Pirackich klimatów ciąg dalszy. Tym razem za sprawą jednookiego kota przybłędy, który upodobał sobie nasze zawadiackie towarzystwo. Poznaliśmy go podczas grudniowego spaceru z Mefisto i już od pierwszego spotkania zapałaliśmy do siebie sympatią co najmniej jakbyśmy wspólnie wypili beczkę rumu w portowej tawernie.
Namierzył go Mefisto, zwabiony pomiaukiwaniem dobiegającym spod samochodu.
Z naszych spacerowych relacji, wiecie już że Mefisto jest bardzo towarzyskim kocurem, który ma już spore grono znajomych kotów i psów w najbliższej okolicy. Przy pierwszych spotkaniach ze względów prestiżowych musi pokazać kto tu rządzi, pusząc się, strosząc ogon, wydając ostrzegawczy syk lub pomruk a czasem nawet przejechać pazurem po pyszczku nowo poznanego delikwenta. Tym razem, obyło się bez demonstracji siły, tak jakby spotkały się dwie bratnie dusze.
Po pierwszym obwąchiwaniu się nawzajem i wymianie kilku miauknięć jednooki przybłęda wyszedł spod samochodu i podążał za nami krok w krok.
Od tej pory, widujemy go codziennie. Stał się naszym stałym towarzyszem spacerów, truptając wszędzie tam gdzie my. Co ciekawe, pojawia się na naszym podwórku dokładnie o tej samej porze, o której spotkaliśmy się po raz pierwszy. Nie zawsze mogę dokładnie o tej godzinie wyjść na spacer - wtedy sąsiedzi pukają do mnie i informują, że pod drzwiami do klatki schodowej siedzi jakiś kotek i głośno miauczy. Zbiegam wtedy czym prędzej na podwórko przynosząc mu jakieś smakołyki. Gdy raz się spóźniłem na "umówione spotkanie" zastałem go siedzącego na oknie w tęsknym wyczekiwaniu...
Świetny kotek. Nazwałem go Kapitan Morgan na cześć znanego korsarza oraz... rumu, który ostatnio namiętnie popijam...
Długo walczyłem z myślą, by go przygarnąć. Zwyciężył rozsądek. Na trzeciego kota mnie po prostu nie stać. Pragnę zapewniać moim M&M'som jak najlepsze warunki i opiekę - Mefisto i Morfeusz wymagają i domagają się dużej uwagi i troski - na przygarnięciu go ucierpiała by cała trójka. Na decyzji zaważył też fakt, że popytałem tu i ówdzie i dowiedziałem się, że ten łobuziak "należy" już do jakiejś pani... Tyle, że gryzie mnie to, czy rzeczywiście jest ona odpowiedzialnym opiekunem dla Kapitana, który w nieznanych mi okolicznościach jedno oko już stracił a teraz błąka się po okolicy...