Jakby tu czmychnąć? |
Widowisko historyczne "Przemyśl 1939 r." cz. 1
Widowisko historyczne "Przemyśl 1939 r." cz. 2
Ale wróćmy do tematu. Zmęczony i dosyć sponiewierany po intensywnym obcowaniu z muzykami na backstage, popełniłem błąd. Wróciwszy nocą do domu, pomyślałem, że wynagrodzę Mefisto, to że cały dzień spędził samotnie i zabrałem go na spacer. Przeważnie nasze spacery są intensywne, Mefisto drapie sobie drzewka, próbuje (często skutecznie) wspiąć się na nie, albo na ogrodzenie, fuka na psy, próbuje je pizgnąć łapką, kopie dołki, rozgrzebuje kretowiska, gryzie trawkę, tarza się w piasku, goni za latającymi ptaszkami czy motylkami. Tym razem było spokojnie. Za spokojnie. Przycupnął sobie w trawie i stwarzał pozory nic nie robienia. Szelma jeden, uśpił moją czujność. Przy swojej kurzej ślepocie nie zauważyłem, że chytrusek jeden intensywnie kombinuje jak tu się urwać. Zadowolony siedziałem na kamieniu, po raz pierwszy spokojnie, bez dreptania za kotem, mogłem sobie wypalić szluga... Nagle, trach-piździach, wystrzelił jak strzała, pomknął jak błyskawica przez podwórko, nawet nie oglądając się za siebie. Zniknął za siatką a ja zostałem ze smyczą w ręku z debilną miną.
Zawsze prosiłem Lui, by wyciszała telefon, gdy idziemy spać. Zawsze zapominała, a gdy tylko udawało mi się jakoś lekko zdrzemnąć, ktoś dzwonił, wysyłał smsa, wybudzając mnie oczywiście. Zaśnięcie nie jest dla mnie proste, bo mam poważne problemy ze snem od wielu lat. Za każdym takim razem Lui stawała się więc ofiarą mego ataku słownego, a ja kolejny ranek witałem wymiętolony. Tym razem, jak podpowiada prawo serii pechowych zdarzeń, Lui wzięła sobie do serca moje "uwagi" i wyciszyła dzwonki w telefonie. Stojąc tam w ciemnościach pod domem, wytężając mój kiepski wzrok, próbując dostrzec gdzieś Mefisto, bezskutecznie próbowałem dodzwonić się do Lui. Narobiłem rabanu, drąc się pod oknem, to nawołując Mefisto to wołając Lui, by zeszła i wzięła latarki. Poszukiwania trwały do rana. Czarne scenariusze kołatały w głowie. Zaczęło padać dosyć intensywnie. Była szansa, że może uciekając przed deszczem, ta rozpieszczona melepeta postanowi wrócić. Ale gdzież tam. Biedna Lui, przesiedziała pod domem na stołeczku całą noc, czekając na powrót Mefisto.
Wrócił. Chujaga! O dziewiątej rano. Jak gdyby nigdy nic, radosny łaził sobie po podwórku, przymilał się do sąsiada, który o dziwo wykazał się wyobraźnią, domyślił się, że to nasz kot i próbował zwabić go do klatki. Może słyszał moje nocne wrzaski pod oknami. Taką wyobraźnią nie wykazała się inna sąsiadka, a wręcz ujawniła swą wredną, złośliwą naturę. Kiedyś, na samym początku, gdy przygarnęliśmy Mefisto ze schroniska, postanowiliśmy, że nie będziemy kota wypuszczać samopas. Ledwo uratowaliśmy mu życie, lecząc go przez kilka miesięcy z różnych chorób i powikłań. Po takim wysiłku tragedią byłoby go stracić. Mieszkamy w mieście, przy dość ruchliwej ulicy, mógłby wpaść pod samochód, zostać rozszarpany przez zdziczałe psy, zostać poszczuty psem przez jakiegoś skurwiela, przywlec kolejne choróbska od innych kotów, a przede wszystkim paść ofiarą zwyrodnialców. Pamiętam, że mówiłem wtedy Lui, że obawiam się najbardziej sąsiadów. Gdyby Mefisto zaginął, instynkt z pewnością podpowiedziałby mu, aby prędzej lub później wrócić. Problemem są natomiast drzwi, jedne, drugie, domofony, których przecież sam nie otworzy i nie wstuka kodu. Obawiałem się jednej rzeczy, że kręcąc się pod klatką i próbując dostać się do środka, zostałby przepędzony przez jakiegoś sąsiada-niemilca. Wystarczy, że ktoś by go przepędził raz, drugi, kopnął, pogonił, po kilku próbach mógłby już nie próbować wrócić. A jakże, sprawdziły się te przypuszczenia! Okazało się, że Mefisto próbował dostać się do pierwszej klatki, ba, przeszedł przez pierwsze uchylone drzwi i krzątał się w przedsionku. Sąsiadka, przedstawicielka tej kasty zawodowej, która pogardza innymi i uważa się za lepszą, pracując najmniej godzin w tygodniu ze wszystkich grup zawodowych i mając najwięcej wolnego (płatnego!) a ciągle narzeka na przepracowanie, dostając corocznie podwyżki, nagrody i inne profity ciągle woła, że mało, mało, mało... - taka własnie sąsiadka, z wielkimi aspiracjami ale za to z sieczką w głowie, przyznała się z rozbrajającą szczerością, że widziała przemokniętego Mefisto, pogłaskała go i... wykopała na zewnątrz!!!
Ufff... kamień z serca. Pooglądałem dokładnie Mefisto. Nie ma żadnych ran, ukąszeń, nie przywlókł kleszczy czy innego badziejstwa, wrócił cały i nawet nie za bardzo upaćkany. Całą niedzielę, przeleżał spokojnie w legowisku - wątpię, by była to skrucha - gorączkował trochę i był osłabiony. Dzisiejszy ranek powitał już z głośnym miauczeniem, domagając się spaceru. Niewdzięcznik!
Skruszony Mefisto? Akurat! Chujaga jeden! |
Niezła próba Mefisto! Myślisz, że jak założysz buty, to niepostrzeżenie wymkniesz się z domu? Masz przewalone jak stąd do Bairiki (stolica Kiribati). Zakaz spacerów, aż do odwołania! Ot co! |
Szczęście ,że chodzisz z nim na spacery, dlatego wrócił do domu...zna okolicę, nie wpada w panikę...
OdpowiedzUsuńGdyby nie to , to byłoby tak jak teraz u mnie na blogu...
Wiosna, wszystkie koty tylko marzą chyba o tym , by zwiać...
Zauważyłem, że na blogach, forach i stronach schronisk od kilku dni plaga ogłoszeń o ucieczkach/zaginięciach. Wiem, że to instynkt, natura, potrzeba, ale mimo wszystko tak zwiać niefrasobliwie, gdy człowiek tyle serca wkłada. Mefisto - zdrajca!
UsuńStanowicie chyba nie lada atrakcję dla okolicznych sąsiadów :-)))
UsuńOj tak, w ich ramkach się nie mieścimy raczej.
UsuńA to Birbant, Łobuz i Utracjusz;-)))
OdpowiedzUsuńByłeś z nim na smyczy, jak rozumiem?
Widowisko jest bardzo widowiskowe!
Tak, na smyczy i w głowę zachodzę jak się niepostrzeżenie wysunął. Nie ma co, świetnie zaplanowana akcja! A nasze widowisko Freak-Show jak zwykle utwierdza sąsiadów w przekonaniu o naszej "wyjątkowości" ;)
UsuńA to diabeł wcielony! :-) Miałam kiedyś podobną przygodę z Tymkiem, który postanowił zakosztować wolności... Ale boję się o niej napisać, bo dostanę wilczy bilet od kociej blogosfery... :-)))Może, jak będę blog zamykać, to opowiem tę historię... ;-))) Dobrze, że Mefisto wrócił cały i zdrowy!
OdpowiedzUsuńDawaj tą historię! Ciekawość rozpaliłaś, nie można tak :) Podziel się, no, podziel...
UsuńA to cwaniaczek - wypuścił się może na kocie babki - zaznał wolności i wrócił bo gdzie mu będzie lepiej
OdpowiedzUsuńA ma rzeczywiście upatrzoną taką jedną lafiryndę po drugiej stronie ulicy. Tyle, że czmychnął zupełnie w innym kierunku.
UsuńAle bym mu dupsko przetrzepała - oczywiscie tuż po tym jakbym wróciła ze szpitala po zawale serca.
OdpowiedzUsuńTak przy okazji miło wiedzieć, ze nie tylko mnie zasypianie zajmuje 3 godziny, budzi najmniejszy szmer i nagle zaskakuje poranne słońce uświadamiajac że już nie pośpię. To nerwicowe podobno, wiesz?:)
Przyznam szczerze, że trochę w dupala oberwał za to. Choć niezbyt mocno, ale i tak w sumie żałuję, że mu klapsów parę zasadziłem, bo Hrabia oczywiście nie skojarzył tego ze swoją ucieczką i że to kara własnie za to, tylko focha strzelił "za niewinność" :)
UsuńOj, z tym zasypianiem to masakra jest, ledwie uda mi się przysnąć a już jest świt. Do tego, mam bardzo czujny sen, mógłbym być wartownikiem, poranny świergot ptaków mnie nawet budzi, przypuszczam, że budzi mnie nawet "tuptanie" pająków po ścianie :) Nie wspominając już o nocnych odgłosach paszczowych Lui Lu i Mefisto :) W każdym razie kilkuletnie zaległości w śnie zaczynają mocno się już odbijać na zdrowiu i ogólnym samopoczuciu.
Mam dokladnie to samo..kapiąca woda z kranu też Cię budzi?:D upierdliwe to i nic nie pomaga- żadne "ziółka", herbatki itp Jak już padałam na twarz i przestałam kojarzyć co sie do mnie mówi dostałam od koleżanki mocniejsze prochy na sen ale z kolei wstać po nich nie mogłam :P Jakaś masakra.
UsuńPokaż mu szelki i wtedy kopa lekkiego zasadź - czarna bestia skojarzy :D Swoja drogą teraz to aż strach z nim wychodzić na dwór :)
Jest to problem i to poważny. Trzeba mieć świadomość, że to już stan chorobowy. Za dużo myśli w głowie mi się kołacze, żeby spokojnie usnąć. Katorga.
UsuńAle u mnie też ziółka nie pomagają, co najwyżej sikać mi się po nich chce, bo w większości są moczopędne. I weź tu zaśnij :) Mocniejszych środków, nie chcę stosować.
Uskuteczniałem kiedyś popołudniowe drzemki, po godzince, półtorej wstawałem jak nowo narodzony. Ale teraz przy Mefisto jest to niemożliwe. On należy do gadających kotów. Gdy tylko próbuję się zdrzemnąć, trupta do pokoju, najpierw miauknięciem informuje mnie, że wchodzi do pokoju, potem miauknięciem, że chciałby się też położyć, dopóki nie powiem "No właź śmierdziuchu", będzie dreptał koło łóżka poirytowany, potem zawsze ląduje na mojej klatce piersiowej, potupta trochę po mnie, miauknie i się gdzieś tam w łóżku ułoży. No i sobie pospałem :) Jeszcze często przed drzemką zaczyna swoją toaletę, a jak zacznie się lizać, to mam wrażenie, jakby mi wsadził język w ucho i tam sobie mlaskał albo przez słomkę mózg mi wysiorpywał :)
Dobrze że ta ucieczka zakończyła się happy endem :))
OdpowiedzUsuńAle co przeżyliście strasów to nie zazdroszczę
.
Co do tych niebezpieczeństw ,to faktycznie - sąsiedzi co to nie pomogą ,a jeszcze pogonią to przekleństwo -//
Masz sen taki jak ja - czujny jak u zająca ;))
Jak coś wybudzi to już przesrane - parę godzin z bani -/
Mój A. za to śpi jak zabity i nic go nie rusza ;)Wystarczy że głowę do poduszki przyłoży -czy to dzień ,czy noc ... ;))
Musisz zakupić takie szelki ,co się z nich nie wymsknie !
Póki co szlaban na spacery. Pewnie i tak pęknę szybko, ale kara musi być.
UsuńJestem pod wrażeniem wirtualnej wycieczki i po Twierdzy i po Przemyślu - super jest to zrobione!
OdpowiedzUsuńW takim razie, wirtualny trzeba przekuć w realny :)
UsuńA dla tych, którzy nie wiedzą o czym my z Wrocławianką tutaj ten tego:
Spacer po Przemyślu
http://www.przemysl.pl/wirtualny/wirtualny_spacer.html
i po fortach Twierdzy Przemyśl:
http://www.twierdzaprzemysl.com/?url=forty
Wow :DNa dłuzszy spacer się nie wybiorę przy tym internecie bo przesunięcie w lewo trwa milion lat, ale fajna sprawa :)
UsuńTo spróbuj w prawo, może na krzaki natrafiłaś :)))))
UsuńA może jednak czas pomyśleć o kocim towarzystwie dla Mefista?? Może tęskni za innymi futerkami ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z Wrocławia
Oj, taaak. Myślę intensywnie nad sprawieniem kompana dla Mefisto. Póki co nie znalazłem odpowiedniego kandydata - wiesz, to musi być kocur, który ma to coś, tak jak Mefisto urzekł mnie w schronisku. Jest też bariera bardzo prozaiczna: jestem od jakiegoś czasu w podłej kondycji finansowej, jak się jakoś z tego wygrzebię to przygarnę drugiego futrzaka. Oby jak najszybciej...
Usuń