery są jakby "nudniejsze" bo zawężone do najbliższej okolicy.
Mieszkamy na terenie dawnych XIX wiecznych austro-węgierskich koszar wojskowych. Nasz budynek jako jedyny został zaadoptowany na potrzeby mieszkalne - reszta niszczeje jako mienie wojskowe. Z terenu przyległej jednostki wojskowej przechodzi na nasze podwórko pewien kocur, bezczelnie łazi po terytorium Mefisto, pozostawia swoje ślady zapachowe i drze się pod oknami. Myślę, że to dlatego Mefisto zamiast zapuszczać się gdzieś dalej by poznawać nowe okolice, skupił się na patrolowaniu swego terytorium.
Jest jeszcze jeden powód. Zmiany. Nie lubimy zmian. Na terenie naszej wspólnoty co chwilę pojawia się coś nowego, a to ławka, a to huśtawka, a to trampolina. Dziś stoi w jednym miejscu by ktoś jutro doszedł do wniosku, że przestawi jakieś ustrojstwo w inne. Irytujące to bardzo ale jeszcze gorsze są te zmiany, które dewastują ulubione miejsca Mefisto.
Najpierw wycięto drzewo, które części naszej społeczności bardzo przeszkadzało, choć ja nie pojmuję jak mieszkając w betonowym mieście można likwidować coraz rzadsze okazy przyrody. Po wyciętym drzewie pozostał wystający pieniek, który bardzo upodobał sobie Mefisto - na każdym spacerze ostrząc sobie pazurki jak na drapaku.
Niedawno pieniek został zastąpiony przez jakiś $%#%#^$^!!! klombik. Może komuś się takie kwietniki, kwiatki, rabatki podobają... mnie tam jak na to patrzę brakuje, by wsadzić tam jeszcze figurkę Niepokalanej MB ze świecącą aureolą. Mefisto nie może przeboleć tamtego "drapaka" - teraz za każdym razem na spacerze smutno przygląda się temu czemuś co powstało na jego ulubionym pieńku. W ramach zemsty urządzimy sobie chyba tam... kuwetę.
Kilka dni później zniknął krzew róży, wykopano dół, różę połamano i pocięto a w jej miejsce zasadzono kolejne "cudo"...
Tak więc, patrolujemy razem nasze podwórko, by w razie kolejnych niefortunnych pomysłów sąsiadów, móc interweniować.
Na koniec, nowy kolega Mefisto - bezdomny, całkiem pocieszny kocur, którego spotykamy tylko późnymi porami: