Pokazywanie postów oznaczonych etykietą prezenty. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą prezenty. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 13 stycznia 2015

Tawerna okiem Olimpii

Dzisiejszy wpis jest nietypowy ponieważ nie znajdziecie tu ani relacji z poczynań moich kotów ani też nie będzie tu bogatego fotoreportażu o psotach tychże. Wpis zostanie zdominowany przez jeden jedyny obrazek...


Teraz już wiecie dlaczego. Nie będę przecież psuł odbioru tego dzieła żadnym zbędnym słowem czy foto migawkami z naszych poczynań.

Autorką naszego portretu jest Olimpia, córeczka naszej blogowej przyjaciółki Ateny a obie te sympatyczne istoty są opiekunkami równie cudownej kotki psotki Karboni.

Od zachwytu nad obrazkiem odebrało nam mowę, sztukę sprawnego formułowania myśli i nawet Mefisto nie jest w stanie wydobyć ze swego gardziołka arii śpiewanych tradycyjnie pod drzwiami. Oddaję więc głos Wam. Podziwiajcie... :))))


wtorek, 23 grudnia 2014

A jednak...

Z powodów wspomnianych w poprzednim wpisie miało u nas w tym roku obyć się bez prezentów a świąteczną otoczkę chcieliśmy przekształcić w błogie i beztroskie lenistwo dla podładowania życiowych akumulatorów. To ostatnie według zaleceń Mefisto wciąż podtrzymujemy i zamierzamy zupełnie się wyluzować starając się nie myśleć o tym co nas trapi i co nas czeka w nowym roku. A świąteczny nastrój i tak do nas zawitał za sprawą "cioci" Ateny, Olimpii i kotki Karboni...


Niespodziewana przesyłka od naszych blogowych przyjaciółek została nam dostarczona wczoraj wieczorem...


Kociaki dostały przysmaki (jak się później okazało nie tylko one) ... a zawartość paczki mieściła tyle różności, że trudno je wszystkie wymienić...


Nie ukrywam, że najbardziej intrygujące były dwa pakunki owinięte folią bąbelkową i opatrzone ostrzeżeniem "Ostrożnie!".... 


... zawierały one przesympatyczne figurki kotów do powieszenia na ścianę...


... Jeśli chodzi o przysmaki to nie tylko kotom coś przypadło...


... jedno z zawiniątek kryło masę kolorowych, lukrowanych pierniczków o kształtach kotków, choinek, ludzików, gwiazdek...



... jak sądzę są to pierniczki samodzielnie wykonane i upieczone przez Atenę i Olimpię, w których zdolności kulinarne nie wątpię - w końcu zorganizowały i przeprowadziły wspaniałą akcję na rzecz bezdomnych zwierząt pn. "Ciasteczkowo", na którą miałem zaszczyt zaprojektować plakat:


Smakołyki zostały rozdzielone między koty i ludzi a figurki zawisły na eksponowanych miejscach na ścianie. Okazało się, że podobnie jak pierniczki również figurki zostały samodzielnie wykonane przez Atenę i Olimpię (z masy solnej).... Super zdolne dziewuchy!!! 





Zrobiło się kocio-świątecznie i nastrojowo... to może i chociaż małą choineczkę postawić teraz wypada?

Ateno, Olimpio, Karbonio... największe serdeczności dla Was od całej naszej Tawerny za wielce sympatyczne prezenty, nieustanną pamięć i obecność w naszym życiu. Jakimiż słowami mogę Wam tu podziękować? Żaden słownik tego nie ogarnie a ręka giętka nie zawsze wystuka na klawiaturze to co pomyśli głowa... Ja po prostu do Was zaraz zadzwonię :)


czwartek, 20 listopada 2014

Przesyłka dla Piszczałka

Wszystkich kciukotrzymaczy informuję, że Piszczałek, jak na jego dolegliwości, trzyma się dobrze. Ten, kto by nie wiedział o nowotworze, po za lekko wygolonym na potrzeby badań uszkiem nie dostrzegł by u niego objawów chorobowych. Łobuziak ma apetyt, wesoło bryka po mieszkaniu, nadal terroryzuje zwierzaki Sylwii a jednocześnie jest wielkim pieszczochem i przytulakiem.




Te zdjęcia pochodzą sprzed kilku dni a okazją do zrobienia nowych będzie kolejna moja wizyta związana z przekazaniem prezentów jakie Piszczałkowi przesłała Wiewióra. Paczuszka została komisyjnie otworzona w asyście Moiry i Morfeusza...



... a w swym wnętrzu kryła trudne do zliczenia prezenty. Znalazły się tam karmy, smakołyki, zabaweczki, zestaw trzydziestu cieszących oko kocich pocztówek... 



... i taki sympatyczny "pizdrygałek"...


... nie, nie był to iPhone ale gadżecik (w kształcie kota? wiewiórki? kotowiewiórki?) do wsadzenia w otwór na słuchawki w telefonie.

Do przesyłki dołączony został list, który wydaje szczegółowe instrukcje podziału prezentów: 


Pozostawimy więc "juniorki" dla Moiry, piłeczkę z dzwonkiem dla Morfeuszka (bo i tak ją porwał w pierwszej kolejności), jedną myszkę dla Mefisto by się troszkę rozruszał (szydzono tu z jego ponoć przydużego dupalka), pizdrygałek do telefonu a reszta zabaweczek i smakowitości przekażemy Piszczałkowi bo potrzebuje teraz dużo kalorii by jego organizm mógł lepiej walczyć z chorobą.

Prezenty od Wiewióry dla Piszczałka przepakuję do innego pudełka ponieważ to pierwotne zostało zaanektowane przez Morfeusza, którego mina mówi wyraźnie, że nie odda go za żadne skarby :)


Dobrze jest mieć przyjaciół, nawet tych wirtualnych. W imieniu Mefisto, Morfeusza, Moiry i Piszczałka - dziękuję Wiewióro z Krainy Czarów (przyzwyczaiłaś się już chyba, że Cię tak nazywam).



Z innej bajki... Codziennie przychodząc do pracy otwieram te drzwi...


... ten metalowy ornament chroniący szybę kojarzy mi się z żabą nabitą na rożen... Wiem, wiem, wujek Freud albo Test Rorschacha z pewnością wystawili by diagnozę...


środa, 19 marca 2014

Testowanie kocich produktów

Przeglądając kocie blogi często można natknąć się na nich na wpisy dotyczące testowania różnych kocich produktów, które zostały przesłane blogerom przez firmy lub sklepy zoologiczne. Jest to niewątpliwie dobra praktyka firm, które docierają do bezpośrednio zainteresowanych, dają możliwość spróbowania naszym zwierzakom np. jakichś nieznanych przysmaków czy nowych, wchodzących na rynek produktów a tym samym zapewniają sobie reklamę wśród potencjalnych odbiorców.

Jeśli chodzi zaś o blogerskie wpisy umieszczane na taką okoliczność mam jednak dosyć mieszane uczucia. Mechanizm wygląda mniej więcej tak: ktoś dostaje przesyłkę --> tym samym czuje się zobowiązany do wyrażenia wdzięczności wobec ofiarodawcy --> bez względu na jakość czy przydatność produktu stara się ogłosić swój zachwyt na blogu --> rozpoczyna się eksplozja ochów i achów okraszona serią pozowanych zdjęć. Jak chyba wszyscy lubimy dostawać prezenty. Jednak inaczej postrzegamy te otrzymywane od przyjaciół, znajomych bądź przychylnych nam ludzi a inaczej te ofiarowane nam przez firmy. Te pierwsze to dawane od serca, z sympatii - te drugie zaś, choć również miłe a nawet czasem pożyteczne i użyteczne, tak naprawdę są przesyłkami marketingowymi. Skoro nazywane są prezentami nie powinny pociągać za sobą żadnych zobowiązań. Z wielu propozycji współpracy zrezygnowaliśmy, gdyż wymuszały np. zamieszczenie czołobitnej (ale nie podpartej rzeczywistym "zachwytem" moich kocurów) recenzji jakiegoś produktu.

