czwartek, 11 grudnia 2014

Bracia w niedoli

Prowadzić kociego bloga jest prosto. Koty, swymi charakterami, temperamentem i pomysłowością co dzień dostarczają tematów na nowe wpisy. Wolałbym jednak aby pewne sfery kociego życia nigdy nie musiały się tutaj pojawiać. To był ciężki rok, który nawet jeszcze się nie skończył i bogowie niejedyni wiedzą jakie niespodzianki jeszcze przyniesie. Tragiczna śmierć Morgana, choróbska i przypadłości M&M'sów, przypadek Piszczałka, którego uratowaliśmy z ulicy, podleczyliśmy, postawiliśmy na nogi a chichot losu zesłał mu nowotwór ucha, z którym walczymy ale ze względu na ryzyko nie zdecydowaliśmy się usunąć.

Koty wzięte z ulicy lub schroniska obarczone są złymi i często bolesnymi doświadczeniami swego dotychczasowego podłego życia, które w większości przypadków zapewniła im okrutna istota zwana człowiekiem. Ich przeszłość często jest nam niewiadoma tak samo jak ich stan zdrowia, przebyte choroby czy urazy. Łączy ich jedno, są to "pacjenci" podwyższonego ryzyka a przewlekłość nie leczonych wcześniej chorób często pozostawia w ich organizmie, narządach i systemie odpornościowym ślad w postaci narażenia na szybsze zachorowania, przeziębienia i infekcje. Przykładem takich pacjentów specjalnej troski są Piszczałek i Mefisto, których obu zabrałem wczoraj do weterynarza. Piszczałkowi wykonałem ponowne badania krwi, rtg klatki piersiowej i otoskopię uszek a Mefisto, no cóż, dopisuje kolejne rozdziały do swej wielkiej księgi chorób (patrz: M.E.F.I.S.T.O. - Miaucząca Encyklopedia Futrzakowych Schorzeń Treściwie Opisana >>>)...

Jakiś czas temu wyczułem na jego piersi guzek. Nie jestem panikarzem ale w przypadku tak doświadczonego przez choroby Mefisto każda nieprawidłowość jest niepokojąca - tym bardziej, że kilka miesięcy temu poddaliśmy go zabiegowi usunięcia guza z policzka, który w badaniu mikroskopowym wykazał zmianę nowotworową o charakterze raka przypodstawnokomórkowego (Mefisto po zabiegu 1 >>>, Mefisto po zabiegu 2 >>>, Wyniki badań >>>).

Ze względu na jego miejscową złośliwość spodziewałem się ewentualnego odnowienia guza w okolicach policzka ale liczyłem, że nawet do tego nie dojdzie. Pojawienie się guza na piersi włączyło w mojej głowie lampkę alarmową. Obserwowałem jego zmienną dynamikę - guz powiększał się, malał by znowu się powiększyć, zmieniała się jego twardość i kształt. Istniała jakaś szansa, że jest to "zwykły" tłuszczak ale mając na względzie dotychczasowe przypadki Mefisto nie chcieliśmy ryzykować i podjęliśmy się zabiegu.



Wczoraj usunięto Mefisto guzek skóry o wielkości 6x4 mm, homoechogenny z cechami zapalnymi. Podczas przygotowań do zabiegu weterynarz zauważył jeszcze dwa guzki... Drugi usunięty o wielkości 5x8 mm był umiejscowiony podpowięziowo w tkance podskórnej, homoechogenny, mocno hyperechogenny (jak tkanka chrzęstna). Trzeciego ze względu na niebezpieczne położenie nie dało się usunąć... Możemy więc tu już mówić o chorobie nowotworowej, która może się dalej rozwijać. Wysłałem wycinki guzków do Katedry Anatomii Patologicznej do Lublina ale na wyniki przyjdzie nam poczekać co najmniej miesiąc...





Mam troszkę "lepsze" wieści dotyczące Piszczałka. Z prawym uszkiem jest już prawie dobrze:

Ucho prawe z dnia 30.10.2014:

Ucho prawe z dnia 10.12.2014:

Na powyższym zdjęciu mamy już niemal czysty przewód słuchowy z widoczną błoną bębenkową i znajdującą się za nią kosteczką słuchową (młoteczek?).

Leczenie przynosi efekty a guz w lewym uszku zmniejszył się o połowę co widać na poniższym zestawieniu: 


Ucho lewe z dnia 30.10.2014:

Ucho lewe z dnia 10.12.2014:

Zdjęcie zostało wykonane przed czyszczeniem uszek - po oczyszczeniu guz wzbudził się i "napęczniał": 


Kontynuujemy więc leczenie "magiczną miksturą" mego weta by guz w lewym uszku zmniejszył się jeszcze bardziej a żeby go nie podrażniać nie będziemy go ruszać czy czyścic przez jakiś czas.

Wykonaliśmy też ponowne badanie rtg klatki piersiowej. Troszkę jakby się "przejaśnia" ale nadal występują zmiany na terenie płuc z przewagą nacieków śródmiąższowych (szczególnie w w płacie prawym) - zaś w lewym płacie płuc przewaga obszarów nadpowietrznych mogących dawać objawy astmy. Morfologia wykazała u Piszczałka wciąż podwyższone leukocyty ale i tak znaczny ich spadek od poprzedniego badania - u Mefisto zaś na odwrót, leukocyty są nieco poniżej normy.

W głowie mi się kręci od tego wszystkiego. Nie wiem co będzie dalej z moimi podopiecznymi, jak to się wszystko potoczy, jaki będzie skutek leczenia ich obu, co przyniosą wyniki kolejnych badań, jak to ogarnąć finansowo, jak to wszystko interpretować, jakie najlepsze kroki podjąć, z czym przyjdzie się jeszcze zmierzyć...


30 komentarzy:

  1. Przemek, chyba nikt Cie tak dobrze nie rozumie jak ja. Kira tez miala w tym roku 3 operacje, a szykuje sie nam nastepna, bo wymacalam jej nowy guzek na sutku. Dotychczasowe wszystkie byly bardzo zlosliwe.
    Cudowne swieta sie nam szykuja, zyc sie nie chce... :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mario też mam kotkę z diagnozą gruczolakoraka o wysokim potencjale proliferacyjnym. Zanim przyjechała do mnie miała już usunięte pół jednej listwy. My w zeszłym roku usuwaliśmy pół z drugiej strony. Kotka jest pod opieką onkologa. Rozważaliśmy profilaktyczne usunięcie pozostałych listew na raz ale mamy za mało skóry. Kotka jest za szczupła. Może pomyślcie nad usunięciem pozostałych listew, i jeszcze jedno czy Twoja kotka ma robiony co 6 m-cy rentgen klatki piersiowej?

      Pozdrawiamy cieplutko:)

      Usuń
    2. Ateno, Kira to nasza sunia, a nie kotka. Reszta w zasadzie sie zgadza. Tak, kontrolujemy jej pluca, bo jesli tam raczysko sie umiejscowi, nie ma szans na cala reszte.

      Usuń
    3. O nie wiedziałam Mario. Czytałam, że suczki mają większe szanse na dłuższe życie z tym wstrętnym choróbskiem.

      Usuń
    4. Kira jest juz po mastektomii:
      http://swiattodzungla.blogspot.de/2013/12/po-operacji.html
      Prawie rowno rok temu, a teraz znow sie odnowilo na drugiej listwie mlecznej.

      Usuń
    5. Panterko, wiem, że nie tylko u mnie ciągle "schody". Człowiek musi zacisnąć zęby, znaleźć rozwiązanie, zrobić to co trzeba, zdobyć na to środki i wytrzymać różne przeciwności choćby dla tych kochanych istot, za które jest się odpowiedzialnym. Mnie najbardziej martwi czy one to wytrzymają, czy ich organizmy okażą się na tyle silne by ciągle walczyć. Mefisto już tyle przeszedł a ciągle i ciągle coś mu się przydarza. To wszystko jest niebezpieczne, niesie ryzyko i nie daje spokoju.

      Usuń
  2. Moj kochany Mefik :( trzymaj sie malutki:* I Piszczalek tez niech sie trzyma, skad to wszystkie badziejstwo sie bierze :( Rudzis przeciez tez:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten rok jest wyjątkowo obfity w złe zdarzenia. Morgan, Twój Rudziś, przypadki Mefisto, Piszczałka i podopiecznych wielu blogowych przyjaciół. Jakby rozwiązał się worek z klęskami.

      Usuń
  3. Nawet nie wiem jak pocieszyć :(((
    Niedawno kotka mojego brata była operowana. Jeden lekarz kilka miesięcy temu powiedział że guz sutka jest już nieoperacyjny i tylko pozostaje uśpić kotkę .
    Brat nie uśpił kotki , tylko zabrał do domu. Guz był coraz większy i jeszcze ostatnio zaczął się sączyć. Pomyślał że już czas , trzeba jechać do weta , może ostatni raz. Pojechał ale do innego.
    I wiesz co ? Ten nie uśpił kotki , tylko operował . Kotka jest już z miesiąc po zabiegu i ma się dobrze :-)
    Najważniejsze że żyje i jeszcze cieszy się życiem .
    Nie wiemy czy nie będzie nawrotów , ale warto było zawalczyć .
    Piszczałek był przypadkiem beznadziejnym , a teraz pomalutku i jest poprawa. Mam nadzieję że u Mefisto też jakiś cud się zdarzy i zniknie to paskudztwo !
    Mocne kciuki z Mefisto i Piszczałka !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najważniejsze to nie poddawać się i podejmować wszelkie dostępne działania dopóki jest to możliwe. Ktoś kto decyduje o uśpieniu zwierzęcia gdy tylko pojawi się jakiś problem, bez dodatkowych konsultacji i rozeznania możliwości idzie na łatwiznę bo tak jest wygodniej i prościej. Na nic potem łzy takiej osoby. Oczywiście są przypadki beznadziejne gdy pozostaje tylko skrócić cierpienie. Mam nadzieję nigdy takiej decyzji nie musieć podejmować.

      Usuń
    2. Przemek obyś nie musiał. Wierz mi największemu wrogowi tego nie życzę. Stawaliśmy dwa razy przed takimi decyzjami po trudach nierównej walki z chorobą naszych ukochanych zwierzaków.
      Tak, masz rację! Tacy co idą na łatwiznę bo to są koszty, nie są godni nawet płakać za swoim pupilem. Czasami jednak sami weci mówią, że nie ma sensu bo to nieuleczalne i ludzie nie szukając rozwiązań godzą się z tym. Przypadek naszego Kitka był taki: jak padła diagnoza PNN to wetka powiedziała: musza się państwo zastanowić czy chodzić codziennie na kroplówki czy uśpić go to nieuleczalne. My jednak walczyliśmy na ile się dało:(

      Usuń
    3. Z wetami jest różnie. Są tacy, którzy przy trudniejszym przypadku od razu rozkładają ręce i pewnie to wynika z ignorancji i braku wiedzy. A są i tacy, którzy doją z kasy do ostatka bo zrozpaczony opiekun zrobi dla swego pupila wszystko. My będziemy zawsze walczyć mając nadzieję, że zaufanie w kompetencje i wiedzę naszego weta są właściwie odczytane.

      Usuń
    4. Acha, Atena, podziękuj ode mnie Walentynie za przesłanie pierwszej części "Kota, który...". Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    5. Podziękowane!

      Mizianki od cioci dla 3xM i 1xP:) a dla dwunożnych Tawerny pozdrowionka

      Usuń
  4. Tak, ten rok był niedobry, tak jak i poprzedni, ale w tym te wszystkie - jak napisałeś - klęski jeszcze urosły. Oglądałam wczoraj zdjęcia z początku roku i mam wrażenie, że są jak z całkiem innego życia, bo ostatnio bywał to koszmarny sen na jawie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciężko patrzeć z optymizmem w przyszłość - tym bardziej, że dochodzą jeszcze codzienne problemy domowe czy zawodowe. Tak jakby Syzyfowi dokładano za każdym razem kolejny, coraz cięższy kamień a do tego jeszcze dobudowywano kolejne wierzchołki do pokonania.

      Usuń
  5. wiesz... chciałabym, żeby w Polsce było dużoooooo takich Przemków jak Ty,,,
    pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. podpisuję się pod tym Joanno obiema rękami
      trzymaj się Przemku

      Usuń
    2. Joanna, Ewa: Dziękuję za miłe słowa. Pewnie się zaczerwieniłem ale nie widać spośród brody :)

      Usuń
  6. Się wczoraj przeraziłam jak zobaczyłam zdjęcia Mefisto na fb. Nie wiem co powiedziec. Sama dzisiaj idę z Jagusiem z dziaslami na kontrolę. Eh te życie kotków...
    i smutno nam ze klon Mefisto ma nowotworowe przeboje... :( oby dało się to jakoś rozwiązać kurcze no, nieee :( przyszły rok nie może być tak smutny... nie może dla nich dwóch...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak aby nie było całkiem smutno: Mefisto dziś czuje się dobrze i bryka jak młody kociak. Oczywiście wyrwał sobie sączek ale na szczęście nie rozwalił szwów. Te guzy musiały mu bardzo doskwierać i zatruwać bo mimo rany jest radośniejszy niż przez ostatnie miesiące.

      Usuń
    2. No to dobrze, że to jednak nie dupalek mu ciązył :P Może teraz schudnie od tych harców :P

      Usuń
  7. Przykro czytać o tych chorobach i cierpieniu Twoich kotów. Jak większość osób, które tu zaglądają rozumiem Cię doskonale. Tak to niestety jest jak ma się dużo zwierzaków. U nas też co chwilę coś się dzieje. W tym roku kieszenie wydrenowała nam choroba Kasi. Jeden plus, że mam fajną wetkę i nie ma problemu z leczeniem zwierzaków na krechę jak zachodzi taka potrzeba. Co też ostatnio musiałamuczynić. Trzymam mocno kciuki za Twoje zwierzaki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ashki, ja ciągle u weta "na zeszyt" :) Na szczęście jest równie wyrozumiały a i zawsze oddaję przy najbliższej okazji albo całość albo na raty.

      Usuń
  8. Każdy właściciel kota czy też psa zawsze przeżywa wszystkie zabiegi i operacje... Nie należy to do przyjemnościm niestety. Wszystko będzie dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, człowiek sam sobą się mniej przejmuje ale nie ma się co dziwić skoro przygarnęło się takie bidy to i odpowiedzialność jest za nie ogromna bo tylko my możemy im pomóc w ich cierpieniach.

      Usuń
  9. Ojej Przemku doczytałam o operacji Mefista :-( Biedny kocurro. Przy całym tym nieszczęściu myślę, że wielkie ma szczęście Mefisto, że jest pod Twoją opieką.
    Cieszę się czytając, że mimo operacji Mefisto czuje się całkiem dobrze. Oby jak najdłużej. Zaciskam mocno kciuki za Mefista, Piszczałka i za Ciebie - bo Ty też potrzebujesz sił aby się nimi opiekować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Ewa. Ogromnie się martwię o tych łobuzów. Wierzę w ich siłę przetrwania i skuteczność naszych działań. Czas pokaże ale ta niepewność jest mocno rozbijająca.

      Usuń
  10. Strach się bać,cholera zabrakło mi słów,a nie chcę się powtarzać.
    Jedno jest pewne dobrze, że na Twojej drodze pojawiają się koty,jesteś dobrym człowiekiem Przemku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdę mówiąc, każdy przypadek i komplikacja jest dla mnie nauką, drążę dany temat, poszerzam wiedzę itp. ale nie mniej jednak to bardzo niesprawiedliwe co ich spotyka i wolałbym dokształcać się wyłącznie teoretycznie.

      Usuń