środa, 16 listopada 2011

Zamiast powitania...

Całe życie pałałem wyjątkową niechęcią i nie tylko metaforyczną alergią do tych stworzeń. Nie to, że bym je jakoś krzywdził, po prostu niecierpię kotów, niecierpię kotów, nie cierpię kotów i ich właścicieli. Nóż mi się otwierał i siekierka ostrzyła, gdy słyszałem te wszystkie "Pusia, Pusia, chodź do Pańci, Pańcia da papu, buzi, buzi".... A teraz...

...mam kota... i nie jest to futerko robiące za mięciutki dywanik czy papucie, nie jest to też trofeum wiszące na ścianie lub w formie wypchanej zbierające kurz na komodzie, ani mrożonka w lodówce. Kot, prawdziwy, żywy, wydzielające swe specyficzne wonie żyjątko. A nawet dwa... i pokochałem je...

Bloga tego dedykuję Lui, która wprowadziła mnie w koci świat oraz Baldrickowi - kotu, który nauczył mnie miłości do siebie i całego kociego gatunku... Mam nadzieję, że dzięki Wam jestem lepszym człowiekiem...

1 komentarz: