Zauważyłem, że w moje tegoroczne wpisy na blogu wkrada się często albo utyskiwanie na psotną pogodę albo tłumaczenie powodów mej małej blogowej aktywności. Czyżby taki miał być cały rok? Bez energii, beznadziejnie mało ambitny, z marnymi szansami na poprawę sytuacji materialnej i samopoczucia, z depresyjnym poczucie nijakości?
Hmm... Może by jakoś zakamuflować tą słowną monotonię i przy kolejnych opisach takiego stanu rzeczy, np. zamiast złościć się na brzydką pogodę używać zamienników w stylu "mój akordeon przecieka i znów jest pełen węgorzy" albo tłumacząc się z małej blogowej aktywności spowodowanej nadmiarem pracy, obowiązków lub po prostu niemocą napisać, że "próbowałem odcedzić makaron, ale ktoś mi w durszlaku słomą dziury pozatykał"...
Podczas tego nieszczęsnego urlopu, zdarzały się krótkie chwile, w których nie padało, czy też idąc tropem wspomnianych zamienników akordeon akurat nie przeciekał, bo wyjąłem słomę z durszlaka i zatkałem w instrumencie dziury (wypuszczając wcześniej węgorze). Pomiędzy jednym opadem a drugim staraliśmy się uprawiać to co moje kocurki lubią najbardziej, czyli choćby najkrótsze spacerki. Poniżej kilka migawek spacerowych.
Na początek, Morfeuszek. Niewiele tych zdjęć z jego udziałem. Jako, że wciąż jest dość wątłego zdrowia, nie zabieram go w chłodniejsze czy mokre dni na zewnątrz. Poza tym, dość niemiła przygoda z durnym psem jeszcze durniejszego sąsiada (o której wspominałem w poprzednich postach) spowodowała, że kocurek znów jest strachliwy i płoszy się na spacerze, gdy słyszy czyjeś tupanie. Pędzi wtedy do domu i drepcze pod drzwiami, by go czym prędzej wpuścić do środka.
Dla Mefisto zaś nie ma żadnych przeszkód, upał czy słota, pies czy hołota - spacer obowiązkowo musi się odbyć.
Przynajmniej ciemne chmurzyska przepędziły dzieciarnię z placu zabaw i wreszcie można było skorzystać z drabinek, ślizgawki i innych "drapaków"...
A oto... marzenie każdego kota... super wypasiona kuweta :))))
Ponuro, to i sennie kotom i człekom troszkę. A do tego mokre łapki - lepiej przeczekać na ławeczce, aż trawa wyschnie...
Chyba, że na horyzoncie pojawi się jakaś kocia lafirynda... Twardziela trzeba poudawać, w ramach zapoznania romantycznie tyłek obwąchać...
Niestety, chmury znów przykryły niebo, burzę zwiastując. Czas wracać do domu... A tam, moje kaktusy, które podobnie jak Mefisto wykazują się niezłomnością i bez względu na pogodę czy porę roku, pięknie sobie zakwitają...
... lub przywdziewają moherowe fryzurki...
A tak wyglądał wczoraj Przemyśl po deszczu...
U nas trzeci dzien bez deszczu, az glupio, bo czlowiek sie juz przyzwyczail do tej kapaniny. Kirunia tylko profituje, bo spacery moga byc dlugie i futerko nie moknie.
OdpowiedzUsuńNo i patrz Pani, Polakowi to zawsze klęska urodzaju albo nieurodzaju :) Oj, o mokre futro to Mefisto podejrzewa mnie, że na niego pluję czy jak?
UsuńNiesamowite te kociaki.. i tak fajnie na smyczy spacerują, ja próbuje powoli moje przyzwyczajać(bo na razie tylko jak do PL żeśmy jeździli to na smyczy były) ale jakoś im się kurcze nie podoba od razu na plecy się kładą i trupa udają:D:D he he. A co do pogody do masakra. Całe Niemcy zalane, a tam gdzie ja mieszkam to powodzie są:/ Na szczęście ja jeszcze nie pływam w wodzie. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńHah, niektóre koty tak mają i nic na to nie poradzisz, zaprze się, dywanik poudaje i nie ruszy się na spacerze :) Spróbuj wyjść z nimi o jakiejś spokojnej porze, gdzie nie ma ludzi, blisko domu ale tak by była jakaś trawka, krzaczki - koty instynktownie potrzebują mieć w zasięgu wzroku takie miejsca, w których mogą się ukryć.
UsuńA co do zalanych Niemców... a dobrze tak Germańskim najeźdźcom :)))
Faktycznie ponurawo...Dobrze, że rozświetliłeś ten post kocurkami, kaktusami i Lui, bo oni Cię najwyraźniej nie zawodzą, kochają, wspierają i rozweselają. :)
OdpowiedzUsuńCzemu te drzewka takie pochylone? Taka fala była? Czy wichura?
To prawda, są takie moje trzy promyczki... a czasem piorunki :)
UsuńTe drzewka kłaniają się jak idę do pracy :) A tak poważnie, to przechyliła ich wczorajsza zlewa, grad i wichura. Fala też była mocna, miejscami na ulicach w samochodach tablice rejestracyjne zrywało. A ja dzisiaj idąc do pracy przemokłem aż do slipów mimo, że miałem parasol. Mało komfortowo mi się 8 godzin w biurze siedziało :)
Wyobrażam sobie! :)
UsuńOby pogoda wróciła i optymizm :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z też zalanego Dolnego Śląska .
Hah, nic tylko się samemu zalać :) Za dwa dni mam 8 rocznicę mego szczęśliwego rozwodu to i celebrować zamierzam.
UsuńNo proszę , znowu coś nowego się dowiedziałam ;)
UsuńTo jest niezły powód do świętowania :-))
Oj, tam, oj tam..., a ja uważam, że pogoda to tylko wymówka dla lenistwa ;P. Wiem, bo sama jej (nad)używam. Przemyśl po deszczu wygląda strasznie.
OdpowiedzUsuńHah, człek zawsze znajdzie wymówkę na wszystko, to prawda.
UsuńKurcze, poza ulewami, burzami, wichurami i gradobiciem, w ciągu ostatnich tygodni nastąpiło u nas jakieś dziwne zjawisko. Wszystkie samochody zostały pokryte żółtym pyłem - efekt burzy piaskowej... nad Saharą.
No to miłego celebrowania ;-)
OdpowiedzUsuńU mnie cały czas słoneczko, chociaż chłodno ... współczuję Wam tych kałuż gigantów i przez to mniejszej ilosci spacerków.
Pozdrawiamy :-))
@Alison i Amyszka: Celebruję co roku to szczęśliwe wydarzenie. Mam nawet na to swoją nazwę. Tak się składa, że dziś przypada też rocznica lądowania aliantów w Normandii. Ale ja obchodzę swój D-Day - kryptonim ten rozszyfrowuję po swojemu, jako: Divorce Day a hasło jakie mu przyświeca to: "Happy happy D-Day to all divorced people!"
UsuńZaglądnijcie na forum Planety Ptaków. Niedługo rusza konkurs z nagrodami dla kotów. www.planetaptakow.pl/forum
OdpowiedzUsuńHah, trochę dziwne, że konkurs dla kotów jest na stronie poświęconej ptakom... chyba, że jako nagroda dla kota to średnio wysmażony ptaszek :)
UsuńStraszna pogoda w PL:( U mnie nie leje, ale i tak jest brzydko. Zimno i szaro...aż się zabrałam za wyplatanie wiosennych bransoletek na rozgrzewkę:)
OdpowiedzUsuńhaha...świetne to foto z super wypasioną kuwetą:D
Pozdrawiamy z Panną Miau i życzymy optymizmu!:))
Ponoć idzie ocieplenie, ale u nas to wygląda to tak, że pół dnia jest skwar i duszno, że się słabo robi a po paru godzinach ulewa albo burza.
UsuńHah, dzięki za życzenia optymizmu. Ja jestem optymistą... tylko ostrożnym, czyli jak patrzę na szklankę do połowy napełnioną to nie zastanawiam się, czy jest do połowy pełna czy do połowy pusta... tylko mam obawy, czy aby w tej połowie na pewno jest jakiś alkohol :) Pozdrawiam serdecznie!