Mefisto (wówczas Heweliusz) na zdjęciach ze schroniska
(październik 2011 r.):
(październik 2011 r.):
W schronisku, z którego go przygarnęlismy opisywany był tak:
"Heweliusz to kocur o niby - twardym i niby - nieustępliwym charakterze. Jednak pod wpływem odrobiny czułości z tygrysa przekształca się w potulnego kotka. Najczęściej usytuowany blisko drzwi wejściowych stara się wymruczeć sobie właściciela. Co dotychczas kończyło się dla niego wielkim niepowodzeniem".
Takiego go też tam pierwszy raz ujrzeliśmy, zaczajonego przy furtce wejściowej, częściowo zlęknionego, trochę zaciekawionego, ale też pełnego wojowniczej dumy z błyskiem pirackiego szelmostwa w oku. Zrozumiałem, że jego stałe niemal rezydowanie przy wejściu, nie było próbą wymruczenia sobie nowego właściciela, lecz czekaniem na okazję, by stamtąd prysnąć. Przycupnięty przy furtce rebeliant obmyślał szczwany plan wielkiej ucieczki.
Pierwsze z nim spotkanie potwierdziło to co podpowiadało mi serce oglądając jego zdjęcia jeszcze na stronie schroniska. To ten, jedyny, mój! Charakterny łobuz. Duch niespokojny, typ niepokorny, buntownik, łobuz, mały diabełek, słodki drań... Gdybym miał opisać jakie wrażenie na mnie zrobił, musiałbym się posłużyć słowami, których malowniczo użył Cormac McCarthy:
"Niżej w grotach upadłego światła sunie po bruku z kamienia na kamień kot, przypominający plamę płynnej czerni, jakby przyszytą do własnego gwałtownie odwróconego odbicia na ciemnej od deszczu ulicy i znikającą po chwili jako kot i kontrkot pośród spękanych murów"...
Jedyne co mi nie pasowało do jego wizerunku to nadane mu w schronisku imię. Wprawdzie Heweliusz to imię godne, dostojne, pochodzące od jakże zacnego naukowca, wybitnego astronoma i konstruktora, lecz nie dla takiego charakternika jakim jawił mi się ten arcyciekawy kocur. Długo nie musiałem łamać sobie głowy nad wyborem imienia dla tej złożonej z materii, antymaterii i fanaberii istoty. Wystarczył jeden rzut oka na tą żywą plamę płynnej czerni z obnażonymi kłami, jedno drgnienie serca, by powołać do życia Mefistofelesa...
...a właściwie Mefistofelisa. Pierwszy człon imienia - Mefisto - kocur otrzymał na cześć upadłego anioła (mephostophiles – z greki "duch ciemności"), który w dziele Goethego toczy walkę o duszę doktora Fausta... będąc "częścią tej siły, która wiecznie Zła pragnąc, wiecznie czyni Dobro”. Drugi zaś - felis - w hołdzie wszystkim kotowatym...
W podobnych wariacjach to imię występuje w wierszu T.S. Eliota ("Pan Mistofeles") oraz w musicalu "Koty" jako Kot Czarodziej czyli Mr. Mistoffelees/Mefistofeliks/Mefistofelis...
PAN MISTOFELES (T.S. Eliot)
Czy znacie Pana Mistofelesa,
Oryginalnego Kota-Magika?
Nie ma co drwiąco uśmiechać się: znika
Wszelka wątpliwość, bo wiecie, że sam
Swe sztuki z własnej głowy wykrzesał,
Że jego magia jest w mieście znana
I on monopol i patent ma na
Produkowanie sztuk ekscentrycznych
I kreowanie złudzeń optycznych.
W kuglarstwie i żonglerstwie
Czy prestidigitacji
Nie da się złapać na szalbierstwie.
Wymknie się egzaminacji -
I nawet sztukmistrz największy czerpać może nauki,
Kiedy Pan Mistofeles swe produkuje sztuki:
Et voilá!
Szepczemy: aa!
To nie do wiary,
Po prostu czary,
Nie, tego już za wiele!
Nie ma drugiego
Tak magicznego
Kota, jak Pan Mistofeles!
Jest spokojny, mały i jak smoła
Od ogona po oczy swe kocie;
Przez najcieńszą szczelinę przejść zdoła,
Po najwęższym spaceruje płocie,
Umie z talii każdą wybrać kartę,
W kości gra równie zdradziecko -
I zawsze cię oszuka, że niby myszy szuka,
A ty mu wierzysz jak dziecko.
Zna każdą sztuczkę i trik
Z kłębkiem włóczki lub gąbką do mycia;
Gdy nagle widelec ci znikł
I przysięgasz, żeś właśnie go widział,
Przecież leżał na stole chwilę temu króciutką -
Po tygodniu go znajdziesz na trawniku przed furtką!
Nieuchwytny, trzyma się z daleka
I na pozór nieśmiały ogromnie -
Gdy głos jego aż z dachu dobiega,
On się grzeje w pokoju przed ogniem.
Kiedy słychać jego głos w pokoju,
To po dachu właśnie sobie chodzi
(Choć słyszymy wyraźnie, że t u t a j miauczy właśnie),
Co tylko niezbicie dowodzi
O jego magicznej potędze;
I nieraz go długo wołają,
By wracał z ogródka czym prędzej,
Gdy właśnie śpi w domu jak anioł!
Ten kot fenomenalny nie dalej jak wczoraj
Siedmioro z kapelusza kociąt wyczarował!
Et voilá!
Szepnęliśmy: aa!
To nie do wiary,
Po prostu czary,
Nie, tego już za wiele!
Nie ma drugiego
Tak magicznego
Kota, jak Pan Mistofeles!
Nikt już z Was nie ma chyba wątpliwości, że trafniejszego wyboru imienia nie mogłem dokonać?
To pierwsze zdjęcia zrobione Heweliuszowi w schronisku:
Wtedy przeżyliśmy szok. Ujrzeliśmy obraz nędzy i rozpaczy, w niczym nie przypominający tego ślicznego zawadiaki sprzed zaledwie trzech tygodni. Nie wiemy co wydarzyło się w schronisku, ale kocurek trafił do nas straszliwie wychudzony, potargany, brudny, śmierdzący i chory. Zaropiałe, przymknięte oczka, paskudna wydzielina z uszek, ślady po pchłach, zaledwie trzykilowy worek skóry i kości. Przez jakiś czas miałem wątpliwości, czy to jest w ogóle ten sam kot, którego widzieliśmy w schronisku. Teraz przypominał bardziej szczurka niż kota...
Krótko mówiąc, było z nim bardzo źle. Na tyle, że nawet w "dokumentacji" medycznej, którą udało nam się wyprosić ze schroniska, tamtejszy weterynarz zapisał: "rokowania niepewne", co w praktyce oznaczało, że szanse na przeżycie miał niewielkie. Większość tego co przeszliśmy razem z Mefisto opisałem w dziale "karta pacjenta", możecie się tam zapoznać na co i czym go leczyliśmy przez te wszystkie miesiące. Tego nie da się nawet w skrócie wypisać, powstała z tego całkiem pokaźna księga, którą nazwałem M.E.F.I.S.T.O. (Miaucząca Encyklopedia Farmakoterapii Schorzeń Treściwie Opisana). Leczenie Mefisto trwało kilka miesięcy, zarówno z chorób które przywlókł ze schroniska jak i występujących w związku z nimi powikłań. Tabletki, zastrzyki, kroplówki, inhalacje - biedaczek zawsze już będzie chorowity i wymagający szczególnej troski i opieki.
Nie znamy historii Mefisto zanim trafił do schroniska ani dokładnej daty jego narodzin. Dlatego świętować będziemy zawsze 20 października, jako rocznicę dnia, w którym trafił do nas. Wyrwany z objęć śmierci narodził się wówczas niejako na nowo, otrzymując drugie z przynależnych kotu dziewięciu żyć...
Dziś Mefisto jest pięknym, postawnym kocurem. Naszym pięciokilowym kłębkiem szczęścia...
A to my, jego kochający personel...
Kiedy ponad jedenaście lat temu moja córka przyniosła do domu małe czarne kocię, to najpierw kazałam jej szukać właściciela, bo było widać, że to kot wychowany wśród ludzi. Nie wyobrażałam sobie wtedy w domu żadnego zwierzaka. Ale mniej więcej po tygodniu (właściciela jakoś nie było widać) powiedziałam:"Zostaje! Przecież nie oddam go do schroniska!" Po raz już nie wiem który upewniam się, że miałam rację. Biedny Mefisto tyle przeszedł!
OdpowiedzUsuńA takiego kochającego, wspaniałego, pięknego personelu życzę każdemu kotu! A MEFISTOFILISOWI długiego i szczęśliwego życia z tym właśnie, a nie innym personelem!
Ninka.
Mnie też zastanawia jakie były losy Mefisto zanim jeszcze trafił do schroniska. Jak widzisz na tych pierwszych zdjęciach, które mu zrobiliśmy jeszcze w schronisku, był zadbany, miał ładne futerko, nie wyglądał na potarganego ani za bardzo wychudzonego. Nie rozumiem, jak ktoś mógł się go pozbyć. Ot tak, wyrzucić na ulicę. Tym bardziej, że miał już 2 lata, więc nie było to "niepotrzebne" kocię. Myślę, że komuś dawały się we znaki jego miauki i nieustanna chęć zabawy. To wcale nie tłumaczy tego, że się go ktoś pozbył. A poza rozpierającą go energią to bardzo grzeczny kotek. Od razu zaczął korzystać z kuwety i poza incydentem z choinką na święta, nigdy niczego nie zniszczył, nie drapie mebli ani ścian. Jest rozumny i kochany.
UsuńMój też jest kochany, chociaż drapie meble. Już w pierwszym roku swego życia zrobił z nich futrzaki (przez powyciągane nitki), a potem zafundował im malownicze dziury:). Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak choćby częściowo ochronić meble przed jego pazurkami. Potrafi też pokazać "charakterek" i ugryźć, choć na ogół jest "do rany przyłóż". Ale tym, których kochamy wybaczamy wiele:), no i przecież nigdy nie gryzie bez powodu.
UsuńTak to jakoś dziwnie jest, że jak człowiek ma swoje zdanie i potrafi się bronić, to ludzie przypisują mu różne pozytywne cechy: męstwo, odwagę przekonań, Osobowość (przez wielkie "O"), a kiedy tak samo zachowuje się kot, to mówią, że jest wredny albo że takiego kota to oni by wyrzucili. Mam w bliskim otoczeniu przykład osoby, która "chciałaby mieć kotka", ale milutkiego grzecznego, który by nic nie psuł i dalej w tym stylu. Całe szczęście ma alergię:)
Ninka.
Mnóstwo ludzi traktuje w kategorii zabawki, a najlepiej aby to był miły futrzak, który nie ma żadnych potrzeb, ot taka mizianka-przytulanka. Przerażające jest to, że wielu z tych, którzy "posiadają" zwierzęta w domu od wielu, wielu lat, tak naprawdę nic o nich nie wiedzą. Z tym przypisywaniu cech ludzkich zwierzętom masz rację. Zwierzęta mają swoje potrzeby, coś więcej niż tylko miska jedzenia, a gdy są niespełnione manifestują to w taki a nie inny sposób. Drapanie mebli, miauczenie czy wycie, nawet sikanie na dywan, to nie jest wyniki wredności charakteru zwierzaka, wszystko da się wytłumaczyć, zwierzę trzeba poznać, reagować na jego potrzeby i je zaspokajać. Hah, jak ja bym chciał, żeby wszyscy ci pseudohodowcy i pseudomiłośnicy genetycznie mieli zaprogramowaną alergię jak ta o której pisałaś :)
UsuńWszystkiego najlepszego i wielu wspólnych lat razem <3
OdpowiedzUsuńDziękujemy :) Liczę, że się zestarzejemy razem.
UsuńPowinieneś order dostać za uratowanie tego czarnego nieszczęścia...
OdpowiedzUsuńAle że też nie mogli go oddać od razu ??
Ciekawe... może załamał się psychicznie, a wtedy koty odchodzą ?
Piękna historia...
Ten czarny przystojniak bardzo pasuje do Was :-)
Długich lat w szczęściu i pogodzie ducha Wam życzę wszystkim razem :-)
Schroniska mimo że potrzebne, to jednak w większości umieralnie. Jedne koty zarażają się od drugich różnymi paskudztwami. Koty powinny albo znaleźć dom albo żyć na ulicy. Tam oczywiście poza wypadkami czy innymi niebezpieczeństwami, żyją wedle prawideł selekcji naturalnej. Uważam, że schronisko to ostateczność i powinno stanowić tylko etap przejściowy do znalezienia jakiegoś domu. Jak widać choćby po przykładzie Mefisto nawet krótki tam pobyt może skończyć się śmiercią, a kto wie czy na ulicy nie pożyłby dłużej.
UsuńSzkoda że nie mogliście go zabrać od razu :( Te trzy tygodnie to dla takiego zwierzaka wieczność ,no i ten stan ...masakra :(((
OdpowiedzUsuńDzięki Waszej wytrwałości i miłości znów jest pięknym kotem i może cieszyć się życiem :-))
Powiem Ci, że "dzięki" tym przejściom, konieczności wielomiesięcznego leczenia, kolejnym powikłaniom, itd. przeszedłem niezłą szkołę. Przecież do tego czasu niewiele wiedziałem o kotach, a tu zaliczyłem taki intensywny "kurs", skłoniło mnie to do poszerzania wiedzy o wszystkim co związane z kotami, ich zdrowiem, rozwojem, psychiką.
UsuńHistoria pewnej miłości :) A macie jej tyle, że na jeszcze jednego kotka by wystarczyło;)
OdpowiedzUsuńNapisałeś znowu tak pięknie, że brak mi słów! Pozostaje tylko żałować dwóch rzeczy: że nie zabrałeś Mefisto od razu ze schroniska i że .... masz tylko jednego kota!
OdpowiedzUsuń:-)
Jak wiesz pracujemy nad dokoceniem, ale znów na drodze stanęło kilka przeszkód. Odwleka się to i odwleka, ale kiedyś w końcu nastąpi. Pragnę uratować kolejnego łobuza a i Mefisto potrzebuje towarzystwa. Taak... to bardzo towarzyski kocur... dzisiaj goniliśmy kunę po podwórzu :) Latałem na końcu smyczy jak chorągiewka :)
Usuń:-))) Gdyby na końcu smyczy była Lui, to bym uwierzyła:-)
UsuńŻe niby co? Że mordę mam jak telewizor? Że brzuchal jak balonik? Że z trudem odrywam się od ziemi i we wrotach mieszczę? Phiii :)
UsuńPiękna historia. Mefisto odnalazł u Was ciepły, szczęśliwy dom.
OdpowiedzUsuńZawsze mówię, że nie tylko my dajemy coś zwierzętom,
one dają nam znacznie więcej wrażliwość, lekcje pokory i wielkiej odpowiedzialności. Ale przede wszystkim
miłość, którą je obdarzymy wraca do nas z kilkukrotnie większą siłą.
Lunek, którego przygarnęliśmy zimą, ma bardzo podobną historię. I takie samo szczęśliwe zakończenie:)
Pozdrawiam Was ciepło.
Masz rację...
UsuńW pierwszym poście jaki napisałem, gdy założyłem tego bloga znalazło się takie zdanie:
"Bloga tego dedykuję Lui, która wprowadziła mnie w koci świat oraz Baldrickowi - kotu, który nauczył mnie miłości do siebie i całego kociego gatunku... Mam nadzieję, że dzięki Wam jestem lepszym człowiekiem..."
Aż strach pomyśleć co by się stało gdyby schronisko zwlekało jeszcze trochę...
OdpowiedzUsuńAle najważniejsze, że Mefisto trafił do Was i udało mu się wrócić do zdrowia! Życzymy wieeeeelu wspólnych lat, oczywiście bez żadnych chorób!! :))
Dziękujemy, zdrówko najważniejsze. Ta sierotka zawsze będzie chorowita i podatna na przeziębienia, ale odpukać w niemalowany drapak od jakiegoś czasu nic poważniejszego się nie przytrafiło.
UsuńZapomniałam dodać : Happy Birthday Mefisto! :)
OdpowiedzUsuńMefisto dużo zdrówka i wielu,wielu takich rocznic ze swoimi Dużymi życzą Kotyszki z amyszką :))
OdpowiedzUsuńDziękuję Wam wszystkim za życzenia dla Mefisto. Nie mogłem mu zrobić dziś prezentu takiego jak zaplanowałem, ale chyba wie, że... kocham go :)))))))
UsuńTaka mądra miłość to najlepszy prezent :))
OdpowiedzUsuń