Przerywam chwilowo tawernianą kwarantannę blogową bo temat ważny i pilny. Wprawdzie od kilku dni mamy polską złotą jesień z całkiem sympatycznym słoneczkiem ale nic nie powstrzyma nadchodzących zimnych i deszczowych a potem mroźnych i śnieżnych miesięcy. My i nasze udomowione koty zagrzejemy swe dupalki przy kaloryferku lub zagrzebiemy się pod kocykami ale dla bezdomnych czy wolno żyjących zwierząt nadchodzi trudny okres a chłód i mróz jak co roku zbierze swe okrutne żniwo.
Jak wiecie, jestem Ojczymatką dla trzech cudownych kotów, które wypielęgnowane, wypieszczone, zdrowo odżywiane i otoczone opieką żyją w najlepszych jakie mogłem dla nich stworzyć warunkach. Jak każde z Was, codziennie spotykam jednak jeszcze inne istoty, którym nie dane jest zaznać ciepła domu i miłości, porzucone, niechciane, często okaleczone i chore. Mimo moich skromnych możliwości nie potrafię przejść obok nich obojętnie, zawsze przystanę choć na chwilę, dotrzymam im towarzystwa, nakarmię ale wiem, że to zdecydowanie za mało. Owszem, wśród nich są i takie koty, które świetnie radzą sobie w środowisku miejskim, oprócz tego, że są dokarmiane przez przychylnych im ludzi, to potrafią też same o siebie zadbać, urządzając polowania i nocując w przyjaznych im miejscach. Grzechem byłoby wyrywanie ich z tego świata i udomowianie na siłę. Są jednak i takie, które zostały porzucone jak niepotrzebna rzecz, nieporadne, skrzywdzone, wystraszone po traumatycznych przejściach lub wręcz przeciwnie zbyt ufne a tym samym podatne na krzywdy, które mogą doznać od ludzi.
Chcę Wam dziś zaprezentować moją gromadkę ulicznych kotów, z którymi się przyjaźnię, z wiarą, że może któryś z nich znajdzie dzięki Wam dom zanim mrozy wyciągną po nie śmiertelne pazury lub spotka je krzywda od ludzi...
Łowca...
Przesympatyczny kot, który od kilku miesięcy biega po przemyskim rynku starego miasta. Jest wytrawnym łowcą, który nie przepuści żadnemu gołębiowi. Lubi mi siadać na kolanach, czasem też wskakuje na plecy skąd ma najlepszy widok na te "latające szczury miejskie".
Zbyszek Kieliszek...
Drugi z kotów rynkowych jest bliźniaczo podobny do Łowcy. Mają taką samą "fryzurę" i są podobnie towarzyscy. Początkowo myślałem, że to jeden i ten sam kot ale po bliższym zapoznaniu widzę występujące między nimi różnice. Przypuszczam, że są rodzeństwem. Jest to kot, którego poznałem w... pubie. Podszedł do mojego stolika, wskoczył na kolana i rozkosznie mrucząc towarzyszył mi przy paru kolejkach. Widzieliśmy się tak kilkukrotnie ale od jakiegoś czasu go nie spotykam.
Burasek Piszczałek...
To mój ulubieniec. Czeka na mnie codziennie rano pod kamienicą, w której mam biuro. Na mój widok wydaje donośne odgłosy paszczowe. Jest gadatliwy, miaucząco referuje mi swoje przygody lub żałośnie gani za moją nieobecność. Jest młody a po jego zachowaniu można wnosić, że ktoś się go po prostu pozbył. Jemu w pierwszej kolejności pragnę znaleźć dom bo okolica jest niebezpieczna a ściąłem się też z paniami, które go ciągle przeganiają ze skwerku, krzycząc na niego, tupiąc i próbując go kopnąć. Staram się go karmić będąc przy nim tak by nikt go nie skrzywdził ale zdarza się, że się mijamy i wtedy zostawiam mu jedzenie w miseczce, które niestety ciągle mi te panie wyrzucają. Jest mniej zaradny od Łowcy a przez to, że przyjazny i ufny to szczególnie podatny na skrzywdzenie.Rewiry Buraska i Łowcy częściowo się pokrywają i czasami dochodzi między nimi do bójek.
Rudasek...
To kot, teoretycznie posiadający jakichś opiekunów. Wspominam o nim bo należy do mojej przyszywanej gromadki "moich" kotów. To pieszczoch, który lubi jak się koło niego kładę na chodniku :)
Bengal...
To kot, który podobnie jak Burasek wymaga jak najszybszej adopcji.To jednoroczny kot z hodowli. Przebywa w nieodpowiednim domu ale nie będę tu wchodził w szczegóły. Jego tzw. "opiekunowie" chcą się go pozbyć. Jest zestresowany ale to piękny i miły kot, który potrzebuje ciepła i serdeczności.
PS Przyjęcie kolejnego kota do Tawerny jest poza moimi możliwościami a same dokarmianie przeze mnie tych cudownych istot to zdecydowanie za mało wobec zbliżających się zimnych miesięcy oraz okrucieństwa czy bezmyślności ludzi.
Aktualizacja!
16.10.2014. Miło mi poinformować, że Łowca znalazł dom. Zupełnie niezależnie ode mnie trafił do podprzemyskiej miejscowości Pikulice. Moja dobra koleżanka Gosia przekazała mi zdjęcia Łowcy w jego nowym domu Przy najbliższej okazji udam się tam do niego z wizytą:
Burasek Piszczałek przebywa teraz w lecznicy tak by trafił do kogoś kto zechce się nim zaopiekować całkiem zdrowy. Jest pod dobrą opieką weterynaryjną pana Barketa a leczenie go z typowych dla bezdomnych kotów przypadłości jest możliwe dzięki wsparciu Stowarzyszenia Ochrony Zwierząt "Nadzieja". Zostanie jeszcze wykastrowany a ja szykuję wyprawkę dla niego i jego przyszłego opiekuna.Odwiedzam go tam codziennie ale wciąż szukam dla niego domu.





23.10.2014 Odebraliśmy Piszczałka z lecznicy i odwieźliśmy do mojej koleżanki Sylwii, która zobowiązała się przygarnąć go tymczasowo... ale już teraz czuję, że zostanie u niej na stałe :) To ogromna radość bo ten przemiły kocurek zanim trafił na ulicę musiał być kiedyś udomowiony, potrafi korzystać z kuwety, ma również świetne rozeznanie do czego służy klamka u drzwi i okien :) Ludzcy domownicy już go polubili a i sympatyczna gromadka zwierząt Sylwii przyjęła go bez agresji. W nowym, ciepłym domu szybko stanie na nogi, będzie do końca wyleczony z jego przypadłości a w przyszłym tygodniu poddamy go sterylizacji.