Podziękowałem też kilkukrotnie za propozycję wymiany banerów lub linków bo niby dlaczego miałbym za darmo czynić reklamę komercyjnych sklepów jeśli nie sponsorują mojego bloga bądź nie sprezentują moim kocurkom jakiejś niespodzianki. Przy sporej oglądalności mego bloga, sama wymiana linkami to chyba trochę za mało. Nie zależy mi na nabijaniu licznika odwiedzin bo najbardziej szanuję tych, którzy poszukują na mym blogu konkretnych informacji (np. na temat chorób, leczenia czy żywienia), prowadzą merytoryczną dyskusję a nie zamieszczają jedno wyrazowe lub jednozdaniowe komentarze typu "śliczny kotek".

Trafiają się też zupełnie nietrafione przesyłki, na temat których ciężko napisać coś pozytywnego poza tym, że je dostaliśmy za darmo. Koty to specyficzne zwierzęta, mają swoje przyzwyczajenia, upodobania, potrzeby, charaktery ale też widzimisię. To co uwielbia jeden kot, przez drugiego może być traktowane z obojętnością bądź pogardą. Czasem coś co było przeznaczone dla moich kocurów nie spotkało się z ich dobrym przyjęciem ale za to skorzystały na tym inne koty. I tak kilkukrotnie np. sprezentowaną bądź kupioną karmą wykarmiłem mniej wybredne niż moje, bezdomne koty, worek naturalnego żwirku (przez który moje kocurki dwa dni omijały kuwetę) trafił do domu z trzema kotkami, które preferują wyłącznie właśnie taki, itd. itp.

Pozostaje jeszcze kwestia uczciwości i wiarygodności zamieszczanych tekstów. Moje kocury, jak to typowe mruczki, lubią próbować nowości ale mają też swoje wymagania. Znam swoje koty na tyle, że wiem o ich kulinarnych "widzi mi się" i nie każdy "smakołyk" będzie przez nich tolerowany. Kocham swoje koty i staram się opiekować nimi odpowiedzialnie. Zanim im coś podam, dużo czytam o jakimś produkcie, zadaję pytania, chcę poznać ich skład czy opinie innych. Moja "Tawerna" znana jest z tego, że piszę uczciwie, czasem kontrowersyjnie i "pod prąd" ale zawsze uczciwie i dzięki temu mam stałe grono wiernych odbiorców. Nie mogę więc komukolwiek obiecać pełnej zachwytu recenzji na moim blogu jeżeli będzie ona nieprawdziwa bądź naciągana.

Umieszczając dzisiejszy wpis prawdopodobnie skazuję się na ostracyzm ze strony przyszłych "sponsorów".

Są jednak tacy, którzy przyjęli moje podejście ze zrozumieniem. I tak otrzymaliśmy ostatnio przesyłkę ze sklepu NaszeZoo.pl.



W korespondencji mailowej wyjaśniłem, że nie składam czczych deklaracji i przedstawiłem swoje spostrzeżenia dotyczące różnych ofert współpracy. W przeciwieństwie do wielu innych firm, nie zraziło ich to a być może nawet ujęła szczerość. To co mi się bardzo spodobało, to indywidualne podejście do klienta. Zanim NaszeZoo wysłało nam prezent zostaliśmy "przepytani" na temat preferencji żywieniowych naszych kocurków. A skoro słuchają swoich klientów (co bardzo cenię) to postanowiłem więc, że akurat o nich warto napisać kilka słów.

Wyjaśniłem, że moje kocury, jako istoty iście kotowate o zawartości 100% kota w kocie, są bezwzględnymi mięsożercami i chowają się głównie na diecie mięsnej. Gotowe karmy podaję im również, ale jako uzupełnienie i np. gdy wiem, że dłużej mnie nie będzie w domu lub rano, gdy spieszę się do pracy bo przygotowanie dla nich mięska jest dość czasochłonne. Jeśli chodzi o gotowe karmy, to moje kocurki mają różne preferencje: Mefisto jada tylko mokre karmy i gardzi suchymi a Morfeusz zupełnie przeciwnie - zajada się "chrupkami" (czego staram się go oduczyć).



Sklep NaszeZoo starał się jak najlepiej dostosować prezent do naszych sugestii i w efekcie Mefisto otrzymał pasztecik w tubce a Morfeusz suchą karmę ale jak widać na poniższych zdjęciach nie odmówili sobie wymiany i spróbowania jedzonka brata.




Sprezentowane żarełko smakowało M&M'som ale z oceną jestem ostrożny. Wprowadzanie nowej karmy do kociej diety trwać powinno co najmniej tydzień. Nigdy nie można się napalać, że skoro coś posmakowało kotu to na pewno stanie się jego ulubionym daniem. Pewnie znacie to z doświadczenia, gdy wydawało się wam, że wreszcie utrafiliście w gust swego wybrednego sierściuszka, zakupiliście większą partię specyfiku  i potem niejedna puszka kupiona na zapas poszła w kubeł bo mu się odwidziało. Moje chłopaki w ostatnich dniach nie są też zbytnio wiarygodnymi testerami. Są świeżo po szczepieniu i przeważnie po tym bywają przez kilka dni nieswoi, osowiali i grymaśni. Ale skorzystał na tym kot-pirat, którego poznaliście we wpisie "Kapitan Morgan". Ten sympatyczny łobuz nadal nas odwiedza i spędza z nami czas na spacerach. Staram się zawsze mieć przy sobie jakiś smakołyk dla podobnych jemu wędrowców a tubka z pasztetem jest bardzo poręczna - nie zostawia okruchów i kawałków jakichś kocich smaczków, na które zawsze natykałem się grzebiąc w swoich kieszeniach :)

A jakie są Wasze doświadczenia we współpracy ze sklepami zoologicznymi lub firmami oferującymi produkty dla zwierząt? Korzystacie z zakupów w internetowych sklepach zoologicznych?


piątek, 21 czerwca 2013

Testujemy prezenty od FELIXa i Magdaleny

O niespodziewanej przesyłce, którą zafundowała nam Magdalena we współpracy z FELIXem, pisałem ostatnio. Bogactwo prezentów w jednej paczce przyprawiła nas o zawrót głowy i sprawiło radość naszym kocurkom. Zawartością paczki już się chwaliliśmy, ale obiecałem, że dokładnie przetestujemy te prezenty i je opiszemy.

Z kotami (dziećmi również) tak już jest, że gdy kupimy im jakąś zabawkę to czasem po pierwszej euforii, szybko idzie w odstawkę i więcej radości z jej użytkowania mają opiekunowie a nie koty. Podobnie jest z jedzeniem. Gdy kot zaczyna wybrzydzać, zatroskany opiekun w pierwszym odruchu zaczyna się martwić, czy mały rozkapryszony śmierdziel czasem nie zachorzał lub czymś się nie struł. Po wyeliminowaniu tej możliwości zaczynamy podejrzewać, że być może dotychczasowe menu już się naszemu kotu przejadło. Najczęściej pędzimy wówczas do sklepu, aby kupić jakiś nowy wynalazek, który powinien posmakować kotku i urozmaicić dotychczasową dietę (pomijając już to, że w lodówce czy szafce zalega nie ruszony prowiant, z którym nie wiadomo co począć ---> pewnie połknie go wszystkożerny kosz zwany przeze mnie Oskarem... jak coś wyrzucam to mówię do niego "Zjedz Oskarku paproszka, zjedz"). Najczęściej jednak nowy produkt dzieli los poprzednich, bo kotek nagle nabiera ochotę na to co przed chwilą wyrzuciliśmy (chociaż ja staram się przy takich kocich fanaberiach obdarowywać ajkiegoś znajomego karmą, na którą akurat moje kocurki mają focha).

Pozwoliłem więc sobie odczekać kilka dni zanim opiszę zainteresowanie moich M&M'sów prezentami. Dziś pierwsze spostrzeżenia. Ale na początek przypomnienie tych wszystkich cudowności, którymi zostaliśmy obdarowani (jedzonko, przysmaki, snack box, miotełka pawie piórko, legowisko na kaloryfer i pudełko-domek):


Zacznijmy od pudełka, które jak wszystkie pudła różne kwadratowe i podłużne zawsze będą kocią zabawką wszechczasów, w której każdy szanujący się kot musi zasadzić swego dupalka (bez względu na jego wielkość i kształt).

Pudło, w które zapakowane były wszystkie prezenty okazało się składanym kartonowym domkiem, w którym wystarczyło tylko wyciąć drzwiczki, okienka i pozaginać skrzydełka tworzące daszek.


Projektant przewidział jedne drzwiczki ale ja wyciąłem jeszcze drugie po przeciwnej stronie pudełka. Wynika to z mojej obserwacji kotów, które instynktownie wolą chować się w miejsca, które mają przynajmniej dwa wyjścia. Tak podpowiada im instynkt przetrwania, by uciekając przed zagrożeniem mieć w zapasie jeszcze jedną drogę ewakuacji... Ponadto... im więcej otworów, tym lepsza zabawa. Moje kocury uwielbiają wpadać z rozpędu przez jeden otwór w pudle i wypadać z drugiej, tak że czasem pudełka-domki suwają się po całym mieszkaniu.


Z doświadczenia wiem, że za kilka dni moje kocurki będą próbowały dokonać na domku demolki oraz poobgryzać każdy rożek. Tak więc okienka i daszek podkleiłem taśmą dla wzmocnienia. 


Domek szczególnie przypadł do gustu Morfeuszkowi, który w nim sobie drzemie, zaczaja się na przechodzącego obok Mefisto aby capnąć go za ogon lub bawi się ze mną przez drzwiczki i okienka miotełką.


Miotełka z pawim piórkiem również znalazła się wśród prezentów. Teraz, gdy upały nie pozwalają nam aż do wieczora wyjść z kocurkami na spacer, więcej czasu poświęcamy na zabawę w domu. Morfeuszek uwielbia miotełki, więc i ta sprawiła mu dużo radości. Mefisto zgrywa poważnego kocura i najczęściej spogląda tylko z boku jak brykamy sobie z Morfeuszem, ale i on w końcu nie jest z kamienia, więc czasem przyłącza się do zabawy.



Szczególnie ciekawi byliśmy jakim zainteresowanie będzie cieszył się snack box, tym bardziej, że przesyłka zawierała mnóstwo kocich przysmaków Party Mix. Snack box posiada trzy otworki, przez które koty mogą sobie wyławiać przysmaki. 


Kocurki uroczo wyglądają, gdy swymi łapinkami wyławiają przysmaki ze snack boxa. Morfeuszek śmiesznie przy tym próbuje zakopać część tak wyłowionych przysmaków grzebiąc w panelach w kuchni :)



W prezencie otrzymaliśmy też saszetki z mokrą karmą FELIXa o różnych smakach. Kocurki rzuciły się na nią jakby były głodzone. Zaznaczę, że moje kocurki wychowywane są na diecie mięsnej (taka jest kocia natura - to bezwzględni mięsożercy i tak ich też karmię). Wszelkie inne karmy i przysmaki traktujemy jako dodatek oraz jako smaczne urozmaicenie diety. Gotowe karmy dostają ode mnie przeważnie rano, gdy śpieszę się do pracy. Więc codziennie o poranku moje głodomorki zajadają FELIXa czyszcząc talerzyki do czysta.


Jako, że otrzymaliśmy w prezencie pokaźny pakiet Party Mix i saszetek o najróżniejszych smakach, te przysmaki starczą nam na długo jako smaczna nagroda lub przyczynek do zabawy.

Tak więc widzicie, że prezenty sprawiły nam i naszym kotom dużo radości. Nie wspomniałem tylko o legowisku na kaloryfer. Póki co moje kocurki traktują je niezgodnie z przeznaczeniem... wykorzystując legowisko jako trampolinę do wskoczenia na parapet :) Myślę, że w sezonie jesienno-zimowym, gdy kaloryfery będą nagrzane a moje kocurki bardziej senne (choć moje koty są hiperaktywne bez względu na porę roku czy dnia) - wtedy legowisko spełni swą rolę miejsca do leniuchowania i wygrzewania się.

Cóż, pozostaje nam jeszcze raz podziękować Magdalenie i ekipie FELIXa za wspaniałą niespodziankę. Jesteśmy baaaardzoooo wdzięczni w imieniu Mefisto i Morfeusza za taką dawkę radości oraz za Waszą pamięć Baldricku.


wtorek, 18 czerwca 2013

Kocia gwiazdka... w czerwcu

Pamiętacie, jakiemu niewolniczemu wyzyskowi byliśmy poddani z Lui Lu przed ubiegłoroczną Gwiazdką (patrz: tutaj>>>), by cały splendor za dziecięce uśmiechy spłynął na tego brodatego grubasa w rajtuzach? Tak to jednak w życiu bywa, że czasem uczynione komuś dobro do Ciebie kiedyś wróci (czasem z takim pędem, że świeżo zaplombowane zęby trzeba z podłogi zbierać) w myśl zasady "pracuj, pracuj a przynajmniej się spocisz".

Jakiś czas temu przyszedł do nas mail o intrygującym tytule "Prezent dla Mefisto i Morfeusza" z podchwytliwym pytaniem "czy chcemy otrzymać przesyłkę dla naszych kotów zupełnie niezobowiązująco". Człowiek podejrzliwy się na starość robi, ostrożnie podchodzi do różnych ofert ("Tylko teraz! Powiększ sobie... powiększacz") i coraz częściej zdaje sobie sprawę, że niezobowiązująco to się co najwyżej można samemu pomiętolić. Nie włączyła by się Wam żaróweczka ostrzegawcza? To tak jakby brać udział w teleturnieju i w finałowych trzech pytaniach o milion otrzymać takie: "1. Imię i nazwisko, 2. Ulubiony kolor, 3. Czy byłeś w więzieniu tureckim?" z nielimitowanym czasem na odpowiedź... Tak więc, doświadczenie, rozsądek i godna naśladowania ostrożność kazała mi się powstrzymać aż trzy do czterech sekund zanim odpisałem: "Tak!".

W oczekiwaniu na przesyłkę zachodziłem w głowę cóż to za niespodzianka, bo podpisana pod mailem Magdalena tajemnicę trzymała do samego końca a i ja jakoś śmiałości nie miałem, by dopytywać. Wiem, że darowanej kobiecie nie zagląda się w różne otwory więc i prezenty powinno się odbierać z wdzięcznością jakie by one nie były, ale ja szczery chłopak jestem. Raz mi zakołatała taka myśl: a co jeśli to będzie promocyjny zestaw WC-Sryci? A o takowym wynalazku dobitnie wypowiedziałem się w poście "Latryna" lub też gdy przedstawiłem wizję świata, w którym koty zamieniają się z ludźmi rolami zmuszając tych drugich do korzystania z "WC-Ludzik" czyli zestawu do nauczenia ludzi sikania do kuwety (patrz: tutaj>>>)... To mój wrodzony "ostrożny optymizm" każe mi rozpatrywać różne scenariusze - ale nie takie skrajne, że radocha gdy szklanka do połowy jest pełna lub gorzkie żale, gdy naczynie to okazuje się od połowy puste - tylko zmusza do ostrożnego powątpiewania, czy w tej szklance oby na pewno jest dobrze zmrożona wódeczka...

Paczkę otrzymałem wczoraj późnym wieczorem. Pokaźna! Super... A może jednak nie super, bo co może być w takim dużym pudle jak nie WC-Sryci? Ufff.... pudło, kryło w sobie kolejne pudło (taka matrioszka tyle, że z dwoma levelami)... a w środku...


... ta joj! Toż to szok!!!! (że mi się tak po przemysku z baciarska zakrzyknęło)... tyle dobra, tyle dobra...



Czegóż w tym pudle nie było!!! (WC-Sryci na szczęście nie... flaszeczki też nie - ale to akurat żal trochę). Prawdę Magdalena pisała, że prezent sprawi przyjemność zarówno mi jak i moim kocurkom. Prawdziwa Gwiazdka dla kotów, tyle że w czerwcu!!!



W tym całym sympatycznym, niespodziewanym i jakże miłym misz-maszu, znaleźliśmy:

Coś dla ciała (sadełka): saszetki z mokrą karmą FELIX ("wybór mięs" i "uczta oceanu", kuraka, łososia i inne) oraz przysmaki Party Mix również od FELIXa (najróżniejsze smaki). Wchłanianie tych ostatnich, poza oczywistym łasuchowaniem, dostarczy moim kocurkom trochę zabawy z jedzeniem... (Nie, nie takiej zabawy jak to robią psy, które wyliżą, wyplują, wytytłają w kupie, połkną). A to dzięki dołączonemu Snack Box - pudełko z trzema otworami, przez które kotki wyławiają przysmaki.

A do tego: miotełka "pawie pióro" aby spalić kalorie po łasuchowaniu oraz legowisko do leniuchowania na kaloryfer, by tych kalorii jednak nie tracić. Prawdziwy zawrót głowy od tylu prezentów (ten kociokwik ujawnił się w zawieszeniu legowiska nie tak jak potrzeba co widać na poniższym obrazku :)


Co więcej, samo pudło, w którym mieściły się te wszystkie cudowności, również jest atrakcją samą w sobie... po wycięciu otworków i złożeniu zagięć, powstał z niego gustowny domek z daszkiem :)


A teraz, coś co mnie urzekło najbardziej... Spersonalizowany list do moich kocurków... Niezwykle sympatyczny, pisany przez osobę rzeczywiście bywającą w naszej Tawernie i znającą naszych łobuzów (No własnie, podejrzewacie kto to? Ja maszyna prosta jestem i od dociekania dymić się zacznę). Nie ukrywam, że wspomnienie nieodżałowanego Baldricka bardzo nas wruszyło. Dziękuuujeeemyyy!!!!



W następnym wpisie, przetestujemy przesłane gadżety i podzielimy się z Wami wrażeniami. Napiszemy czy smakowało, co smakowało, czy gadżety spotkały się z zainteresowaniem naszych kocurków. Dziś, już jedno jest pewne... pudło, w którym dotarła do nas przesyłka od razu stało się kocim hiciorem :))))


Magdalenie, ekipie FELIXa i wszystkim osobom zamieszanym w tą niespodziankę dziękujemy z całego serca.

PS Naiwnością lub zuchwalstwem byłoby myśleć, że tylko my zostaliśmy wyróżnieni. Wiem, że podobną niespodziankę otrzymała również Alison - łączymy się z nią w radości i pozdrawiamy... chłodno (to "chłodno" to nie z braku sympatii, bo dobrze wie, że ją lubimy, tylko w te okropne upały taka orzeźwiająca bryza od nas jest jak najcenniejszy prezent :)))



czwartek, 6 grudnia 2012

Wyzysk elfich niewolników w mikołajowych obozach pracy

Grudzień. Czas prezentów, świątecznych i rodzinnych spotkań. Magia świąt... tyle, że gdzie ona jest naprawdę? Każdy o niej mówi, ale niewielu już dziś potrafi ją wytworzyć, cieszyć się nią, radośnie przeżywać. W tym całym zagonieniu, szale przedświątecznych zakupów, porządków i przygotowań, starań by wszystko wypadło miło, jesteśmy często sfrustrowani, zmęczeni, rozczarowani. Sami sobie tworzymy takie piekiełko, choć na naszą kondycję psychiczną w znacznej mierze wpływa nasza mizerota finansowa będąca efektem podłych, grabieżczych i zakłamanych działań polityków typu rudego Pinokia.

Tego ostatniego przypomina mi trochę Mikołaj, zwany tak nietrafnie świętym jak niejaki W. Bartoszewski profesorem, a w aktach IPNu figurujący jako TW Dziadek Mróz. Gdzieś tam, daleko, na mroźnej Północy sprytnie zaprzągł do niewolniczej pracy rzesze Elfów, samemu spijając miód pochwał i honorów. Nie mam i nigdy nie miałem zbyt wielkich oczekiwań wobec tego jegomościa, zresztą odbieranie od niego prezentu, który powstał w wyniku wyzysku, byłoby niegodne i moralnie obrzydliwe. Na wszelki wypadek jednak, gdyby  zechciał podrzucić mi prezent, spinam nocą pośladki i odwracam się nimi do ściany, bo jakoś spaślak w czerwonych rajtuzach zjawiający się w środku nocy przy łóżku budzi we mnie skojarzenia z czymś niesympatycznym.

Zima to jednak moja ulubiona pora roku. Czekam na tą prawdziwie śnieżną i siarczyście mroźną. Uwielbiam wirujące w powietrzu płatki śniegu, chrzęst zmarzliny pod butami, malowidła z kryształków lodowych na szybach, białe kopuły pokrywające brzydotę codzienności i... psie kupy, widok ludzi fikających koziołki na śliskiej nawierzchni. Jedynie trochę mniej odpowiadają mi przemoczone buty, drapanie szyb w samochodzie i zamarznięte gluty na wąsach i brodzie...

Nie każdy jest zimnolubny. Ja cierpię latem ale Lui Lu potrzebuje ciepełka. Moje gorące i kochające ją serce czasem nie wystarcza - musi się więc w coś ciepłego a zarazem modnego opatulić. A cóż może być bardziej wystrzałowego niż fatałaszek z kocimi motywami?




Nic tak chyba też nie cieszy kobietę niż nowy ciuszek, prawda? Mi do szczęścia za to wystarczy tylko dobra książka, przy której mógłbym odpłynąć w inne światy. Lui Lu sprawiła mi ogromną niespodziankę i samodzielnie wykonała dla mnie zakładkę - kocią główkę z ząbkami, za które sprytnie zahacza się stronicę:


Lui okazała się też być... mistrzynią Painta... Kochana dziewczyna, prawda?



Wróćmy jeszcze do wyzysku i niewolniczej pracy Elfów... Wizerunek Mikołaja zwanego Świętym jest powszechnie znany. Nikt natomiast nie wie jak naprawdę wyglądają Elfy zamknięte w jego obozach pracy. Spiczaste uszka i czapeczki, śmieszne kubraczki, buciki z zagiętym noskiem - wszystko to popkulturowa bzdura! Uwaga... Odtąd Wasze święta nigdy już nie będą takie same... Oto chwila prawdy...


W ciągu kilku ostatnich dni wykonaliśmy z Lui Lu 5 tysięcy takich paczuszek ze słodkościami, które zostaną rozdane dzieciakom w imieniu tego #%@^$%#!!! podczas niedzielnej Wielkiej Parady Mikołajowej w moim mieście... :)

Ogłoszenia parafialne

Wykonane przez Abigail (z bloga "Koty, pies i węże") Wunderbomben i choinka z naszymi kotami trafiły do jej "Bombkowa". Właściwie to Bombkowo jest naszym wspólnym dobrem kociosfery, bo znajdują się tam również choineczki z kotami innych zaprzyjaźnionych blogerów. Abigail przesyłamy moc uścisków za stworzenie najcudowniejszego, bo kociego, świątecznego lasu :) Dziękujemy pięknie! Po ubiegłorocznej demolce w wykonaniu Mefisto nie planujemy raczej prawdziwej choinki w domu, ta więc będzie jedyną w naszej Tawernie: