Wciąż napawają go lękiem odgłosy miasta, przejeżdżające samochody a szczególnie hałaśliwi ludzie. Ciekawość jest jednak silniejsza od strachu i od jakiegoś czasu Morfeusz domaga się spacerów równie głośno jak Mefisto. Zacząłem więc częściej wychodzić z nim nie tylko późnym wieczorem, gdy gwar miasta jest lżejszy, ale również o innych porach. Do niczego go nie zmuszam, kocurek sam czatuje i jęczy pod drzwiami w przedpokoju lub sugestywnie rozkłada się na butach, jakby ponaglając mnie do wyjścia. Sam też potrafi przynieść mi smycz z szelkami do założenia, choć w jego przypadku zaprzęgnięcie go w to chomąto nie jest takie proste. Morfeusz ma zupełnie inną budowę ciała i kości niż Mefisto. Obaj oczywiście mają swoje własne i odpowiednio dopasowane szelki ale Morfeuszek jakoś dziwnie wysuwa i wygina łopatki, które wystają mu jak pokaźne skrzydła i muszę się trochę nagimnastykować by nie sprawić mu bólu przy zakładaniu "uprzęży".
Morfeusz zaczyna spacery od zwiedzania klatki schodowej, obwąchania drzewek w doniczkach, wycieraczek pod drzwiami i sprawdzenia widoków za oknami.
Morfeuszek coraz dzielniej drepta po podwórku ale chyba nigdy nie będzie tak wytrawnym wędrownikiem jak Mefisto. Gdy tylko czegoś się wystraszy, czmycha szybko do domu. Zdecydowanie woli poruszać się po parku miejskim, gdzie jest o dziwo spokojniej niż na naszym podwórku.
Z Mefisto już drugi rok wypuszczamy się na bliższe lub dalsze wyprawy. Zwiedziliśmy już kawał naszego miasta, w tym tak cudne miejsca jak Park Zamkowy czy Kopiec Tatarski. W tym roku jednak nasze spacery są jakby "nudniejsze" bo zawężone do najbliższej okolicy.
Jest jeszcze jeden powód. Zmiany. Nie lubimy zmian. Na terenie naszej wspólnoty co chwilę pojawia się coś nowego, a to ławka, a to huśtawka, a to trampolina. Dziś stoi w jednym miejscu by ktoś jutro doszedł do wniosku, że przestawi jakieś ustrojstwo w inne. Irytujące to bardzo ale jeszcze gorsze są te zmiany, które dewastują ulubione miejsca Mefisto.
Najpierw wycięto drzewo, które części naszej społeczności bardzo przeszkadzało, choć ja nie pojmuję jak mieszkając w betonowym mieście można likwidować coraz rzadsze okazy przyrody. Po wyciętym drzewie pozostał wystający pieniek, który bardzo upodobał sobie Mefisto - na każdym spacerze ostrząc sobie pazurki jak na drapaku.
Niedawno pieniek został zastąpiony przez jakiś $%#%#^$^!!! klombik. Może komuś się takie kwietniki, kwiatki, rabatki podobają... mnie tam jak na to patrzę brakuje, by wsadzić tam jeszcze figurkę Niepokalanej MB ze świecącą aureolą. Mefisto nie może przeboleć tamtego "drapaka" - teraz za każdym razem na spacerze smutno przygląda się temu czemuś co powstało na jego ulubionym pieńku. W ramach zemsty urządzimy sobie chyba tam... kuwetę.
Kilka dni później zniknął krzew róży, wykopano dół, różę połamano i pocięto a w jej miejsce zasadzono kolejne "cudo"...
Tak więc, patrolujemy razem nasze podwórko, by w razie kolejnych niefortunnych pomysłów sąsiadów, móc interweniować.
swietna fotorelacja, szkoda rzeczywiscie tych drzew i krzewow ktore sa zastapione przez wymysly glupich ludzi...
OdpowiedzUsuńSą tacy, którzy chętnie by wszystko wybetonowali. Nie wiem: wydaje im się, że to takie wielkomiejskie jak wszędzie jest beton?
UsuńOj, ja też nie lubię takich zmian. Boli mnie każde wycięte drzewo i nie dziwię się Tobie, ani Mefisto.
OdpowiedzUsuńFajnie na Was patrzeć. Wysmyraj kocurki za uszkami. :)
Wyznaję zasadę: drzewo za drzewo, czyli jeśli wycinasz to zasadź nowe. A kocurki wymiziane: chłodniej się jakoś zrobiło i bardziej garną się do pieszczot - nawet Hrabia Mefisto :)
Usuń:)))
OdpowiedzUsuńmy też musimy skontrolować każdy zaparkowany samochód, zaliczyć każdy murek, jednak miejscowe bezpańskie koty obchodzimy z daleka - są agresywne.
mnie też bardzo boli niszczenie przyrody, jednak hortensję najwyraźniej zasadził ktoś znający się na rzeczy, więc może był jakiś powód wycięcia róży? drzewo, jak widać, było w środku bardzo spróchniałe, więc decyzja o jego wycięciu może też nie była bezmyślna? ale faktycznie, szkoda kociego pieńka. tym bardziej, że kwietnik na jego miejscu poraża "urodą".
