Dzisiejszy temat zastępczy nie wynika z niewydolności mojego "systemu" lub braku pomysłów ale nasze tawierniane życie toczy się od dłuższego czasu wokół Mefisto i jego walki z chorobą i ranami pooperacyjnymi. Nie mogę przedstawić Wam dobrych wieści bo takowych brak. Nie chcę też epatować tu przykrymi obrazami krwawiącego Mefisia (to zachowam na jego wirtualną kartę pacjenta) więc albo zrobię sobie przerwę w blogowaniu albo popełnię kilka luźniejszych wpisów.
Otrzymałem ostatnio maila od Kasi C. z prośbą o poradę dotyczącą wprowadzania nowego kota do domu, w którym jest już jeden przygarnięty stały rezydent. Oczywiście poparłem dokocenie bo najlepszy nawet ludzki opiekun nie jest w stanie dać kotu tego co kontakt z przedstawicielem tego samego gatunku. Nie jest też w stanie poświęcić kotu tyle czasu ile potrzebuje na zabawy czy pieszczoty bo mamy przecież różne swoje obowiązki. Samotny kot staje się leniwy, ospały i apatyczny bo po prostu brak mu stymulacji i ruchu. Jest w tym coś jeszcze: przygarniając drugiego kota można uratować i dać miłość kolejnej bidulce, która dogorywałaby w schronisku lub na ulicy.
Nie każde dokocenie przebiegnie od samego początku łatwo - nowy kot w nowym miejscu może być wystraszony a stały domownik zazdrosny. Nie raz mogą pójść w ruch pazurki a po mieszkaniu będzie fruwać powyrywane futerko. Jednak obserwacja jak koty docierają się i budują między sobą relacje jest fascynująca. Kasia obawia się czy dwa koty nie zdemolują jej mieszkania. Tego akurat nie mogę zagwarantować bo i przy jednym kocie czasem dochodzi do zdarzeń jakie przedstawiam poniżej.
Gdy o świcie budzi Cię huk spadającej doniczki z parapetu...
... oczywiście nikogo nie złapiesz na gorącym uczynku...
Gdy twe ściany, podłogę i drzwi "ozdobi" rozchlapana śmietana...
... przecież to "samo się"...
Dobrze wiemy, że nic się samo nie robi bo to żadna sztuczka-magiczka a winowajcy są rzeczywiści i jak najbardziej materialni. Powinniśmy jakoś zareagować. Karanie fizyczne nie wchodzi w grę - spróbujmy przynajmniej słownej reprymendy...
... ale najpierw zastanówmy się czy warto ryzykować...
... urażona kocia duma doprowadzi do kolejnego psikusa w ramach stanowczego sprzeciwu wobec "niesprawiedliwości" wyrządzonej kotu...
... i również w tym przypadku... nikt nie jest winien... wszyscy są święci...
Ot i takie są te ananasy z mojej klasy :)