piątek, 4 lipca 2014

Skrzydlata dusza Kapitana Morgana

Przemyśl - miasto, w którym się urodziłem i mieszkam, nazywane jest stolicą fajek i dzwonów a to z racji nadal przekazywanej z pokolenia na pokolenie przez miejscowych ludwisarzy i rzemieślników starej i szlachetnej sztuki odlewania dzwonów oraz wyrobu fajek. Każdego roku organizujemy Święto Fajki, na które zjeżdżają miłośnicy fajkarstwa i fajczarstwa, by wziąć udział w barwnej paradzie ulicami miasta, turnieju wolnego palenia fajki i imprezach towarzyszących, rzemieślnicy zaś, by zaprezentować swe wyroby oraz spotkać się w fajkarskim gronie przyjaciół. Nie inaczej było w ubiegłą niedzielę, gdy organizowaliśmy tę imprezę po raz dziewiąty.

Gdy tak biegałem od bladego świtu po przemyskim Rynku Starego Miasta próbując ogarnąć to wszystko logistycznie i organizacyjnie... na me ramię sfrunął ptaszek. Była to młoda ptaszyna ucząca się dopiero latać, zdezorientowana i przestraszona hałasem dobywającym się ze sceny i kilkutysięcznym tłumem. Z pobliskiego drzewa usłyszałem ptasi szczebiot będący nawoływaniem jego matki.



Początkowo próbowałem zachęcić go do lotu ale oddalał się zaledwie na kilka machnięć skrzydłami i bezradnie lądował na bruku. Z pomocą znajomych umieściliśmy ptaszka na gałęzi drzewa, z którego słyszałem głos jego zaniepokojonej matki. Podleciała do niego, przynosząc w dzióbku jakiegoś robaczka. Szczęśliwy z takiego obrotu sprawy zostawiłem go jej opiece. Zrobiłem zaledwie kilka kroków gdy ptaszyna znów wylądowała na mojej ręce.



Cała sytuacja powtarzała się kilkunastokrotnie a uczestnicy imprezy zaczęli nas fotografować i nagrywać będąc przekonanymi, że to tresowany ptak.

Z magistrackiego budynku przytachaliśmy więc najdłuższą drabinę jaką znaleźliśmy aby osadzić ptaszka jak najwyżej i jak najbliżej jego gniazda. Spędziłem pod drzewem dosyć sporo czasu i zaglądałem tam przez cały dzień by upewnić się, że jest bezpieczny, że znowu nie zleciał na bruk i nikt go nie rozdeptał. Na "straży" zaś postawiłem rezolutne córeczki sympatycznego wystawcy, który miał rozłożone swe stoisko z oscypkami blisko tego drzewa. Mam nadzieję, że pozostał w gnieździe (ptaszek a nie pan od oscypków) i swe lotnicze próby odłożył co najmniej do następnego dnia, gdy na Rynku jest spokojniej i nie tak tłumnie.



Dziś, w obliczu tragedii jaka się wydarzyła dzień później, ta historia nabrała dla mnie symbolicznego wręcz znaczenia. Kapitan Morgan jak ta ptaszyna wytrwale lgnął do mnie, nie chcą wrócić do swego "domu". Pewnie uznacie to za nadinterpretację ale ptaszyna jawi mi się jako zwiastun i przewodnik tego co powinienem był zrobić w odpowiednim czasie... "weź mnie, nie odtrącaj bo i tak wrócę"...

Znalazłem jeszcze kilka ostatnich ze zrobionych przeze mnie zdjęć Kapitana Morgana...



... Pisałem to już prywatnie Monice z "Naszych Kocików"... Nadziałem się wczoraj w kieszeni na pęsetę, którą nosiłem przy sobie by wyciągać Morganowi kleszcze jak jeszcze biegał luzem... Ta pęseta... to  było najboleśniejsze ukłucie jakie odczułem w życiu, bo trafiło prosto w serce...


11 lipca: Dusza Morgana wciąż ze mną obecna w najróżniejszych żyjątkach... Samiec Wonnicy piżmówki (Aromia moschata), który od trzech dni towarzyszy mi na papierosie podczas przerw w pracy. Dobry lotnik ale ma problemy z lądowaniami.



12 komentarzy:

  1. Przemek, nie obwiniaj sie, tu nie ma ani troche Twojej winy. Wiem, ze kochales Morgana jak dwa pozostale Twoje koty, ale on nie byl Twoj i nie miales wplywu na jego los. On naprawde jest teraz w lepszym swiecie, przynajmniej z daleka od tej zlej kobiety.
    Nie doszukuj sie, nie zadreczaj. Ten ptak po prostu wyczul w Tobie opiekuna, dlatego usiadl na Twoim ramieniu, emanujesz dobrem i przyciagasz zwierzeta.
    Trzymajcie sie dzielnie! :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Pomysl ze gdyby nie wy, Kapitan nie mialby ani kocich ani ludzkich przyjaciol. Zrobiles dla niego wiecej niz ktokolwiek inny, dales mu swoja uwage i czas...
    Trzymajcie sie

    OdpowiedzUsuń
  3. Zwierzęta lgną do dobrych ludzi...jakoś to czują swoimi zmysłami....

    OdpowiedzUsuń
  4. Odczułam coś podobnego, po śmierci mojej mamy; minęło kilka miesięcy i robiąc porządki znalazłam sukieneczkę, która mama szyła dla mojej córki, niedokończoną z igłą tkwiącą w materiale. Dopiero w tym momencie zdałam sobie naprawdę sprawę, że mamy nie ma, a to bolało...
    Jesteś niesamowity, Przemku. Zwierzęta to czują, czują, że mogą Ci zaufać, że ich nie skrzywdzisz - powtarzam to, co już zostało napisane, ale tak jest, po prostu.

    OdpowiedzUsuń
  5. To takie normalne, że zawsze myślimy, że mogliśmy zrobić inaczej, lepiej, że trzeba było tak czy siak. Zawsze w obliczu nieodwracalnej tragedii tak się dzieje. Kiedy ja myślę o moim Tacie to tak wiele mam sobie do zarzucenia...
    Jesteś kochany, że uratowałeś ptaszka.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wzruszyłam się :(. Pięknie piszesz.
    3maj się

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję Wam za Wasze wpisy i ciepłe myśli. Wy chyba też po troszkę związaliście się z Kapitanem Morganem. Zawieszam na jakiś czas Tawernę bo cokolwiek miałbym pisać dalej nie wydaje mi się w tej sytuacji właściwe. Chciałbym teraz jeszcze więcej uwagi poświęcić moim łobuzom. A i szykuje się zmiana na stanowisku kierowniczym w naszym schronisku. Mam nadzieję, że wreszcie znajdzie się tam osoba prawdziwie kompetentna i z dobrym sercem, ale i obrotna i przedsiębiorcza, z którą mógłbym nawiązać współpracę na rzecz zwierzaków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to czekamy cierpliwie. Kciuki trzymamy. Powiem ci Przemek ... znamy te nasze koty wzajemnie wirtualnie, ale cos w tym jest ze człowiek sie przywiazuje. Jak ktos kocha swoje zwierzaki to rozumie tez innych i stara sie z nimi byc w dobrych chwilach i tych złych tez.
      Trzymajcie się ....

      Usuń
  8. Trzymaj się i postaraj się nie zadręczać, jesteśmy z Tobą!! Dawałeś Morgankowi dużo ciepła i radości i to się liczy!! Wrocław pozdrawia

    OdpowiedzUsuń
  9. Przeczytałam o Morganie. Tak mi przykro :( sarna

    OdpowiedzUsuń
  10. Dopiero dziś przeczytałam o wypadku i odejściu Kapitana Morgana.Tak bardzo,bardzo mi przykro i żal,że w taki sposób zakończył swój kolejny koci żywot.Może w kolejny swoim żywocie przyjdzie prosto do Ciebie,do Was i Waszej gromadki???
    Jeżeli kiedyś będziesz potrzebował pomocy finansowej w ratowaniu czy dokarmianiu jakiegoś Pana Kota to i ja bardzo chętnie się do tego dołożę.Jakoś tak mam od bardzo dawna,że prędzej pomogę zwierzaczkowi niż człowiekowi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Orka. Wybacz, że dopiero teraz odpisuję. Wydarzenia ostatnich dni i tygodni, tez wiązane ze śmiercią Morgana ale również w życiu prywatnym odsunęły mnie od bloga. Ciężko mi się z różnymi sprawami pogodzić i pozbierać. Dziękuję za chęć wsparcia. Nie wiem co powiedzieć, nie potrafię ot tak wyciągać ręki bo jestem dorosłym facetem i powinienem potrafić poradzić sobie sam.

      Usuń