czwartek, 8 maja 2014

Spacery z Kapitanem Morganem cz.3

Nie wiem jak spędziliście długi weekend - zapewne jak większość sympatycznie. Ja i moi współpracownicy przez te cztery dni byliśmy w pracy, niemal całodobowo każdego dnia. Choć to dla nas nie pierwszyzna, jesteśmy zmęczeni, sfrustrowani, niewyspani. Od poniedziałkowego poranka zaczął się normalny tygodniowy kierat a i szykują się kolejne pracowite weekendy. O urlopie pewnie znów mogę zapomnieć lub jak co roku zaledwie wziąć kilka dni wolnych... w zimie. Z powodu charakteru mojej pracy ale też zmiennej i kapryśnej pogody nasze spacery z kotami są ostatnio bardzo nieregularne (podobnie jak wpisy na moim blogu).

Bez względu jednak na aurę, Mefisto i Morfeusz wydzierają się pod drzwiami paszczowo domagając się spacerów, a gdy już na nie wyjdziemy obowiązkowo towarzyszy nam Kapitan Morgan...


...jak zwykle totalnie wyluzowany i swobodny w naszym towarzystwie :)


Poniżej garść zaległych fotek spacerowych z udziałem naszego przyjaciela luzaka:













PS Dzisiejsza fotogaleria spacerowa miała być bez komentarza ale nerw mnie ruszył bo szykuje się kolejna kosa z sąsiadami... Ponoć ktoś tam wdepnął w kocią kupę. Z pewnością zadam im pytanie, czy widzieli wypróżniającego się... psa. Oczywiście, setki razy każdy z nas widział taki obrazek: srający pies na podwórku, na ulicy, na chodniku, schodach, skwerku - często nawet w asyście swego ludzkiego opiekuna. Nie sądzę jednak, czy ktokolwiek z nich widział chociaż raz załatwiającego w naturze swe potrzeby fizjologiczne kota. Kot nie "skasztani się" na otwartej przestrzeni, jeśli tylko ma taką możliwość to szuka miejsc odosobnionych, spokojnych i bezpiecznych a na pewno takich, gdzie mógłby zakopać swe odchody a nie zostawić je na publicznym widoku. A tak przy okazji chciałbym zapytać dlaczego takie niemilce wypowiadają się na temat porządku na podwórku. To nie kot zostawia porozrzucane reklamówki, papiery, opakowania po czipsach, butelki, chusteczki... a nawet kotlety! Sąsiadce, która przekazała mi "ostrzeżenie" wskazałem leżące zaledwie kilka kroków od nas kotlety schabowe, które chyba nikomu przez przypadek nie wyskoczyły z patelni na podwórko?


21 komentarzy:

  1. Co za NARUT! Bo trudno to nazwac narodem. :)))
    Usiluje Bulke przyzwyczajac do szelek, na razie mi nie wychodzi, bo Bulka dostaje hyzia w szelkach ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam na twoim blogu wpis o Bułeczce w szelkach :). Faktycznie trochę pobudzona. Ale w sumie nie ma co się dziwić, kot przecież nie wie, po co ta uprząż i stara się jej pozbyć.
      Czytałaś to?:
      http://jakwytresowackota.blogspot.com/2014/03/poradnik-spacerowy-cz-iii-idziemy-na.html
      Powodzenia w nauce :)

      Usuń
    2. Przeczytalam, kilku nowych rzeczy sie przy tym dowiedzialam. Dzieki, Arnor :)

      Usuń
    3. Cieszę się że się przydało :).

      Usuń
    4. Nie każdego kota da się przyuczyć do szelek. Są i takie, które panicznie boją się w ogóle wyjść na dwór. Nic na siłę, to ma być dla kota przyjemność. Mój Morfeuszek też do odważnych nie należy - z jednej strony bardzo chce wyjść na spacer ale często jest tak, że czmycha do domu gdy tylko czegoś się wystraszy, najczęściej dzieciarni i hałasu. Może to jakaś trauma z czasów gdy był bezdomny.

      Usuń
    5. "Nic na siłę" to podstawowa zasada przy uczeniu kota czegokolwiek, więc i w tym przypadku całkowicie się zgadzam. :)
      Ale z drugiej strony myślę, że warto postarać się aby nieśmiały kot przezwyciężył swój strach i co jakiś czas przebywał na świeżym powietrzu. Widzę jak bardzo moja kota cieszy się ze spacerków, mimo że wychowywała się w zupełnie innych warunkach, najprawdopodobniej w mieszkaniu, a potem ktoś ją wyrzucił. Później znowu była kotem niewychodzącym i mimo że ma takie złe przeżycia związane ze światem zewnętrznym, to po krótkim czasie polubiła spacery. Może dlatego, że byłam wtedy przy niej? to zupełnie co innego, niż gdyby kot miał sam chodzić.
      Na pewno dużo łatwiej jest kiedy mieszka się w spokojnej okolicy albo ma się własny ogródek. Wtedy jest więcej możliwości, a na pierwszych spacerach nie ma takiego ryzyka, że kot się czegoś bardzo przestraszy.
      Ogólnie rzecz biorąc to warto kota wyprowadzać - nawet strachliwego. Bardzo dużo na tym zyskuje. A może i trochę się ośmiela?

      Usuń
  2. Świetne zdjęcia. Morgan na pierwszym obrazku w prawym dolnym rogu wyszedł pięknie. No i to zdjęcie niżej jak siedzi - też fajne :D.

    Kotlety? kotlety wyrzucone na jakiś trawnik? O.o aż mi słów zabrakło. Powiem tylko tyle - ludzie są bardzo dziwni...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Morgan jest cudny i fotogeniczny. Ja najbardziej lubię te jego wyluzowane fotki gdzie tak sobie beztrosko i bezstresowo siedzi w naszym towarzystwie.
      2. Tak, kotlety. Idealna pożywka dla szczurów, które przełażą do nas z terenu przyległej jednostki wojskowej. Ciekawy jestem czy byłoby im tak wszystko jedno gdyby takiego kotleta wpakowało do buzi któreś z ich dzieci.

      Usuń
    2. 2. wyobraziłam to sobie ... bleee!
      kotlety już zniknęły, czy dalej leżą?

      Usuń
    3. Zniknęły... ale pojawiła się podrzucona pod moje auto reklamówka z butami... damskimi. Hmm... wiem, że telewizja pierze mózg ale nie każdy facet z brodą ma być od razu Conchitą :)

      Usuń
  3. To co to była za wielka kupa? Z kota olbrzyma ? W kocią kupę nie da się wdepnąć, kocia kupa może jedynie przykleić się da buta !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypuszczam, że to wymysł żeby mieć pretekst do zmuszenia nas do dokarmiania Morgana (z czego oczywiście nigdy nie zrezygnuję) .

      Usuń
  4. Wydaje mi się, że z tak "sympatycznym" sąsiedztwem Morgan nie jest bezpieczny... a swoją drogą trzeba się faktycznie mocno postarać, żeby wdepnąć (a najpierw znaleźć) w kocią kupę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Tego się właśnie obawiam. Tym bardziej, że to bardzo ufny i towarzyski kotek, który nie będzie się spodziewał, że ktoś na naszym terenie może chcieć go skrzywdzić.
      2. Jeżeli to rzeczywiście była kocia kupa to nasuwa się pytanie kto i w jakim celu przedzierał się przez jakieś krzaki albo właził pod choinkę żeby móc w nią wdepnąć.

      Usuń
  5. "Jak się chce uderzyć psa (kota?), to kij się zawsze znajdzie." Ludzie wymyślają tak bezsensowne oskarżenia, że to się w głowie nie mieści! "Domowy" kot, wychodzący na smyczy, na ogół nie załatwia się na dworze, a dzikie - wiadomo, napisałeś. Osobiście widywałam więcej ludzkich kup (o psich nie wspominając). Kocich jakoś sobie nie przypominam. Szkoda, że delikwent w ludzką nie wdepnął.

    OdpowiedzUsuń
  6. Uroczy jednooki zbój a z Mefistusia to rzeczywiście kawał byka ;) do tych durnych sąsiadów to szkoda słów ale na przybłędę trzeba uważać żeby go nie skrzywdzili. pozdarwiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pirata nie da się nie kochać. Mam na niego oko ale nie mogę go monitorować 24/h. Wierzę, że nic mu nie będzie. Obserwuję go i widzę, że szuka ciepła i towarzystwa ale z drugiej strony lubi takie życie włóczęgi.

      Usuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mieszkam kątem u 12 kotów - 4 z nich to koty wychodzące. Nie, nie jestem szczęsliwą posiadaczką domu z ogrodem, żyję w mieszkaniu w bloku - na szczęście osiedle jest ciche, spokojne i ...przyjazne kotom, co chyba najbardziej mnie cieszy:) Inna sprawa, że gdy ludzie słyszą, ze wychodząca czwórka to wierzchołek góry lodowej, bo w sumie jest ich 3 razy tyle, to troche dziwnie na mnie patrzą, ale przyznam, ze mam to TAM ;) Jeśli Twoja urocza sąsiadka będzie się czepiac, to powołaj sie na ustawę o ochronie zwierzą, która mówi, że koty wolnożyjące są ważnym elementem ekosystemu miejskiego i bez nich nie poradzilibyśmy sobie z gryzoniami i dlatego człowiek ma obowiązek im pomagać. Inna sprawa, ze kotu powinno znaleźć się jakieś bezpieczne lokum, zanim durny babsztyl nie zrobi czegoś głupiego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Kociarko. Jeśli chodzi o sąsiedztwo czy ludzi w ogóle, to ciągle mam naiwną być może wiarę, że oni nie są tak do końca źli, tylko nieuświadomieni. Tyle, że niewiedza, ignorancja czy małostkowość nie jest żadnym wytłumaczeniem. Sąsiedzi podczytują tego bloga i wpisy na ich temat wywołały powszechne oburzenie. Cóż, ten kto ma czyste sumienie nie powinien brać tego do siebie a pozostali zdobyć się na jakąś refleksję nad samym sobą. Walę prosto z mostu nie uprawiając jakiejś fałszywej poprawności politycznej, brudasa i bałaganiarza nie nazwę "dbającym o ład i porządek na terenie naszej wspólonoty w sposob alternatywny", o złodzieju moich kaktusów nie powiem, że jest "miłóśnikiem roślin, który zapewnił im lepsze lokum i warunki do kwitnięcia i rozwoju", itd. itp. To bardzo łatwo będąc w kółku adoracyjnym obmówić kogoś za plecami, narobić plotek, znaleźć wspólnego wroga byle tylko odwrócić uwagę od swoich ułomności i mieć poczucie wspaniałej jedności z podobnymi sobie. Tyle, że moje obserwacje są śmiesznie-gorzkie, bo ta ich wspólnota adoracyjna ułuda - za plecami sami sobie wbijają szpilki, to widać i słychać. Jedyne co ich jednoczy to wspólny wróg, my, nasze koty, pirat-przybłęda i inni sąsiedzi nie będący w jednym "klanie". Nie chcę prowadzić żadnej wojny, jestem dość zajętym człowiekiem, mam swoje obowiązki, pasje i problemy i gdy przychodzę do domu to chcę mieć spokój. Ale czasem czuję się jak bohater powieści Rolanda Topora "Chimeryczny lokator". Wierzę jednak, że część z moich sąsiadów sama przekona się jak się sprawy mają, że są nakręcani przez jedną bądź kilka osób, że są inne problemy niż te, którymi teraz się pożywiają. Warto oddzielić ziarno od plew.

      Usuń
    2. PS Pozdrowienia dla Ciebie i Twoich 12 apos... kotów :)

      Usuń