piątek, 15 czerwca 2012

Kocie ustawki

Lubię oglądać kocie walki. Nie oburzajcie się. Wcale nie z pobudek sadystycznych, bo walka i rywalizacja między kotami, to zupełnie naturalna rzecz. Wydawało by się, że to jedynie brutalna kotłowanina z fruwającymi wszędzie kłakami okraszona piekielnymi wrzaskami. Dla mnie kot w ruchu i podczas walki to piękna rzecz. Pełne gracji rytuały, wymowna postawa ciała, ostrzeżenia i zaczepki, sugestywne dźwięki, wreszcie atak, zapasy, ruchy, kombinacja ciosów i technik, których nie powstydziliby się mistrzowie wschodnich sztuk walki, a na koniec pełne godności uznanie zwycięstwa przeciwnika ale i miłosierny szacunek dla pokonanego. Pasjonujące i piękne widowisko.

Capo di tutti capi, czyli o kociej hierarchii słów kilka:

Choć najczęściej koty chadzają własnymi drogami, nie szukając (w przeciwieństwie do niektórych ludzi) powodów do sprzeczek oraz unikając jeśli to możliwe konfliktów,  to są zwierzętami terytorialnymi, mają wyznaczone swoje "strefy wpływów" i będą zaciekle bronić swojego rewiru, gdy pojawi się na nim jakiś nieproszony gość.

Obiegowa opinia mówi, że koty są nietowarzyskimi samotnikami. Nie jest to prawdą. Owszem, są wielkimi indywidualistami i zwierzętami samodzielnymi, lecz w naturze (czy obecnie raczej na ulicy) tworzą kocie społeczności zamieszkujące dany obszar (np. jakieś osiedle). Coś na kształt klanu czy nawet kociego gangu o precyzyjnie określonej hierarchii, rytuałach i zasadach. Członkowie takiego klanu znają się nawzajem i tolerują, ale i też muszą liczyć się z respektowaniem wyznaczonego im miejsca w hierarchii gangu. To właśnie nieprzestrzeganie zasad prowadzi do konfliktu. Jego początkiem może być pojawienie się obcego kota na terytorium klanu - taki "niezrzeszony" przybysz musi liczyć się ze stoczeniem kilku bójek, zanim zostanie zaakceptowany i zostanie mu wyznaczone miejsce w tej społeczności, lub zostanie zdecydowanie przegnany. Tu liczy się prawo silniejszego i "szacun" - to największy zabijaka w okolicy staje się "capo di tutti capi", jak Krzysio Jerzyna ze Szczecina "Szef wszystkich szefów". Bywa jednak, że jakiś młody, ambitny i silny kocur, dezorganizuje tą hierarchię i po walce z lokalnym kocim bossem przejmuje władzę. Ale zdarza się to stosunkowo rzadko, gdyż "mafijna" struktura kociej społeczności jest bardzo sztywna.

Co ciekawe, choć tu zdecydowanie dominuje kult męskości, to w przeciwieństwie do innych zwierzęcych społeczności, wysoka pozycja kocura, nie zawsze gwarantuje mu... powodzenie u kocich lafirynd. Co więcej, kotki często wybierają partnerów z "nizin" społecznych (ach, przygoda, przygoda) a koci boss wcale nie jest otoczony haremem. Ale jeśli chodzi o społeczność jako całość to i tak największym autorytetem cieszy się nie "grajek marcowy", ale kocur kontrolujący największe terytorium. Zaznaczyć tu trzeba, że kot, który utracił swą męskość poprzez zabieg kastracji ląduje jednak na samym dnie drabiny społecznej. Może dlatego właśnie, świadomy spadku testosteronu we krwi a co za tym idzie kociego prestiżu, wykastrowany Mefisto, wyładowuje spowodowaną tym frustrację na wszystkich napotkanych psach, które bez względu na wielkość i groźny wygląd zawsze ofuka, syczy, parska i potraktuje pazurkami po nosie.


Before the Storm, czyli zejdź mi z drogi, bo pożałujesz...


Koty z własnego gangu rozpoznają się głównie poprzez zapach. Wzajemne obwąchiwanie głowy i podogonia (gdzie mieszczą się gruczoły zapachowe) to tak jakby wymiana uścisków dłoni czy wizytówek z danymi personalnymi. Kiedy wyższy rangą kot staje przed kotem niższym w hierarchii, będzie wpatrywał się w niego i dążył do konfrontacji twarzą w twarz. Nie zawsze musi jednak dojść do bójki. Kiedy kot chce pokazać, że nie chce doprowadzić do sprzeczki, obchodzi drugiego kota powolnym krokiem naokoło, często unikając nawet patrzenia na niego.

Kot agresor. Mowa ciała ma zmusić przeciwnika do odwrotu: pozycja wyrażająca gotowość do ataku (jakby szykowanie się do skoku czy też wybicia tylnymi łapkami do przodu), futro wygładzone, ogon opuszczony blisko ciała, machający na boki tam i spowrotem, uszy postawione i skierowane do tyłu, nastroszone wąsy, wzrok wlepiony w przeciwnika a źrenice zwężone w szparki, wargi wywinięte w grymasie złości, pyszczek szeroko otwarty wydający  głównie przeciągłe i głuche warczenie.

Kot w pozycji obronnej. Mowa ciała pokazuje, że w razie czego stawi opór przeciwnikowi: grzbiet wygięty, ogon nastroszony, futro zjeżone (aby pokazać, że jest większy niż w rzeczywistości), ciało ustawione bokiem do przeciwnika, uszy przypłaszczone, źrenice powiększone, wąsy nastroszone, pyszczek otwarty, zęby wyszczerzone, wydaje syczące i parskające dźwięki jako ostrzeżenie, że w przypadku próby ewentualnego ataku będzie się bronił.

Kot uległy. Mowa ciała wyraża poddanie: poza skulona, futro przylegające do ciała, źrenice powiększone, ogon uderza rytmicznie o ziemię, wąsy przylegające do pyszczka, uszy przypłaszczone, pyszczek może być otwarty ale bez wydawania żadnego dźwięku lub półotwarty, gdy wydaje sygnał zagrożenia, przednie łapy wsunięte pod siebie i przyciśnięte do ciała. Mimo tego, może wyciągnąć bardzo szybko spod siebie uzbrojone w pazury łapy, jednak stara się tego uniknąć, poprzez sygnalizowanie swej uległości/poddaństwa.



Fight!!!


Kocie walki przeważnie składają się na takie fazy:

* Początkowo dwaj przeciwnicy prowadzą wojnę psychologiczną, mającą na celu wybicie przeciwnika z pewności siebie, pomagającą zdobyć przewagę, ale i dającą czas na obranie odpowiedniej taktyki. Zaczyna się więc od utarczek słownych i pyskówek. Warczenie najczęściej na niskich tonach jest ostrzeżeniem "nie jesteś tu mile widziany, wszedłeś na moje terytorium, spadaj, bo w ryja dać mogę dać". Dochodzą dodatkowe sygnały głosowe (sapanie, prychanie, syczenie) i przeciągłe miauczenie. Przeciwnicy obchodzą się dookoła, patrzą na siebie nie spuszczając z siebie wzroku - zupełnie jak w ringu. Czasem na tym kończy się konfrontacja i nie dochodzi do walki. Przypomina mi to mistrzów sztuk walki, którzy przed wiekami, często prowadzili walki bez rozlewu krwi, ciosów czy użycia broni. Stawali na przeciw siebie, cały pojedynek rozgrywając w głowie, analizując możliwość wyprowadzenia ciosu, wariantów obrony czy reakcji przeciwnika (coś jak partia szachów rozgrywana w wyobraźni). Zdarzało się tak, że po jakimś czasie, jeden z nich po prostu kłaniał się przeciwnikowi, dziękował za wspaniałą walkę, mówił "wygrałeś" i odchodził. Fascynujące!

* Gdy żaden z kocurów nie zechce ustąpić, do tych rytuałów, odgłosów i tańców wojennych dochodzi  nastroszenie futra (przeciwnik ma przestraszyć się samą posturą drugiego), wyciągnięcie pazurów, kilka ostrzegawczych zaczepek pazurami. I wreszcie zadyma. Następuje szybki i zaskakujący skok na wroga, uderzenie pazurami, próba wbicia kłów w kark, natychmiastowy odskok i kolejne ataki pazurami i zębami. Rozpoczynają się zapasy, próby powalenia przeciwnika, kolejne ataki, przeraźliwe wrzaski i fruwające wokół kłaki z wyrwanej sierści. Przegrany po kapitulacji najczęściej szybko opuszcza miejsce walki i raczej omija je potem z daleka.

W internecie znajdziecie mnóstwo filmików z kocich walk. Moim ulubionym jest ten prezentowany poniżej. Piękna walka z rewelacyjnie podłożoną ścieżką dźwiękową. Zwróćcie uwagę na muzyczne akcenty podkreślające dynamikę akcji oraz na ciekawe zachowanie dwóch ptaków, będących obserwatorami tej walki. Wyraźnie kibicują jednemu z kotów, drugiego zaś wyprowadzając z równowagi poprzez zaczepki i dobitki (ot takie kibolskie mendy).



Opisana przez autora (Akael88) historia powstania tego filmiku tutaj>>>, a proces podkładania ścieżki dźwiękowej (ignoramusky) tutaj>>>.


10 komentarzy:

  1. Tak, a pozniej przychodzi taki pokiereszowany stwor do domu, pani zalamuje rece, probuje wyczyscic zakrwawiona siersc i przetrzec zadrapania... w skrajnym przypadku - do weta. Moj paskud stracil w walce kawalek jezyka. Do dzis dnia nie wiem jak to sie stalo, ale spuchla mu morda, trzy dni nic je jadl, musialo bolec jak diabli, bo wrecz uciekal na widok jedzenia. A innych kotow nienawidzi z calego swojego malego kociego serduszka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooo, to dopiero musiała być ustawka! Ale żeby język stracić? Skoro tak ostro było, to musiało pójść o jakąś kocią lafiryndę :)

      Usuń
  2. Walki , walki ...
    Jaki typowo męski punkt widzenia... ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież w większości te nasze męskie walki to o Was kurde jak historia długa i przedwieczna, ot co :)

      Usuń
  3. Walka była nierówna ,bo czarny miał dwóch pomagierów z dziobami ! ;))
    Ale wredne ptaszydła,nooooo...
    Sama byłam świadkiem jak ptaki atakowały mojego kota na dachu .Dobrze że miał się gdzie chować-za kominy ,bo marnie by z nim było :(
    Tak samo mojego jamnika kiedyś wrona atakowała - jak sobie chodził po podwórku . I to tak jak na filmiku -jak już się uweźmie to nie odpuści-//
    Ja wolę takie zapasiki jak moje koty wyprawiają :) Szkoda że tak rzadko :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mojego paskuda tez kiedys ptaszyska atakowaly, pogonily go na amen z jego ulubionej wierzby. i byla to cala rzeczpospolita ptasia: sroki (prowodyrki), golebie, synogarlice, wroble, szpaki i nie wiadomo co jeszcze. Smialam sie wtedy, ze moj kot uceka przed wlasnym obiadem :-)

      Usuń
    2. @amyszka, @c.malgosia:
      Paskudne ptaszyska. Do tego bladym świtem ich świergolenia, krakania, gulgania i inne odgłosy paszczowe spać nie dają!

      Wam też się te ptaszyska z taką chuliganerką kojarzą, jak w bajkach: wrony/gawrony/sroki/wróbelki zawsze w takich kaszkietkach na głowach jak warszawskie cwaniaczki albo lwowskie/przemyskie batiary :)

      Usuń
    3. A jakoś nie ;)
      I przestały mi przeszkadzać ich hałasy bladym świtem ...
      A mam na wprost okna park i masę takich wydrzyjdziobów ;))
      Przyzwyczaiłam się chyba ?

      Usuń
    4. Może głośniej chrapiesz niż ich świergolenia? :)))))))))))))

      Usuń
    5. :)))))
      Mojego A. nikt nie pobije ! ;))

      Usuń