sobota, 6 lipca 2013

Rozdarte królestwo...

Jeszcze rok temu naszą Tawerną niepodzielnie władał hrabia Mefisto. Tak było do momentu przybycia Morfeusza, z którym chcąc nie chcąc musiał zaczął dzielić terytorium. Przyznam, że zgodna to dwuwładza.

Kocury żyją w przyjaźni, po swojemu ustalili kocie stosunki i teraz obaj rządzą zarówno naszą Tawerną jak i sercami. Oczywiście zdarza się, że Mefisto strzeli focha, zrobi obrażoną minę, gdy urządzamy jakieś igraszki z bardziej skorym do zabaw Morfeuszem ale za to Hrabia ma jeden jedyny przywilej, którego nie dostąpił młodszy Morfeusz. Tym przywilejem jest uroczyste obwożenie Hrabiego Mefisto w lektyce po całym mieszkaniu (patrz: Hrabia w lektyce).

Po za tym jednym wyjątkiem żaden z nich nie jest faworyzowany, obdarzamy ich obu taką samą miłością i opieką, więc i nie mają powodu do rywalizacji. Skąd więc taki tytuł dzisiejszego wpisu, skoro nie doszło do rozbicia dzielnicowego, spisków, knowań i bratobójczej walki o władzę czy dominację?

Ten weekend jest pierwszym od dawna, w którym nie organizuję lub nie wspieram organizacyjnie żadnej imprezy plenerowej czy koncertu, nie dorabiam też sprzedając np. drewniane miecze i tarcze pod Zamkiem. Zakończyłem też projekt, nad którym pracowałem ostatnie miesiące, zarywałem noce i który kosztował mnie mnóstwo nerwów i wysysał ze mnie życiodajną energię. Planowaliśmy spędzić go na jakichś wspólnych wędrówkach - chciałem wreszcie zabrać kocury na forty Twierdzy Przemyśl. Na przeszkodzie stanęła jednak pogoda (jakże by inaczej w tym kapryśnym roku). Do południa żar, który nie pozwalał oddychać a od południa burza i grad, zgodnie zniweczyły plan wycieczki.

Mefisto, jak to rasowy spacerowy kocur, bardzo z tego powodu nieszczęśliwy. Natomiast Morfeuszka burza bardzo zaciekawiła - szczególnie odbijające się od szyby i parapetu kulki gradu, które próbował wyłapywać :)


Cóż, po za łapaniem gradowych grudek, można robić w taką pogodę? Zagrać w grę! Zawsze fascynowały mnie różnego rodzaju gry planszowe i karciane. Większość z nich ma jedną wadę - do gry potrzebny jest partner/przeciwnik.

Na szczęście, Lui Lu złapała bakcyla. Oboje pokochaliśmy grę karcianą "Dominion. Rozdarte królestwo". Jest super grywalna zarówno na dwie osoby jak i nadaje się rozgrywek wieloosobowych (zawsze jak mój brat przyjeżdża ze studiów to rozkładam karty na trzy osoby). To rzadkość, bo większość gier przeznaczonych dla wielu osób przeważnie niezbyt dobrze sprawdza się w grze na parę. Do tej pory graliśmy na pożyczonym zestawie, aż udało mi się przyoszczędzić troszkę pesos i zakupić własny. Pachnące farbą drukarską pudełko, instrukcja i zestaw kart od razu zainteresowały również moje kocury, które asystowały mi przy układaniu odpowiednich kart do przegródek w załączonej wyprasce.



Po żmudnym posegregowaniu i rozłożeniu 500 kart, od razu przystąpiliśmy do gry wreszcie własną, nowiutką wersją "Dominiona". Nie było to łatwe, bo moje kocurki miały swoją wizję rozgrywki: Mefisto rozłożył się na kluczowych kartach, co chwilę trykając porozkładane kupki kart a Morfeuszek postanowił wprowadzić większy element losowości w grze, czyli przemieszać kopczyki kart łapinkami.


Do "Dominiona" wrócę jeszcze w jakimś wpisie. Chciałbym Wam przedstawić karty, zasady i rozgrywkę, ale jak widzicie przy takich graczach nie jest to możliwe.

Morfeuszek: Ja zdyskwalifikowany? A co ja na dopingu jestem?


11 komentarzy:

  1. A mysmy ostatnio szachy zakupili. Ale nie chce za kazdym razem sromotnie przegywac (a taka tylko opcja mi przypada jak siadam do stołu z Miśkiem ) więc schowałam do szafki i nie wspominam. Co z oczu.... ;)
    Musze poczytać o tym rozdartym krolestwie, moze tu bym miala szansę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikt nigdy nie nauczył mnie grać w szachy - uważam, że powinny być obowiązkowe w szkole. Z podobnych do szachów strategii uwielbiam za to Hnefatafl (Tablut). A "Dominiona" polecam, bardzo przyjemna gra z łatwymi regułami. Duża swoboda w budowaniu rozgrywki (różne karty-różne scenariusze) co daje dużo zabawy, kombinowania, opracowywania strategii - to powoduje, że gra się nie nudzi.

      Usuń
  2. Ja też lubię grać w gry ale robię to właściwie tylko jak jadę do rodziny - narodziny moich siostrzeńców spełniły moje marzenie o rodzinnych grach. Teraz chłopaki to już nastolatki a my dalej siadamy do kart czy do gier.

    OdpowiedzUsuń
  3. Za to przez koty mam problem układaniem puzzli, które uwielbiam. Niestety puzzle 1000 czy 2000 kawałków trudno układać jak nie ma gdzie ich rozłożyć z dala od kociej bandy. A tak bym sobie poukładała tym bardziej, że mam takie świetne z obrazami Yerki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah! Wiem jak to jest. To tylko dzięki zaparciu Lui Lu ułożyliśmy 1000-elementowe puzzle. Ja straciłem cierpliwość już po pierwszym dniu :)

      Usuń
  4. Mina Morfeuszka jest boska! Lubię czytać Twoje posty o kotach, tyle miłości z nich bije :)
    My gramy ze znajomymi w tabu - kapitalna gra do pośmiania się :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham tych dwóch łobuzów, ot co! :)
      Tabu - to taka gra w pokazywanki, odgadywanie haseł?

      Usuń
  5. Przemek powinieneś pisać opowiadania ... o kotach.
    Myślę, że zrobiłyby furrrrrrrorę gdyby je wydać ...
    To nie żart !!!
    Świetnie piszesz i fantastycznie się czyta.

    A co do gier to uwielbiam jedną "w tysiaca" ... :-)))
    Planszowe to natomiast wspomnienia, godzinami sie kiedyś grało ... nie było internetu, komórek ... teraz nie ma czasu ...............

    Pozdrówka i mizianki dla M&M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, mam taki zamiar ale pewnie dopiero na emeryturze :)

      W tysiaka zagrywaliśmy się na studiach w wersji karcianej. Ale powiem Ci, że przy pomocy kości (zamiast kart) tysiąc też jest świetny - polecam. W tysiaku miałem zawsze tylko problem z liczeniem :))))

      Usuń
  6. My też grywamy w różne gry - w karty, w kości i w planszowe - choć wszyscy są już dorośli; ale ileż zabawy choćby przy takim "Chińczyku"! Tradycyjnie już, podczas "godziny dla Ziemi" (niektórzy mówią, że to bez sensu, ale myślę, że przecież chodzi tu raczej o uświadamianie, niż o rzeczywistą oszczędność) wyłączamy wszystko, co się da, zapalamy świece i gramy!
    Zdjęcie Morfeusza z językiem na wierzchu świetne!
    Ninka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aj jaj jaj, "Chińczyk" to gra wszechczasów. Bardzo lubiłem w to grać. A z takich rodzinnych to jakoś nigdy nie przepadałem za "Eurobiznesem". Teraz, mam ochotę na różne karcianki i planszówki bardziej klimatyczne, tyle że są przeważnie bardzo drogie. Buźka Ninka.

      Usuń