Lubimy spotykać inne zwierzęta ale mimo wszystko z bezpańskimi kotami czy psami trzeba uważać, bo nie wiadomo jakie licho czy choróbsko w nich siedzi.
UsuńCo do hortensji, ok, może się komuś podobać, ale to nie powód zniszczenia róży. Można było przecież zasadzić w innym miejscu. A drzewo: to co widzisz na zdjęciu to nie próchnica lecz ścinki i zadziory, które pozostały po siekierach i piłach. Próbowano je całkiem unicestwić ale to ponad stuletnie drzewo było z tak rozrośniętymi korzeniami, że pół parkingu trzeba by zdemolowac.
no to paskudnie!!:(
Usuńktoś, kto podjął decyzję o wycięciu tego drzewa nie powinien pozostać anonimowy. czy wiadomo, kto to?
ja, na szczęście, mieszkam w okolicy, w której jest mnóstwo zieleni, stare drzewa się pielęgnuje, nie wycina, i ciągle dosadzane są nowe rośliny.
Nasze polskie miasta zostały pocięte przez tereny wspólnot lokatorskich. Lubują się one w kwietniczkach, sratkach i rabatkach kosztem placów zabaw, miejsc parkingowych, ławeczek do siedzenia, itd. Stawiają szlabany by nie dajcie bogowie ktoś "obcy" nie przejechał przez "ich" drogę lub nie zaparkował na "ich" miejscu. Wszędzie porozstawiane tabliczki: zakaz wjazdu, zakaz parkowania, zakaz gry w piłkę, itd. Nie ma gdzie usiąść, zaparkować, pójść z dzieckiem, odpocząć. Ci miłośnicy badziewnych rabatek w jakiś schizofreniczny sposób uwzięli się na drzewa. Wyciąć, zniszczyć, zostawić goły beton i rabatki. Że niby im ptaki srają na samochody. Tak srają, bo taka ich natura. A srają na samochody bo tam są zaparkowane. Nie srały by na te samochody, gdyby zamiast tych rabatek były miejsca parkingowe.
Usuńto o to chodziło, o te srające ptaki?
Usuńjesteśmy jak wrzód na dupie, niestety. my - ludzie.
na (marne) pocieszenie obserwacja z wczoraj: na jednym z pobliskich osiedli, na trawniku była tabliczka z napisem "zakaz grania w piłkę". ktoś ją.. hmm.. zmodyfikował i teraz tabliczka dumnie obwieszcza wszem i wobec: "nakaz grania w piłkę":)
Hah! Gdy widzę takie tabliczki to też mam ochotę dokonać ich modyfikacji :)
UsuńAleż pięknie spacerują :) Dostojnie, grzecznie i jakie ciekawskie :)Już nie mogę się doczekać kiedy mój kocurro tak będzie chodził :)
OdpowiedzUsuńZaglądam do Ciebie na bloga i widzę, że Rudy coraz ładniej spaceruje. Jest tak jak Ci pisałem: ciekawość świata jest silniejsza niż strach, a spacery oferują tyle atrakcji zapachowych, wzrokowych, dźwiękowych, że ho ho :)
UsuńMy też nie lubimy zmian! A sporo ich ostatnio na naszym podwórku i nie wszystkie pozytywne! A już wycinanie drzew szczególnie mnie wkurza!
OdpowiedzUsuńAle za to lubimy nowe znajomości - na ostatnim spacerze udało nam się zapoznać z sąsiadem z klatki obok; mały, biały - zapomniałam, jak się nazywa ta rasa, ale taki właśnie piesek jest na pudełkach z karmą dla psów Cezar - no i oczywiście nie miałam aparatu. A można było nakręcić taki zabawny filmik! Songo gonił psa a ten biedak nie bardzo wiedział, z kim ma właściwie do czynienia i co ma zrobić: szczekać, bawić się, czy uciekać, kiedy Songo zdecydowanie maszerował w jego stronę z powitalnie podniesionym ogonem:)
Ninka.
Mnie najbardziej wkurzają zakusy aby powycinać drzewa pod oknami. Teraz mam widok na zieleń, choinki, itd. a po wycięciu będę widział obrzygany przystanek, ruchliwą ulicę i paskudne wieżowce. Na szczęście z wycinką drzew nie jest tak łatwo i myślę, że póki co nikt na to nie da zgody. Tym bardziej, że mieszkamy w obiekcie zabytkowym, to i starsze drzewa traktowane są jako substancja zabytkowa. Niestety, niektórzy mają pomysły by podlewać drzewa kwasem akumulatorowym by uschły i była podstawa do wycięcia a dzieciaki oberwały korę z pięknej wierzby i teraz choruje. Najgorzej, że w tej batalii z burakami jestem osamotniony.
UsuńTa historyjka z Songo rzeczywiście nadaje się by ją uwiecznić jako wideo. Uwielbiam, gdy w podobnych sytuacjach "cwane" psy robią tak bezrozumne miny i próbują swoje tchórzostwo zamaskować jakimiś podskokami a tak naprawdę wolałyby uciec przed kocimi pazurami :)
Fajne pieski z tych Waszych kotów :-D
OdpowiedzUsuńSzkoda natury , ja też nie rozumiem tych ciągot do betonu -//
W zeszłym roku właśnie strasznie się zbulwersowałam jak zobaczyłam z balkonu że wycinają największe drzewo z naszego podwórka :(
Poszłam do tych pilarzy zrobić wywiad ,ale już i tak to była musztarda po obiedzie - drzewo już leżało ,a zresztą co ja jedna mogłam jak Oni mieli zadnie do wykonania które ktoś im zlecił ?
Na pytanie dlaczego ścięli żywe drzewo ,odpowiedzieli ze chore i pokazali na dziurę w drzewie. Zalane zresztą betonem !
To ja na to że takich drzew w parku jest wiele i jakoś nikomu nie przeszkadzają.
A tu pewnie kapały komuś na samochód kupy z drzewa i załatwił nakaz -//
Wiem że kiedyś były przepisy że drzewo musi myć martwe (suche),albo zagrażać życiu i zdrowiu . Jak już musiało być ścięto to zanim wypuściło liście na wiosnę . A teraz to wszystko jedno - nie ważne że gniazda , nie ważne że drzewo zielone .Ech ...
Bardzo trafne określenie "fajne pieski z naszych kotków" :) Ludzie nie mogą się nadziwić, że kot potrafi tak grzecznie dreptać, nie szarpać za smycz, nie uciekać. To wielka radość z takimi wędrowcami sobie spacerować.
UsuńDobrze piszesz o tych wymówkach, że drzewo chore lub stare. Nawet takie drzewa potrafią nadal dobrze rosnąć, kwitnąć i nie sprawiać zagrożenia przez kilkadziesiąt lat. A ludzie sami "dbają" o to, by umarło (przykład: kwas akumulatorowy, obrywanie kory, łamanie gałęzi, itd.)
Uwielbiam oglądać relacje z tych Waszych spacerów:))
OdpowiedzUsuńU mnie niestety też ciągle wycinają jakieś drzewa. Są to głównie topole, które nagminnie sadzono na moim osiedlu 40 lat temu, a które nagminnie lubią się łamać w czasie silnych wiatrów... Całe szczęście w zamian sadzą nowe. Ja też nie lubię takich zmian, ale nie mogę narzekać bo na moim osiedlu bardzo dbają o zieleń i ciągle sadzą nowe drzewka i krzaki:)
Drzewo za drzewo - jeśli jest jakiś powód to ścinasz jedno ale w zamian sadzisz drugie. Tak powinno być. Ludzie tyle mówią o ekologii, niby segregują śmieci ale w swej schizofrenii zalaliby wszystko betonem a zwierzęta wybili.
UsuńSmutno patrzeć jak drzewa znikają. Ja mam nadzieję, że nam naszej zieleni za oknami nie wytną.
OdpowiedzUsuńA chłopaki jak zwykle cudnie spacerują :-)
Wybrałem ten budynek jako miejsce zamieszkania właśnie z powodu zieleni za oknem. Gdy drzewa znikną będę miał widok na dwa paskudnie szare wieżowce...
UsuńO, tu już byłam, ale jeszcze przed wpisami o wycinaniu zieleni. :( Szczęście, że na wsi to nie jest takie dokuczliwe. Chociaż i nam nakazali wiosną wycięcie czterech sosenek, które były przytulone do naszego żywopłotu, ale poza posesją - że niby będą budować nam porządniejszą drogę. A tymczasem mijają miesiące i ani drogi, ani drzew, ani rydzów, co pod jedną z tych sosen rosły. :(
OdpowiedzUsuńTak to właśnie jest, najpierw coś się niszczy by niby zbudować/postawić coś nowego a często kończy się tak jak napisałaś. Ja nie jestem jakimś nawiedzonym ekologiem - daleko mi od tego a co więcej tzw. zielonych mało poważam za hipokryzję. Przyrody jednak mi żal - niszczymy wszystko, bez zastanowienia a każdy bezmyślny akt wandalizmu (a za takowy uważam również ten dokonywany w świetle prawa)budzi moje oburzenie i odrazę.
Usuń