środa, 25 lipca 2012

Przesyłka od wrocławskiej Kłamczuchy...

Wygraliśmy w konkursie na kocie fotostory zorganizowanym przez Anię z bloga "Za moimi drzwiami", o czym pisałem już tutaj>>>. Wczoraj wieczorem zapukał do nas sąsiad, byłem przekonany, że "po prośbie", abym ściszył muzykę, zakneblował kota, uśpił Lui Lu, przestawił swój czołg pod domem albo coś. A tu niespodzianka, przyszedł z paczuszką pod pachą zostawioną przez listonosza pod naszą nieobecność. Wrocławski adres nadawcy na paczce jednoznacznie wskazywał, że jest to oczekiwana przez nas nagroda w tymże konkursie (w konkursie na fotostory rzecz jasna, a nie na biegłość w manewrowaniu czołgiem po podwórku).


W tym miejscu krótkie wyjaśnienie tytułu posta. Anka Wrocławianka, redaktorka bloga Za moimi drzwiami", personel obsługujący futrzaki Amisię, Kayrona i Rufiego, organizatorka konkursu, pewnie czyjaś troskliwa matka, żona i kucharka (jej przepisy na blogu zawsze powodują niekontrolowany ślinotok) to kłamliwa i podstępna istota! Na spółkę ze swym JejCiOnym zeżarli, połknęli, wchłonęli, unicestwili sernik wymyślając niezbyt przekonywującą historyjkę o wronach. Przesyłki z nagrodą też się spodziewałem dopiero za kilka dni, bo (p)Anna Pinokio z Wrocławia zmyłki mailowe uskuteczniać zaczęła, że musi się zastanowić, spakować, że wyśle za kilka dni i takie tam zasłony dymne. Trzeba przyznać, że nawet wystrugany przez majstra Dżeppetto taboret skuteczniejszego kłamstewka/zmyłki nie zdołał by użyć. Tak więc, niespodzianka nr 1. Kolejną była zawartość paczki.

Przyznam, że wygrywając konkurs nie zastanawiałem się co może być nagrodą. Odrzucam przeważnie takie myśli, bo po co łamać sobie głowę, nastawiać się na coś, niespodzianki są od tego, aby zaskakiwać. Ale oczywiście skoro to koci konkurs w blogowej kociosferze to i pewnie coś z kocich gadżetów, by mi przyszło do głowy. Ale nie! To byłoby przecież zbyt oczywiste i już nie tak niespodziewane jak wizyta hiszpańskiej Inkwizycji. Tym tropem poszła Anna obdarowując nas...

...m.in. stylowymi kubeczkami...


... jak widać emocje związane z rozpakowywaniem prezentu udzieliły się też Mefisto, który dokładnie sprawdził zawartość paczuszki i oczywiście po kociemu usadowił w niej swój tyłek...


Bez cienia fałszywości muszę przyznać, że kubeczki śliczne, stylowe, z zaparzaczem i gustowną pokryweczką...


Prezent idealnie udany, bo lubimy z Lui kubki (ja kubki i kufle ceramiczne), pijemy tylko z kubków, nawet nie wiem czy w domu mamy jakieś szklanki. A jeśli są jeszcze do tego vintage'owe jak te sprezentowane przez Anię to w gust strzał bezbłędny...

Drugie zaskoczenie co do trafności prezentu, to smakowite pianki :) Nawet nie wiesz Aniu ile razy mi Lui Lu suszyła głowę "kup mi pianki! chcę pianki!"... Dwie gaśnice pianowe z czołgu przyniosłem, pianę z piwa do salaterki zbierać zacząłem, wścieklizną celowo zarazić się próbowałem, co by trochę z pyska mego trollowego utoczyć... a tu o słodkości takie chodziło...


Jak widać na zdjęciach, wygraną w konkursie i otrzymane nagrody uczciliśmy toastem z nowych kubeczków (ja naparem pokrzywowym a Lui zbożówką), przegryzając słodkimi piankami, aż się po norce mej jakieś echo rozchodziło (Ty wiesz o co chodzi ;)

Na koniec oczywiście podziękowania dla Ani za wspaniały prezent, który dał nam tyle radości. Z kubeczków będziemy korzystać codziennie, więc bardzo praktyczny prezent. Pianki natomiast wchłonęła Lui - może ta moja chudzina ciałka przez to nabierze, bo ją nawet fotokomórka zapalająca światło na klatce schodowej nie wyłapuje (Poważnie! Nawet przy Mefisto się włącza, a jak idzie Lui to musi robić pajacyka pod fotokomórką, żeby światło się zapaliło :)

Mimo, że to nagroda w konkursie, więc należała się jak kotu drapak, to jakoś czuję potrzebę odwdzięczenia się za tyle radochy... o czym będę musiał pomyśleć, jak wydobrzeję. Ot co!



21 komentarzy:

  1. Jeszcze raz gratulacje ...
    Fajna niespodzianka :-)
    I jest wakacyjnie ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Prezenty świetne! Ale zazdrość mnie bierze na Twoje opowieści - fajnie piszesz i świetnie się czyta Twoje teksty!

    OdpowiedzUsuń
  3. To teraz nie dość że kłamczucha dla tych w budyniu, to jeszcze świernięta dla tych w realu, bo chuchra się do siebie samej jak głupi do sera:-)
    Wyglądacie jak w moich wyobrażeniach, czyli ślicznie:-)
    Napatrzeć się nie mogę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "chichra" miało być!
      "Chuchra" mi się wzięło pewnie od tej Twojej chudzinki, jak sam mówisz:)

      Usuń
  4. No ewung ma racje - teksty masz świetne - ale prezenty super - trochę zazdroszczę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki Dziewczyny!

    @Jasna: Niespodziewajka mega sympatyczna. Siorbiemy z kubeczków wywary magiczne odgłosy paszczą różne wydając.

    @ewung: Cieszę się, że podobają Ci się moje teksty, ale domyślam się, że nie każdemu taki styl się podoba czy znajduje zrozumienie.

    @retro77: co to za trochę zazdroszczę - tu ambitnym trzeba być, jak już zazdrościć to nie trochę tylko kurna śmiertelnie mega poważnie! :)

    @Anka Wrocławianka: a chuchraj się, chichraj, czochraj do woli, czy to do sera czy gejzera, byle nie do Biebera :) Maila dziękczynnego miałem wystosować do Ciebie, ale w sumie w tym poście jest wszystko cho powinno, a i z czasem i kondycją teraz u mnie nie bardzo. Po trzytygodniowej absencji w pracy z powodu choroby, zastałem mnóstwo tzw. kukułczych jaj, czyli spraw-śmierdziuchów do pilnego załatwienia, a które mi pod nieobecność podrzucono i oczywiście nikt się za to nie zabrał. Do tego znów znikam na jakiś czas, bo zamieniam swą przytulną norkę na szpitalną celę.

    O właśnie, skoro już o tym mowa, to od niedzieli może nastąpić przerwa w dostawie bloga, jak i mojej aktywności na Waszych blogach czy też w odpisywaniu na maile. Po narkozie mogę być też mało kontaktowy. Tak sobie pomyślałem, że jak zdążę to przygotuję jakiegoś posta wcześniej i ustawię datę publikacji na jakiś termin po weekendowy, gdy pisać nie będę mógł. Nie sprawdzałem jeszcze tej opcji, zobaczymy jak zadziała.

    OdpowiedzUsuń
  6. Żadne maile są już niepotrzebne i tak dostałam więcej, niż dałam:)
    Trzymaj się mocno, nie daj się biedzie i wracaj w dobrej kondycji!
    Opcja zadziała znakomicie. Zawsze tak robię, ale ja jestem szaleniec postowy - codziennie muszę, bo inaczej się uduszę:(
    Ja też się szykuję co by Ci odpisać, co kiedyś nastąpi, jak myślę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że też zaczynam się uzależniać. Aż, dziw, bo na początku zrobiłem ot tak na próbę tego bloga i myślałem, że jego żywot będzie krótki.

      Usuń
  7. Ja też uwielbiam Twoje teksty :))
    Tyle radości Wam Anka sprawiła że aż miło popatrzeć i poczytać :-)
    A co to się dzieje że do szpitala ? (

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aaaa, to miło mi :)
      Radocha jest, siorpanie z kubeczków jest, pianek już nie ma :)
      Co do szpitala, to jak ostatnio zachorzałem to poszedłem do lekarza, czego nie robiłem od lat, unikałem jak tylko się dało, zawsze miałem wymówkę, że nie mam czasu, że samo przejdzie. Ale czułem się już tak fatalnie, że się wkońcu wybrałem. A jak to u lekarza, jak raz pójdziesz, to zawsze ci coś innego wynajdzie, że to trzeba zrobić, że tamto jest coś nie bardzo. Teraz, może niezbyt trudny zabieg, bo przegroda nosowa do połamania i przestawienia, ale czas najwyższy, bo serducho mi przez to tak napierdziela jakbym ciągle na rowerze jeździł. Zabiegu się nie boję, narkozy też, tylko świadomość gojenia tego mnie wkurza, skrzepy, tampony w nosie, fuuuu... Potem czeka mnie operacja poważniejsza, kolano do reperacji, ale to za czas jakiś, bo trudny zabieg i można sobie nieodwracalnie uszkodzić.

      Usuń
    2. No tak sam zabieg i narkoza do miłych nie należy ,ale to gojenie i cała reszta ...-/// Ale skoro ma być lepiej to warto pocierpieć ;)
      Za udany zabieg i szybkie gojenie będę trzymać mocne kciuki !

      O kolanko będę pytać później ;)

      Usuń
    3. Pocieszę Cię może Przem, że MójCi jest niezwykle zadowolony z efektu tego zabiegu. Inne życie! Może w końcu spać, nie dusi się, naprawdę warto było się przemęczyć przez ten nieprzyjemny w gojeniu proces. Powodzenia!

      Usuń
    4. Tak jest kurde idea z tym zabiegiem, aby żyło się lepiej choć z pewnością nie dostatniej :) To męka jest, zatkany nos, ciągłe zmęczenie i niewyspanie, te moje nawracające gorączki, obciążona lewa komora serca, codzienne poranne rzyganko jak baba w ciąży :) Mnie martwią bardziej dwie rzeczy: nieobecność w pracy co w dzisiejszych czasach i przy niemilcach pracodawcach i współpracownikach może mieć nieciekawe skutki. I najważniejsza Mefisto. Pomijając oczywistą tęsknotę, to ta moja sierota znowu zachorzała, m.in. zapalenie pęcherza (antybiotyk i tabletki rozkurczowe). Meczy się w kuwecie, biega tam co 15 minut, nie może się wysikać, dusi też kupala, ale praktycznie też mu nie wychodzi, bo malutką kałużkę cieczy tylko wydala. Jeszcze jutro rano przed szpitalem zaaplikuję mu zastrzyk i tabletkę, ale co przez następne dni? Zostaje Lui, ale przy całym jej uroku, to ja tu robię za Doktora Schwintucha...

      Usuń
  8. Lui musi poradzić sobie sama. Kota zawinąć w ręcznik ,usiąść na podłodze -kota między nogi . Złapać za pyszczek od góry jedną ręką -odchylić do tyłu pyszczek i włożyć na język tabletkę. Szczękę od dołu zamknąć drugą ręką - przytrzymać aż połknie i puścić .
    A najlepiej to zostawię jej linka do strony pomocowej - wszystkie porady w jednym miejscu -polecam - na pewno się przyda ! Zwłaszcza CZĘŚĆ IV
    KOCIE ZDROWIE: profilaktyka, diagnostyka, leczenie :
    http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=27018

    Kciuki za Ciebie i Mefista ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za pożytecznego linka - nawet dokumetacja fotograficzna jest :) Zagonię zaraz Lui do Lektury, ale i na żywo pokażę co i jak :)

      Usuń
  9. W pierwszej kolejności muszę przyznać, że nie mogłam się powstrzymać od uśmiechu kiedy czytałam Twoją relację z przybycia nagrodowej przesyłki:)) Zresztą dzieję się przy czytaniu wszystkich Twoich postów:)
    Trzymam kciuki za zabieg! I nie martw się, Lui da sobie radę z Mefisto (swoją drogą mam nadzieję, że jego infekcja szybko minie). Kiedy człowiek jest postawiony pod ścianą i nie ma kto mu pomóc, potrafi radzić sobie z ekstremalnymi sytuacjami:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy ja jestem postawiony pod ścianą to... dobrze, aby był tam pisuar :)))) Zbieram się do pakowania. Do usłyszenia za kilka dni.

      Usuń
  10. Wszyscy uwielbiają Twoje teksty.. :) Zazdrość normalnie! Rusz się człowieku i warsztaty jakieś poprowadź "jak pisać, żeby uzależnić czytajacego":)

    Prezent fajny rzeczywiście, w życiu nie używałam zaparzacza!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, jak miło, że piszesz tak o moim pisaniu :) Wiesz ile razy miałem wątpliwości co do sensu prowadzenia tego bloga? Jakiś taki cudak jestem, że we wszystkim co robię jawią mi się jakieś wątpliwości co do jakości, sensu, zrozumienia... ech... marudzę :)

      Usuń
    2. Acha, zaparzacz kubeczkowy świetna rzecz, ja sobie pokrzywkę popijam, można też inne ziółka lub zieloną herbatę, ale nie lubię za bardzo.

      Usuń
  11. Wprawdzie zadałam to pytanie u siebie, ale nie wiem czy tam zajrzysz: Jak się czujesz??? Obolały? Cieszysz się, ze już po???? Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń