czwartek, 17 listopada 2011

Pierwsze koty za płoty...

Mr Baldrick powoli, baaaardzo powoli zaczął akceptować Mefisto. Początki nie były łatwe, Mr Baldrick był obrażony na cały świat, a szczególnie na nas, za to, że przygarnęliśmy obcego. "Jak to! Jam jest pan i władca tego domu - wy tylko spłacacie za niego kredyt! A teraz ten przybłęda, jakiś Zbyszko z Sierocińca, pląta się po moim terytorium???".

Wprawdzie obyło się bez większej walki, co więcej Mr Baldrick na dzień dobry dostał "z liścia" od młodego i mocno spochmurchniał, ale za to "odwdzięczył się" nam generalnym fochem i smierdzącą niespodzianką w naszym łóżku. Za to ma dożywotni zakaz wstępu do naszej sypialni, co zostało uwiarygodnione "rozmową" dyscyplinującą z Panem Kapciem.

Mefisto na wstępie zaanektował domek Baldricka, którym ten do tej pory raczej gardził i omijał, jednak Baldrick zreflektował się, że utrata tak przytulnej siedziby jest ambicjonalnie naganna, więc przeprowadził akcję odwetową, przyłączając znów to siedliszcze do macierzy. Teraz przebywa w nim niemal nieustannie, śpiąc tam, obserwując teren i knując szczwane plany.

Od trzech dni zawiązuje się powoli jakaś więź między kocurami. Mefisto prowokuje Baldricka do zabawy, ganiają się po mieszkaniu (czemuż na bogów zawsze bladym świtem!!!) tupiąc jak horda obutych w glany statanowców na koncercie grającej smiertnyj mietal grupy. Zabawa przeważnie kończy się tym, że Mefisto ładuje z liścia Baldrickowi, który ma wtedy minę pt. "Idź pan do xxx... (koci wulgaryzm) z takim koci-łapci!".


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz