poniedziałek, 3 listopada 2014

Piszczałek. Pytania, wątpliwości, obawy...

Ten wpis był właściwie aktualizacją poprzedniego ale wielu z was zwróciło mi uwagę, że ludzie czytają tylko to co nowegoim się wyświetli w aktualnościach i rzadko wracają do poprzednich wpisów. Wyciąłem więc "aktualizację" i niczego nie zmieniając wklejam jako osobny wpis bo tak na prawdę nic się nie zmieniło: walczę o życie wspaniałej istotki zwanej przeze mnie Piszczałkiem...

Cały weekend dręczyły mnie różne myśli na temat Piszczałka. Dziś nie wytrzymałem i poszedłem do lecznicy dopytać wiele rzeczy. Oba nowotwory znajdują się bardzo głęboko w przewodzie słuchowym. Nie da się ich ani zobaczyć ani wyczuć dotykiem bo zakryte są chrząstką (wręcz wnikają w czaszkę). Pobranie tkanki poprzez biopsję jest niemożliwe, więc należy rozciąć mu tył głowy aby dostać się do tych miejsc a to wymaga narkozy i w przypadku złośliwości tych tworów naruszenie ich stanowi poważne zagrożenie. I tu właśnie jest duże prawdopodobieństwo, że jest to jednak nowotwór złośliwy a ten w drugim uchu jest jego przerzutem. Istnieje też kwestia gojenia rany po ewentualnym zabiegu, uszka wciąż są bardzo zanieczyszczone zarówno ze świerzba jak i "wydzielin" guzów, do tego bardzo niepokojące jest krwawienie nie z samych nowotworów lecz ich okolic. To wszystko prowadzi do konkluzji, że skoro pobranie tkanki wiąże się z narkozą, zabiegiem, naruszeniem prawdopodobnie złośliwego tworu oraz możliwościami powikłań to równie dobrze można próbować wyciąć te guzy - w obu przypadkach narażając życie Piszczałka na poważne ryzyko. Aby dowiedzieć się czy nowotwór nie objął też kości czaszki można wykonać rtg, pomijając że musiało by się to odbyć w znieczuleniu to gdyby tak rzeczywiście było to nazwijmy to brutalnie nie byłoby już żadnej nadziei. Kontrast nie da właściwego obrazu ze względu na zainfekowane i krwawiące uszy... Piszę to bardzo chaotycznie ale to bardzo skomplikowany przypadek, rodzący więcej pytań, wątpliwości i obaw niż odpowiedzi.

Ustaliliśmy więc z weterynarzem, że nie będziemy działać pochopnie aby Piszczałkowi nie zaszkodzić, by próbując leczyć nie zabić go przedwcześnie lub nie sprawić mu dodatkowych cierpień. W czwartek wykonamy następne badania, "zajrzymy" mniej inwazyjnie do ucha i podejmiemy kolejne kroki. Pośpiech nam tu nic nie da, wierzę że weterynarz wie co robi i znajdziemy najlepsze rozwiązanie.



PS Wracając z lecznicy z dokumentacją Piszczałka uderzył mnie w oczy szyld jakiegoś lokalu gastronomicznego... aż mnie wryło w ziemię bo odczytałem "Piszczałka" zamiast "Pizzałka". Kocham go i nie pozwolę mu zginąć. Jedno życie dostał od swoich rodziców, drugie dałem mu ja zabierając go z ulicy - nie wykorzystał swego kociego limitu siedmiu żyć, będziemy o nie walczyć.



Spływają do mnie pieniądze od Was... Jestem wzruszony i nie wiem jak mam Wam podziękować.To Wy, jakby nie było obcy ludzie, okazujecie zupełnie bezinteresownie tyle serca gdy człowiek na co dzień przekonuje się, że w różnych sytuacjach życiowych potrafią zawieść nawet bliscy znajomi czy przyjaciele. Wierzę, że Wasza ofiarność i nasze działania przyniosą pozytywne rozwiązanie.

Piszczałek w ciepłym domu ze swoją przybraną psią siostrą Kropką:


35 komentarzy:

  1. Przemek wierzę, że się nie poddasz w walce o życie Piszczałka! Kibicujemy, trzymamy kciuki i będziemy wspomagać jak tylko się da (co zresztą masę wspaniałych odwiedzających ten blog ludzi uczyniło). Pomiziaj od nas Piszczałka i MMM-sy. Ty też spróbuj na spokojnie zebrać myślę, bo jesteś Piszczałkowi potrzebny w dobrej formie psychicznej i fizycznej.
    A&O&K

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to prawda, muszę ogarnąć wiele rzeczy, codzienne problemy, które wysysają siły ale nie może to odbić się na moich M&m'sach*3 i racjonalnym podejściu do kwestii Piszczałkowej. Chętnie wziąłbym teraz urlop ale nie mogę, to co mi zostało to trzymam na czas sterylizacji Moiry. Wasze wsparcie jest niesamowite. Jestem tym totalnie rozłożony na łopatki.

      Usuń
  2. Widzisz, Przemek, ja tylko dalej przekazuje to dobro, jakiego doznalam od blogowej rodziny. Dzieki niej Kira chodzi bez bolu.
    Nigdy nie zdolam splacic tego dlugu, ale co najmniej bede probowala i w przyszlym miesiacu znow wysle. Daj, prosze znac, kiedy dojdzie przelew.
    Trzymam kciuki, zeby sie udalo... ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie wiem co odpowiedzieć. Nigdy się nie spotkałem z taką życzliwością. Nawet tak na prawdę nie znamy się. Jeszcze ni e wiem co kto przysłał bo mój bank bardzo szybko ściąga opłaty ale jak już są jakieś wpłaty to już nie jest tak rychliwy. Ale to nie ważne, rozwaliliście mnie swoimi serduchami!!! Bogowie niejedyni! Jak ja mogę Wam kiedykolwiek się odwdzięczyć!!!

      Usuń
    2. Jak Ci powiedziałam wczoraj, będziesz kiedyś mógł to na pewno komuś pomożesz. Teraz wykorzystaj wszelkie możliwe środki na ratowanie tego cudownego stworzenia, jakim jest Piszczałek♥

      Usuń
    3. tak jak pisałam, nie znamy się, ale widocznie jakiś kredyt zaufania odgórnie posiadasz :-)
      to jest bardzo budujące, co się tu dzieje, prawda?
      Mnie osobiście wydaje się, że ludzie lubiący zwierzęta po prostu powinni być dobrzy, prawda?
      więc ci odwiedzający tego bloga udowadniają, że tak faktycznie jest
      tak trzymaj, Przemku, jesteś fantastycznym facetem, na pewno zrobisz co będziesz mógł, aby uratować Piszczałka. Albo uczynić czas który mu pozostał wolnym od bólu i wypełnionym miłością.

      Usuń
    4. Przemek, Ty sie juz odwdzieczasz, pomoca kotom. Bez Ciebie marny bylby ich los. Zawsze latwiej wielu osobom wysuplac mniejsze kwoty i zrobic sciepe, niz jednej zebrac od razu duza. Tak to dziala. Nie zastanawiaj sie wiec, nie dywaguj po proznicy, tylko korzystaj z dobra i pomagaj dalej swoim podopiecznym. ♥

      Usuń
    5. Oj, dziewczyny, dziewczyny. Może i dobrze, że nie znamy się osobiście bo ten krystaliczny obraz po bliższym przyjrzeniu się mógłby ujawnić jakieś rysy :) Jestem czasem jak ten wadliwy akordeon, który przecieka i jest pełen węgorzy :) To co wyprawiacie to jakieś wariactwo, dostaję mnóstwo maili a na konto spływają pieniążki. Z niecierpliwością czekam na jutro, zważymy Piszczałka, zbadamy, ponownie zajrzymy do uszka, może też podejmiemy jakąś decyzję. Miotam się od kilku dni z ambiwalentnymi myślami: analizuję to wszystko i raz wychodzi mi, żeby nie ruszać, nie rozgrzebywać "obcego" a raz wyrywam się, że nie ma na co czekać, ciąć trzeba jak najszybciej...

      Usuń
  3. Aaaaaa.... Jeśli ktokolwiek z Was dzwonił do mnie po południu to chcę poinformować, że mój telefon jest prawdopodobnie podpięty pod komputer w moim biurze. Nie byłoby to nawet złe, bo cisza, spokój, gdyby to nie było moje narzędzie pracy, wysłałem trochę zapytań, mam ustawiony budzik, czekam na jakąś wiadomość... argghhhh..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tia, no właśnie:) wrr

      Usuń
    2. Ja pierdziu... wolałem czasy "analogowe" - teraz bez telefonu jak bez ręki... hmmm... albo jak bez kota :)

      Usuń
    3. Hmm powiedział, co wiedział..... Ha czasy "analogowe", jasne:)

      Usuń
  4. Przemek, ja ostatnio gonię w piętkę, ale czytam i oczywiście możesz na mnie liczyć. Z przyjemnością wspomogę tę kochaną kocinkę.
    Brzmi to wszystko strasznie. Nie pozwól mu cierpieć ponad miarę. Wiem, że wiesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, nie da się na działać na wielu frontach. Ty robisz jak najlepiej w swojej sferze a ja w swojej i tak trzeba: prowadzić sprawy od początku do końca. Ja to rozumiem, więc i moja obecność na innych blogach jest ostatnio znikoma, bo doba jest coraz krótsza a zamiast siedzieć przed komputerem trzeba działać. O cierpieniu, wiesz, że ja wiem co w pewnym momencie może nadejść, bo to już przechodziłem - nic na siłę, póki jest nadzieja i możliwości to działamy ale nie kosztem cierpienia tej kochanej istotki. Stąd moje dokładne rozeznanie, pytania, wątpliwości, badania i staranie się wypracowania najlepszej drogi, nie dla mnie i mojej miłości do niego ale dla tego burego terrorysty emocjonalnego.

      Usuń
    2. Najgorzej, że te miejsca są tak głęboko umiejscowione.
      Kolejny pech Piszczałka...
      Jak ogólnie on się czuje? Czy ma apetyt?
      Rozumiem, że w tej chwili walczycie (z wetem) ze świerzbem, a czy to krwawienie daje się jakoś zahamować?

      Usuń
    3. Tak, to jest właśnie ta komplikacja, że to takie trudno dostępne miejsce i to w obu uszach. Piszczałek ma apetyt a mimo to chudnie. Krwawienie nie bardzo jest jak powstrzymać, tam wszystko jest podrażnione zarówno przez świerzb jak i nowotwór a każda ingerencja podrażnia dodatkowo. Same guzy powodują, że zbiera się za nimi "syf", który utrudnia walkę ze świerzbem i osłabia gojenie się ran. On w ogóle ma pecha, nie udało nam się np. przepchać kanalika łzowego bo ma niespotykaną czarną pigmentację i trudno namierzyć, w którym miejscu mu się tam zrosło.

      Usuń
  5. Dokładnie, zbieraj łopatki i inne detale - kiedyś będziesz mógł to pomożesz :)
    Dobra energia zawsze wraca, o.
    Z potrojona siłą.

    I spać. Bo siły trzeba.
    Dobranoc.

    OdpowiedzUsuń
  6. Biedny Piszczałek! Napiszę mejla.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jakas plaga:( Marmalade tez walczy z rakiem.. bardzo ładny filmik

    https://www.youtube.com/watch?v=SQudKvrwDAU

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Filmik rewelacyjny i motywujący! Złapmy raka za siusiaka i won!

      Usuń
    2. Wiecie co ja czasami mysle ze te nasze kociki rózne świństwa w tych karamch jedzą , tak samo jak my w naszym ludzkim żarelku. I potem co ? Co raz więcej raka i u ludzi i u zwierzaków .....

      Usuń
    3. To jest trochę tak, że mamy większą świadomość na temat kotów, chodzimy do weterynarza nie tylko gdy coś dzieje się złego, jest teraz sprzęt i możliwości zbadania. Wcześniej ludzie też mieli koty ale chodził dopóki chodził, żył ile żył, coś mu się działo to zwalano na starość albo "coś mu było", nikt nie zastanawiał się czy to rak, wątroba, nerki. Ale i dzisiaj pełno jest tumanów, którzy "kochają" zwierzęta a nadal żyją w ciemnocie z bajek o kocie z rybą na wędce, chłepcącym mleczko, spadającym z wieżowca na cztery łapy, itd. Ale masz rację z żywieniem. Kilka razy to poruszałem na blogu. Syf jaki jedzą zwierzęta i ludzie równie dobrze można by zastąpić pieczonym kanałowym szczurem.

      Usuń
    4. Przy moich pokatarowych widzę, że zmiana karmy z mokrej na chrupki im pomogła jak były małe, potem dowiedziałam się czym jest tak naprawdę whiskas i tak człowiek się uczy, aż ma koty na bezzbozowej karmie. Dzisiaj wyszukalam też że są mokre bezzbozowki jak kot mało pije. I efekt taki, że mam kota Salema od 10 lat żył na whiskasie a dzisiaj już właściciele douczeni i whiskasa nie ma od jakiś dwóch lat.
      Prawda taka ze człowiek się uczy całe życie. I nie zawsze zmiana wyjdzie na plus. Miałyśmy to szczęście że nasze lubią wodę, i że jakoś się na bezzbozowa dały przestawić. Jaguar schudł na niej pół kilo. A czasem ma się takie lobuzy co puszka i koniec weź idź człowieku z tymi chrupkami. A koty są uparte. Fakt że ja bylam z moimi uparta i na szczęście wygrałam. Ale bywają koty uparte bardziej ode mnie ;)
      Myślę że znaczenie ma też nie tylko karma ale sama atmosfera. Jak są nerwy jakieś bo np. Bank męczy czy choroby jakieś, czy zmartwienia to tez koty czują i się stresuja. Chyba jak dziecko za bardzo biorą do siebie wtedy i odporność spada i mamy przeziębienie. Wszak koci katar też bierze się ze stresu, bo stres zabija odporność.
      Dobra starczy. Kciuki za piszczalka trzeba trzymać. Wiec łapie je i zasypiam, by miał dobre wieści. Mi się skompkikowalo to niech wam się w końcu wyprostuj. No. Walcz burasku.

      Usuń
    5. Cześć Wiewióro, trochę sobie mailujemy na różne tematy więc tutaj króciutko: dla mnie podstawowym wyznacznikiem karmienia kotów jest ich mięsożerność dlatego codziennie jedzą surowe mięcho na obiad a karmę gotową daję im rano przed pracą bo nie ma czasu na certolenie się z wydziwianie pokrojonymi kawałkami każdemu z trzech na inną modłę :) Suchą je tylko Morfeusz bo jest maniakiem "chrupek" ale przez to robi mega śmierdzące kupy :) Masz rację ze stresem, koty wyjątkowo są "uczulone" na stresowe sytuacje i wyczuwają nasze emocje. Tu nawet nie trzeba krzyków, wrzasków czy awantur domowych ale nasze nastawienie i kondycja psychiczna. Wiem też po sobie jak stres wpływa na organizm, człowiek jest wypluty z energii, poirytowany, zaczyna mieć kłopoty zdrowotne i spadek odporności. Dzięki za trzymanie kciuków. Do jutra powinienem mieć dalsze wieści o Piszczałku bo dziś go ponownie zbadamy i pozaglądamy do uszka.

      Usuń
    6. No ja z kolei w surowe się codziennie nie bawię dlatego szukałam bezzbożowej z dużą ilością mięsa no i jest :)
      Hahaha, ale wiesz, może Morfeusz robi śmierdzące botaki jego urok? Nam Mordimer (co nie wytrzymał przestawienia się na blok z powrotem) jaka karma by nie była, jak on się zwalił to było czuć w drugim końcu mieszkania. Nieważne czy lepsza karma, czy marketowa, czy puszka, czy saszetka. Więc w sumie dobrze, że żyje w domku z ogródkiem i załatwia się na dworze, starsza Pani conajwyżej ma prezenty w grządkach :D

      Usuń
    7. PS. Niecierpliwie czekamy na wpis o Piszczałku!
      Mi też głowa puchnie, więc już zostawiam temat lecznicy co zrobiła mi krzywdę na psychice, jak i tematy poboczne, i staram się nie denerwować. No poza wieściami o Piszczałku bo to jak on się wtula w Ciebie na zdjęciach stoi mi przed oczami, że nie może tak być, żeby poszło coś źle.
      Nie może i koniec.

      Usuń
  8. Najważniejsze że kotek jest w dobrych rękach. A przypadek rzeczywiście bardzo skomplikowany :((
    Małe co nieco od nas też poleciało ...;)
    Kciuki i głaski dla koteczka <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że zrobimy to co można ale już się i niecierpliwie i martwię bo tu tyle niepewności. Może dzisiejsze badania rozświetlą to trochę. Dam oczywiście znać. "Pesos" doszło i to chyba nie jeden raz :) Wielki podziw i szacunek dla Ciebie i innych bo wiem, że w tych czasach nikomu się nie przelewa.

      Usuń
  9. Od rana myślę i trzymam kciuki... /MM

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja też oczywiście czekam na dzisiejsze wyniki.

    OdpowiedzUsuń
  11. No i??? Kurcze. Czekam. W stresie. ;>

    OdpowiedzUsuń
  12. Przemek pewnie śpi.
    Ja też znów zajrzałam w oczekiwaniu.

    OdpowiedzUsuń
  13. Cześć dziewczyny. Wybaczcie brak wieści "na gorąco". Wczorajsze badania nie rozwiały moich wątpliwości ale o tym zaraz napiszę w nowym poście. Nie zasiadałem już wczoraj wieczorem do komputera. Dość szybko "padłem na ryja", jestem zmęczony i zestresowany a z powodu pełni jestem niewyspany i męczę się kilka dni przed, w trakcie i po. Do usłyszenia za chwilę w nowym wpisie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Toż to kieżycowy- męski PMS :-)
      Taki żarcik :-) :-) :-)

      Na powaznie czekamy baaardzo na wiesci o Piszczałku. Tak strasznie mi szkoda tego kotka no !!!

      Usuń
    2. To raczej moja wampirza klub wilkołacza natura. Wpływ księżyca odczuwam nawet gdy go nie widzę, mógłbym przebywać nawet w jakimś bunkrze bez dostępu jego poświaty a i tak działa na mnie.

      Usuń