Parapetówa...
Na nic misternie godzinami budowane przeze mnie domki i legowiska. Nasze kocury odkryły istotę przyokiennej parapetowości usilnie przepychając swe dupale przez moją kolekcję kaktusów. Nie mam sumienia przeganiać ich stamtąd, widząc jaką frajdę sprawia im obserwowanie świateł przejeżdżających samochodów, poruszających się na wietrze liści drzew, zdążających do i z pracy ludzkich zombiaków czy obsrywających wszystko gawronów. Śpią tam, spoglądają na świat i gdyby nie posiłki czy konieczność wykreowania kupala, to wogóle by się stamtąd nie ruszały. Jako, że mam tylko dwa okna, to połowa mych dumnych kaktusów tak pieczołowicie hodowanych przez lata wylądowała na korytarzu i ławie w dużym pokoju. Echhhhh....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz