Wczoraj rano zawiozłem go do lecznicy gdzie przeszedł ponowne gruntowne badania. Nie obyło się bez lekkiej narkozy aby móc zrobić serię badań, rentgena i dokładnie obejrzeć wnętrze przewodów słuchowych.
Dobra wiadomość jest taka, że zmiany w prawym uszku jakby "przybladły" i nie wykazują cech nowotworowych, można powiedzieć, że w tej chwili są to już niewielkie zmiany zapalne możliwe do rychłego wyleczenia. Natomiast zła wiadomość dotyczy uszka lewego. Tutaj, bardzo głęboko występuje duża zmiana rozrostowa w typie polipu/brodawczaka, co najgorsze nieuszypołowana i związana ze ścianką przyśrodkową przewodu słuchowego. Usunięcie nowotworu z tak niefortunnie ulokowanego miejsca jest możliwe ale bardzo trudne, wymagałoby rozcięcia ucha na tyle "drastycznie", że istnieje zbyt duża obawa powikłań, komplikacji w gojeniu rany - bez gwarancji, że nowotwór mimo usunięcia nie zacznie rosnąć od nowa (nie ma tu możliwości wycięcia marginesu wokół guza) i nie zacznie zarastać czy wrastać w przewód słuchowy co prowadziłoby do konieczności całkowitego usunięcia tego przewodu. Nie możemy przeprowadzić badań histopatologicznych ponieważ miałby one sens tylko w przypadku wycięcia całego guza.
Po konsultacjach i badaniach, które przeprowadziłem w dwóch niezależnych lecznicach podjąłem decyzję o nie poddawaniu Piszczałka operacji. Przeanalizowałem dostępne możliwości i scenariusze i doszedłem do wniosku, że usunięcie polipa jest obarczone zbyt ryzykownymi konsekwencjami bez gwarancji powodzenia tych działań. Pójdziemy inną drogą. Piszczałka czeka kosztowne i długotrwałe leczenie mające na celu zatrzymanie rozrostu guza a nawet jego minimalizacja. Z moim weterynarzem opracowujemy teraz plan leczenia obejmujący nie tylko walkę z nowotworem ale również z innymi przypadłościami, które ujawniły się w trakcie badań, jak np. zmiany pozapalne okołoskrzelowe i w tkance śródmiąższowej płuc powodujące ataki kaszlu i duszności a wymagające antybiotykoterapii i/lub terapii sterydowej. Moim celem jest zapewnienie Piszczałkowi jak najdłuższego i komfortowego życia bez przysparzania mu cierpień a wierzę, że dzięki podjętym działaniom damy Piszczałkowi długie i szczęśliwe życie.
Wzorem moich innych podopiecznych zakładam Piszczałkowi swoją wirtualną kartę pacjenta. Jest to patent, dzięki któremu tutaj na blogu mam w jednym miejscu zebrane wszelkie informacje o chorobach, podjętym leczeniu i stosowanych medykamentach - co mogę zawsze sprawdzić gdziekolwiek jestem bez konieczności noszenia ze sobą papierowych książeczek, wydruków z wyników badań czy zdjęć rentgenowskich.
Piszczałek - karta pacjenta.
Imię: Piszczałek
Płeć: kocur
Rok urodzenia: 13.10.2012 (?)
Data adopcji: 13.10.2014
Rasa: europejska
Umaszczenie: bury pręgowany
13.10.2014 Zapalenie oskrzeli, świerzb uszny, zapalenie rogówki i spojówek. Leczenie w okresie od 13.10. do 23.10.2014. Odrobaczanie i odpchlanie. Waga: 3,85 kg
22.10.2014 Wykonano test na FIV/FeLV. Wynik ujemny. Waga: 3,60 kg
30.10.2014 Kastracja
30.10.2014 Obustronnie stwierdzono obecność zmian rozrostowych w formie polipu o zabarwieniu czarnym. Zlokalizowane dość głęboko w przewodzie słuchowym, trudne do usunięcia. Duże prawdopodobieństwo zmian złośliwych. Wstępna diagnoza: obustronny nowotwór przewodu słuchowego.
Przewód słuchowy lewy:
Przewód słuchowy prawy:
6.11.2014 Morfologia. Podwyższone: WBC (43,8), LYM (20,4), MON (1,9), GRA (21,5). Pozostałe znaczniki oraz profile wątrobowe, sercowe w normie. Waga: 3,70 kg.
12.11.2014 Otoskopia: W lewym przewodzie słuchowym duża zmiana rozrostowa w typie polipu/brodawczaka nieuszypułowana związana ze ścianką przyśrodkową przewodu słuchowego. W prawym przewodzie słuchowym drobne zmiany zapalne na ścianie przewodu.
RTG: Klatka piersiowa. Rozsiane zmiany naciekowe tkanki śródmiąższowej płuc i okołoskrzelowej (zmiany pozapalne po przejściu infekcji wirusowej) z miejscowymi obszarami nadpowietrznymi (typowe dla FAS). Waga: 3,6 kg.
Zalecenia:
- do ucha lewego: codziennie BeforeX z dexametazonem 1xdziennie na ok. 5 min. przed zastosowaniem Oridermyl. Ucho prawe: co drugi dzień Oridermyl.
- doustnie Immunodol 1 tabletka dziennie.
- w przypadku zaostrzenia objawów kaszlu i duszności antybiotykoterapia i/lub steryd.
Szczegółowy plan leczenia w trakcie opracowywania. Za miesiąc: kontrola uszu, morfologia, test FIP.
29.11.2014 Kontrola. Uszko lewe: guz zmniejszył się (jest bardziej płaski) - pojawił się prześwit. Zastrzyk: Dexafort. Zalecenia j.w., kontynuacja: Before X + Oridermyl. Waga: 4,15 kg.
Z prawym uszkiem jest już prawie bardzo dobrze:
Ucho prawe z dnia 10.12.2014:
Na powyższym zdjęciu mamy już niemal czysty przewód słuchowy z widoczną błoną bębenkową i znajdującą się za nią kosteczką słuchową (młoteczek?).
Leczenie przynosi efekty a guz w lewym uszku zmniejszył się o połowę:
Ucho lewe z dnia 10.12.2014:
Zdjęcie zostało wykonane przed czyszczeniem uszek - po oczyszczeniu guz wzbudził się i "napęczniał":
Wykonaliśmy też ponowne badanie rtg klatki piersiowej. Troszkę jakby się "przejaśnia" ale nadal występują zmiany na terenie płuc z przewagą nacieków śródmiąższowych (szczególnie w w płacie prawym) - zaś w lewym płacie płuc przewaga obszarów nadpowietrznych mogących dawać objawy astmy.
Morfologia: Hematokryt 27,8% (30-45), Leukocyty 19,97 tys/mm3 (5,5-19,5), Monocyty 6,6% (0-5).
Planowane:
10.01.2015 Morfologia, kontrola uszek
10.03.2015 rtg, kontrola uszek
czyli chemia?
OdpowiedzUsuńWszystko co będzie przyjmował jest jakby nie było chemią ale w rozumieniu zastosowania chemioterapii zdecydowanie nie będziemy stosować. Rodzi się plan by dać mu szansę komfortowego życia bez drastycznych środków czy to chirurgicznych czy chemicznych.
UsuńWydaje mi się to z oddali mądrą decyzją. Dobrze, że trafił na Ciebie.
OdpowiedzUsuńNajpierw przeczytałem, że to oddali mądrą decyzję :)
Usuń:) Przemek, a co z tymi maluchami? Dzieje się coś?
UsuńTak. Nie pisałem bo nie mam 100% pewności jaki będzie finał. Jest szansa, że trafią pod opiekę rzeszowskiej fundacji, która je przejmie do tymczasów. W międzyczasie zgłosiła się też do mnie jedna pani z Przeworska po jedną z tych małych kotek. Była już nawet ale akurat ta malota, którą chciała poszła się szwędać i po nocy nie można było jej znaleźć. Teresa, u której one koczują na balkonie odłowiła czarnulkę i ta pani ma jeszcze raz przyjechać. Nasze stowarzyszenie przemyskie "śpi" w tej sprawie. Dam znać bo tu tak do końca pewnych deklaracji nie mam.
UsuńWygląda na to, że dotknięcie Twojej ręki czyni cuda!
UsuńKotki, oprócz jednego, który gdzieś się szwędał zostały zaszczepione. Wkrótce będzie drugie szczepienie. Niestety tamta pani już nie przyjechała i nie odbiera telefonu ale a fundacja rzeszowska chce je wziąć pod opiekę. Chciałem je zawieść do Rzeszowa ale mój panzer się rozkraczył a obiecałem w tym pomóc Teresie to najwyżej jakoś się pociągiem poturlamy.
Usuńuważam, że podjąłeś słuszną decyzję... też bym tak postąpiła !
OdpowiedzUsuńgłaski Piszczałkowi
Tak, Przemek, w takiej sytuacji też tak bym zdecydowała.
UsuńCzas pokaże czy była właściwa ale analizuję to już przecież od tygodni tak, że głowa mi już puchnie i wybrałem najmniej inwazyjną drogę.
UsuńWiesz, jak jeszcze Cię coś jednak męczy zawsze możesz trzeciego weta się poradzić pokazując to co już masz z badań...
UsuńMyślę, że trzeci wet dodatkowo namiesza mi w głowie. Ważne będą ponowne badania, które zrobię za miesiąc a pokażą jak to wszystko się rozwija.
UsuńAle fotkę piszczalka że smakołykiem w pysiu pokażesz? :)
UsuńWypacaj go tam od nas :)
Oj też bym się biła z myślami co robić...
OdpowiedzUsuńCiężkie to strasznie.
Widziałam kiedyś kota, co miał wycięte uszka itd, co prawda nie słyszał, ale żył długo...
Myślę, że ważne jest, że jeśli czujesz, że ta decyzja w porozumieniami z wetem jest najlepsza to znaczy, że jest tą najlepszą.
Ściskam...
Joanna, Wiewióra: Każdy przypadek chorobowy jest indywidualny i tak należy go rozpatrywać. Ten jest trudny. Oczywiście taki zabieg nie jest niemożliwy ale odpowiedziałem sobie na pytanie jak koszmarne życie mógłbym zafundować Piszczałkowi chcą go w ten sposób ratować.
UsuńNie no wiadomo, wszystko w konsultacji z wetem. To wszystko to trudny temat jest, bo wiadomo, że jego życie będzie ze świadomością, że raczej nie będzie żył jak zdrowy kot - w sensie tak długo, no i ten wet...
UsuńAle wiadomo, jak jest taka sytuacja to lepsze zło, niż dac pod skalpel i różnie może być...
Choć ja myślę, że to tak jak z moim Aleksem jeśli idzie o ten kanał łzowy. Niby o operacji mówili, ale kurczę, człowiek się boi. A z drugiej strony nie rozwinęłam tematu czy nie byłoby mu łatwiej żyć z tym oczkiem.
Muszę się zmobilizować do tego weta drugiego.
Ehhh. Nie lubię wetów, tak jak lekarzy i dentystów. :3
Zmobilizuj się. Wiem, że wizyta czy to u weta czy u lekarza nie należy do najmilszych i najtańszych ale odwlekać nie ma co bo im później tym gorzej. Obyś trafiła na fachowca a nie tak jak mi pisałaś na naciągaczy i nieuków. PS Prosiłem Cię byś nie wspominał już nigdy dentysty bo na samą myśl paszcza mnie boli :)
UsuńNo u dentysty to mam postanowienie, że przegląd mi zrobi i już nie ma przebacz, a że to jakaś znajoma babci to ona w razie co ma numer jej i nie pozwolą mi nie pójść na wizytę :D
UsuńNo z tym Aleksijem to jest ten ból, że to nietykalskie, swoim życiem żyje nie domaga się jak inne dotknięcia choć małym palcem... I zpałać to to do veta to jest koszmar.
|A jak mi wyje w kontenerze to już w ogóle.
Proszęęęę, przeeeestaaań o dentyścieee! Auuaaa!
UsuńAleksiej to w takim razie taki drugi Piszczałek jeśli chodzi o odgłosy :)
Dobrze, że nie będzie miał chemioterapii. Mam nadzieję, że uda się chłopaka tak ustabilizować, żeby sobie żył spokojnie i bez ból.
OdpowiedzUsuńDzisiaj jeszcze raz skonsultowałem się z pierwszym wetem i on również potwierdził, że jest to decyzja, która pozwoli "przyzwoicie" Piszczałkowi żyć ile mu tam jest pisane. Oczywiście pod stałą kontrolą weterynaryjną i bieżącą obserwacją tego co w uszku.
UsuńDobrze że to nie ja muszę podejmować tak poważne decyzje.
OdpowiedzUsuńJednak jaką byś decyzję nie podjął to wierzę że słuszną .
Kciuki trzymamy za Piszczałka , niech jeszcze długo cieszy się życiem , bez bólu i cierpienia.
Głaski dla dzielnego pacjenta <3
Zgadzam się z amyszka1. Też trzymam kciuki za Piszczałka /MM
OdpowiedzUsuńDziękujemy Amyszko i MM. To będzie pacjent szczególnej troski ale zapewnię mu opiekę i leczenie, które nie będzie dla niego dokuczliwe. W tej chwili jeszcze kilka jego przypadłości z okresu bezdomności jest do podleczenia również tak by wzmocnić jego organizm i odporność. Teraz to już nawet nie jestem Ojczymatką zastępczą bo powinienem się u Sylwii zameldować :)
UsuńU Sylwi... tak już widzę minę Lui:) I zabijający wzrok:)
UsuńOooo, mogłyby by walczyć w kisielu :)
UsuńHa chciałbyś ....
UsuńPrzemek ja bym podała Piszczałkowi Bioimmunex, o którym już kiedyś pisałam.
O widzisz, wyleciało mi z głowy i zakupiłem mu Immunodol. W zasadzie skład i działanie oba mają takie same tylko lepiej jest tą kapsułkę dosypać do karmy bo Piszczałek wypluwa tabletki jak mu Sylwia podaje.
UsuńJa moim paszczę zamykam z tabletką i głaszczę po gardziołku :)
UsuńJa też nie mam problemu z tabletkami ale nie będę codziennie koczował u "obcej" kobity ;)
UsuńJa Bioimmunex mieszam z mała ilością sosików, co Ci podesłałam kiedyś i Karbo wylizuje i nawet nie wie, że tam coś jest. Oczywiście pod warunkiem, że nie będzie to nic gorzkiego....
UsuńNie odbierzcie, że się mądrzę. Ja po prostu musiałam wszystko posprawdzać, porównać ze względu na Maćka...
UsuńA że mam to w głowie, to może się komuś przyda i zaoszczędzi czasu:
Jeśli chodzi o preparaty zawierające beta glukan to dla mnie:
Immunodol odpada (w mailu napisałam dlaczego, tu nie piszę, bo jeszcze producent zajrzy ;-)
Te dwa są najlepsze ze względu na skład:
Vetomune - skład: beta glukan 80 mg, HMB - 25 mg
Tu jest dobrze wyjaśnione, co to jest HMB:
http://zooapteka.pl/vetomune-60-kaps-p-2952.html
Forma - kapsułki twist off.
Scanomune - skład: beta glukan 20 mg (wg producenta bardzo czysty chemicznie, dlatego preparat jest drogi).
Do niedawna beta glukan w Scanomune pochodził jak we wszystkich ww. preparatach z drożdży, teraz zmieniono - jest to wyciąg z grzybów.
Forma - kapsułki "zwyczajne".
Aha, i beta glukanu się nie przedawkuje.
UsuńDzięki Sowa za info. Wiesz, że nie działam hop siup więc posprawdzam i zweryfikuję. A każda informacja i wiedza jest cenna.
UsuńTrudna decyzja, ale wydaje sie byc najlepsza, bo operacja niesie za soba zbyt duze ryzyko i koniecznosc bolu i cierpienia, bez gwarancji pelnego wyleczenia. Bedziemy kibicowac Piszczalkowi, a jak trzeba, to i wesprzemy.
OdpowiedzUsuńTrzymamy kciuki i lapecki. ♥
O, to to. Po to powstaje Skarpeta.
UsuńWasze wsparcie pozwoliło mi opłacić jego dotychczasowe leczenie, testy, morfologie, rentgeny, lekarstwa, zastrzyki, jedzonko itd. To jest wielkie odciążenie, za które jestem niezmiernie wdzięczny i kuźwa po prostu wzruszony!
UsuńPodac Ci chusteczkie? :)
UsuńPrzemek, jeszcze paka od nas poszła, więc uzbrój się w jakąś oczodołową wersję śliniaczka w sensie łzownika :)
UsuńW rękaw się wysmarkam :)
UsuńAha! I nie ma już zalewu spamu! Ani jednego od kilku tygodni nie dostałam. Wyłącz to cholerstwo w cholerę!
OdpowiedzUsuńRzeczywiście spamu jakby ubyło ale blogger nie raz nas jeszcze czymś uraczy. A co mam wyłączyć?
UsuńWeryfikacje obrazkowa!
UsuńKoniecznie kuzwa to wylacz mnie tez doprowadza do szalu ! No:)
UsuńO tak.
UsuńZapomniałem, że go w ogóle kiedyś uruchomiłem. Już wyłączam, mam nadzieję, że nie zaleje mnie spam.
UsuńAcha, znalazłem źródło błędu jeśli chodzi o wyświetlanie zdjęć w lightboxie. Dopisałem do poprzedniego posta ale nie każdy widział.
Po wyedytowaniu kodu html nowego wpisu okazało się, że blogger z niewiadomego powodu adresy zdjęć automatycznie dodaje teraz z początkiem "https" zamiast "http". W starszych wpisach jest poprawnie. Aby zdjęcia wyświetlały się poprawnie w lightboxie trzeba ręcznie poprawić każdą linijkę gdzie jest adres zdjęcia w kodzie źródłowym danego wpisu!!!
Aż tak? o boże, to ja chyba poczekam aż im się naprawi...
UsuńW prawym uszku przybladły, może dzięki domowemu życiu i miłości dużych i w lewym jakoś się cofną?
OdpowiedzUsuńIm więcej czytam o Twoich wizytach u weta tym bardziej się zastanawiam nad moimi... czy to ja aż taką ignorantką jestem (zapewne) czy mam mało dociekliwego (albo widzącego mój zazwyczaj pusty portfel) weta... Mój Mraś przyczołgał się do nas w wieku 2,5 lat, jest już z nami prawie 5 a ja o nim prawie nic nie wiem... poza tym, że ma przerwany rdzeń w okolicy lędźwiowej co wykazał RTG. Panicznie boi się owadów brzęczących, w piersiach mu dziwnie gra, śmiesznie grucha jak gołąbek ale to podobno normalne u kotów po przejściach. A, no i kastracja nie pomogła w znaczeniu terenu, mam w domu lamperię z kociego moczu :/ Robiłam testy i badania krwi, moczu i tyle. Zaczynam się wstydzić, że jestem tak mało dociekliwa :(
Olenko, może to wyświechtane ale prawdziwe: lepiej zapobiegać niż leczyć. Mnie śmierć Baldricka uświadomiła jakim byłem ignorantem w kocich sprawach. Wtedy postanowiłem, że moja odpowiedzialność za koty będzie podparta jak największą wiedzą o nich, ich budowie, rozwoju, chorobach, potrzebach i od tych kilku lat pogłębiam tą wiedzę czytając, szukając, dręcząc wetów pytaniami i uważnie obserwując każdego z moich podopiecznych. Mimo jakiejś tam wiedzy wielu rzeczy nie można przewidzieć czy uniknąć ale wielu można zapobiec czy zdążyć zanim jakieś choróbsko osiągnie nieodwracalne stadium.
UsuńPrzemek, spytaj weta, czy może taki preparat trzeba/można podać:
OdpowiedzUsuńhttp://www.vetfood.pl/pl/oferta/dla_kota/NTS_Immunactiv/
Dzięki za info. Popytam i sprawdzę jeszcze czy ten lub podobny preparat jest w wersji np. pasty bo Sylwia nie radzi sobie z podawaniem tabletek.
UsuńAcha, dzięki za maila. Posprawdzam i popytam o te medykamenty.
UsuńPrzemek, po przemyśleniu uważam, że za wcześnie (oby nigdy) na ten preparat.
UsuńZaraz napiszę wyżej nt. odpornościowych.
Mi o lizynie *coś tak brzmiącego z nazwy) mówiły wet. Musze moim w końcu zamówić i dać do poporcjowania, ale najpierw sprawdzę tego drugiego weta. Bo w sumie mi rude nie chorują jakoś często. Aleksowi się raz na rok zdarzyło, ale po przeprowadzce więc stres, Amber się szlajał nie wiadomo ile, i też mu coś gra, więc czeka mnie obszerna wizyta (poza Aimee i Mefem, bo oni chorują co najwyżej na jakieś fiksum ;) )
OdpowiedzUsuńLizyna to głównie w przypadku kataru kociego.
OdpowiedzUsuńWet nam o tym powiedział, po tym jak usłyszał że 5 letni kot miał koci katar jak był maluteńki, ale byłam z nim u nich z przeziębieniem (Alex jest nietykalny, a lubi spać na parapecie). A Alex (jak i Jaguar i Mef) miały koci katar nim skończyły rok, a później po przeprowadzce z Łodzi pod Lublin, dostały małego nawrotu, ale ze stresu. I od tamtej pory spokój. Dlatego się zdziwiłam nieco.
UsuńJak gra coś w piersiach to samo nie przejdzie a może doprowadzić np. do astmy. Koniecznie RTG klatki piersiowej. Mefisto też długo miał szmery po przebytych infekcjach z okresu schroniska, pomogła terapia antybiotykowa i sterydowa oraz mój magiczny inhalator.
OdpowiedzUsuńDo tego nowego je wezmę, tylko musze się na transport zmówić, bo jak już brać to trzy na pewno.
UsuńTak, najlepiej całe towarzystwo przebadać i ewentualnie zaaplikować to co poradzi wet.
Usuń