środa, 1 sierpnia 2012

Kot a teściowa. KOTmiks wyjazdowy.

W dzisiejszym KOTmiksie wyruszymy za miasto...


Muszę w tym miejscu nakreślić kilka zdań wyjaśnienia.

1. KOT miks przedstawia oczywiście hipotetyczną i zupełnie dla mnie niemożliwą sytuację. Oczywistym jest, że nigdy nie wywiózłbym i nie pozostawił gdzieś w lesie Mefisto, a myśl pozbycia się kota nigdy by mi nie przyszła do głowy. Ci którzy tak postępują (a zdarza się to szczególnie często w wakacje) są godni jedynie pogardy i potępienia. KOTmiks miał ukazać przywiązanie kota do swego opiekuna nawet do tego najgorszego - nikt mi nie wmówi, że koty są na tyle indywidualistami, że nie kochają i nie tęsknią! Ci, którzy tak twierdzą (głównie psiarze) to dla mnie chomąta przepocone, ich ojcowie byli chomikami a ich matki śmierdzą skisłymi jagodami! KOTmiks mówi też o wyjątkowej orientacji kotów w przestrzeni, takim swoistym GPS-ie, który podobnie jak gołębie posiadają koty (parz choćby: Kot pocztowy).

2. Mimo różnych myśli w przeszłości, nigdy też nie zapakowałem do bagażnika owiniętą w dywanie eks-teściową i nie wywiozłem jej w odludne i dalekie miejsce... Nie udało mi się nigdy znaleźć tak obszernego a zarazem taniego dywanu...

3. Powyższy KOTmiks miał być początkowo zupełnie inny i mieć inną wymowę. Wpisując się w akcję "Nie jestem śmieciem" miał poruszać okropny temat bezdusznego pozbywania się zwierząt, szczególnie w wakacje, gdy ludzie wyjeżdżają na urlop i "nagle" ich czworonożny przyjaciel staje się przeszkodą. Wydaje mi się, że ten temat jest aktualny stale, nie tylko w sezonie urlopowym, więc prędzej czy później stworzę właściwy w serii "Mefisto - Koci Mściciel" - póki co przygotowałem dwa proste plaKOTy, które opublikuję i stosownie opiszę w następnym poście.

Na koniec informacje dla tych, których interesuje mój stan zdrowia. Wróciłem już do domu, zostałem wypisany ze szpitala wcześniej niż myślałem i chyba wcześniej niż powinienem być wypisany - praktycznie nazajutrz po zabiegu. Nie wiem, czy źle obliczono ilość przyjęć pacjentów co do ilości wolnych łóżek, czy szpital miał do wyrobienia jakąś normę, ale o świcie zarządzono masowe wypisywanie. Trochę to dziwne, bo większość z nas była średnio kumata po zabiegach, po wizycie lekarza kazano nam się pakować, a na nasze łóżka już dybali nowo przyjęci. Siedzieliśmy tacy zamotani, z opuchniętymi i krwawiącymi nosami na korytarzu - wyglądało to tak jakby doszło do zbiorowej bójki. Ten cały NFZ nazwałem Nazistowskimi Formacjami Zbrodniczymi, czyli germański najeźdźca znów gnębi polski naród, tym razem w służbie zdrowia...

Ja osobiście zniosłem bardzo dobrze zabieg, inni przespali cały dzień i noc po narkozie, potrzebowali środków nasennych lub przeciwbólowych, mamrotali coś bez sensu i ogólnie zachowywali się jak zombie, a mnie jakoś nosiło. Nie przespałem nocy, bo po salach rozlegało się okropne chrapanie (nic dziwnego, każdy miał w nosie świeże rany i tampony/bandaże). Nawet przyłapano mnie i zrugano podczas mojej wyprawy do Biedronki, w kapciach, opatrunkiem na twarzy i gustownej pidżamce - cholerny nałóg (papierosy)!. Dziś czuję się tylko trochę gorzej, kręci mi się w głowie, nie odespałem zabiegu i narkozy, jeść też za bardzo mi się nie chce, bo nie czuję zapachów a więc i smaku, gardło mam podrażnione przez rurę, którą tłoczyła tlen do płuc podczas zabiegu. Jest też bardzo upalnie i duszno, więc i jakieś takie zamroczenie a i gojenie gorzej przebiega (z nosa wciąż kapie krew). Choć to zdjęcie mocno chrystusowo-cierpiętnicze to da się przeżyć - nie mogę się tylko doczekać, gdy odetchnę wreszcie pełną piersią.

Rozczulanie się nad sobą zresztą i tak nie jest w moim stylu, a i nie mogę sobie na to pozwolić, bo mój bidny Mefisto wciąż jest chory. Lui Lu nie bardzo radziła sobie z podawaniem tabletki, o zrobieniu zastrzyku to wogóle nie było mowy. Stresowała się przy tym bidulka bardzo - uznałem  więc, że pod moją nieobecność lepiej już zapłacić weterynarzowi (mimo, że u nas kiszka finansowa straszliwa), by wykonał aplikację i iniekcję w tych dniach, niż by się męczyli i Mefisto i Lui. Dziś już sam pojechałem do weterynarza, obadaliśmy Mefisto, pęcherz powoli wraca do normy, sika już w miarę poprawnie, gorzej z kupką, liczymy że unormuje się to wkrótce, po antybiotyku, zastrzykach i witaminkach, które mu już sam będę podawał. Dobra wiadomość jest taka, że Mefisto utrzymuje stałą wagę oraz to co widzimy na USG jako dziwną masę nie powiększa się, a nawet lekko się zmniejszyło - cały czas zakładamy, że są to "tylko" powiększone węzły chłonne krezkowe a nie (tfu, tfu, odpukać, odpluć) jakiś nowotwór...

Na dzisiaj to tyle wieści, muszę się położyć na chwilę, bo złapałem karuzelę przed oczami. Mój Mefisto dzielnie asystował mi przy pisaniu tego posta, leżąc przede mną na biurku i wlepiając we mnie swe kochające i wierne oczęta...



16 komentarzy:

  1. Dobrze Cię widzieć ,choć wolałabym w lepszym stanie ;)To co opisujesz o szpitalu i wypisie na drugi dzień to jakaś masakra ! Brak mi słów po prostu :((
    Dobrze że wziąłeś sprawy w swoje ręce w sprawie Mefista,ale oszczędzaj się jeszcze jak tylko możesz ...;)
    Komiks rewelacyjny :)))
    Kciuki za szybkie gojenie !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wziąłem sprawy w swoje ręce i tak jest najlepiej, tyle że chyba jednak nie do końca jeszcze jestem kumaty, bo po powrocie od weterynarza uświadomiłem sobie, że tabletki owszem i mam, ale zastrzyki zostały w lecznicy! Tak więc jutro i tak tam muszę wrócić, kurdeż no!

      Usuń
  2. Dobrze, że już wróciłeś ze szpitala choć faktycznie taki szybki wypis wydaje się kosmiczny. Oby teraz szybko wszystko się zagoiło i żeby faktycznie było lepiej!
    Trzymam kciuki za Mefisto. Problemy z pęcherzem przerabialiśmy z Bazylem. Na szczęście odpukać od dłuższego czasu jest spokój - lecznicza karma działa a Bazyl je ją cały czas.
    Zdrowiejcie obaj szybko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te problemy z pęcherzem, podatność na infekcje, przeziębienia to niestety pokłosie tych choróbsk (a właściwie powikłań po nich) po schronisku. Już się z tym musimy liczyć, że ta moja sierotka zawsze chorowity będzie, ale też zawsze będę nad nim czuwał. Oby nigdy już się nie zdarzyło, że nie mogę być przy nim i opiekować się nim z jakiegoś powodu.

      Usuń
  3. Ty nie pisz źle o teściowych , bo tu same teściowe :-)))
    A w ogóle kto Ci dał w nosa?
    Gdzie i na jakim weselu ??
    Dlaczego wy obaj chorzy?
    Co to za porządki...

    Wracać do zdrowia natychmiast i bez znieczulenia...
    Pozdrawiam i zdrowia życzę :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Upsss... zapomniałem, że tutaj jak i w całej kociosferze to sam Babiniec :)Czyjeś matki, żony, córki, kochanki i za przeproszeniem teściowe również :) Nie wiem już sam, czy jestem takim rodzynkiem w cieście czy gówienkiem w przerębli :))))

      Usuń
  4. O matko! Nie wiem, co mnie bardziej przeraziło: kotmiks z teściową w dywanie, czy Twoje szpitalne zdjęcie... Wracaj, człowieku, szybko do zdrowia! A kotmiks?... Cóż, niebanalne spojrzenie na problem niechcianych zwierzaków... :-))) Ale podoba mi się! Jak to dobrze, że nie jestem teściową... ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, chyba z tym zdjęciem przegiąłem jednak, tym bardziej że w odmiennych stanach świadomości byłem wtedy. Nie jest już tak źle teraz, nawet przed chwilą byłem na spacerze z Mefisto, choć Lui wyrażała głośny sprzeciw. Ot tak dwie sieroty chorowite i słabiutkie poplątaliśmy się trochę pod domem, bo dusza w nas bajecznie kolorowa i do przygód wyrywna :)

      Usuń
  5. No to nieżle - Ty chory , Mefisto chory - okropność - macie szybko wyzdrowieć :))))))

    OdpowiedzUsuń
  6. Ojejku! Dzieci możesz straszyć z tym bandażem! Powiem Ci, że MójCi też wyszedł na drugi dzień i bardzo się cieszył, bo tak jedna noc w klinice wystarczyła, że ma traumę do końca życia, tak dusił się jeden facet, co miał bezdech senny - MójCi oka nie zmrużył. No a w domu nie było łatwo, ale zawsze to w swoim łóżku. Już niedługo będziesz się cieszył efektami, ale swoje trzeba odpękać:(
    Pięknie napisałaś o Mefisto, szczęściarz z niego, że ma Ciebie!
    Komiks dość makabryczny, ale świetnie łączy rzeczywistość z marzeniami niektórych.Powiedziałabym, że niesie przesłanie: planujesz wywieźć kota do lasu? Teściową se wywieź, zobaczymy czyś taki odważny!
    Cieszę się z powodu kubków i Lui:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, czyli z TwójCiOnym pełne zrozumienie, wprawdzie w domu mam chrapiącą Lui i miauczącego Mefisto, ale całonocne odgłosy charkania, przełykania, chrumkania i wiele innych dźwięków, o których człowiek nie miał pojęcia, że można je paszczowo wydobyć, w wykonaniu kilku delikwentów na sali to zdecydowanie zbyt niestrawna dla mnie kakakofonia. A dzieci to i bez bandaża mogę straszyć, wystarczy pokazać im abstrakcyjnie dość skonstruowane przez dowcipną Naturę moje uzębienie :)
      Kotmiksa oczywiście zrobiłem jeszcze przed pobytem w szpitalu, tyle że nie zdążyłem go już opublikować. Myślę, że łatwiej byłoby jednak wpakować teściową do bagażnika niż niektóre koty do transportera na wizytę u weta :)

      Usuń
  7. Szybkiego powrotu do zdrowia zycze i Tobie i Mefisto!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy, choć z naszym temperamentem i pomysłami, to nie jesteśmy typowymi kuracjuszami, bo nosi nas zamiast wylegiwać się :)

      Usuń
  8. Niezłe nogi ma ta teściowa ;)))
    Wracajcie szybko do formy!! :))

    OdpowiedzUsuń