Pokazywanie postów oznaczonych etykietą nowotwór u kota. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą nowotwór u kota. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Trójca u weterynarza

Nie znam osoby, która lubiła by poniedziałki. Ja również za nimi nie przepadam ale ten dzisiejszy był i nadal jest wyjątkowo dla mnie ciężki bo dotyczy moich małych podopiecznych. Dziś do lecznicy trafiła Moira, Mefisto i Piszczałek... Moirę zabrałem rano na planowaną sterylizację, Piszczałka na otoskopię a Mefisiu trafił tam ponadplanowo i niestety z konieczności... ale po kolei...

Jak wiecie do sterylizacji Moiry szykowałem się od dłuższego czasu. Odczekałem do zakończenia pierwszej rujki ale nie zdążyłem przed drugą, którą dostała niemalże od razu po niej. Druga rujka uciszyła się i Moira kwalifikowała się by ją dzisiaj poddać sterylizacji. Nie mogłem dopasować jej żadnego kaftanika bo Moira jest taką kruszynką (niezmiennie waży 2,20 kg), że najmniejsze śpioszki czy dziecięce koszulki były dla niej za duże. Wykorzystałem więc swoją skarpetę, rozmiar 43, w której wyciąłem odpowiednie otwory na przednie i tylne łapki, otwór na głowę stanowi ta część skarpety ze ściągaczem a "wywietrznik dupny" powstał przez obcięcie przedniego czubka skarpety (tam gdzie jest zwężenie na palce)...

Wczoraj robiliśmy przymiarki oraz próbę generalną:






W lecznicy Moira obcowała transporter w transporterek a potem klatka w klatkę z Piszczałeczkiem, którego zabrałem na otoskopię uszek.


Brzusio Moiry po zabiegu wygląda tak:



Obserwacja uszek u Piszczałka dała obraz zadowalający. W obu jest prześwit, lewe nie wykazuje żadnych zmian nowotworowych a w prawym wycięty guz nie wznawia się. Badania będziemy powtarzać co jakiś czas by stale kontrolować sytuację.


To wielkie szczęście dla mnie, że w porę zabrałem go z ulicy, udało się go uratować, podleczyć i zapewnić dobry dom i opiekę. Gdy go obserwuję, to wiem że jest szczęśliwy i bardzo wdzięczny. To największy przytulak jakiego znam.

Poniżej zdjęcie z wczoraj: wyluzowany Piszczałek, wygrzewający się na balkonie w niedzielnym słoneczku...


Na koniec zostawiłem informacje o Mefisto bo ciężko mi o tym pisać...

Trzy tygodnie temu Mefisto przeszedł zabieg usunięcia guza na prawym ramieniu. Usunięto guz w całości wraz z częścią tkanki mięśniowej. Nad guzem właściwym rozpoznano nacieczenie - usunięto więc również ten fragment. Wycinek wysłałem do badania histopatologicznego.



Wyniki badań potwierdziły, że jest to ten sam typ nowotworu, którego guzy usuwaliśmy już dwukrotnie (w grudniu i styczniu) czyli włókniakomięsak (fibrosarcoma).


Niestety nowotwór dokonał kolejnych przerzutów. Główny guz umiejscowił się mniej więcej w połowie wewnętrznej strony łapki poniżej paszki w okolicy zgięcia łokciowego a następnie rozprzestrzenił się węzłami w górę w części ramieniowo-łopatkowej.


W piątek Mefisto został poddany operacji usunięcia 4 guzów (zabieg chirurgiczny + elektrokoagulacja). Wycięto spory obszar w części ramieniowo-łopatkowej. Konieczne było usunięcie warstwy mięśniowej, węzłów, podwiązanie naczyń...



To pierwsza operacja, po której Mefisto czuje się bardzo źle, jest obolały i ma trudności w poruszaniu się. Doszliśmy do punktu, w którym pozbyliśmy się nadziei i złudzeń, że leczenie i chirurgiczna ingerencja będzie w stanie powstrzymać rozprzestrzenianie się nowotworu. Mefisto cierpi... 

Pierwsza noc była bardzo ciężka. Biedak nie mógł sobie miejsca znaleźć i ułożyć się bo go tak bardzo bolało. Mimo silnych środków przeciwbólowych i zastrzyku z morfiny miauczał, syczał i warczał z bólu. 

