Transporter (Pet Cargo Cabrio):
Praktyczne rozwiązanie dla ludzi podróżujących ze swoimi zwierzakami lub po prostu w drodze na wizytę u weterynarza:
Posiadany przez nas transporter jest dosyć spory i ciężki. Przeznaczony do długich podróży, np. lotniczych (posiada stosowny atest). Pozostał u nas w spadku po Baldricku, który zanim trafił do nas, miał wylądować w Anglii. Jest przestronny, posiada otwory wentylacyjne i przeźroczyste frontowe drzwiczki, wyposażony jest też w dwa pojemniki (korytka) na karmę i wodę. Poprzez uchylną klapkę umożliwia podanie jedzenia i picia bez potrzeby otwierania drzwiczek, dzięki czemu unikniemy ryzyka ucieczki zwierzaka z transportera podczas stresującej podróży. Można go też rozłożyć i złożyć poprzez system zatrzasków, które umożliwiają też otwarcie transportera z dowolnej strony. Całkowicie otwierana góra transportera - dzięki temu wyciąganie lub wkładanie zwierzaka jest łatwiejsze, gdy ten stawia opór. Górna rączka umożliwia zastosowanie pasów bezpieczeństwa w samochodzie. Stabilna podstawa ma antypoślizgową strukturę, podniesiony poziom dna zapewnia zwierzęciu czystość i suche podłoże (rynienka kanalizacyjna, jako element podstawy, powoduje że rozlana woda, pokarm, lub mocz zbiera się po bokach).
A łyżka na to...
Niepozorny wydawałoby się, ale bardzo praktyczny gadżet. Łyżka z jednej strony ma "ostre" zakończenie a z drugiej posiada ząbki, dzięki którym łatwo pokroimy konserwę lub mięsko dla naszego wąsacza. Jest też długa i łukowato wyprofilowana co pozwala na sięgnięcie do samego dna puszki i wyciągnięcie stamtąd wszystkich kawałeczków:
A skoro już o puszkach mowa...Rzadko się zdarza, że nasze kociaki wpałaszują od razu całą puszkę. Wtedy pojawia się problem, co zrobić z resztą. Standardowo wsadzamy więc nadpoczętą puszkę do lodówki. Jadnak już oderwanym wieczkiem szczelnie nie przykryjemy wierzchu, co powoduje, że niechciany zapach konserwy rozchodzi się po lodówce, a pozostała reszta karmy po prostu wysycha i szybko cię psuje. Rozwiązaniem są takie pokryweczki/wieczka, które pasują do tradycyjnych kocich puszek:
Czas na przedmioty, które oprócz pełnej miski oczywiście, są najmilsze kocim sercom, czyli zabawki wszelakie, które nie tylko umilają i urozmaicają dosyć monotonny domowy tryb życia naszych kotów, ale też pobudzają do ruchu, zwiększają aktywność, stymulują rozwój fizyczny ale też psychiczny...
Posiadany przez nas transporter jest dosyć spory i ciężki. Przeznaczony do długich podróży, np. lotniczych (posiada stosowny atest). Pozostał u nas w spadku po Baldricku, który zanim trafił do nas, miał wylądować w Anglii. Jest przestronny, posiada otwory wentylacyjne i przeźroczyste frontowe drzwiczki, wyposażony jest też w dwa pojemniki (korytka) na karmę i wodę. Poprzez uchylną klapkę umożliwia podanie jedzenia i picia bez potrzeby otwierania drzwiczek, dzięki czemu unikniemy ryzyka ucieczki zwierzaka z transportera podczas stresującej podróży. Można go też rozłożyć i złożyć poprzez system zatrzasków, które umożliwiają też otwarcie transportera z dowolnej strony. Całkowicie otwierana góra transportera - dzięki temu wyciąganie lub wkładanie zwierzaka jest łatwiejsze, gdy ten stawia opór. Górna rączka umożliwia zastosowanie pasów bezpieczeństwa w samochodzie. Stabilna podstawa ma antypoślizgową strukturę, podniesiony poziom dna zapewnia zwierzęciu czystość i suche podłoże (rynienka kanalizacyjna, jako element podstawy, powoduje że rozlana woda, pokarm, lub mocz zbiera się po bokach).
Jak widać transporter po wyścieleniu kocykiem sprawdza się również jako legowisko/kryjówka dla kocurka:
A łyżka na to...
Niepozorny wydawałoby się, ale bardzo praktyczny gadżet. Łyżka z jednej strony ma "ostre" zakończenie a z drugiej posiada ząbki, dzięki którym łatwo pokroimy konserwę lub mięsko dla naszego wąsacza. Jest też długa i łukowato wyprofilowana co pozwala na sięgnięcie do samego dna puszki i wyciągnięcie stamtąd wszystkich kawałeczków:
Pokrywki...
A skoro już o puszkach mowa...Rzadko się zdarza, że nasze kociaki wpałaszują od razu całą puszkę. Wtedy pojawia się problem, co zrobić z resztą. Standardowo wsadzamy więc nadpoczętą puszkę do lodówki. Jadnak już oderwanym wieczkiem szczelnie nie przykryjemy wierzchu, co powoduje, że niechciany zapach konserwy rozchodzi się po lodówce, a pozostała reszta karmy po prostu wysycha i szybko cię psuje. Rozwiązaniem są takie pokryweczki/wieczka, które pasują do tradycyjnych kocich puszek:
Zabawki:
Czas na przedmioty, które oprócz pełnej miski oczywiście, są najmilsze kocim sercom, czyli zabawki wszelakie, które nie tylko umilają i urozmaicają dosyć monotonny domowy tryb życia naszych kotów, ale też pobudzają do ruchu, zwiększają aktywność, stymulują rozwój fizyczny ale też psychiczny...
Skrzynia ze skarbami:
Bardzo kochamy swoje koty. Rozpieszczamy je i coraz zakupujemy nowe gadżety. Walają się w naszych domach wszędzie, na podłodze, półkach, pod łóżkami. Nic to dla nas strasznego, ale trzeba czasem zapanować nad tym chaosem. Nasze koty szybko się nudzą i potrzebują nowych bodźców, dlatego też warto czasem pochować część zabawek i co jakiś czas wyciągać te stare, by robiły za nowe :) Zakupione przeze mnie pudło do (samodzielnego montażu) jest na tyle spore, że mieści wszystkie kocie zabawki, nieużywane chwilowo kocyki, poduszeczki, zapasową miskę i inne kocie gadżety:
Maskotka:
Mały pluszak/czarna pantera niemal idealne odbicie mojego Mefisto:
Bonus, czyli "gadżety" nietypowe...
Koty potrafią się bawić niemal wszystkim co jest wokół nich dostępne. Ich radość z zabawy nie zawsze spotyka się z naszą aprobatą...
O przygodzie Mefisto z choinką pisałem już w poście "Z policyjnej kartoteki...":
Poza ponadczasowymi i nieśmiertelnymi gadżetami w stylu sznurek i pudełko - ręka opiekuna należy również do ulubionych "zabawek" naszych kotów:
Wiecie do czego może służyć miotełka do kurzu?
Bez wahania odpowiecie "Do zabawy oczywiście!". I tu Was zaskoczę... w naszym domu taka miotełka okazała się być narzędziem skuteczniej dyscyplinującym nawet od pana Kapcia. Gdy Mefisto zbytnio dokazuje (czytaj drze niemiłosiernie japę pod drzwiami, mimo że dopiero co wrócił z długiego spaceru) wystarczy wyciągnąć tą miotełkę. Ucieka co sił i chowa się w jakiejś kryjówce. Przez jakiś (za krótki jak dla mnie) czas jest cisza i spokój. Prawdopodobnie jej wielkość i wygląd przypomina mu nastroszony ogon agresywnego kocura, stąd taka reakcja.
A na koniec... kolejny kalendarz, w którym miesiące zastąpiłem moimi plaKOTami:
ciąg dalszy nastąpi...
Mi transporter sluzy tylko do weta - wiec kupilam lekki, materialowy z siateczka. niestety, paskud nie cierpi byc transportowany w zaden sposob. a co do zabaw drastycznych, tj z uzyciem rak i stop wlasciciela - to jak najbardziej, cala bywalam pokiereszowana.
OdpowiedzUsuńTeż muszę zakupić taki lżejszy, ten to typowo transportowo-lotniczy, przyciężkawy ale dla kota wygodny. Mefisto bez oporów wchodzi do transportera, ale widziałem w lecznicy koty, które stawiają mega opór. Raz widziałem takie małżeństwo, które z tyłu transportera wycięli dziurę i przez nią przeprowadzili gruby kijek, za pomocą którego wypychali kota na zewnątrz :) Niezły widok, ale mówili, że innej rady nie ma. Przy próbach wyciągania kot dostawał szału, w ruch szły kły i pazury :)
UsuńImponujący zbiór :))
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńToż to prawdziwy gadżeciarz z tego Mefista! :-) A ja naiwna o sobie zawsze myślałam: "gadżeciara"... :-)))
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, musiałam usunąć pierwszą wersję komentarza, bo horrendalny błąd ortograficzny zrobiłam! :-)
@amyszka i @rzeka: może i imponujący, ale chyba my wszyscy "kociarze" mamy nieźle narąbane w głowach (czytaj: jesteśmy zakoceni) i z gadżetów w naszych domach niezłą piramidę, by zbudował :)
UsuńNie da się ukryć ;)))
UsuńMefisto ma jak w raju :-) Nie licząc "tęczowego potwora" :-)
OdpowiedzUsuńByłam pewna, że lubi się bawić tą miotełką :-)
Też tak myśleliśmy, że "tęczowy potwór" zamiast do kurzów, stanie się zabawowym hitem, a tu okazało się, że przyprawia Mefisot o zawał. Ale jako narzędzie dyscyplinujące sprawdza się wyśmienicie.
UsuńMefisto niezły ma zbiór zabawek
OdpowiedzUsuńAle się uśmiał z porównania do pluszaka pantery
Lubię bardzo to zdjęcie :)
UsuńU mnie pies ma miotłofobię i wystarczy ją wyjąć z szafy i już zmyka, gdzie pieprz rośnie z podkulonym ogonem:-) Koty nie boją się niczego, a szkoda...
OdpowiedzUsuńFajny ten transporter z osprzętem;-)
Myślę, że coś się znajdzie co będzie "straszakiem" na Twe koty - pewnie coś co Cię zaskoczy i się nie spodziewasz. Mr Baldrick np. okropnie bał się odkurzacza i syczenia, jakie wydaje dezodorant albo odświeżacz powietrza, a Mefisto tylko tej miotełki i pana Kapcia.
UsuńBardzo ryzykujecie tymi nietypowymi gadżetami, zwłaszcza ręko-myzianko-drapanką ;)
OdpowiedzUsuńMefisto bardzo to lubi. W takie koci-łapci może godzinami się bawić na ostro. Najbardziej cierpi na tym Lui. Zamierzam więc zakupić taką rękawicę do zabawy z długimi, dyndającymi paluchami.
UsuńCiekawe , ciekawe...
OdpowiedzUsuńMefisto ma luksusowe życie u Was :-)))
Sama wiesz jak to jest: człowiek sam sobie nic nie kupi, a jak coś wypatrzy nowego dla kota to się oprzeć trudno :)
UsuńJako transporter polecamy wiklinowe - dużo bardziej zdobią mieszkanie:) Ale za to trzeba wymieniać co jakiś czas, bo kociaki szybko je niszczą:)
OdpowiedzUsuńTak oto zdobią:--> http://zkotami.blogspot.com/2012/02/transporter-dla-kota.html
Wiklina zawsze wizualnie i estetycznie sympatyczna. Zdecydowanie lepsza niż plastik fantastik. Ale myślę, że raczej robiłaby nie za transporter ale za drapak :)
UsuńMamy wiklinowy od kilku miesięcy i jakoś na trzy koty żaden go nie drapie ;)
UsuńZa to Gucio kocha w nim spać :))
O tak, też myślę, że w funkcji legowiska/kryjówki sprawdziłby się świetnie. Może i Mefisto nie brał by się do drapania, bo on lubi płaskie i poziome "drapaki" w stylu chodniczek, wycieraczka, itp.
UsuńJa wychowywałam się w czasach kiedy dla kotów nie można było nic kupić. Nikt zresztą nie myślał, że kotu jest coś więcej potrzebne do szczęścia niż pełna micha, zwinięty papierek, który można poturlać czy kawałek sznurka, za którym kot mógłby pobiegać. Czasami myślę, że mentalnie się w tych czasach zatrzymałam ;)))
OdpowiedzUsuńZadziwia mnie czego to ludzie nie wymyślą żeby umilić życie zwierzakom a dodatkowo zarobić na ich właścicielach, którzy z miłości są w stanie kupić przedziwne gadżety;)) Oczywiście, żeby nie było, absolutnie tego nie potępiam, ja chyba po prostu nie mam w sobie nic z gadżeciarza... ;)
Ale muszę przyznać, że transporter Mefista, to mega wypas! :)
W czasach, gdy nie można nic było kupić dla kotów, nie miałem kota, co więcej, trudno w to teraz uwierzyć, ale... "nienawidziłem" tych futrzaków. Teraz "rozpieszczając" Mefisto, a wcześniej Baldricka, pewnie podświadomie pokutę odprawiam za tą niecną niechęć do kotów :)
UsuńCzyżby brak nowych wpisów świadczył o tym, że ERŁO 2012 ;-)) pochłonęło zarówno Mefista, jak i jego Pana?? a której to drużynie, jeśli można wiedzieć, Panowie kibicujecie?? Wrocław pozdrawia :)))
OdpowiedzUsuńHah, ełroko koko nie jest dla mnie wcale spoko, mam co innego na głowie, stąd trochę cisza na blogu.
UsuńDopadła mnie też trochę niemoc, od 10 ostatnich lat nie byłem na żadnym porządnym urlopie, ot zaledwie kilka dni brałem wolnego, by pozałatwiać parę spraw. A weekendy też miewałem ciężkie, poza pracą, albo robiłem plenery koncertowe w swoim mieście, albo w innych miastach, albo jeździłem ze swoimi podopiecznymi bandami na trasy, koncerty i takie tam. W każdym razie dosyć intensywnie żyłem i nie oszczędzałem się, po tym weekendzie (robiłem Kult i Teddy Jr.) poczułem, że jednak nie jestem nieśmiertelny i niezniszczalny.
Ale też zacząłem się zastanawiać nad częstotliwością wpisów - blogowanie uzależnia :) Tak myślałem, czy nie zwolnić, bo kto to będzie wszystko czytał :) Aaa, no i mam mnóstwo zaległych fot do obrobienia z naszych wspólnych spacerów z Mefisto :)
PS. Nie ma już turnieju Polaków i Irlandczyków, to kibicuję każdemu kto dokopie Angolom :)
Strasznie mi sie podoba ten transporter, szkoda ze ciezki bo ja z transporterem podróżuje dość często, ale rewelacyjny :)
OdpowiedzUsuńChoinka u nas też tak wyglądała, dlatego postanowiliśmy że nie bedziemy jej wystawiać na koci wudok :D
Transporter jest super, bardzo komfortowy przede wszystkim dla kota i praktyczny. A to, że trochę cięższy niż inne da się przeżyć, w końcu ileż to kilka kroków, by zanieść do samochodu i spowrotem z domu czy od weta. Bezpieczny, stabilny, przestronny i solidny. Widziałem u weta ludzi z wiklinowymi, rany, wszystkie poniszczone, drzwiczki sznurkiem obwiązane, a mniejsze plastikowe to kot jak sardynki w puszce - stąd chyba niechęć większości kotów przed włażeniem do takiej celi.
UsuńCo do choinki, to myślę, że drugi raz już jej nie zwali. Mefisto łobuziak jest, ale to o dziwo tak fajny kotek, że drugi raz nie popełnia podobnych gaf i to bez bicia czy krzyczenia :)
My samochód rozbiliśmy już jakiś czas temu to u nas nie takie hop siup z tym transportem. Jak do Koterii przykładowo jadę, bo tam głównie po tymczasa z transporterem to mimo wszystko lekki jest lepszy, bo dwie przesiadki, z autobusu 15 minut piechotą, do autobusu nastepnego też, i tak sie zbiera z godzina spaceru. Sancheza jak niosłam myślałam że jajko zniose i go zostawie.. on taki chudy niby a jak sie go niesie to jak worek kartofli!:)
UsuńUczy się na błędach mówisz?:) Mimo tego jego darcia paszczy pod drzwiami fajny kocur z niego:)
Hah, Twoja droga do Koterii przypomniała mi taki dialog z filmu:
Usuń-Ja to proszę pana mam bardzo dobre połączenie. Wstaję rano, za piętnaście trzecia. Latem to już widno.Za piętnaście trzecia jestem ogolony, bo golę się wieczorem,śniadanie jadam na kolację,więc tylko wstaję i wychodzę.
-No ubierasz się pan
-W płaszcz jak pada.Opłaca mi się rozbierać po śniadaniu?
-Aaaa...fakt.
-Do PKS mam pięć kilometry.O czwartej za piętnaście jest PKS.
-I zdanżasz Pan?
-Nie, ale i tak mam dobrze, bo jest przepełniony i nie zatrzymuje się. Przystanek idę do mleczarni, to jest godzinka. Potem szybko wiozą mnie do Szymanowa.Mleko, wiesz pan, ma najszybszy transport, inaczej się zsiada. W Szymanowie zsiadam, znoszę bańki i łapię EKD. Na Ochocie w elektryczny, do Stadionu. A potem to mam już z górki, bo tak:119, przesiadka w trzynastkę, przesiadka w 345 i jestem w domu. To znaczy w robocie. I jest za piętnaście siódma. To jeszcze mam kwadrans.To jeszcze sobie obiad jem w bufecie.To po fajrancie już nie muszę zostawać,żeby jeść, tylko prosto do domu i góra 22.50 jestem z powrotem. Golę się, jem śniadanie i idę spać...
;)))))))))
a ja moje kociaki do weta to w szelkach woze...i one zadowolone i ja, bo nie musze tachac tej skrzynki ze soba..:) tylko jak operację mial to wiadomo-do transportera i delikatnie potem... mysle ze jesli tylko nie beda jakos ciezko chore to w szelkach beda nadal wizytowac klinike. transporter-wiadomo-na ciezsze przypadki...;)
OdpowiedzUsuńHah, od tego wpisu minął już rok - teraz też wozimy w szeleczkach a nie w "klatce". Mogą sobie teraz oglądać pędzący świat za szybą samochodu. Zdarza się czasem, że do weta biorę jednak transporter - jak jadę sam to ciężko dwa koty upilnować. Wtedy jeden jest w szeleczkach a drugi w transporterku i jakoś da się opanować te dwa żywioły :)
Usuń