wtorek, 1 lipca 2014

Życiowa walka Morgana

Kapitan Morgan. Jednooki cudowny łobuz, który odwiedza nas od wielu miesięcy i jest kompanem naszych spacerów. Dziś toczy swą najważniejszą walkę... walkę o życie.

O tym, że pirat Morgan jest nam pisany wiedzieliśmy od początku. Nie spodziewaliśmy się tylko, że trafi do nas w takim stanie... Wczoraj po południu został potrącony przez taksówkarza. Dusząc się krwią przepełzł na nasze podwórko po czym oszołomiony, skrzywdzony, bezbronny na opuszczoną i zarośniętą posesję. Prawie godzinę szukałem go przeczesując gęste trawy, chwasty i krzaki. Niemal straciłem już nadzieję. Odnalazłem go w ciemnej piwnicy niezamieszkanego domu, przycupniętego, trzęsącego się i broczącego krwią za stertą desek.To była najdłuższa godzina w moim życiu, gdy każda jej minuta niosła ze sobą obawę wykrwawienia się.

Dzięki uprzejmości sąsiada, którego żona powiadomiła mnie o wypadku, szybko trafiliśmy do lecznicy. Pęknięta szczęka w dwóch miejscach, uszkodzona łapa, możliwe uszkodzenia mózgu i mnóstwo pytań...

Jak można potrącić (lub skopać) zwierzę i spokojnie odjechać zostawiając je ranne i umierające? Ile osób musi przejść obok wykrwawiającego się zwierzęcia by ktoś w ogóle podjął jakieś kroki? Jak można nazywać się przyjacielem zwierząt, przygarniając je do siebie, nie zapewniając im opieki? I te najważniejsze: Czy Morgan przeżyje? Ile jeszcze musi wycierpieć zanim wydobrzeje? Czy nie został uszkodzony mózg? Skąd wziąć środki na jego długotrwałą i bolesną walkę o zdrowie i życie? Jak biedaka teraz karmić? Znam tylko niektóre odpowiedzi: Zrobimy wszystko by go uratować i wyleczyć i z pewnością dobrowolnie nie oddamy go już nikomu. Będziemy walczyć nie tylko o jego życie i zdrowie ale też o niego samego.

Poniżej prezentuję kilka zdjęć - ale nie by epatować bólem i cierpieniem ani w poszukiwaniu współczucia - lecz dla dokumentacji. Jest to o tyle ważne, że ratując mu życie rozpętałem wojnę. Szedłem dziś do lecznicy na drugi zabieg (wczoraj drutowaliśmy szczękę i unieruchamialiśmy łapkę) z kontenerkiem w ręku, w którym wybudzał się Morgan z morfinicznego niebytu. Zostałem zaatakowany przez kobietę - to ta od nieżyjącego i nieodżałowanego Maciusia a tym samym sąsiadka "właścicielki" Morgana. Na środku ulicy zostałem zwyzywany od złodziei kotów, doszło do słownej konfrontacji bo "obudziła się" w niej pseudo troska i żądania wydania kota.

Zapytałem, gdzie była gdy przez tyle miesięcy wałęsał się dniami i nocami po okolicy, gdy wystawał pod naszymi drzwiami domagając się jedzenia, towarzystwa, czułości, wreszcie gdzie była gdy wykrwawiał się na poboczu, gdy drutowaliśmy mu szczękę, gdy w nocy robiłem mu zastrzyki, podawałem morfinę, ocierałem krew, wysuwałem języczek żeby się nie udusił, wycierałem siki i kupy, gdy leżał nieprzytomny? Gdzie będzie przez cały czas, przypuszczam, że wielomiesięcznego i kosztownego leczenia? Gdzie będzie gdy za leczenie zostanie wystawiony rachunek? Poza wyzwiskami pogroziła mi policją - co akurat poza niepotrzebną nerwówką dla mnie powinno obrócić się przeciwko niej. Powiadomiłem dziś Stowarzyszenie Ochrony Zwierząt "Nadzieja" o całej sytuacji, gdzie obiecano mi pomoc prawną i wsparcie. Piszę dziś dość chaotycznie ale jestem cały w nerwach, po nieprzespanej nocy (w sumie kolejnej z rzędu bo jak często w weekend organizowałem wielki plener w moim mieście), z bijącym sercem w oczekiwaniu na rezultat drugiego zabiegu Morgana i w niepewności co do jego przyszłości.






13 komentarzy:

  1. Brak mi slow, moge tylko plakac...
    Trzymajcie sie wszyscy! ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Powtórzę za Panterą "brak słów" !!!! Najgorsze cisną się na usta....
    Jestem z Wami całym sercem i jeżeli będzie trzeba pomóc finansowo, karmą lekami .... postaram sieę pomóc w miarę swoich możliwości.
    Tylko mów ...... proszę.
    Biedny koteczek ..... trzymajcie się .... całym serduchem trzymam kciuki ...
    Jest mi strasznie przykro .

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedactwo :( Niestety obojętności wobec cierpienia jest na każdym kroku mnóstwo. U mnie na osiedlu ktoś przejechał (dosłownie) po kocie. Pojechał. No cóż.... prędzej wierzę, ze nie chciał zauważyć, może faktycznie nie zauważył (wszak ludzie coraz większymi autami poruszają się po mieście-przepraszam za złośliwość). Jak to się mówi, kij z nim. Ale po osiedlu chodzili ludzie, patrzyli na miauczącego kota, który ciągnie za sobą tułów i tylne nogi. Zawsze to jakaś ciekawostka. Nikt nie pomyślał, ze cierpi? Po co zawracać sobie głowę, najprawdopodobniej nie przeżyje.... Jak z tatą pakowaliśmy kota do pudła i zabraliśmy, dopiero się gapili: "jacyś nawiedzeni, biorą obcego, agresywnego kota, z którego nic nie będzie". Kot oczywiście nie przeżył, miał w dwóch miejscach pogruchotany kręgosłup. Ale został humanitarnie uśpiony, cierpienie zostało skrócone. Większość ludzi nie widzi sensu w takim postępowaniu...... Ale nie zamierzam ich "nawracać" i tłumaczyć na czym polega człowieczeństwo. Lepiej powiedzieć DZIĘKUJĘ ludziom niosącym pomoc, im się bardziej to przyda. Trzymam za Was kciuki i życzę wytrwałości

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem, po prostu nie wiem co napisać. Wiem tylko jedno, gdy Morganek już wyzdrowieje, zyskacie wielkie, kochające Was kocie serducho. Trzymam kciuki.

    OdpowiedzUsuń
  5. O matko :( biedny Kapitan..
    Ja też chce pomoc, odezwe sie na priv.
    Trzymajcie sie mocno, głaski dla Kapitana i M&Mskow

    OdpowiedzUsuń
  6. :( Niektórzy ludzie nie mają serca .. Brak słów, że takie rzeczy się dzieją.
    Dobrze że Ty jesteś i mu pomagasz, uratowałeś życie. Trzymam kciuki, mam nadzieję że dojdzie do siebie i wyzdrowieje.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dowiedziałam się na FB, teraz sobie tylko popłaczę :((((
    Trzymaj się Morgan ! <3
    Ps.:
    Daj namiary na konto. Ziarnko do ziarnka ...

    OdpowiedzUsuń
  8. Strasznie nie wiem co powiedzieć. Okropnie żyć ze świadomością istnienia takich obrzydliwych nieludzi którzy potrafią zostawić potrącone zwierze. Chyba nie wiem co bym zrobiła gdyby taki człowiek trafił z moje ręce. A ciągle słyszę mnóstwo historii o śmierci zwierząt na drodze.
    Trzymam kciuki za Morgana i podziwiam Was za pomoc i troskę jaką mu okazujecie. Mam ogromną nadzieję, że wszystko dobrze się skończy.
    Gdyby brakło funduszy dajcie znać, zawsze coś się uzbiera...

    OdpowiedzUsuń
  9. Jejku ;C biedactwo. Jak on się teraz czuje? Na niektórych fotkach siedzi, więc chyba nie tak źle? :( Oby było z mózgiem wszystko ok, to najważniejsze.
    Co do szczęki i jedzenia to nie powinno być tak źle. Ja swojego kociszcze po uszkodzeniu szczęki karmiłam mokrą karmą w formie pasztetu (coś w rodzaju PoNa albo Lily's kitchen), nie rozcieńczaną z wodą. kot to zlizywał i jak lizał to na tych haczykach na języku trochę zostawało. Nie rozcieńczałam mu, żeby łatwiej się najadł.

    3maj się, duuużo zdrówka dla kociastego :(

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak mogę wam pomóc? Pisz śmiało!

    OdpowiedzUsuń
  11. :(((((, nie moge czytac...
    bidulek, ale widze ze sie juz podniosl?
    ja tez z checia doloze sie do rachunku, daj znac

    OdpowiedzUsuń
  12. W tym samym czasie ,co Morgan uległ wypadkowi,straciłam też dochodzącego do mnie na karmienie czarnego kocura .Tej zimy spał u mnie w korytarzu gdzie miał złożoną kołdrę w którą się wciskał. Kiedy przez trzy kolejne dni nie przyszedł na posiłek ,też zaczęłam poszukiwania.Dowiedziałam się ,że leżał potrącony przez samochód i został zabrany do utylizacji.Do dziś nie mogę go zapomnieć i czytając historię Morgana ryczę jak bóbr.I dziękuję Bogu,że są jeszcze na tym świecie ludzie ,którym nie jest obojętny los tych najbardziej skrzywdzonych,porzucanych i podrzucanych istot /kotów/.Wielki szacunek dla Pana poczynań.Dziękuję Panu za wielkie serce dla kotów Też tak mam. Maria od kotów,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciężko mi wracać do tego wpisu i nie mogę znaleźć spokoju po tym co przydarzyło się Morganowi. Nie odpisywałem na komentarze tutaj bo byłem w trakcie walki o jego życie. To był straszny widok i świadomość jego męki ale wierzyłem, że uda się go uratować. Podobnie jak Twój dochodzący czarnulek - Morgan też nie był mój a serce i tak krwawi jak po stracie najbliższego przyjaciela. Cudowna istota, za życia sponiewierana przez los i ludzi nie zasłużyła na taki koniec. Mimo, że wierzę w to, że Morgan powrócił w futerku malutkiej Moiry to i tak nigdy sobie nie wybaczę, że tylko go dokarmiałem a nie przygarnąłem wcześniej na stałe do domu. Mario o równie wielkim sercu dla potrzebujących - pozdrawiam Cię serdecznie i najcieplejsze myśli ślę ku Tobie.

      Usuń