W środku nocy wpełzł mi pod kołdrę ułożył się w zgięciu brzucha i ud, położył główkę na mojej dłoni i musiałem tak do rana wytrzymać bo gdy moja ręka cierpła to główka Mefisia opadała i płakał bo odczuwał silny ból.

Przez dwa następne dni było troszkę lepiej. Jeździłem z nim do lecznicy rano i wieczorem na zastrzyki przeciwbólowe. Muszę przyznać, że Mefisto jest twardzielem i po tym wszystkim co przeszedł wciąż jest w nim dużo siły i radości życia. Nawet Morfina nie była w stanie go otumanić i uśpić bo Mefisto przez cały weekend znosił sobie do wanny piłeczki, które podrzucał, turlał i odbijał jak szalony.


Niestety, ma tak duże ubytki w tkance mięśniowej po czterech operacjach a wskutek wielokrotnego szycia skóra jest mocno naprężona, że szwy dzisiaj pękły...




Gdy przed godziną odbierałem z lecznicy wybudzoną z narkozy po sterylizacji Moirę... zostawiłem tam Mefisto, który ponownie trafił na stół operacyjny. Chciałem tam z nim zostać ale musiałem zawieźć maleńką do domu by doszła do siebie po zabiegu...

Pisząc te słowa zerkam na Moirę, która zaczyna pomiaukiwać w transporterku, który ustawiłem obok siebie pilnując by nie zadławiła się wymiocinami i czekam na wieści od weterynarza... i proszę bogów niejedynych by Mefisto i tym razem się wybudził, bym mógł go przytulić i zadbać by ten czas, który mu pozostał był dla niego szczęśliwy i wyzbyty cierpień... Jeśli mógłbym sobie wybrać dzisiejszy prezent imieninowy to byłby to szczęśliwy powrót Mefisia do domu...


piątek, 13 lutego 2015

Mefisto i Piszczał - interludium weterynaryjne

Na czas rekonwalescencji Mefisto i Piszczałka zapowiedziałem serię luźniejszych wpisów. A jako, że pytacie często o ich stan i samopoczucie, stąd dzisiejsze interludium.

Mefisto. Rany po paszką Mefisto coraz lepiej się goją ale niestety są i takie, które kiepsko ziarninują. Mimo stosowania różnych środków nie następuje regeneracja ubytku w tkance a naskórek nie narasta.


Mefisto musi nosić kołnierz, z którego obecności jak się domyślacie nie jest szczęśliwy... 


Kołnierz zdejmuję mu jedynie na czas posiłków... ale wtedy ten spryciula czym prędzej czmycha w jakieś zakamarki, np. pod wannę lub do pudełka aby uniknąć ponownego założenia tej hrabiowskiej "kryzy" oraz by móc sobie nieskrępowanie rozlizać ranę. Karmienie Mefisto wygląda więc w ten sposób, że dostarczane jest do miejsca jego kryjówki...


Na jego rany stosowałem m.in. Oxycort, Rivanol, Chenidine i Alu Spray w różnych kombinacjach. Dziś zakupiłem jeszcze inny środek będący bezbiałkowym dializatem z krwi cieląt (Solcoseryl na skórę), którego stosowanie będzie wymagało założenie opatrunku (w przeciwieństwie do poprzednich, których skuteczność miał warunkować dostęp powietrza).

Zastanawiałem się jak założyć Mefisiowi opatrunek tak by go sobie nie zerwał. Postanowiłem wykorzystać dziecięce śpioszki, które przygotowałem dla Moiry gdy za jakiś czas poddana zostanie sterylizacji. Do roli testera kaftanika ochronnego został zaangażowany Morfeuszek aby na nim a nie na rannym i krwawiącym Mefisto wypracować najbardziej skuteczny i komfortowy dla kota sposób założenia i zapięcia.



Morfeuszek w tym kaftaniku wykonywał moon walk, chodząc do tyłu po całym mieszkaniu a Mefisto gorąco mu kibicował nie mając świadomości, że to on docelowo zostanie w nim zapięty. Dziś wieczorem będzie pierwsza próba kaftanika na Mefisiu...


Mefisto - aktualizacja wieczorna: Wydaje się, że akcja z kaftanikiem powiodła się. Mefisto jest trochę naburmuszony ale myślę, że się przekona, że kaftanik jest zdecydowanie bardziej wygodny niż kołnierz i pozwala na swobodniejsze poruszanie się, korzystanie z kuwety i jedzenie. Pracuję jeszcze nad jego udoskonaleniem poprzez zastosowanie podtrzymującej obróżki. Teraz obserwuję Mefisia czy nie rozpracuje kaftanika by dosięgnąć języczkiem do rany.




***

Piszczałek: Kilka dni temu ściągnęliśmy szwy z wnętrza przewodu słuchowego Piszczałka. To co widzicie na zdjęciu to duża nadżerka powstała po usunięciu nowotworu. Dość długo będzie się goiła ale to co najważniejsze przewód słuchowy jest czysty i nic w nim nie odrasta. Jak przebiega proces gojenia oraz czy nie nastąpią jakieś wznowy guza wykażą kolejne kontrole i otoskopia. Czekamy też na wynik badań histopatologicznych, które wykażą nam typ i charakter tego guza.


Piszczałek czuje się dobrze. Zaraz po wybudzeniu dał w lecznicy takiego czadu, że dostałem telefon, że jeśli mogę to bardzo proszą aby zabrać go do domu bo szaleje po klatce, wydziera się w niebo głosy... ale nie z bólu czy jakiejś krzywdy... tylko domagając się noszenia na rękach :)

***

Na koniec świeżutka i bardzo miła dla mnie informacja. W nocy wróciłem z gali Mobile Trends Awards, która odbyła się w Międzynarodowym Centrum Targowo-Kongresowym EXPO Kraków podczas Targów Rozwiązań i Technologii Mobilnych Mobile-IT. Nasza aplikacja „Przemyśl mobilny” wygrała w kategorii „Miasto z najlepszą stroną lub aplikacją mobilną”. 



Zwycięską statuetkę odbierałem razem z Bartkiem Mieleckim z firmy Amistad Mobile jako osoby odpowiedzialne za wdrożenie i realizację tego projektu. Zwycięzców wyłoniła kapituła konkursowa, w skład której wchodzili eksperci z branży mobilnej i IT. Już sama nominacja do ścisłego grona finalistów była dla nas dużym wyróżnieniem a docenienie naszej produkcji przez ekspertów sprawiło, że zwycięska statuetka MTA trafiła w nasze ręce. Miło bo aplikacja to takie moje dziecko, które dopieszczałem po nocach przez wiele miesięcy. 



czwartek, 11 grudnia 2014

Bracia w niedoli

Prowadzić kociego bloga jest prosto. Koty, swymi charakterami, temperamentem i pomysłowością co dzień dostarczają tematów na nowe wpisy. Wolałbym jednak aby pewne sfery kociego życia nigdy nie musiały się tutaj pojawiać. To był ciężki rok, który nawet jeszcze się nie skończył i bogowie niejedyni wiedzą jakie niespodzianki jeszcze przyniesie. Tragiczna śmierć Morgana, choróbska i przypadłości M&M'sów, przypadek Piszczałka, którego uratowaliśmy z ulicy, podleczyliśmy, postawiliśmy na nogi a chichot losu zesłał mu nowotwór ucha, z którym walczymy ale ze względu na ryzyko nie zdecydowaliśmy się usunąć.

Koty wzięte z ulicy lub schroniska obarczone są złymi i często bolesnymi doświadczeniami swego dotychczasowego podłego życia, które w większości przypadków zapewniła im okrutna istota zwana człowiekiem. Ich przeszłość często jest nam niewiadoma tak samo jak ich stan zdrowia, przebyte choroby czy urazy. Łączy ich jedno, są to "pacjenci" podwyższonego ryzyka a przewlekłość nie leczonych wcześniej chorób często pozostawia w ich organizmie, narządach i systemie odpornościowym ślad w postaci narażenia na szybsze zachorowania, przeziębienia i infekcje. Przykładem takich pacjentów specjalnej troski są Piszczałek i Mefisto, których obu zabrałem wczoraj do weterynarza. Piszczałkowi wykonałem ponowne badania krwi, rtg klatki piersiowej i otoskopię uszek a Mefisto, no cóż, dopisuje kolejne rozdziały do swej wielkiej księgi chorób (patrz: M.E.F.I.S.T.O. - Miaucząca Encyklopedia Futrzakowych Schorzeń Treściwie Opisana >>>)...

Jakiś czas temu wyczułem na jego piersi guzek. Nie jestem panikarzem ale w przypadku tak doświadczonego przez choroby Mefisto każda nieprawidłowość jest niepokojąca - tym bardziej, że kilka miesięcy temu poddaliśmy go zabiegowi usunięcia guza z policzka, który w badaniu mikroskopowym wykazał zmianę nowotworową o charakterze raka przypodstawnokomórkowego (Mefisto po zabiegu 1 >>>, Mefisto po zabiegu 2 >>>, Wyniki badań >>>).

Ze względu na jego miejscową złośliwość spodziewałem się ewentualnego odnowienia guza w okolicach policzka ale liczyłem, że nawet do tego nie dojdzie. Pojawienie się guza na piersi włączyło w mojej głowie lampkę alarmową. Obserwowałem jego zmienną dynamikę - guz powiększał się, malał by znowu się powiększyć, zmieniała się jego twardość i kształt. Istniała jakaś szansa, że jest to "zwykły" tłuszczak ale mając na względzie dotychczasowe przypadki Mefisto nie chcieliśmy ryzykować i podjęliśmy się zabiegu.



Wczoraj usunięto Mefisto guzek skóry o wielkości 6x4 mm, homoechogenny z cechami zapalnymi. Podczas przygotowań do zabiegu weterynarz zauważył jeszcze dwa guzki... Drugi usunięty o wielkości 5x8 mm był umiejscowiony podpowięziowo w tkance podskórnej, homoechogenny, mocno hyperechogenny (jak tkanka chrzęstna). Trzeciego ze względu na niebezpieczne położenie nie dało się usunąć... Możemy więc tu już mówić o chorobie nowotworowej, która może się dalej rozwijać. Wysłałem wycinki guzków do Katedry Anatomii Patologicznej do Lublina ale na wyniki przyjdzie nam poczekać co najmniej miesiąc...





Mam troszkę "lepsze" wieści dotyczące Piszczałka. Z prawym uszkiem jest już prawie dobrze:

Ucho prawe z dnia 30.10.2014:

Ucho prawe z dnia 10.12.2014:

Na powyższym zdjęciu mamy już niemal czysty przewód słuchowy z widoczną błoną bębenkową i znajdującą się za nią kosteczką słuchową (młoteczek?).

Leczenie przynosi efekty a guz w lewym uszku zmniejszył się o połowę co widać na poniższym zestawieniu: 


Ucho lewe z dnia 30.10.2014:

Ucho lewe z dnia 10.12.2014:

Zdjęcie zostało wykonane przed czyszczeniem uszek - po oczyszczeniu guz wzbudził się i "napęczniał": 


Kontynuujemy więc leczenie "magiczną miksturą" mego weta by guz w lewym uszku zmniejszył się jeszcze bardziej a żeby go nie podrażniać nie będziemy go ruszać czy czyścic przez jakiś czas.

Wykonaliśmy też ponowne badanie rtg klatki piersiowej. Troszkę jakby się "przejaśnia" ale nadal występują zmiany na terenie płuc z przewagą nacieków śródmiąższowych (szczególnie w w płacie prawym) - zaś w lewym płacie płuc przewaga obszarów nadpowietrznych mogących dawać objawy astmy. Morfologia wykazała u Piszczałka wciąż podwyższone leukocyty ale i tak znaczny ich spadek od poprzedniego badania - u Mefisto zaś na odwrót, leukocyty są nieco poniżej normy.

W głowie mi się kręci od tego wszystkiego. Nie wiem co będzie dalej z moimi podopiecznymi, jak to się wszystko potoczy, jaki będzie skutek leczenia ich obu, co przyniosą wyniki kolejnych badań, jak to ogarnąć finansowo, jak to wszystko interpretować, jakie najlepsze kroki podjąć, z czym przyjdzie się jeszcze zmierzyć...